Widok

Uwaga na Pomorski Koci Dom Tymczasowy

(...) Zwróciłyśmy się do pań z PKDT z Gdyni o pomoc dla chorych, bezdomnych kociąt. Po przyjęciu zgłoszenia wolontariuszka odłowiła kocięta, zapewniła, że po wyleczeniu zabierze je do swojego Domu Tymczasowego i przekaże do adopcji. Okazało się to zwykłym kłamstwem! Po podleczeniu kociąt w jednej z lecznic współpracujących z PKDT wolontariuszka w bezduszny sposób wyrzuca osłabione kocięta w zimną noc na podwórko nie zapewniając im chociażby ocieplonej budki!
(...) Zgłaszając się do PKDT wierzyłyśmy, że kociaki znajdą bezpieczne schronienie, że nie skonają na trawniku, bo opuszczone przez matkę były bezradne i nie miały dużych szans na przeżycie. Niestety wolontariuszki z PKDT odebrały im tą szansę całkowicie!
Walczy się o prawa zwierząt, o ich respektowanie, o uwrażliwianie społeczeństwa na ich niedolę a o czym świadczy powyższy przykład???
Czy wolontariat zwalnia z odpowiedzialności za zwierzęta i przestrzegania ich praw???
Sposób, w jaki zostały potraktowane zwierzęta w opisanym przykładzie rodzi poważne wątpliwości i napawa głębokim niepokojem, jaki jest los kotów, które trafiają po interwencjach pod opiekę PKDT. Czy oby na pewno powyższy przykład jest odosobnionym przypadkiem?...
popieram tę opinię 8 nie zgadzam się z tą opinią 9
Następnym razem proszę dzwonić do Ciapkowa tylko nie z informacją, że biegają sobie kotki luzem tylko, że zostały porzucone przez matkę i że są chore. To podstawa do interwencji. Ludzie mylą koty WOLNOBYTUJĄCE z Bezdomnymi. Jeśli wolnobytujący kot widać, że jest chory i sobie nie radzi zostaje wysyłany patrol. Nie to żebym Pani wytykała niewiedzę, po prostu ktoś czytający ta informację będzie wiedział na przyszłość ;)

Co do PKDT nie napiszę nic bo nie ma o nich pozytywnego zdania.
popieram tę opinię 5 nie zgadzam się z tą opinią 5
wiec zlikwidowac to schronisko..lub personel..
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 6
to nie jest schronisko. To organizacja która biega po mieście i zbiera a raczej kolekcjonuje koty wolnobytujące
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 9
Skoro nie zabrały tych kotów wolnobytujących to raczej nie kolekcjonują, nie sądzisz? Wypuszczono koty dzikie po wyleczeniu, i tak powinno być!
popieram tę opinię 9 nie zgadzam się z tą opinią 4
a co z chorymi zwierzętami z ciapkowa, kiedy to oddaje się ludziom psy, koty czesto nie informujac o ich stanie zdrowia i potem wielkie zdziwienie rodziny, ktora podjela odpowiedzialna decyzje adopcji bezdomnego zwiarzaka. ostatnio slyszalam,ze wzieli ludzie kotka, ktory zdechl po 2 tygodniach bo byl chory juz w ciapkowie. slyszalam tez wielokrotnie o chorych psach.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 2
to nie hodowla tylko schronisko dla bezdomnych zwierząt. Ludzie, trochę wyobraźni. Logiczne, że biorąc zwierzątko ze schroniska trzeba się liczyć z tym, ze jest chore tzn ma ukrytą chorobę. Nie wszystko da się wyłapać a to miejsce to jak szpital, nawet na oddziale ze zdrowymi którzy przechodzą tylko obserwację można coś załapać. Niektóre choroby wychodzą po czasie. Tak jest najczęściej. Ja adoptowałam kota który miał koci katar, został na niego zaszczepiony. Po czasie okazało się, że musiał zachorować przed szczepieniem i choroba wyszła po kilku tygodniach. Dlaczego miałabym oskarżać Ciapkowo w takim wypadku?

Jak ktoś jest odpowiedzialny i chce pomóc zwierzakowi to weźmie zwierzę nawet z chorobą. A jak chce ładnego, ślicznego pieseczka jak z wystawy to są hodowle.

