Widok
Całkiem sami?
Czy tak naprawdę jesteśmy na tym padole całkiem sami? Dlaczego gdy potrzeba wsparcia, pomocy nie ma nikogo obok? Czy to mój idealizm sprawia, że jestem tam, gdzie wiem, że ktoś tego potrzebuje nawet gdy o tym nie mówi? A może osoby otaczające mnie nie są warte uwagi skoro nie ma ich mimo, że być powinni? A może to ja dla nich jestem mało interesująca? Tak mnie naszło ostatnio, gdyż potrzebowała sporo pomocy. Otrzymałam ją... owszem ale od ludzi, od których najmniej się spodziewałam. Ci najbliżsi nawalili...
To się nazywa doświadczenie życiowe. Czasem przychodzi w życiu czas żeby sprawdzić karty
wtedy okazuje się kto jest ile wart, kto jest ci życzliwy i na kogo możesz liczyć a kogo powinno się unikać
Myślę że życie specjalnie stawia nas w takich sytuacjach byśmy mogli przemyśleć pewne sprawy i daje nam możliwość ponownego i świadomego ukształtowania naszego najbliższego otoczenia
Pomaga nam wydostać się z układów nastawionych tylko na branie i uczy nas że czasem to my mamy prawo do proszenia o pomoc
Życie nieźle potrafi zaskoczyć i czasem coś co nam się wydaje takie a nie inne okazuje być się czymś zupełnie innym...
wtedy okazuje się kto jest ile wart, kto jest ci życzliwy i na kogo możesz liczyć a kogo powinno się unikać
Myślę że życie specjalnie stawia nas w takich sytuacjach byśmy mogli przemyśleć pewne sprawy i daje nam możliwość ponownego i świadomego ukształtowania naszego najbliższego otoczenia
Pomaga nam wydostać się z układów nastawionych tylko na branie i uczy nas że czasem to my mamy prawo do proszenia o pomoc
Życie nieźle potrafi zaskoczyć i czasem coś co nam się wydaje takie a nie inne okazuje być się czymś zupełnie innym...
Niestety szczery nie jesteś. Jak chcesz by ta osoba wyciągnęła jakieś wnioski to robisz to w zamian, a nie bezinteresownie. Taki frazes nieszczery, nic nie oczekuję ale fajnie byłoby gdyby coś tam. Albo robię nic nie oczekując i cieszy mnie fakt samego czynu, albo robię bo liczę ze ktoś kiedyś mi wynagrodzi.
Czyli jednak robiąć komuś przysługę oczekujesz, że ci świat wynagrodzi, gdy ty będziesz w potrzebie.
Coś na zasadzie 'będę pomagać, to i kiedyś mi pomogą'.
Jak nie pomogli to wtedy - przecież tyle pomagałem/pomagałam, dlaczego mi nie pomogli?
Nie oczekujesz bezpośrednio od osób, którym pomogłaś, ale od świata, który de facto rzekomo powinień być zobowiązany wynagrodzić.
Z racji, że wszyscy i tak tworzymy jedno, nie ma większego znaczenia w który konkretnie punkt całości oczekiwanie kierujemy, do człowieka czy też świata.
Nie traktuj tego personalnie bo cię nie znam, ale znakomita większość ludzi pomaga bo:
- oczekują pomocy w zamian
- tak wypada
- uważają, że jeżeli nie pomogą to im też nigdy nikt nie pomoże
- inni będą ich lepiej postrzegać.
Gdy chęć pomocy wynika z, w jakiś sposób rozwiniętej, empatii, problem zdaje się nie występować.
Niemniej nie dziwię się pytaniu, bo sam wiele razy tak postępuję, a na prawdziwą empatię patrzę z niekrytym podziwem, bo jednak wiele mówi o człowieku, mimo że zdolność ta wydaje się być na wymarciu.
Coś na zasadzie 'będę pomagać, to i kiedyś mi pomogą'.
Jak nie pomogli to wtedy - przecież tyle pomagałem/pomagałam, dlaczego mi nie pomogli?
Nie oczekujesz bezpośrednio od osób, którym pomogłaś, ale od świata, który de facto rzekomo powinień być zobowiązany wynagrodzić.
Z racji, że wszyscy i tak tworzymy jedno, nie ma większego znaczenia w który konkretnie punkt całości oczekiwanie kierujemy, do człowieka czy też świata.
Nie traktuj tego personalnie bo cię nie znam, ale znakomita większość ludzi pomaga bo:
- oczekują pomocy w zamian
- tak wypada
- uważają, że jeżeli nie pomogą to im też nigdy nikt nie pomoże
- inni będą ich lepiej postrzegać.
Gdy chęć pomocy wynika z, w jakiś sposób rozwiniętej, empatii, problem zdaje się nie występować.
Niemniej nie dziwię się pytaniu, bo sam wiele razy tak postępuję, a na prawdziwą empatię patrzę z niekrytym podziwem, bo jednak wiele mówi o człowieku, mimo że zdolność ta wydaje się być na wymarciu.
głowa do góry i czasami przestań być idealistką bo zycie nie jest idealne ;)
Tak, tak...
Dla mnie najwspanialsi są ludzie, którzy dużo wymagają od siebie samych, są szczerzy i prawdziwi. Od zawsze inspirują mnie do działania.
Po to mamy w gębie język by komunikować potrzeby, zwłaszcza pomocy - jakiej konkretnie oczekujemy, w jakiej postaci...
Osobiście, nie cierpię wszelkich niedomówień i oczekiwania ode mnie jasnowidzenia.
I tak, w życiu zawodowym, spotkałam ludzi, którzy dali mi szansę nauki, rozwoju i ciężkiej pracy. Nie wiem czy oczekiwali czegoś w zamian. Uważałam, że daję z siebie wszystko by nie pożałowali swojej decyzji zaufania mi i poświęconego mi czasu.
NIGDY nie mieszam pracy z private. Nie znoszę tych układów i wolę czołgać się w cieniu niż błyszczeć dzięki tzw. "przyjaźniom".
Prywatnie, niczego, od nikogo nie oczekuję. Życie zweryfikowało moje poglądy w temacie tzw. "przyjaźni" . Odkąd pamiętam jestem dziwakiem i samotnikiem. Poznałam też wielu ludzi, którzy gdyby mogli, topiliby innych w łyżce wody. Oni również byli i są dla mnie motywacja do bycia sobą. Spotkałam też wielu, wspaniałych ludzi, z którymi często, po prostu mijałam się w życiu dlatego wiem, że są wszędzie, na całym świecie - pełni optymizmu i dobra, posługujący się językiem, który prostuje kręgosłupy i leczy wszystkie rany. Wszystko jest dla nich możliwe i szukają jedynie tego co człowieka czyni prawdziwym wojownikiem dobra.
Kocham ludzi. Uważam, że każdy z nas zasługuje na wszystko co najlepsze i każdemu życzę by spełniał swe cele i marzenia.
Jeśli trzeba kogoś wysłuchać, przytulić, pogadać... zawsze i wszędzie. Jestem jak grób i nie cierpię plociuchów.
