Widok

Nie podobali mi się ludzie

Powiem tak: gimnazjum skończyłam dawno temu, bo jestem z rocznika 1988, ale napiszę, jak wyglądały moje wrażenia w tamtych czasach, bo były złe.
1) Napiętnowanie "niepopularnych & brzydkich".
Była sobie bardzo spokojna dziewczyna z starszego rocznika, co siedziała zawsze sama pod klasą, albo kolegowała się z najbardziej nieatrakcyjnymi dziewczynami w szkole. Było też grono popularnych "atrakcyjnych" kolesi- zdaje się roczniki 86,87.
Raz ta dziewczyna kupowała sobie coś w sklepiku szkolnym. Kiedy stała odwrócona do popularnej ekipy plecami, ekipa (4 osoby? 5? 3?) opluła jej po kilka razy plecy. Wyglądało to okropnie. Pamiętam, jak te flegmy z ich gardeł i śliny wyglądały na jej ubraniu. Przykro mi, jak pomyślę, jak musiała dziewczyna się czuć:(
W "lepszym" gronie, pamiętam, był chłopak, na którego mówili Jawor. Proszę bardzo, leszcze i jełopy, może kiedyś to przeczytacie i sobie przypomnicie.
2) Dziewczyny- w ogóle się nie szanowały!!!
Jedna opowiadała raz zadowolona, że odwiedziła kolegów w jakiejś melinie i jak chciała usiąść, jeden podłożył jej rękę pod pupę i wystawił palca pionowo w górę... Chyba myślała, że to był dla niej komplement. Inna siedząc okrakiem na ławce w parku na chłopaku pozwoliła przy ludziach sobie wsadzić rękę za majtki w wiadomym celu. Koleżanki uwielbiały czas wolny spędzać na czatach i prowadzić pornolowate rozmowy z dorosłymi panami. Ja nie miałam do końca gimnazjum chłopaka- koleżanki sugerowały mi więc, żebym się zastanowiła czy nie jestem lesbijką i jak to możliwe, że nie czuję potrzeby seksu. I czemu nawet "nie popróbuję przytulać się albo całować z jakimś KOLEGĄ". Rozumiem, że w tym wieku są osoby, które mogą szybciej dojrzeć i tam sobie uprawiać sex mimo że to chyba niezgodne z prawem, ale heeeeloł.... one nie próbowały się zakochać nawet i jakąś presję wywierały, żeby być jak one. Wystarczyło, że jakiś chłopak się nimi zainteresował i już chciały z nim być. A po jakimś czasie traciły dziewictwa. Życie rodem z patologicznej MTV odchodziło za moich czasów w gimnazjum.
3) Masakryczna próżność, pozerstwo & obsesja na punkcie wyglądu i modnych ciuchów.
Miałam wrażenie, że życie koleżanek z klasy obracało się tylko i wyłącznie wokół ich wyglądu, zdobyciu chłopaka i byciu atrakcyjną z wyglądu dziewczyną+ posiadaniu szpanerskich rzeczy. Do dzisiaj pamiętam te zachwyty: "ale szpaaaan...". Jak poszłam do NORMALNEGO liceum i w reszcie poznałam NORMALNYCH ludzi, zdałam sobie sprawę, że to nie wrażenie, tylko fakt.
4) Nieuctwo.
Nie rób nic przez cały rok (byle zdaj do następnej klasy), a staniesz się bożyszczem klasy i będą wszyscy Cię lubić i wspierać. Testy gimnazjalne poszły fatalnie? To nic, przecież całej klasie (poza kilkoma wyjątkami) poszły fatalnie- czyli z Tobą wszystko ok:D :D Masz bardzo liczną grupę wsparcia:D Większość nie może się mylić w podejściu do życia:D
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 1
Dodałabym jeszcze do tego:
5) Szlajanie się.
Dziewczyny odwiedzały tych leszczowatych kolesi w jakiś blokowych piwnicach, w których mieli siłownie (w pozostałych pomieszczeniach ludzie normalnie mieli piwnice- przerobili sobie pomieszczenie). Jak meliny wyglądały te miejsca. Syf, kiła i mogiła.
6) Klasa uważała, że jej się należy, żebym ja notorycznie dawała im spisywać swoje prace domowe (pomocy w odrabianiu nie chcieli) :D