Nie wierzę w zatajanie chorób. Każdy zwierzak ma książeczkę zdrowia która jest przeglądana w czasie podpisywania umowy adopcyjnej. Ja tak miała gdy adoptowałam dwa koty, moi teściowie, kuzynka narzeczonego.
popieram tę opinię 12 nie zgadzam się z tą opinią 2
nie no super, biore kota ze schroniska gdzie informuja mnie,ze zostal zaszczepiony, przebadany itd, dzieci wariuja ze szczescia, wszyscy sie nim opiekujemy i cieszymy a tu nagle umiera corce na rekach.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 7
to na następny raz proszę sobie kota kupić z hodowli a i tam nie ma gwarancji, że kot będzie w 100 % zdrowy pomimo przebadania przez weterynarza i wszystkich szczepień.
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 5
i szelmo czy racze aaa widać że jesteś jedną i tą samą osobą więc zdecyduj się ;)
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 1
Jak ktoś bierze zwierzę z takiego miejsca, to przede wszystkim chce mu pomóc, okazuje serce. Tym bardziej przeżywa jego śmierć tak szybką i nagłą. A tu przytrafiło się to dziecku. Jak można pisać taką bezczelną odpowiedź. Zero powagi w podejściu do tematu i ludzi, którzy chcieli dobrze.
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 2
Koty były dzikie i powinny trafić w miejsce swojego bytowania! Gdzie te wolontariuszki miały zabrać nieadopcyjne koty? Czemu sami ich nie zabraliście?

Wolontariuszki działały zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, nie można trzymać dzikich zwierząt w domu.
popieram tę opinię 6 nie zgadzam się z tą opinią 4
zanim się wyda opinie należy dokładnie przeczytać informację ze zrozumieniem! koty małe, niewyleczone, noce z przymrozkami, znikome szanse na przeżycie. poza tym fundacja została stworzona z myślą o ratowaniu kotów dzikich a nie oswojonych. koty oswojone mają swoich właścicieli. przeważająca częśc kotów, które trzymają wolontariuszki w swoich domach tymczasowych, czekające na adpocje też były najpierw dzikie i trzeba było poświęcić im dużo czasu, by stały się kotkami adopcyjnymi!
pozdrawiam
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 4
KEK nie ma czegoś takiego jak koty dzikie. Są wolnobytujące i bezdomne czyli porzucone przez właścicieli. Nie wolno wyłapywać kotów wolnobytujących chyba że są chore a potem należy je wypuszczać na wolność. W przypadku małych kotów porzuconych przez matkę i do tego chorych-zgadzam się. Głupotą jest wypuszczanie ich znowu na wolność
popieram tę opinię 4 nie zgadzam się z tą opinią 1
To nie były małe kocięta porzucone przez matkę. To były 3 koty w wieku 4-5 miesięcy i jeden kocurek w wieku około 6 miesięcy. Wszystkie dzikie.
Ktoś, kto choć trochę zna się na kotach, wie, że takie koty matka już zostawia.
Koty miały koci katar, zostały wyleczone na koszt PKDT,wypuszczone w miejscu bytowania.
popieram tę opinię 11 nie zgadzam się z tą opinią 1
Zanim sie wyda opinie należy dokładnie zrozumieć czym zajmuje się ta fundacja, bo na pewno nie trzymaniem w domu dzikich kotow!
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 1
Statut fundacji:
http://www.info.viva.org.pl/info/file/statut_fundacji_viva.pdf

Koty wolnożyjące się leczy i/lub sterylizuje i wypuszcza w miejscu bytowania.
W domach tymczasowych przebywają koty bezdomne, czyli koty oswojone, które z różnych powodów znalazły się na ulicy. Albo takie, którym bezdomność grozi, np. z powodu śmierci właściciela. W domach tymczasowych przebywają też (a raczej przede wszystkim) kocie maluchy, które się leczy i którym po wyleczeniu szuka się nowych opiekunów.
Nie mamy miejsca w naszych domach tymczasowych, nie zabieramy tak dużych kociąt nie rokujących na oswojenie.

Te koty żyły pod oknami KEK 4-5 miesięcy. Nic Panie nie zrobiły by im pomóc. Nie zgłosiły ich Panie wcześniej, nie zabrały do swojego domu, gdy były mniejsze, nie postawiły im i ich matce żadnej, nawet prowizorycznej budki.

Odmówiły Panie wzięcia kotów po ich wyleczeniu. Dlaczego? Skoro tak bardzo zależało Paniom na losie tych kotów, trzeba je było przyjąć do swojego domu po wyleczeniu, próbować oswajać. Dlaczego na to się Panie nie zgodziły?
Gdybyście Panie włożyły tyle energii w ratowanie tych zwierząt, ile w oczernianie PKDT, byłoby dużo lepiej wszystkim, a już na pewno kotom, na których Paniom podobno tak bardzo zależało.