Najlepszym lekarstwem na moje, własne niże, jest samotność i wycofanie się, relaks, medytacja.
W każdym napotkanym człowieku dostrzegam siebie...z przeszłości, z teraźniejszości, z przyszłości. Wszyscy jesteśmy Jednością.
Na co dzień spotykam różnych ludzi. Przed wieloma jeszcze długa droga i nauka życia. Skupiam się na tych, którzy są moim, bliźniaczym odbiciem i na tych, którzy ciągną mnie za uszy do góry, ku wzrostowi i świadomości celu życia.
Ps
Dobrze jest oczekiwać jedynie nieoczekiwanego, nie doświadczamy wtedy rozczarowań i bólu d...y, że żle ulokowaliśmy uczucia i zainteresowanie a dla odmiany spotykają nas same miłe niespodzianki. Rozwiązanie zawsze przychodzi w porę. Upieranie się przy konkretnym jego źródle to szkodzenie samemu sobie.
Polecam podróż przez życie pełne ruchu a nie szukanie przystanku by przesiedzieć na nim oczekiwanie na ostateczny akt.
Dla mnie najwspanialsi są ludzie, którzy dużo wymagają od siebie samych, są szczerzy i prawdziwi. Od zawsze inspirują mnie do działania.
Po to mamy w gębie język by komunikować potrzeby, zwłaszcza pomocy - jakiej konkretnie oczekujemy, w jakiej postaci...
Osobiście, nie cierpię wszelkich niedomówień i oczekiwania ode mnie jasnowidzenia.
I tak, w życiu zawodowym, spotkałam ludzi, którzy dali mi szansę nauki, rozwoju i ciężkiej pracy. Nie wiem czy oczekiwali czegoś w zamian. Uważałam, że daję z siebie wszystko by nie pożałowali swojej decyzji zaufania mi i poświęconego mi czasu.
NIGDY nie mieszam pracy z private. Nie znoszę tych układów i wolę czołgać się w cieniu niż błyszczeć dzięki tzw. "przyjaźniom".
Prywatnie, niczego, od nikogo nie oczekuję. Życie zweryfikowało moje poglądy w temacie tzw. "przyjaźni" . Odkąd pamiętam jestem dziwakiem i samotnikiem. Poznałam też wielu ludzi, którzy gdyby mogli, topiliby innych w łyżce wody. Oni również byli i są dla mnie motywacja do bycia sobą. Spotkałam też wielu, wspaniałych ludzi, z którymi często, po prostu mijałam się w życiu dlatego wiem, że są wszędzie, na całym świecie - pełni optymizmu i dobra, posługujący się językiem, który prostuje kręgosłupy i leczy wszystkie rany. Wszystko jest dla nich możliwe i szukają jedynie tego co człowieka czyni prawdziwym wojownikiem dobra.
Kocham ludzi. Uważam, że każdy z nas zasługuje na wszystko co najlepsze i każdemu życzę by spełniał swe cele i marzenia.
Jeśli trzeba kogoś wysłuchać, przytulić, pogadać... zawsze i wszędzie. Jestem jak grób i nie cierpię plociuchów.
Najlepszym lekarstwem na moje, własne niże, jest samotność i wycofanie się, relaks, medytacja.
W każdym napotkanym człowieku dostrzegam siebie...z przeszłości, z teraźniejszości, z przyszłości. Wszyscy jesteśmy Jednością.
Na co dzień spotykam różnych ludzi. Przed wieloma jeszcze długa droga i nauka życia. Skupiam się na tych, którzy są moim, bliźniaczym odbiciem i na tych, którzy ciągną mnie za uszy do góry, ku wzrostowi i świadomości celu życia.
Ps
Dobrze jest oczekiwać jedynie nieoczekiwanego, nie doświadczamy wtedy rozczarowań i bólu d...y, że żle ulokowaliśmy uczucia i zainteresowanie a dla odmiany spotykają nas same miłe niespodzianki. Rozwiązanie zawsze przychodzi w porę. Upieranie się przy konkretnym jego źródle to szkodzenie samemu sobie.
Polecam podróż przez życie pełne ruchu a nie szukanie przystanku by przesiedzieć na nim oczekiwanie na ostateczny akt.
Zdrowe relacje w moim rozumieniu potrzebują wzajemności.....
Jeśli ja kiedyś komuś pomogę, nie oczekuję wzajemności ale chyba mam prawo oczekiwać (nie wymagać!) od tej osoby, że jak ja znajdę się w potrzebie, to mogę się spodziewać że ta osoba może (nie musi) mi pomóc, prawda? to się nazywa wdzięczność czy jakoś tak :P
Proszenie o pomoc to nie jest to samo co wymaganie pomocy. Trzeba liczyć się z tym że ktoś może odmówić jeśli z jakiś względów nie może nam pomóc i to jest ok. Im są to ludzie dla nas w jakimś sensie bliźsi tym bardziej rozczarowuje nas odmowa, zwłaszcza że my byliśmy gotowi dla nich zrobić to samo,... no właśnie, brak wzajemności albo ta bliskość nie jest tak mocna jak nam się wydawała, albo po prostu nie jesteśmy dla tej osoby ważni, tak jak ona jest ważna dla nas.....i to należy przemyśleć czy warto trzymać takie osoby blisko siebie.
Ale są też ludzie źli z natury i nie pomogą, choć mogą, tylko dlatego bo mają taki kaprys, bo nie lubią ludzi.....
Nie oszukujmy się, nie wszyscy ludzie ociekają dobrocią.... Są ludzie nastawieni tylko na branie, z postawą roszczeniową typu: "bo ja jestem stary i to mnie należy się pomagać" albo " to zawsze ludzie mnie pomagają bo...."
Pomagać też trzeba umieć, bo pomaganie nie polega na wyręczaniu się pomagającym. Nie można też wiecznie pomagać bo tworzymy wyuczoną bezradność takiej osoby...
Czy warto pomagać? Warto. Bo dobro wraca. Może nie od tej samej osoby, może nie tak jak się spodziewaliśmy ale jest i krąży gdzieś po świecie.
Jeśli ja kiedyś komuś pomogę, nie oczekuję wzajemności ale chyba mam prawo oczekiwać (nie wymagać!) od tej osoby, że jak ja znajdę się w potrzebie, to mogę się spodziewać że ta osoba może (nie musi) mi pomóc, prawda? to się nazywa wdzięczność czy jakoś tak :P
Proszenie o pomoc to nie jest to samo co wymaganie pomocy. Trzeba liczyć się z tym że ktoś może odmówić jeśli z jakiś względów nie może nam pomóc i to jest ok. Im są to ludzie dla nas w jakimś sensie bliźsi tym bardziej rozczarowuje nas odmowa, zwłaszcza że my byliśmy gotowi dla nich zrobić to samo,... no właśnie, brak wzajemności albo ta bliskość nie jest tak mocna jak nam się wydawała, albo po prostu nie jesteśmy dla tej osoby ważni, tak jak ona jest ważna dla nas.....i to należy przemyśleć czy warto trzymać takie osoby blisko siebie.
