Widok
Złamanie umowy na czas nieokreślony
Wg umowy muszę u obecnego pracodawcy pracować jeszcze 3 miesiące zaczynające się po miesiącu w którym złożyłem wypowiedzenie, czyli jakbym złożył w sierpniu to muszę pracować do końca listopada. Ale znalazłem lepszą pracę i już za tydzień, maks. dwa musiałbym tam iść. Ile musiałbym zapłacić pracodawcy odszkodowania za złamanie przeze mnie umowy?
Dokładnie dziesięć lat temu właśnie w taki sposób zmieniłam pracę.
Miałam tylko miesięczne wypowiedzenie ale w nowej pracy musiałam się zjawić maksymalnie za dwa tygodnie, czyli dokładnie wtedy, kiedy z urlopu wracała moja zmienniczka. Zaproponowałam dwu-tygodniowy okres wypowiedzenia (a brałam w tym czasie nadgodziny żeby pokryć całą zmianę). Po cichu liczyłam na kontr-propozycję, jakąś rozmowę o powodzie mojej decyzji czy może nawet propozycję podwyżki - o wielka naiwności! Szefowa wywaliła mnie z gabinetu, podarła kartkę z propozycją ugodowego rozwiązania umowy i wysyczała, że nie przyjmuje mojego wypowiedzenia i mam nadal pojawiać się w pracy, zgodnie z grafikiem, aż okres wypowiedzenia mi minie, że nie zwalnia mnie z obowiązku świadczenia usług pomimo moich stanowczych informacji że jestem już z inną firmą dogadana. Zakomunikowała że mam być do końca, i już! :D
Odpowiedziałam jej, że bardzo mi przykro że tak podchodzi do sprawy i skoro nie widzi możliwości polubownego załatwienia sprawy to właśnie w tej chwili musi przejąć moje obowiązki bo właśnie wychodzę do domu. Zabrałam torebkę, poinformowałam o swoim odejściu pozostałych pracowników, pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam.
Zadzwoniłam do przyszłego szefa i powiedziałam o całej sytuacji, zapytałam się czy nie będzie problemu jeśli na świadectwie pracy będzie widniało zwolnienie dyscyplinarne, nie było problemu. W kolejnej firmie przepracowałam siedem lat i do tej pory bardo dobrze ten czas wspominam. Nigdy nie miałam problemów w związku z tą sytuacją. Zapłatę za przepracowany czas i niewykorzystany urlop od poprzedniego pracodawcy dostałam, a wiedziałam że do sądu nie wystąpi bo to ja raczej miałam powody do roszczeń.
Jedyne co ci grozi to właśnie rozwiązanie umowy ze skutkiem natychmiast z winy pracownika (np. bo nie przyszedł do pracy)
Jeśli chodzi o odszkodowanie to pracodawca musi przed sądem udowodnić jaka finansowa szkoda wynikła z tej sytuacji.
Jeśli nie jesteś jedyną osobą w dziale i twoje zniknięcie nie zdestabilizuje pracy firmy, to tak naprawdę pracodawca nie ma z czym iść do sądu a musi ci zapłacić za każdy przepracowany dzień plus zaległy urlop.
Pracownik to nie jest niewolnik, i jeśli zdecyduje się nie przyjść/podjąć pracy to nie ma w prawie takiej siły która by go do tego zmusiła...
Są też inne wybiegi które można zastosować by uniknąć tak długiego okresu wypowiedzenia, a nową umowę można śmiało podpisać nawet w trakcie trwania tej pierwszej albo podczas trwania urlopu czy zwolnienia - przepisy tego nie zabraniają, mamy swobodę zawierania umów.
Miałam tylko miesięczne wypowiedzenie ale w nowej pracy musiałam się zjawić maksymalnie za dwa tygodnie, czyli dokładnie wtedy, kiedy z urlopu wracała moja zmienniczka. Zaproponowałam dwu-tygodniowy okres wypowiedzenia (a brałam w tym czasie nadgodziny żeby pokryć całą zmianę). Po cichu liczyłam na kontr-propozycję, jakąś rozmowę o powodzie mojej decyzji czy może nawet propozycję podwyżki - o wielka naiwności! Szefowa wywaliła mnie z gabinetu, podarła kartkę z propozycją ugodowego rozwiązania umowy i wysyczała, że nie przyjmuje mojego wypowiedzenia i mam nadal pojawiać się w pracy, zgodnie z grafikiem, aż okres wypowiedzenia mi minie, że nie zwalnia mnie z obowiązku świadczenia usług pomimo moich stanowczych informacji że jestem już z inną firmą dogadana. Zakomunikowała że mam być do końca, i już! :D
Odpowiedziałam jej, że bardzo mi przykro że tak podchodzi do sprawy i skoro nie widzi możliwości polubownego załatwienia sprawy to właśnie w tej chwili musi przejąć moje obowiązki bo właśnie wychodzę do domu. Zabrałam torebkę, poinformowałam o swoim odejściu pozostałych pracowników, pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam.
Zadzwoniłam do przyszłego szefa i powiedziałam o całej sytuacji, zapytałam się czy nie będzie problemu jeśli na świadectwie pracy będzie widniało zwolnienie dyscyplinarne, nie było problemu. W kolejnej firmie przepracowałam siedem lat i do tej pory bardo dobrze ten czas wspominam. Nigdy nie miałam problemów w związku z tą sytuacją. Zapłatę za przepracowany czas i niewykorzystany urlop od poprzedniego pracodawcy dostałam, a wiedziałam że do sądu nie wystąpi bo to ja raczej miałam powody do roszczeń.
Jedyne co ci grozi to właśnie rozwiązanie umowy ze skutkiem natychmiast z winy pracownika (np. bo nie przyszedł do pracy)
Jeśli chodzi o odszkodowanie to pracodawca musi przed sądem udowodnić jaka finansowa szkoda wynikła z tej sytuacji.
Jeśli nie jesteś jedyną osobą w dziale i twoje zniknięcie nie zdestabilizuje pracy firmy, to tak naprawdę pracodawca nie ma z czym iść do sądu a musi ci zapłacić za każdy przepracowany dzień plus zaległy urlop.
Pracownik to nie jest niewolnik, i jeśli zdecyduje się nie przyjść/podjąć pracy to nie ma w prawie takiej siły która by go do tego zmusiła...
Są też inne wybiegi które można zastosować by uniknąć tak długiego okresu wypowiedzenia, a nową umowę można śmiało podpisać nawet w trakcie trwania tej pierwszej albo podczas trwania urlopu czy zwolnienia - przepisy tego nie zabraniają, mamy swobodę zawierania umów.