Te koty miały około 4-5 miesięcy, jeden był z innego miotu, był starszy, miał około 6 miesięcy. Koty miały koci katar, zostały wyleczone (na koszt PKDT). Zostały wypuszczone w miejscu bytowania, ponieważ były dzikie i nie nadawały się do oswojenia.

PKDT to 13 osobowy wolontariat, działający w ramach aglomeracji trójmiejskiej i w okolicach. W domach tymczasowych (czyli w naszych domach prywatnych) przebywa ponad 120 kotów (tyle ile kotów liczy kociarnia w schronisku w Ciapkowie). Utrzymujemy te zwierzęta z darowizn i swoich prywatnych pieniędzy. Nie mamy dotacji budżetowych. Dokarmiamy koty w Stoczni Gdynia S.A, stoczni Nauta. Prowadzimy pomniejsze akcje na ulicach Trójmiasta. Wszystkie pracujemy zawodowo, mamy rodziny i swoje własne zwierzęta. To jest nasza praca społeczna. Chcemy to robić, nie musimy.
A osoby, które opiekują się kotami wolnobytującymi staramy się wspomagać np. lecząc i sterylizując ich podopiecznych. Nie jesteśmy jednak w stanie ich wyręczać w tej opiece, a tego KEK i pozostałe panie od nas oczekiwały.

Przykro mi że koty nie żyją. Starałyśmy się im pomóc. Zostały wypuszczone po 12 dniach leczenia, w dobrym stanie, zdrowe.
popieram tę opinię 19 nie zgadzam się z tą opinią 3
To, co wypisuje ~M to wierutne kłamstwa!!!
Proszę nas nie pouczać, bo doskonale wiemy, że kotów dzikich na siłę się nie oswaja. Wiemy jakie koty przebywają w PKDT, wiemy, że oswajacie tam "dzikusy" i dajecie im szansę na nowe domy i nie tylko dla bezdomnych oswojonych. Widziałyśmy na własne oczy jakie dzikusy siedzą w klatkach, a wolontariuszka daje rady jak oswajać takie "tygryski". Nie rozumiemy więc po ce te kłamstwa. To jak postąpiła wolontariuszka, nie ma żadnego wytłumaczenia. Ludzka przyzwoitość i humanitarne podejście do zwierząt a także zwykły rozsądek nakazywał, by tych małych kocich istotek nie wyrzucać na bruk bezpośrednio po leczeniu w zimne noce z przymrozkami. Wiadomo, że po leczeniu będą jeszcze osłabione, że potrzebują czasu by wydobrzeć, przecież to nie lato! Tym bardziej, że była umowa, wolontariuszka zapewniała, że zabierze je do domu tymczasowego, inaczej byśmy nawet nie prosiły o pomoc, chodziło tylko o to, by dać bezpieczne schronienie dla kociąt. Jaki człowiek, który kieruje się dobrem zwierząt, który ma choć trochę wrażliwości, tak by postąpił??? i to wolontariusz działający na rzecz bezbronnych zwierząt??? Jak tłumaczyć fakt, że nawet nie powiadamia nas, że zamierza je wypuścić? nie interesując się czy mają choć zabezpieczoną budkę, by się gdzieś schronić? Nic nie tłumaczy kłamstwa, bo po co wolontariuszka zwodziła nas cały czas??? Nic nie tłmaczy tego jak postapiła z kociętami. Teraz żadne nie żyje...Czujemy się winne, że w ogóle zgłaszałyśmy się do PKDT, gdyby nie, dziś te kocięta miały by szansę żyć. Jeśli tak miała wyglądać pomoc, żeby zabrać kociaki z zimnego podwórka, podleczyć, przechowując w lecznicy, gdzie miały podgrzewane boxy i było im cieplutko, a potem wyrzuć z powrotem na zimno, nawet nie interesując się czy mają budkę, by się schronić. Gdzie sens??? Te pieniądze wydane na tabletki podawane w posiłku (bo przecież koty takie dzikie,że zbliżyć się nie można) poszły na marne. Podawać tabletki w karmie to i my mogłyśmy. Tak się dysponuje społecznymi pieniędzmi, idą w śmietnik!