Ale są też ludzie źli z natury i nie pomogą, choć mogą, tylko dlatego bo mają taki kaprys, bo nie lubią ludzi.....
Nie oszukujmy się, nie wszyscy ludzie ociekają dobrocią.... Są ludzie nastawieni tylko na branie, z postawą roszczeniową typu: "bo ja jestem stary i to mnie należy się pomagać" albo " to zawsze ludzie mnie pomagają bo...."
Pomagać też trzeba umieć, bo pomaganie nie polega na wyręczaniu się pomagającym. Nie można też wiecznie pomagać bo tworzymy wyuczoną bezradność takiej osoby...
Czy warto pomagać? Warto. Bo dobro wraca. Może nie od tej samej osoby, może nie tak jak się spodziewaliśmy ale jest i krąży gdzieś po świecie.
"Nie oszukujmy się, nie wszyscy ludzie ociekają dobrocią.... Są ludzie nastawieni tylko na branie, z postawą roszczeniową typu: "bo ja jestem stary i to mnie należy się pomagać" albo " to zawsze ludzie mnie pomagają bo...."
To zwykłe wymuszenie jest;)
Czasem najlepszą formą pomocy jest brak tej pomocy. Niektórzy z wpływania na chęć pomocy innym robią sobie sposób na życie i to całkiem na dobrym poziomie, ale gdzieś tu już był chyba taki wątek.
To zwykłe wymuszenie jest;)
Czasem najlepszą formą pomocy jest brak tej pomocy. Niektórzy z wpływania na chęć pomocy innym robią sobie sposób na życie i to całkiem na dobrym poziomie, ale gdzieś tu już był chyba taki wątek.
Chyba przeczysz sama sobie:
"Jeśli ja kiedyś komuś pomogę, nie oczekuję wzajemności ale chyba mam prawo oczekiwać(...)"
To jak piszesz, że nie oczekujesz?. Pomijam fakt, że ciężko żeby druga osoba MUSIAŁA pomóc, to już byłoby zniewolenie i pogwałcenie jej praw do wolności.
Dlaczego ktoś kto nie pomoże jest zły? Kto ocenia sytuację, w której należy pomóc, a w której nie? Ogól? Widzimisię? Prawo?
Nie mam nowego, sportowego auta i rozumiem, że jak ktoś mi nie pomoże go zdobyć to jest zły bo mi przecież nie pomógł?
Może brak pomocy ma cię nakierować na inne podejście/rozwiązanie?
Dlaczego ktoś kto nie ma rzeczy X zasługuje na pomoc, a ten z brakiem Y już nie?
SZCZERA, BEZINTERESOWNA pomóc świadczy o znacznej drodze, którą świadczący ją osobnik, przeszedł.
To, że osoba, która tej pomocy nie otrzymała, świadczy tylko o tym, że 'nie to miejsce, nie ten czas'.
"Czy warto pomagać? Warto. Bo dobro wraca"
Czyli wniosek taki, że pomoc się opłaca i kalkulując zyski/straty wychodzę na plus. Ma to niewiele wspólnego ze szczerą chęcią pomocy. Gdybym miał wiedzę, że ktoś mi taką pomoc oferuje to bez wahania bym odrzucił :) Powiedziałbym, że jest to układ, a nie pomoc.
"Jeśli ja kiedyś komuś pomogę, nie oczekuję wzajemności ale chyba mam prawo oczekiwać(...)"
To jak piszesz, że nie oczekujesz?. Pomijam fakt, że ciężko żeby druga osoba MUSIAŁA pomóc, to już byłoby zniewolenie i pogwałcenie jej praw do wolności.
Dlaczego ktoś kto nie pomoże jest zły? Kto ocenia sytuację, w której należy pomóc, a w której nie? Ogól? Widzimisię? Prawo?
Nie mam nowego, sportowego auta i rozumiem, że jak ktoś mi nie pomoże go zdobyć to jest zły bo mi przecież nie pomógł?
Może brak pomocy ma cię nakierować na inne podejście/rozwiązanie?
Dlaczego ktoś kto nie ma rzeczy X zasługuje na pomoc, a ten z brakiem Y już nie?
SZCZERA, BEZINTERESOWNA pomóc świadczy o znacznej drodze, którą świadczący ją osobnik, przeszedł.
To, że osoba, która tej pomocy nie otrzymała, świadczy tylko o tym, że 'nie to miejsce, nie ten czas'.
"Czy warto pomagać? Warto. Bo dobro wraca"
Czyli wniosek taki, że pomoc się opłaca i kalkulując zyski/straty wychodzę na plus. Ma to niewiele wspólnego ze szczerą chęcią pomocy. Gdybym miał wiedzę, że ktoś mi taką pomoc oferuje to bez wahania bym odrzucił :) Powiedziałbym, że jest to układ, a nie pomoc.
hmm ja się przekonałam wielokrotnie, że brak oczekiwań jednak sprawdza się najlepiej jeśli chodzi o relacje i pomoc. pomagam kiedy czuję, że chcę a nie dlatego, że czuję, że powinnam albo, że może mi się to opłacić. ale nie oszukujmy się, pomaganie w większości nie ma nic wspólnego z altruizmem a właśnie z czystym egoizmem. robiąc dobry uczynek lepiej się ze sobą czujemy, łechtamy swoje ego, uznajemy się za lepszego człowieka. pomaganie wzbudza w nas poziom endorfin. nawet wiara w to, że dobro wraca jest czystym przejawem egoizmu (zrobię dobrze to i mi w życiu będzie dobrze).
ale prawda, ostatnio sama się przekonałam ilu przyjaciół poznaje się w biedzie kiedy ta pozornie bliska odwróciła się do mnie plecami...
ale prawda, ostatnio sama się przekonałam ilu przyjaciół poznaje się w biedzie kiedy ta pozornie bliska odwróciła się do mnie plecami...
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
" nawet wiara w to, że dobro wraca jest czystym przejawem egoizmu (zrobię dobrze to i mi w życiu będzie dobrze). "
Jeżeli ma związek z egoizmem, to nie pomaganie, ale handel, za jakieś rzeczy czy odczucia których w zamian oczekujemy.:)
Trzeba by pomóc i zapomnieć o tym, wtedy robimy to bezinteresownie. Myślę że pomagając trzeba chyba przestać oceniać, chociaż to samo przychodzi nieświadomie, sam nie raz się naciąłem , bo co pomyśleć kiedy ktoś prosi o pomoc bo nie ma na leki dla dzieciaka, a co będąc w sklepie widzę jak kupuje piwo.
Wyleczyło mnie to skutecznie z pomagania osobiście. Teraz o ile chcę pomóc to staram się robić to poprzez organizację która ma możliwość zweryfikowania czy rzeczywiście pomoc jest potrzebna. Zbyt wielu cwaniaków żeruje na uczuciach tych którzy chcą pomóc, a pomagać trzeba umieć bez skrupułów.
