Zrobiłbym epoksyd wczesniej, na fugach w kuchni, ale koloru nie znalazłem :/

Przyszedł czas na blaty kuchenne.
Nie ufam fabrycznym, z wiórpłyty obciągniętej laminatem.
A na konglomerat czy marmur, robione na wymiar, mnie nie stać.
Zrobiłem z OSB 25mm, zaimpregnowanej a w szczególnie wrażliwych miejscach (czyli: dziura pod zlewozmywak czy blat kuchenki) dodatkowo pociągnięte folią w płynie. Szpary wypełnione silikonem oczywiście.
Na to przyszły kafelki. Gres szkliwiony 30x60 cm
"Trudne" wycięcia zrobiłem u nich (to nie reklama - to wdzięczność :)

Mimo, że w miejscu, w którym pierwszy raz zastosowałem tę konstrukcję blatu, fuga ceramiczna sprawdza się od przynajmniej 10 lat... chciałem epoksyd. Ze względu na nieufajdliwość :D

Podchodziłem jak pies do jeża.
Nie lubię robić rzeczy niodwracalnych i niepoprawialnych. A tak mi się widziała fuga epoksydowa :)
Pooglądałem masę filmów na YT... choć szczególnie Ślązaki mi się spodobali ;)

Wiaderko, które kupiłem (2 kg) zawiera 2x 1kg fugi i utwardzacza. Ten 1 kg podzieliłem na 4. Utwardzacz tyż.. ławo się dzieli.
Rozrabia się na ciepłe masełko. Nie trzeba podgrzewać.
Część blatu, którą robiłem tydzień temu, spieprzyłem. Ale tylko ja o tym wiem. Laik nie zauważy :)

Nauczka ze "spieprzenia": nie masz doświadczenia z produktem? Poeksperymentuj wcześniej :)

Druga część blatu, którą robiłem dzisiaj, wyszła perfekcyjnie.
Nie uważam tego słowa za przesadę.

Teraz coś, czego się nauczyłem między pierwszym a drugim blatem:
- nie wiem, czego używali Ślązoki. Fuga, której ja używałem (Atlas 136 Silver) wiąże dosyć długo.
W nakładaniu: coś między ciepłym masełkiem a gipsem szpachlowym. Ciśnienie czasowe jest, ale niewielkie. Każdy sobie z nim poradzi, o ile nie będzie próbował za dużych płaszczyzn na raz ogarnąć.
- pierwszy blat spieprzyłem, bo za szybko zmywałem fugę. No stres... trza te dobre pól godziny dać.
- czystość uber alles. Fugę kładziemy "na gotowo". Ja kładłem stalową szpachelką. Gumowa raczej by się nie zdała. Ściągnięte wszelkie nadmiary z płytek. I wygłaskane już szpachelką.
- doskonałe światło. W zasadzie od tego powinienem zacząć :)
Szczęśliwe/pechowo... dobrałem sobie kolor fugi PERFEKCYJNIE. Po położeniu na pierwszy rzut oka nie widać różnicy miedzy fugą a płytką. Dopiero w bardzo dobrym oświtleniu.
Ja równałem fugi póki się struna na krawędzi płytek i fug nie pokazała. Jej szerokość jest świetnym wskaźnikiem wyrównania fugi.

Narzędzia:
- szpachelki stalowe.
- czysta i leciutko wilgotna (wyduszona do bólu) gąbka na pacy. Próbowałem z samą gąbką, ale to nie to.
Zero docisku. Wcześniejsze "wylizanie" fugi szpachelką powoduje, że nie rozmazuje się jej ale robi drobne korekty.
- szmata
- ręcznik papierowy. TO już na etapie wykańczania high-end.

Po 2-3h dopiero zaczyna być potrzebna szmata, ręcznik i dobre (naprawdę dobre) światło. Wtedy zmywam kwaskiem cytrynowym jak radzili ślązacy.
Po co kwasek? Nie wiem. Może ktoś z większą wiedzą chemiczną się wypowie ;)
Ale skoro ludzie z doświadczeniem radzą.. to co szkodzi zastosować? :)