~M jak można tak perfidnie kłamać??? nie pod naszymi oknami, tylko w sąsiednim bloku, zobaczyłyśmy te kocięta spacerując z psem i nasza reakcja była natychmiastowa - zrobiłyśmy karton ocieplony styropianem, nakarmiłyśmy i (niestety) zadzwoniłyśmy do PKDT. Same nie mogłyśmy wziąć ich do domu, bo jak ~M doskonale wiesz mamy w domu jeden odratowany wcześniej koci miot. Matka tych kociąt, zostawiła je (tak mówili mieszkańcy bloku), więc to oni widzieli je wcześniej i nie reagowali, poza tym matka znalazła sobie miejsce w piwnicy, nie zabierając ze sobą młodych.

Po wyleczeniu to była umowa, że wolontariuszka(prawdopodobnie ukrywająca się pod nick'iem ~M) je zabierze, co więcej, umawiałyśmy się, że jeśli jednak z jakichkolwiek powodów nie bedzie mogła ich zabrać to powiadomi nas o tym a my wtedy przejmiemy te kociaki i na czas kiedy nie wydobrzeją przetrzymamy w piwnicy i postaramy się o budkę ocieplaną, bo karton na zimę to prowizorka.

Macie w PKDT koty dzikie w różnym wieku, bo i 1,5 roczne, które zabieracie i oswojacie oraz dajecie szanse na adopcję a te małe zostały skazane na taki los...
Okropność!!! Chcemy przetrzec ludzi, by jeśli złgaszają interwencję, byli ostrożni i by trzymali rękę na pulsie i interesowali się w miarę możliwości dalszym ich losem, dopytywali, jak się czują, jak przebiega leczenie itp. a co najważniejsze brali pisemne poręczenie zobowiązań jakich się wolontariszuki podejmują!
a tak na marginesie to taka pomoc jak w powyższym przykładzie to w ogóle mija się z celem...
popieram tę opinię 3 nie zgadzam się z tą opinią 10
1. Panie uparcie piszą o kotach używając określenia „bezbronne kocięta” i „maleństwa”, więc po raz kolejny wyjaśniam, że 3 koty były w wieku 4-5 miesięcy, czwarty był w wieku 5-6 miesięcy. W pierwszej rozmowie jedna z Pań do tego stopnia wprowadziła mnie w błąd, że zastanawiałam się, czy „kocięta” będą w stanie same jeść i czy tak małe kociaki można umieścić w lecznicy.
2. W pierwszej rozmowie usłyszałam, że „kocięta zostały opuszczone przez matkę”, teraz panie piszą, że zauważyły je dopiero w październiku,
3. Koty miały być leczone na koszt PKDT i tylko tyle. Tak, to prawda, dodatkowo zgodziłam się wziąć je do swojego domu – nigdzie wcześniej nie napisałam, że nie! W momencie łapania nie da jednoznacznie określić, jak dzikie są koty. Trudno jednakże myśleć o zabraniu do domu kota, który po 12 dniach pobytu w lecznicy, przekładany do transporterka, rzuca się, wyje, gryzie i drapie jakby walczył o życie
Koty były kompletnie „nieobsługiwane”, nie rokowały na oswojenie.
4. Panie od początku były powiadomione o tym, że jeśli okaże się, że koty nie będą rokowały na oswojenie, zostaną wypuszczone w miejscu bytowania. Jedna z Pań w rozmowie telefonicznej prosiła mnie o powiadomienie, jeśli koty zostaną wypuszczone, prosiła tylko o wypuszczenie w miejscu ich bytowania, co oczywiście zrobiłam.
5. Nie stawiano żadnych warunków co do dt, ani przed łapaniem, ani podczas łapania, gdy już zastanawiałam się, czy koty dadzą się oswoić, czy po leczeniu nie trzeba będzie ich wypuścić. Mało tego, jedna z trzech Pań obecnych przy łapaniu pytała mnie skąd ewentualnie można "załatwić" budkę.
6. Panie kategorycznie od początku odmówiły przejęcia kotów po leczeniu, twierdząc, że absolutnie nie mają miejsca w domu. Panie nie zgodziły się nawet na ewentualne przetrzymanie czwartego kota, gdyby udało się go złapać późnym wieczorem. Chodziło o przetrzymanie przez noc w łazience czy piwnicy kota w transporterku. Panie powiedziały, że nie mają takiej możliwości. Powiedziały też, że nie mają właściwe piwnicy, tylko jakąś wnękę bez drzwi, nie mogą tam trzymać kota, bo jakby się sąsiedzi dowiedzieli, mogliby tego kota skrzywdzić.
Czegoś takiego jak piwniczna wnęka bez drzwi sama jednak bym nie wymyśliła.
Nigdy nie usłyszałam o możliwości przetrzymania kotów po leczeniu!
7. Nie wiem, skąd bierze Pani informacje, że na dt bierze się koty dzikie.
Kotów wolnobytujących nie oswaja się, nie bierze się do domów tymczasowych. Koty wolonobytujące leczy się i/lub sterylizuje. I wypuszcza.
Na dt bierze się koty bezdomne.
8. Dobrze Pani wie, że koleżanka, u której widziała Pani dzikie kotki NIE jest wolontariuszką PKDT, to raz. Dwa: koty dzikie, których z różnych powodów nie mogła po leczeniu wypuścić w miejscu bytowania, trzyma po prostu w budkach na podwórku, utrzymując je za własne pieniądze.
9. Oswajać to można kocie maluchy. Maluchy, a nie kocie podrostki, które szaleją ze strachu na widok zbliżającego się człowieka.
10. Tak, wiem, ze mają Panie koci miot, który wzięły Panie do swojego domu w sierpniu. Koty były znacznie mniejsze od tych, o których teraz piszemy, a przez 4 miesiące nie udało się ich Paniom oswoić, prawda?
11. W domach tymczasowych wolontariuszki PKDT nie trzymają kotów „dzikich”, nie staramy się takich kotów oswajać. Zbyt dużo jest kotów bezdomnych, dla których nie mamy już miejsc w naszych domach tymczasowych, by „na siłę” uszczęśliwiać koty wolnożyjące.