Jeżeli ma związek z egoizmem, to nie pomaganie, ale handel, za jakieś rzeczy czy odczucia których w zamian oczekujemy.:)
Trzeba by pomóc i zapomnieć o tym, wtedy robimy to bezinteresownie. Myślę że pomagając trzeba chyba przestać oceniać, chociaż to samo przychodzi nieświadomie, sam nie raz się naciąłem , bo co pomyśleć kiedy ktoś prosi o pomoc bo nie ma na leki dla dzieciaka, a co będąc w sklepie widzę jak kupuje piwo.
Wyleczyło mnie to skutecznie z pomagania osobiście. Teraz o ile chcę pomóc to staram się robić to poprzez organizację która ma możliwość zweryfikowania czy rzeczywiście pomoc jest potrzebna. Zbyt wielu cwaniaków żeruje na uczuciach tych którzy chcą pomóc, a pomagać trzeba umieć bez skrupułów.
Sponsorowanie żuli to nie jest mój ulubiony sport
Tu raczej chodzi bardziej o relacje społeczne i krąg najbliższy czyli znajomi, rodzina, ludzi których jako tako znamy
Tak sobie żyję i widzę że relacje powinny być oparte przede wszystkim na wzajemności i proporcjonalności
bo tylko wtedy ten mechanizm działa i jest szansa na zbudowanie trwałych i pozytywnych powiązań
Tu raczej chodzi bardziej o relacje społeczne i krąg najbliższy czyli znajomi, rodzina, ludzi których jako tako znamy
Tak sobie żyję i widzę że relacje powinny być oparte przede wszystkim na wzajemności i proporcjonalności
bo tylko wtedy ten mechanizm działa i jest szansa na zbudowanie trwałych i pozytywnych powiązań
Ogólnie popieram to co napisała Ciacho.
Od siebie dodam, że od dłuższego czasu rozważam kwestię pomocy. Postaram się więc ująć to krótko;)
Powiedzcie mi, dlaczego taki Jezus zachęcał do rozdawania swoich dóbr ubogim, kiedy sam pogardzał bogactwem?
Po co dawać komuś coś, czego się nie chce mieć?
Wielu uważa, że cierpienie uszlachetnia. Wielu uważa, że radosne chwile nie rozwijają, że człowiek dopiero przez przeciwności losu wymuszające zmierzenie się z cierpieniem staje się silniejszy. Czy zatem pomagając komuś w potrzebie pomagamy mu, czy tylko sobie, jemu zaś odbierając szansę na rozwój?
Nie może on doświadczyć życia, nie może upaść i powstać, rozejrzeć się po dnie i zobaczyć, że nie ma tam nic strasznego, że może tak żyć, że w najczarniejszej czeluści może odnaleźć szczęście. To daje siłę. Gdy wychodzi się na równinę, człowiek kroczy bez strachu, bo wie, że będąc tam na samym dnie zdoła sobie poradzić.
Wielu żyję lękami, i pomaga innym, bo liczy, że inni pomogą jemu, gdy upadnie. Nie pojmuję, że dając tamtym powstać o własnych siłach daje im odwagę, której brakuje mu tu i teraz.
Myślę, że pomoc osłabia.
Osłabia tego, komu się pomoc udziela oraz tego, kto jej udziela.
Od siebie dodam, że od dłuższego czasu rozważam kwestię pomocy. Postaram się więc ująć to krótko;)
Powiedzcie mi, dlaczego taki Jezus zachęcał do rozdawania swoich dóbr ubogim, kiedy sam pogardzał bogactwem?
Po co dawać komuś coś, czego się nie chce mieć?
Wielu uważa, że cierpienie uszlachetnia. Wielu uważa, że radosne chwile nie rozwijają, że człowiek dopiero przez przeciwności losu wymuszające zmierzenie się z cierpieniem staje się silniejszy. Czy zatem pomagając komuś w potrzebie pomagamy mu, czy tylko sobie, jemu zaś odbierając szansę na rozwój?
Nie może on doświadczyć życia, nie może upaść i powstać, rozejrzeć się po dnie i zobaczyć, że nie ma tam nic strasznego, że może tak żyć, że w najczarniejszej czeluści może odnaleźć szczęście. To daje siłę. Gdy wychodzi się na równinę, człowiek kroczy bez strachu, bo wie, że będąc tam na samym dnie zdoła sobie poradzić.
Wielu żyję lękami, i pomaga innym, bo liczy, że inni pomogą jemu, gdy upadnie. Nie pojmuję, że dając tamtym powstać o własnych siłach daje im odwagę, której brakuje mu tu i teraz.
Myślę, że pomoc osłabia.
Osłabia tego, komu się pomoc udziela oraz tego, kto jej udziela.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"Myślę, że pomoc osłabia." Odbiera możliwość doświadczenia czegoś, czego doświadczyłby ten kto ją otrzymuje, bez tej pomocy, a co pewnie by go wzmocniło.
"Powiedzcie mi, dlaczego taki Jezus zachęcał do rozdawania swoich dóbr ubogim, kiedy sam pogardzał bogactwem Po co dawać komuś coś, czego się nie chce mieć?" po to żeby później nakazywać tym którzy wzięli żeby oddali i tak w kółko, ale dzisiaj to przestało działać;)
Chociaż zauważyłem że są też osoby które mogły by korzystać z pomocy bez problemu a nie chcą i pomimo np. inwalidztwa świetnie sobie radzą samemu także w dużej mierze zależy to od podejścia do sprawy (nie mówię o pomocy materialnej).
Jeżeli coś się komuś daje to się daje i koniec, a nie liczy na rewanże(ale złe słowo):)
"Powiedzcie mi, dlaczego taki Jezus zachęcał do rozdawania swoich dóbr ubogim, kiedy sam pogardzał bogactwem Po co dawać komuś coś, czego się nie chce mieć?" po to żeby później nakazywać tym którzy wzięli żeby oddali i tak w kółko, ale dzisiaj to przestało działać;)
Chociaż zauważyłem że są też osoby które mogły by korzystać z pomocy bez problemu a nie chcą i pomimo np. inwalidztwa świetnie sobie radzą samemu także w dużej mierze zależy to od podejścia do sprawy (nie mówię o pomocy materialnej).
Jeżeli coś się komuś daje to się daje i koniec, a nie liczy na rewanże(ale złe słowo):)
Wszyscy umieramy w samotności.
Choć byśmy byli otoczeni ludźmi, którzy szczerze nas kochają i to ze wzajemnością, w chwili śmierci jesteśmy całkiem sami, jak nigdy przedtem.
Gdybyś zaś chodzi o obecność osób obok, to egoiści zwykle brnęli przez życie rozpychając się łokciami, niszcząc i zwyciężając, dorobili się i umierają otoczeni ludźmi, którzy ich kochają, podziwiają, nienawidzą i gardzą. Na ich pogrzebach są tłumy.
Ludzie mówią o nich dobrze lub źle, ale pamiętają o nich przez dziesięciolecia lub stulecia.
Ci, którzy przez całe życie ustępowali innym, to oni umierają sami, w biedzie, bez zainteresowania, opuszczeni. A na ich pogrzeb przychodzą nieliczni.