Jestem przezadowolona, że moje czasy gimnazjalne przeminęły z wiatrem:)
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 1
Cd. przyszłam do gimnazjum jako świetna uczennica i taka też z niego wyszłam, bo jestem jak to niektórzy mi powiedzieli "czasami aż zbyt asertywna".
Ale:
- nabawiłam się przez to gimnazjum notorycznego spóźnialstwa, z którego nie wyleczyłam się do dziś. Czemu? W klasie nie miałam ani jednej, podkreślam: ANI JEDNEJ normalnej osoby. Nienawidziłam przerw, czekania na pierwszą lekcję. Bo jak już byłam między ludźmi z klasy, to nie chciało się wyjść na taką, co to siedzi sama pod klasą i się do nikogo nie odzywa- reszta szkoły by widziała. Trzeba było rozmawiać. A rozmowy to było dno i wodorosty. Gimnazjalne rozmowy: jedna z koleżanek na imprezie wzięła męski organ do ust, klasa o tym szumi. Nie nazywam rzeczy po imieniu, bo wkroczy cenzura i usuną post. Albo rozmowy o szmaceniu się, nawiedzaniu obrzydliwych kolesi w ich spelunach, jakieś krzywe akcje z manipulacjami z podrywami itp. I wiecznie tylko: wygląd, imprezy, chłopacy, towarzystwo. Tak do pożygu. Tak mi to spóźnialstwo weszło w krew, że nijak nie mogę się go oduczyć. A przychodząc z podstawówki, byłam zawsze min. 15 minut przed czasem.
- z tego powodu, że klasa była strasznie słaba, lekcje chyba odbywały się z dostosowaniem poziomu trudności pod nich. Nudziłam się na nich jak mops z tak powolnym tempem, więc żeby zapchać sobie czas, robiłam zadania, czytałam podręczniki do przodu i te pomoce dydaktyczne, co to zazwyczaj na ścianach wisiały. Skutkowało to tym, że wracając do domu miałam odrobione lekcje (często nawet zanim zostały zadane) i często już byłam nauczona czego trzeba. Rodzice uznali, że skoro w domu tak mało spędzam czasu nad lekcjami, to w nic mi nie wierzą, bo zwyczajnie SIĘ NIE UCZĘ- to niemożliwe, żeby na tym etapie szkoła dawała tak mało zajęć do domu (a wg nich, oni wiedzieli, ile uczyć się trzeba, bo mieli oboje wyższe wykształcenie ). Cała rodzina w szerszych kręgach miała o mnie opinię nieroba i czekali na moje potknięcia z uśmiachami. Nic nie pomogło, że testy gimnazjalne zdałam rewelacyjnie, maturę też fajnie i nawet na wymagających studiach byłam piątkowiczem na pierwszym roku.
- przy takiej klasie, nie oszukujmy się, strach jest być olimpijczykiem, brać udział w dodatkowych zajęciach i konkursach, jeśli się nie jest "popularnym", bo zwyczajnie zaszczują. Dzieciak też nie koniecznie musi mieć wystarczającą siłę przebicia, by przeniósł się sam do innej klasy. Poza tym, nie powinno się trzymać uczniów o aż tak zróżnicowanym podejściu do szkoły jak moje i oni. A nauczyciele chyba tego się nie domyślali.

-> żeby "przetrwać" i nie tracić, pojawiła się w moim stylu bycia nonszalancja. Nonszalancja jest odbierana jako nieprofesjonalna i też nie mogę się jej wyzbyć:P Przeszkadza np. w zawodzie przedstawiciela handlowego w przemyśle.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0
A moja wykształcona rodzina, zaczęła w końcu traktować mnie za "za mało pracy" tak okropnie, że zerwałam z nią wszelkie kontakty.

"Dziękuję", panu Dyrektorowi, Pedagogom i Wychowawcy.
Na przyszłość: przydałyby się rozmowy, wyjaśniające rodzicom wzorowych uczniów z klas wybitnie słabych, że świetne oceny to są świetne oceny za wiedzę, a nie obecność. Albo w ogóle rozmowy, powiedzenie czegokolwiek poza rozdaniem kartek z ocenami. Bo rodzice tego nie rozumieją.

Podejrzewam, że nauczycielom jest wygodnie trzymać sobie takie koło ratunkowe między gorszymi uczniami. Ale ja właśnie powiedziałam, za jaką cenę to się odbywa.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Cd2: Jako dobra koleżanka zasugerowałam, że mogę udostępnić odrobione lekcje za 20 gr na cały dzień od jednej osoby. Nie chcieli. Zdecydowanie mi się nie podobali:D
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
20 albo 50 gr. To była jakaś korzystna oferta.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0
Jesteś normalna? Piszesz sama do siebie? Przeżywasz czasy gimnazjalne na nowo?
Dzisiaj masz 27 lat i z tego opisu wnioskuję, że jesteś sfrustrowana i samotna.

Pewnie, zgadzam się - gimnazjum zachowuje się niczym przeciętny mieszkaniec ZOO, ale rozpisywać się na tyle postów? Pisać o pracach domowych za 50 gr?
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 0
Masz rację nauczyciele nie przywiązują wagi do nauczenia dzieci słabszych i tych którym rodzice nie mogą albo nie chcą pomóc.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0