Koty przebywały w lecznicy jeszcze parę dni po leczeniu, miały więc czas, by, jak to Pani pisze "wydobrzeć". Otrzymały taką pomoc, na jaką mogłyśmy sobie w danym momencie pozwolić. Koty wolnożyjące zostały wyleczone i wypuszczone w miejscu bytowania. Dalsza opieka należała już do pań, my nie jesteśmy w stanie „obsłużyć” każdego takiego miejsca w Trójmieście.







Poza tym: kocie choroby wirusowe np. PP czy FIP zabijają szybko, bardzo szybko. W tym roku doświadczyłam tego niestety dwa razy. W pierwszym przypadku był to FIP, dwa 3-tygodniowe kociaki umarły mi, mimo starań i leczenia w czwartym dniu po ich przybyciu do mojego domu, a drugim po wystąpieniu pierwszych objawów. Teraz walczę z panleukopenią (żeby nie było: kociaki z zupełnie innego miejsca, wzięte na dt 31.10, po całej aferze). Dwa kociaki umarły mi w ciągu 5 dni od wystąpienia objawów choroby. Kociaki pod stałą opieką weterynarza, trzymane w cieple, nawadniane, karmione ręcznie. Nic się nie dało zrobić. Trzy przeżyły, dwa z nich właśnie w weekend miały nawrót choroby.

Nie jest prawdą, że interesuje nas tylko „kocia statystyka”. Walczymy o zdrowie naszych podopiecznych, nieraz w sytuacjach beznadziejnych.
Żal tamtych kotów. Ale zostały wypuszczone w dobrej kondycji, wyleczone. Otrzymały taką pomoc, na jaką mogłyśmy sobie w danym momencie pozwolić. Koty wolnożyjące zostały wyleczone i wypuszczone w miejscu bytowania. Dalsza opieka należała już do pań, my nie jesteśmy w stanie „obsłużyć” każdego takiego miejsca w Trójmieście.
popieram tę opinię 11 nie zgadzam się z tą opinią 2
Nie rozumiem ani słowa bo ciągle pisze Pani zaprzeczenia:

"3. Koty miały być leczone na koszt PKDT i tylko tyle. Tak, to prawda, dodatkowo zgodziłam się wziąć je do swojego domu – nigdzie wcześniej nie napisałam, że nie! W momencie łapania nie da jednoznacznie określić, jak dzikie są koty. Trudno jednakże myśleć o zabraniu do domu kota, który po 12 dniach pobytu w lecznicy, przekładany do transporterka, rzuca się, wyje, gryzie i drapie jakby walczył o życie
Koty były kompletnie „nieobsługiwane”, nie rokowały na oswojenie.
4. Panie od początku były powiadomione o tym, że jeśli okaże się, że koty nie będą rokowały na oswojenie, zostaną wypuszczone w miejscu bytowania."

a poniżej :

"11. W domach tymczasowych wolontariuszki PKDT nie trzymają kotów „dzikich”, nie staramy się takich kotów oswajać. Zbyt dużo jest kotów bezdomnych, dla których nie mamy już miejsc w naszych domach tymczasowych, by „na siłę” uszczęśliwiać koty wolnożyjące."

