Odpowiadasz na:

Dziękuję za Wasze odpowiedzi, jestem pewna, że przydadzą się nie tylko mnie, ale i dziesiątkom innych kobiet z Trójmiasta, pewnie mnóstwo osób szuka takich (świeżych) informacji.
Co do... rozwiń

Dziękuję za Wasze odpowiedzi, jestem pewna, że przydadzą się nie tylko mnie, ale i dziesiątkom innych kobiet z Trójmiasta, pewnie mnóstwo osób szuka takich (świeżych) informacji.
Co do Wejherowa, to mnóstwo mam do zarzucenia. Jeden z lekarzy (rudy jakiś, nie pamiętam nazwiska), na którego początkowo trafiłam, był bardzo nieprzyjemny kilka razy, czułam się traktowana jak przedmiot (jego przykładowy tekst: "to nie prywatny gabinet, będzie boleć"), i tak przy każdym badaniu. Pobrano mi mocz przez cewkę moczową - przez kilka godzin oprócz bólów porodowych towarzyszył mi silny ból cewki. Kazano mi zrobić lewatywę - która oprócz nieprzyjemności nic nie dała, bo pomimo braku jedzenia w czasie porodu stało się wiadomo co (co oczywiście zostało skomentowane). Z powodu braku postępów porodu przebito mi także pęcherz płodowy, na co teraz bym się już nie zgodziła, bo wiem, że to niewskazane. Oksytocynę podano mi bardzo późno, po wielu godzinach skurczy co 3 minuty. Około godziny 21.30 usłyszałam "pół godzinki i dziecko będzie na świecie" - rodziłam do wpół do pierwszej ze skurczami partymi co chwilę. Lekarz wypychał mi dziecko uchwytem Kellera - jak wiem teraz, również niezalecanym przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne. Pod koniec lekarz i położna byli spanikowani, dziecku spadło tętno - urodziło się kompletnie fioletowe (!!!). Nie dość, że mnie nacięto zapobiegawczo (teraz też się na to nie zgodzę), to pękła mi tylna ścianka macicy. Lekarz zaszył mnie tak mocno, że przez wiele miesięcy po porodzie seks był bardzo, bardzo bolesny (nie, nie byłam spięta), a do teraz (!) nie odzyskałam pełnego komfortu sprzed porodu.
Oczywiście, nikt nie spytał mnie o plan porodu, nikt w ogóle nie usiadł i nie porozmawiał ze mną na temat porodu. Decyzje podejmowane były beze mnie, obok mnie.
Ponadto pamiętam bardzo nieprzyjemne traktowanie po porodzie, z zerowym wsparciem położnych. W upokarzający sposób kazano nam co rano "pokazywać krocze", zostałam po porodzie rano (po kontakcie skóra do skóry około 3 w nocy zasnęłam) skrzyczana, że jak to się jeszcze nie obudziłam, nie spionizowałam i nie przygotowałam na obchód. Kilka razy byłyśmy strofowane jak dzieci, nie pamiętam już za co.
Nie umiałam poradzić sobie z karmieniem, a położna laktacyjna powiedziała, że mam zbyt płaskie sutki (!!!!!!!!) i nie dam rady karmić. Pomimo moich próśb, nikt nie poświęcił mi chwili, żeby pomóc w karmieniu. W szpitalu mały dostawał tylko MM, po powrocie do domu przez kilka dni walczyłam i uczyłam się karmić 0- dziecko już nie chciało jeść, bo łatwiej było mu ssać z butelki - ale udało się, i karmiłam piersią przez kilka miesięcy.
Ogólnie ze szpitala wspominam upodlające traktowanie na niemalże każdym kroku (oprócz młodej położnej z długimi ciemnymi włosami, która przyjmowała poród, była wspaniała). Wspominam ból, upokorzenie, koszmar, budzenie się z płaczem jeszcze kilka miesięcy po porodzie.
Mam tylko nadzieję, że kolejny raz nie będzie gorszy. Do Wejherowa w każdym razie nie będę już jechać.

zobacz wątek
7 lat temu
~Kasia

Odpowiedź

Autor

Ogłoszenie
Polityka prywatności
do góry