Tylko jakie to ma znaczenie? To nasze życie, trzeba je przeżyć po swojemu, dla siebie, nie szukając poklasku i nie oceniając swojego życie ilością osób przy łożu śmierci. Odmienna droga świadczy o słabości, upadku i poniesionej klęsce.
Choć byśmy byli otoczeni ludźmi, którzy szczerze nas kochają i to ze wzajemnością, w chwili śmierci jesteśmy całkiem sami, jak nigdy przedtem.
Gdybyś zaś chodzi o obecność osób obok, to egoiści zwykle brnęli przez życie rozpychając się łokciami, niszcząc i zwyciężając, dorobili się i umierają otoczeni ludźmi, którzy ich kochają, podziwiają, nienawidzą i gardzą. Na ich pogrzebach są tłumy.
Ludzie mówią o nich dobrze lub źle, ale pamiętają o nich przez dziesięciolecia lub stulecia.
Ci, którzy przez całe życie ustępowali innym, to oni umierają sami, w biedzie, bez zainteresowania, opuszczeni. A na ich pogrzeb przychodzą nieliczni.
Tylko jakie to ma znaczenie? To nasze życie, trzeba je przeżyć po swojemu, dla siebie, nie szukając poklasku i nie oceniając swojego życie ilością osób przy łożu śmierci. Odmienna droga świadczy o słabości, upadku i poniesionej klęsce.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Akurat jest chyba odwrotnie jak mówi Anty , z mocą obserwacji wynika
że ludzie którzy nie szanował innych ludzi, zabierali zamiast dawać i mieli innych ludzi w de..
umierali w samotności, w cierpieniu i nikt nimi się specjalnie nie zajmował
na pogrzebie nikt nie płakał , ludzie raczej z obowiązku przychodzili lub by się upewnić że cholera na pewno nie żyje
I gdyby mogli to by grób jeszcze wielkim głazem dla pewnosci przywaili
Natomiast ludzie którzy pomagali innym ludziom, szanowali swoją rodzinę i sąsiadów
cieszą się dobrą opieką podczas ostatnich miesięcy życia, dzieci, wnuki się nimi troskliwie opiekują
A ludzie na pogrzebie autentycznie płaczą
Ostatnio niestety byłam na kilku potrzebach i to tak z moich przemyśleń wynika
Po złych ludziach nikt nie płacze a od życia dostają na końcu dokładnie tyle co dali innym
I w perspektywie śmierci to może jest brutalne co powiem ale niektórzy sami sobie pracowali całe, długie życie na swój marny koniec i tak się ten krąg zamyka, równanie musi się zgadzać
że ludzie którzy nie szanował innych ludzi, zabierali zamiast dawać i mieli innych ludzi w de..
umierali w samotności, w cierpieniu i nikt nimi się specjalnie nie zajmował
na pogrzebie nikt nie płakał , ludzie raczej z obowiązku przychodzili lub by się upewnić że cholera na pewno nie żyje
I gdyby mogli to by grób jeszcze wielkim głazem dla pewnosci przywaili
Natomiast ludzie którzy pomagali innym ludziom, szanowali swoją rodzinę i sąsiadów
cieszą się dobrą opieką podczas ostatnich miesięcy życia, dzieci, wnuki się nimi troskliwie opiekują
A ludzie na pogrzebie autentycznie płaczą
Ostatnio niestety byłam na kilku potrzebach i to tak z moich przemyśleń wynika
Po złych ludziach nikt nie płacze a od życia dostają na końcu dokładnie tyle co dali innym
I w perspektywie śmierci to może jest brutalne co powiem ale niektórzy sami sobie pracowali całe, długie życie na swój marny koniec i tak się ten krąg zamyka, równanie musi się zgadzać
Fajnie by było, gdyby tak było.
Zwykle jednak Ci egoiści, co nie zważają na innych, dorabiają się fortuny (mniejszej lub większej) i są otoczeni ludźmi, a gdy umierają wielu jest obok... licząc, na kawałek ich spuścizny.
Dobrzy żyją w biedzie, w biedzie umierają, i nikt nie chce tracić czasu na uczestniczenie w ich pochówku.
I problem nie leży w tym, że tak jest, lecz w tym, że dużo osób chciałoby, aby było przeciwnie.
To tylko efekt rozpaczy, życiowej klęski, która doprowadza człowieka do stanu, gdzie potrzebuje uznania.
Gdzie potrzebuje wsparcia, dowodów, grupy ludzi przy łożu śmierci, aby inni przekonali go, że nie był kanalią (bo wewnątrz wie, że był).
Zwykle jednak Ci egoiści, co nie zważają na innych, dorabiają się fortuny (mniejszej lub większej) i są otoczeni ludźmi, a gdy umierają wielu jest obok... licząc, na kawałek ich spuścizny.
Dobrzy żyją w biedzie, w biedzie umierają, i nikt nie chce tracić czasu na uczestniczenie w ich pochówku.
I problem nie leży w tym, że tak jest, lecz w tym, że dużo osób chciałoby, aby było przeciwnie.
To tylko efekt rozpaczy, życiowej klęski, która doprowadza człowieka do stanu, gdzie potrzebuje uznania.
Gdzie potrzebuje wsparcia, dowodów, grupy ludzi przy łożu śmierci, aby inni przekonali go, że nie był kanalią (bo wewnątrz wie, że był).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"Dobrzy żyją w biedzie, w biedzie umierają, i nikt nie chce tracić czasu na uczestniczenie w ich pochówku. "
Co się z Tobą dzieje do ciężkiej, zawiesistej cholery?!
Gorycz i rozczarowanie czy celowa manipulacja pojęciami...?
Jednego dnia wznosisz się ponad przeciętne procesy rozumowanie, by drugiego doświadczać amnezji i haotycznie rzucać stereotypami, wprost z ciemnogrodu.
Pobudzia (plaskacz z liścia).
Co się z Tobą dzieje do ciężkiej, zawiesistej cholery?!
Gorycz i rozczarowanie czy celowa manipulacja pojęciami...?
Jednego dnia wznosisz się ponad przeciętne procesy rozumowanie, by drugiego doświadczać amnezji i haotycznie rzucać stereotypami, wprost z ciemnogrodu.
Pobudzia (plaskacz z liścia).
>Gorycz i rozczarowanie czy celowa manipulacja pojęciami...?
Jestem szczęśliwy i opisuje rzeczywistość taką, jaką jest, nie taką, jaką chcielibyśmy by była.
Moim zdaniem człowiek na pewnym poziomie rozwoju duchowego zna wartość swojego życia, rozumie śmierć i nie potrzebuje haremu płaczącego nad jego łożem śmierci.
Bogaci zwykle mają największe wątpliwości, czy dobrze przeżyli swój czas i mają potrzebę, by wymówki do zejścia ze ścieżki prawości były potwierdzone w akceptacji osób z najbliższego otoczenia.
>Jednego dnia wznosisz się ponad przeciętne procesy rozumowanie, by drugiego doświadczać amnezji i haotycznie rzucać stereotypami, wprost z ciemnogrodu.