rece opadają...
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 9
Nie rozumiem, co tu jest nie do rozumienia.
Proste: młode koty, dokarmiane przez ludzi, które z ludźmi mają kontakt, mogły się nadawać do wzięcia do domu tymczasowego.
Te najwyraźniej z ludźmi kontaktu żadnego nie miały, na widok zbliżającego się człowieka szalały ze strachu. Tego nie wiedziałam przed złapaniem, dla nich byłam obcą osobą, więc naturalne, że podczas łapanki bały się i uciekały przede mną. Dopiero w lecznicy dało się określić czy koty nadają się do adopcji, czy nie.

Moja, nieżyjąca już niestety kotka, miała 3 miesiące, gdy ją zabierałam z ulicy. Wcześniej dokarmiałam ją i jej mamę. A jednak, gdy ją zabierałam, szalała ze strachu. Po paru godzinach bliskiego kontaktu z człowiekiem, głaskana mruczała.

Nie łapałabym w ogóle tych kotów, gdyby były zdrowe! Ale były chore, miały koci katar, jak się okazało. Jako, że były to kocie podrostki, dostały szanse na dom. Czas w lecznicy był jednocześnie czasem, na sprawdzenie, czy nadają się na "dooswojenie".
Skoro ich reakcja na człowieka po 12 dniach leczenia nie zmieniła się, nie było sensu przetrzymywać tych kotów i uszczęśliwiać ich na siłę.

Mam nadzieję, że wytłumaczyłam zrozumiale.
popieram tę opinię 7 nie zgadzam się z tą opinią 0
to trzeba było je na ten dom tymczasowy zabrać a nie tylko WYMAGAĆ, wymuszać
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 2
Pani najwyraźniej nie zna tematu, bo inaczej nie wypisywała by Pani takich stwierdzeń. nikt nie WYMAGAŁ, NIE WYMUSZAŁ!!! Była umowa, ustalenia o czym ~M doskonale wie, a teraz się tego w perfidny sposób wypiera.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 4
M nie dziwię się że nie widzisz co jest dla mnie niejasne a raczej jest jasne jak słońce:

najpierw piszecie że kot nie rokował szans na oswojenie. Po co miał je rokować skoro KOTÓW WOLNOBYTUJĄCYCH NIE WOLNO zabierać i oswajać. Po chwili piszesz że nie staracie się takich kotów oswajać.

Nie raz widziałam że próbujecie dawać do adopcji koty wolnobytujące czego robić nie wolno więc nie zaprzeczaj bo sama to piszesz wyżej.

" Dopiero w lecznicy dało się określić czy koty nadają się do adopcji, czy nie." "Czas w lecznicy był jednocześnie czasem, na sprawdzenie, czy nadają się na "dooswojenie".

a to niby o czym świadczy? do jakiej adopcji?? te koty powinny byly być wypuszczone tylko w czasie gdy nabiorą odporności ale nie to mnie boli.

Zbieracie koty z ulicy i robicie w domach przechowalnie.Dla was kady miziasty kot nadaje się do adopcji a nie powinien. Wiele karmicielek oswoiło koty ktorymi się zajmuje ale nie szukają dla nich na siłę domów. To koty urodzone na wolności i tam jest im miejsce, ich dom i zycie.

Może lisy tez będziemy oswajać i szukać im domów? Same się zakręcacie w tym co mówicie i w tym co piszecie.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 5
A Ty Milka przedstaw sie kim jesteś, wiesz tyle o tym co robi ten PKDT (skąd wiesz, jesteś w PKDT?) a nic nie piszesz co Ty robisz, kim jesteś? Gdzie działasz? jak pomagasz kotom, czy komukolwiek? Aby móc oceniać trzeba samemu wiedzieć czym, jest praca wolontariacka a nie tylko wchodzić na forum...
popieram tę opinię 5 nie zgadzam się z tą opinią 0
bo takie osoby nie oddają kotów oswojonych. Beztrosko orzekają, że są porzucone i zabierają do siebie na zbiórkę pieniędzy czy/i adopcję. Tak moje zostały przywłaszczone. Ja zawsze wiedziałam, że branie cudzych rzeczy czy zwierząt- to klasyczna kradzież.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 2
K.E.K. Napisz dokładnie punkt po punkcie jak było, czytając Twoją wypowiedź widać że motasz się w swoich "zeznaniach".
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 0
To gdzie działam, a działam wiele lat, to moja sprawa. Ja swoje wiem, miałam okazję widzieć pracę PKDT i nie podoba mi się ona. Wystarczy swoją drogą spojrzeć na wypowiedzi wyżej, same zaprzeczenia i brak znajomości podstawowych zasad. Na innym forum też można ciekawych rzeczy się dowiedzieć ale to już zostawię dla siebie. Wybielajcie się dalej ale jaka jest prawda cześć ludzi wie. Zamiast odpowiedzieć na moje argumenty wypominacie głupimi pytaniami czy coś wiem o waszej pracy lub czy sama jestem wolontariuszką. Jestem wolontariuszką, karmicielką, uratowałam wiele kotów ale robię to sensownie, nie bawię się w zbieranie wolnobytujących kotów.