Albo jestem jeszcze wyżej, tylko tego nie widzisz;)
>"prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" i taka jest prawda!
Tak było kiedyś, tak może jest pomiędzy biednymi (choć tego nie wiem, bo żyje w kraju, w którym biedy nie ma).
Żyjąc tu i teraz, powiedziałbym raczej, że prawdziwych przyjaciół można poznać po reakcji na nasze sukcesy.
Jestem szczęśliwy i opisuje rzeczywistość taką, jaką jest, nie taką, jaką chcielibyśmy by była.
Moim zdaniem człowiek na pewnym poziomie rozwoju duchowego zna wartość swojego życia, rozumie śmierć i nie potrzebuje haremu płaczącego nad jego łożem śmierci.
Bogaci zwykle mają największe wątpliwości, czy dobrze przeżyli swój czas i mają potrzebę, by wymówki do zejścia ze ścieżki prawości były potwierdzone w akceptacji osób z najbliższego otoczenia.
>Jednego dnia wznosisz się ponad przeciętne procesy rozumowanie, by drugiego doświadczać amnezji i haotycznie rzucać stereotypami, wprost z ciemnogrodu.
Albo jestem jeszcze wyżej, tylko tego nie widzisz;)
>"prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie" i taka jest prawda!
Tak było kiedyś, tak może jest pomiędzy biednymi (choć tego nie wiem, bo żyje w kraju, w którym biedy nie ma).
Żyjąc tu i teraz, powiedziałbym raczej, że prawdziwych przyjaciół można poznać po reakcji na nasze sukcesy.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Bieda i bogactwo, podobnie jak dobro i zło, są pojęciami względnymi, na potrzeby ludzkie.
Z Twego wpisu, z wyżyn Twych, zrozumiałam, że bogactwo wiąże się z "zejściem ze ścieżki prawości" (wtf!!!) a człeka "dobrego" poznamy po jego biedzie (???) (wtfx2!)
Zejdźże z tych wyżyn swego jestestwa i tłumacz na nasze swoje spojrzenie na te sprawy.
Dwa wcześniejsze wpisy domagają się korekty by nie urągać bogatym i dobrym... I by nie reklamować biedy i zła.
Korelacje między tymi pojęciami są dyskusyjne a Tyś użył oznajmujących pewników.
Domagam się wykładni
Z Twego wpisu, z wyżyn Twych, zrozumiałam, że bogactwo wiąże się z "zejściem ze ścieżki prawości" (wtf!!!) a człeka "dobrego" poznamy po jego biedzie (???) (wtfx2!)
Zejdźże z tych wyżyn swego jestestwa i tłumacz na nasze swoje spojrzenie na te sprawy.
Dwa wcześniejsze wpisy domagają się korekty by nie urągać bogatym i dobrym... I by nie reklamować biedy i zła.
Korelacje między tymi pojęciami są dyskusyjne a Tyś użył oznajmujących pewników.
Domagam się wykładni
"Piękniejszą odpowiedź dostanie, kto zada piękniejsze pytanie":p
Skoro pytasz konkretnie, to zauważ, że napisałem przy bogatych "zwykle";)
Nie uważam, aby bieda równoznaczna była z dobrem. Bogactwo, które jest osiągane poprzez zwycięstwo zwykle(!) wymaga pokonania innych; większego egoizmu, większej bezwzględności, przymknięcia oczu na innych etc. Gdyby zaś ktoś chciał pomagać innym, oddać im pola, bo im bardziej zależy lub swoją pracą pokazują, że bardziej na to zasługują... cóż, taka osobą kończy jako biedna.
Oczywiście wielu bogatych daje pieniądze na głodne dzieci w Afryce, ale czynią tak, aby zmazać codzienność, w której muszą walczyć o zachowanie lub polepszenie swojego stanu posiadania. Jest konkurencja, i albo inni albo oni. Myślimy, że mamy przeciwstawne kciuki, potrafimy mówić i budować, i to czyni nas lepszymi, ale w gruncie rzeczy nasze człowieczeństwo niewiele różni się od ciągłej wojny w świecie zwierząt. Przeżycie i szczęście jednej jednostki zależy od skrzywdzenia innej jednostki (czasami nawet zjedzenia). To działa w świecie zwierząt i w naszym. Im komuś to lepiej wychodzi, tym więcej cierpienia zsyła na ten świat. Dopisz sobie do tego kwestię dobra i zła;)
Skoro pytasz konkretnie, to zauważ, że napisałem przy bogatych "zwykle";)
Nie uważam, aby bieda równoznaczna była z dobrem. Bogactwo, które jest osiągane poprzez zwycięstwo zwykle(!) wymaga pokonania innych; większego egoizmu, większej bezwzględności, przymknięcia oczu na innych etc. Gdyby zaś ktoś chciał pomagać innym, oddać im pola, bo im bardziej zależy lub swoją pracą pokazują, że bardziej na to zasługują... cóż, taka osobą kończy jako biedna.
Oczywiście wielu bogatych daje pieniądze na głodne dzieci w Afryce, ale czynią tak, aby zmazać codzienność, w której muszą walczyć o zachowanie lub polepszenie swojego stanu posiadania. Jest konkurencja, i albo inni albo oni. Myślimy, że mamy przeciwstawne kciuki, potrafimy mówić i budować, i to czyni nas lepszymi, ale w gruncie rzeczy nasze człowieczeństwo niewiele różni się od ciągłej wojny w świecie zwierząt. Przeżycie i szczęście jednej jednostki zależy od skrzywdzenia innej jednostki (czasami nawet zjedzenia). To działa w świecie zwierząt i w naszym. Im komuś to lepiej wychodzi, tym więcej cierpienia zsyła na ten świat. Dopisz sobie do tego kwestię dobra i zła;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>Tak zielona wyspa:)
Najbiedniejszy z biednych w Polsce może bez wielkiego wysiłku zjeść lepiej, ubrać się cieplej i wyspać w lepszych warunkach niż średniozamożna osoba w średniowieczu. Nikt tu nie doświadcza biedy Afryki czy Azji.