Pozdrawiam
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 5
Czyli Twoim zdaniem PKDT powinno zabrać te wolnobytujące koty od Pani K.E.K. czy nie?
Po co się włączasz w rozmowe atakując PKDT skoro sama twierdzisz że kotów wolnobytujących nie można zabierać?
popieram tę opinię 6 nie zgadzam się z tą opinią 1
Koty wolno bytujące można zabierać jeśli są chore a następnie je odnosić w miejsce skąd je zabrano GDY NABIORĄ ODPORNOŚCI. Czytaj ze zrozumieniem. Wspominałam o tym na początku. Moim zdaniem zostały za szybko odstawione. Tyle. A na forum jestem zarejestrowana i mam prawo się wypowiadać jak każdy ;) poza tym nikogo nie atakuję ale to nie pierwszy raz gdy uważacie że jesteście atakowane, napisałam swoje zdanie i tyle i w wątku udzielać się już nie mam zamiaru bo się nakręcacie. Pozdrawiam
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 3
Koty miały koci katar, zostały wyleczone i wypuszczone.
popieram tę opinię 6 nie zgadzam się z tą opinią 0
Chore stwierdzenia...Chore i nawiedzone kocie mamki, weźcie sobie same zorganizujcie schronisko dla kotów, a dajcie żyć tym, którzy za kocimi wrzaskami, zasr..nymi trawnikami, chorobami odzwierzęcymi (borelioza) NIE PRZEPADAJĄ!
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 5
Trzykrotnie zwracałam się do Pomorskiego Kociego Domu Tymczasowego z prośbą o pomoc. trzykrotnie pomoc ta została UDZIELONA w miarę możliwości.

Bo ja rozumiem, że to są tlyko wolontariuszki, a nie osoby, które muszą być na każde nasze zawołanie. Bardzo łatwo jest ratować zwierzaki cudzymi rękoma. Na zasadzie ZADZWONIĘ NIECH COŚ ROBIĄ>

Zdarzył się wypadek, podobnie jak w szpitalach ludzie otrzymują pomoc, wychodzą ze szpitala i umierają w skutek błędu, niedopatrzenia, powikłań.

Ja za każdym razem gdy zgłaszałam kota proponowałam próby przetrzymania go po akcji albo chociaż wsparcia finansowego.

Przecież wolontariusze to ludzie, którzy poświęcają swoje pieniądze i czas dla cudzych zwierząt de facto. Wszystkie 3 koty zostały ODRATOWANE, mają stałe domy, bo nadawały się do oswojenia. Z tego co wiem, to wolontatriuszki mają po kilkanaście lub kilkadziesiąt kotów w domach i je ratuję.
W pewnym momencie nie da się przyjąć więcej. A dramatyzowanie, że koty zostały bezdusznie wyrzucone... niech Pani robi nagonki na tych, co faktycznie rzucają psami z balkonów, duszą psy na łańcuchach, a kotom wydłubują oczy. Niech Pani ich goni z imienia, nazwiska, szkaluje.

Ale po co robić taki szum wokół dobrze działającej organizacji, która zrobiła już tyle dobrego?
popieram tę opinię 10 nie zgadzam się z tą opinią 0
Pani Aleksandro czy jest Pani kolejną znajomą wolontariuszek z PKDT i udziela im poparcia, broniąc ich ślepo bez rozeznania w faktach? z treści Pani wypowiedzi wynika, że nie zna Pani całej sprawy, proszę się nie wypowiadać bez dokładnego wczytania się w temat. Inaczej nie zarzucałaby Pani że nic nie zrobiłyśmy, że załatwiamy coś cudzymi rękoma. Gdy jest jest przyzwoitym człowiek to do błędu się przyznaje a w tym przypadku ~M wypiera się, że nie było pewnych ustaleń między nami.
Jeśli Pani określa mianem dramatyzowania zwracanie uwagi na fakt wyrzucania kociąt na bruk i w ten sposób narażanie ich na śmierć to nie mamy o czym rozmawiać.
Wolontariat nie zwalnia z odpowiedzialności za los zwierząt i przestrzegania ich praw.
Nikt nie kwestionuje ile dobrego zrobiły niektóre z wolontariuszek. Odnośimy się do konkretnego przypadku i konkretnych osób.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 9
Cytat: Trudno jednakże myśleć o zabraniu do domu kota, który po 12 dniach pobytu w lecznicy, przekładany do transporterka, rzuca się, wyje, gryzie i drapie jakby walczył o życie
Koty były kompletnie nieobsługiwane, nie rokowały na oswojenie.

Ja tylko od siebie dodam, ze moj kot, cycek niesamowity, bardzo kochany, milusinski, wylacznie domowy - u weta nagle zamienia sie w 'dzikiego' kota. Dokladnie jak w powyzszym cytacie - rzuca sie, wyje, gryzie, drapie jakby walczyl o zycie. Na dwor z nim nie wychodze, bo zachowuje sie podobnie. Nie wyobrazam sobie jakby cos mi sie stalo, a kot trafilby gdzies do obcego miejsca, gdzie czulby inne koty, zwierzeta. Tez by ludzie pomysleli, ze trzymalam w domu 'dzikiego' kota :D
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 3
To byly male mlode kociaki 4 miesieczne!Takie mozna oswoic i udomowic. Wymaga to poprostu troche czasu.Mialam w sumie w swoim zyciu 8 kotow. 7 to byly jak tu okresla ta niby znawczyni kotow z fundacji, koty wolnobytujace.Wiekszosc przygarnieta zostala w wieku okolo 5-6 miesiecy. Wszystkie staly sie niesamowitymi pieszczochami.Ten przygatniety jako najstarszy wogole niechcial pozniej schodzic z kolan.
Natomiast najbardziej dziki byl moj pierwszy kot - super rasowa kotka perska.Dziadek tej kotki byl medalista na swiatowej wystawie.Nie dawala sie dotknac, jak sie za blisko zblizalismy to na nas syczala.

Po prostu bardzo trudno udomowic starszego kota np 5-6 letniego. Ale nie malego.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 5
Monika tutaj nie ma reguły, ja miałam wiele kotów i moje doświadczenie mówi mi nigdy więcej malucha, gdy wzięłam pierwszy raz z Ciapkowa dorosłego kota stwierdziłam że był to najlepszy wybór i za każdym razem się powtwierdzał. Przyznaję, żę inaczej jest wziąć dorosłego kota z ulicy a inaczej porzuconego domowego.
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 2
nigdy więcej malucha, tak? taka miłośniczka kotów z ciebie??? bo malucha trzeba karmic co 2 godziny - w dzień i w nocy, masować brzuszek - w dzień i w nocy, przemywać oczka, gdy zaropiałe, karmić specjalna droższą karmą....a dorosły //-luzik załatwili za mnie , jak się znudzi to se nowego odchowanego wezmę! Ku..de , takich miłośników to się powinno pod pręgierzem stawiać, za fałsz i obłudę!!! A te . co to się rzucają , mocne w twarzy a nie działaniu, niech zrobią cos dla kociaków trudnych a nie milusich , które same do miseczki przychodzą , niech potrzymają takiego zmaltretowanego , schorowanego kotka w domu, niech go postawia na nogi a potem niech zabierają glos na forach. Bo taka jedna z druga zadzwoniła, zażądała, oceniła , podsumowała i nabazgrała na forum! Koci dom znam z opowieści dwóch osób i nie wierze w te wszystkie pomowienia.Sama mieszkam z kotami od 20 lat -wszystkie przeze mnie przygarnięte i uratowane, bez obnoszenie się po osiedlu ze swoim bohaterstwem.Pozdrawiam Koci dom i dzielne wolontariuszki.
popieram tę opinię 2 nie zgadzam się z tą opinią 5

Inne tematy z forum Chylonia

Praca chałupnicza Wisplast (4 odpowiedzi)

Zainteresowałam się firmą Wisplast z Gdyni ze względu na możliwość pracy chałupniczej. Jest kilka...

Ankieta do pracy dyplomowej (3 odpowiedzi)

Dzień dobry, prowadzę badania na temat zagrożenia przestępczością kradzieży i kradzieży z...

do góry