Najbiedniejszy z biednych w Polsce może bez wielkiego wysiłku zjeść lepiej, ubrać się cieplej i wyspać w lepszych warunkach niż średniozamożna osoba w średniowieczu. Nikt tu nie doświadcza biedy Afryki czy Azji.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
a propos śmierci, absolutnie nie chciałabym żeby ktokolwiek płakał kiedy mnie zabraknie...wolałabym żeby się radowali, że byłam w ich życiu i pamiętali o mnie przez cały rok a nie tylko 1 listopada, kiedy większość zamiast faktycznie pomyśleć o zmarłych kłóci się jakie kwiaty i jakie znicze, w jakiej kondygnacji postawić na grobie traktując przechadzkę po cmentarzu bardziej jak obowiązek "bo wypada" niż jak chęć odwiedzenia zmarłych w miejscu ich pochówku ;)
i w ogóle wolałabym żeby moje prochy rozsypali gdzieś do wody na jakiejś odludnej plaży, absolutnie nie chciałabym spoczywać na jakimkolwiek katolickim cmentarzu.
myślę, że w ogóle ludzie lubią mieć potwierdzenie akceptacji kiedy schodzą ze ścieżki prawości, nie tylko bogacze ale i biedni. lubimy nie czuć, że jesteśmy źli, że postępujemy niemoralnie, zakłócać w sobie poczucie winy i wyrzuty sumienia, usprawiedliwiać się kiedy tylko możemy. stąd poszukiwanie akceptacji w takich sytuacjach, zwyczajnie nie chcemy sami bić się z własnymi myślami.
prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...jasne ale anty też ma rację, że można ich poznać po reakcji na nasze sukcesy. niestety ludzi zaślepia często zazdrość i zawiść kiedy obok nich ktoś osiąga zbyt wiele.
i w ogóle wolałabym żeby moje prochy rozsypali gdzieś do wody na jakiejś odludnej plaży, absolutnie nie chciałabym spoczywać na jakimkolwiek katolickim cmentarzu.
myślę, że w ogóle ludzie lubią mieć potwierdzenie akceptacji kiedy schodzą ze ścieżki prawości, nie tylko bogacze ale i biedni. lubimy nie czuć, że jesteśmy źli, że postępujemy niemoralnie, zakłócać w sobie poczucie winy i wyrzuty sumienia, usprawiedliwiać się kiedy tylko możemy. stąd poszukiwanie akceptacji w takich sytuacjach, zwyczajnie nie chcemy sami bić się z własnymi myślami.
prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...jasne ale anty też ma rację, że można ich poznać po reakcji na nasze sukcesy. niestety ludzi zaślepia często zazdrość i zawiść kiedy obok nich ktoś osiąga zbyt wiele.
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
>pamiętali o mnie przez cały rok a nie tylko 1 listopada
Mi tam nie zależy by pamiętali, byłem, przeminąłem i tyle. Niech się lepiej zajmą czymś, co ich uszczęśliwi, niż by mięli tracić czas na kogoś, kogo już nie ma.
>wolałabym żeby moje prochy rozsypali gdzieś do wody na jakiejś odludnej plaży, absolutnie nie chciałabym spoczywać na jakimkolwiek katolickim cmentarzu.
Jak większość, ale o tym decydują inni i zwykle robią tak, jak czują, że oczekują nieliczni (ci największy plotkarze w rodzinie:d)
>ludzie lubią mieć potwierdzenie akceptacji kiedy schodzą ze ścieżki prawości, nie tylko bogacze ale i biedni.
Tak, ale biednych ludzie mają w nosie, a przy bogatych liczą na "a mój złoty nocnik pozostawiam cioci Hani";)
Mi tam nie zależy by pamiętali, byłem, przeminąłem i tyle. Niech się lepiej zajmą czymś, co ich uszczęśliwi, niż by mięli tracić czas na kogoś, kogo już nie ma.
>wolałabym żeby moje prochy rozsypali gdzieś do wody na jakiejś odludnej plaży, absolutnie nie chciałabym spoczywać na jakimkolwiek katolickim cmentarzu.
Jak większość, ale o tym decydują inni i zwykle robią tak, jak czują, że oczekują nieliczni (ci największy plotkarze w rodzinie:d)
>ludzie lubią mieć potwierdzenie akceptacji kiedy schodzą ze ścieżki prawości, nie tylko bogacze ale i biedni.
Tak, ale biednych ludzie mają w nosie, a przy bogatych liczą na "a mój złoty nocnik pozostawiam cioci Hani";)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"Niech się lepiej zajmą czymś, co ich uszczęśliwi, niż by mięli tracić czas na kogoś, kogo już nie ma"
Uszczęśliwia ich uszczęśliwianie tych którzy w ich mniemaniu nie są szczęśliwi, a przy publiczności i braku niezgody na odwiedziny szczęście aktorów rośnie ;D
"ale o tym decydują inni i zwykle robią tak, jak czują, że oczekują nieliczni" Nie ma nic przyjemniejszego niż przyczynić się do zgody w rodzinie ;p
Uszczęśliwia ich uszczęśliwianie tych którzy w ich mniemaniu nie są szczęśliwi, a przy publiczności i braku niezgody na odwiedziny szczęście aktorów rośnie ;D
"ale o tym decydują inni i zwykle robią tak, jak czują, że oczekują nieliczni" Nie ma nic przyjemniejszego niż przyczynić się do zgody w rodzinie ;p
Przecież nigdy nie jesteśmy sami prawda? Bóg jest był i zawsze będzie z nami ;)
>Przecież nigdy nie jesteśmy sami prawda? Bóg jest był i zawsze będzie z nami ;)
Mylisz bycie samemu z samotnością. Wielu świętych, mimo świadomości wszechobecności Boga, było bardzo samotnych, bo modlili się godzinami, a nie otrzymywali odpowiedzi. Podobnie wielu zwykłych ludzi czuje się na co dzień. Choć są otoczeni ludźmi; spędzają aktywnie czas, rozmawiają, śmieją się i żartują, wewnątrz odczuwają rozpacz.
>Antyspołeczny Ty chyba jesteś wewnętrznie baaardzo samotny?!
Nie, wyłącznie szczęśliwy:)
>dołujące jest to co piszesz :(
Dołuje Ciebie, bo zastawiłaś na siebie sidła, wpadłaś w pułapkę, nie wiesz jak wyjść, przed innymi nawet udajesz, że nic się nie dzieje, a przez to wszystko śmierć Cię przeraża.
Spełniony człowiek, choć śmierci nie szuka, również przed nią nie ucieka, bo to część podróży.
Najbardziej zaś mnie dziwią wierzący, co traktują śmierć jako najgorsze zło, to dowód jak płytka jest ich wiara i ufność, że to nie koniec życia, a jedynie zakończenie próby.
Mylisz bycie samemu z samotnością. Wielu świętych, mimo świadomości wszechobecności Boga, było bardzo samotnych, bo modlili się godzinami, a nie otrzymywali odpowiedzi. Podobnie wielu zwykłych ludzi czuje się na co dzień. Choć są otoczeni ludźmi; spędzają aktywnie czas, rozmawiają, śmieją się i żartują, wewnątrz odczuwają rozpacz.
>Antyspołeczny Ty chyba jesteś wewnętrznie baaardzo samotny?!
Nie, wyłącznie szczęśliwy:)
>dołujące jest to co piszesz :(
Dołuje Ciebie, bo zastawiłaś na siebie sidła, wpadłaś w pułapkę, nie wiesz jak wyjść, przed innymi nawet udajesz, że nic się nie dzieje, a przez to wszystko śmierć Cię przeraża.
Spełniony człowiek, choć śmierci nie szuka, również przed nią nie ucieka, bo to część podróży.
Najbardziej zaś mnie dziwią wierzący, co traktują śmierć jako najgorsze zło, to dowód jak płytka jest ich wiara i ufność, że to nie koniec życia, a jedynie zakończenie próby.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Nie jestem katolikiem.
Zresztą 99,9% katolików nie jest katolikami, chcą się tylko wtopić.
I oni też wierzą sercem, a serce jest chwiejne.
Prawdziwą wiarę poznasz po czynach - "po owocach ich poznacie";)
Dla mnie osobiście, jeśli ktoś uznaje się za wierzącego, to musi wierzyć we wszystko, co znajduje się w Biblii.
Siłą rzeczy musi zatem Biblię znać, czyli przeczytać ją choć raz od deski do deski.
To zaś wymusza bycie religijnym, a zatem przynależność to jakiejś religii, co pociąga za sobą przeczytanie księgi zasad (katechizm, talmud czy coś innego, właściwego dla swojego odłamu).
Oznacza to też wiarę wyrażoną tak sercem, jak i myślą, mową i czynem, bez wybieranie, w co wygodnie jest wierzyć, a na co można machnąć ręką.
Jeśli kogoś nie stać na to, to jest fałszywym prorokiem i osłabia dany kult.
Zresztą 99,9% katolików nie jest katolikami, chcą się tylko wtopić.
I oni też wierzą sercem, a serce jest chwiejne.
Prawdziwą wiarę poznasz po czynach - "po owocach ich poznacie";)
Dla mnie osobiście, jeśli ktoś uznaje się za wierzącego, to musi wierzyć we wszystko, co znajduje się w Biblii.
Siłą rzeczy musi zatem Biblię znać, czyli przeczytać ją choć raz od deski do deski.
To zaś wymusza bycie religijnym, a zatem przynależność to jakiejś religii, co pociąga za sobą przeczytanie księgi zasad (katechizm, talmud czy coś innego, właściwego dla swojego odłamu).
Oznacza to też wiarę wyrażoną tak sercem, jak i myślą, mową i czynem, bez wybieranie, w co wygodnie jest wierzyć, a na co można machnąć ręką.
Jeśli kogoś nie stać na to, to jest fałszywym prorokiem i osłabia dany kult.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Żadnego, bo nie ma religii, w której bym wierzył we wszystko, nie wyznaję nawet Nauka, choć to najpopularniejszy bóg w obecnych czasach.
Myślę, że żyjemy w czasach, gdzie żaden bóg nie reprezentuje norm do których chcielibyśmy dążyć, bo jesteśmy już o kilka poziomów wyżej.
Myślę, że żyjemy w czasach, gdzie żaden bóg nie reprezentuje norm do których chcielibyśmy dążyć, bo jesteśmy już o kilka poziomów wyżej.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Czyli jak ktoś nie wierzy we wszystko w danej religii to jest ateistą?
Gratuluję podejścia - wierzyć we wszystko co ludzie przez tyle czasu wymyślali i zmieniali - i to tak bezkrytycznie? Wiara to jedno, ślepe podążanie za jakimiś utartymi teoriami ma niewiele współnego z wiarą.
Absolutnie jestem przekonany o istnieniu tzw Boga, lecz nie przeszkadza mi to negować wybranych aspektów różnych religii.
Gratuluję podejścia - wierzyć we wszystko co ludzie przez tyle czasu wymyślali i zmieniali - i to tak bezkrytycznie? Wiara to jedno, ślepe podążanie za jakimiś utartymi teoriami ma niewiele współnego z wiarą.
Absolutnie jestem przekonany o istnieniu tzw Boga, lecz nie przeszkadza mi to negować wybranych aspektów różnych religii.
>czyli ateista
Nie, ateista wierzy, że Boga nie ma. To rodzaj religii oparty na zaprzeczeniu.
Ja nie jestem ateistą.
> Chyba taki "wieża babel"... mądry, inteligentny i pyszny!? Żaden Bóg nie sprosta...
Historia Wieży Babel opowiada o zjednoczeniu się ludzi, wspólnej ciężkiej pracy, by osiągnąć wyżyny.
Jest to dowód ich determinacji, by powrócić do Boga i Raju.
Pycha jest tylko wymówką Boga, aby im to uniemożliwić.
I gdyby chodziło o pychę, Bóg pozwoliłby im pracować dalej, aby ich pycha stała się ich zgubą.
Bóg interweniował, bo wiedział, że w przeciwnym razie ludzie tego dokonają, bo wierzył, że zjednoczeni mogą wszystko - i bał się tego.
Bał się, że jeśli ludzie mu dorównają, to mogą go przerosnąć. I nie chciał, aby ludzie zbliżyli się do niego, bo wtedy utraciłby status pana, a oni przestaliby czuć się niewolnikami. Zamiast ofiarować nam ogień niczym Prometeusz wolał dać nam nieporozumienia, konflikty i wojny (co było następstwem pomieszania języków).
>Żaden Bóg nie sprosta
Nie znam ich wielu, ale wydają się podobni; nie chcą naszego wzrostu ani dobra, jedynie posłuszeństwa.
Bóg może sprostać tylko tym, którzy pragną zrezygnować z wolności, rozwoju i szczęścia, dla ułudy bezpieczeństwa wyrażonej w braku zmian (ot takie siedzenie w swojej strefie komfortu i czekanie na śmierć).
Nie, ateista wierzy, że Boga nie ma. To rodzaj religii oparty na zaprzeczeniu.
Ja nie jestem ateistą.
> Chyba taki "wieża babel"... mądry, inteligentny i pyszny!? Żaden Bóg nie sprosta...
Historia Wieży Babel opowiada o zjednoczeniu się ludzi, wspólnej ciężkiej pracy, by osiągnąć wyżyny.
Jest to dowód ich determinacji, by powrócić do Boga i Raju.
Pycha jest tylko wymówką Boga, aby im to uniemożliwić.
I gdyby chodziło o pychę, Bóg pozwoliłby im pracować dalej, aby ich pycha stała się ich zgubą.
Bóg interweniował, bo wiedział, że w przeciwnym razie ludzie tego dokonają, bo wierzył, że zjednoczeni mogą wszystko - i bał się tego.
Bał się, że jeśli ludzie mu dorównają, to mogą go przerosnąć. I nie chciał, aby ludzie zbliżyli się do niego, bo wtedy utraciłby status pana, a oni przestaliby czuć się niewolnikami. Zamiast ofiarować nam ogień niczym Prometeusz wolał dać nam nieporozumienia, konflikty i wojny (co było następstwem pomieszania języków).
>Żaden Bóg nie sprosta
Nie znam ich wielu, ale wydają się podobni; nie chcą naszego wzrostu ani dobra, jedynie posłuszeństwa.
Bóg może sprostać tylko tym, którzy pragną zrezygnować z wolności, rozwoju i szczęścia, dla ułudy bezpieczeństwa wyrażonej w braku zmian (ot takie siedzenie w swojej strefie komfortu i czekanie na śmierć).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>wierzyć we wszystko co ludzie przez tyle czasu wymyślali i zmieniali - i to tak bezkrytycznie?
Tak to właśnie wygląda.
Wynika to z tego, że te osoby, w kwestiach religijnych są nieomylne, bo przez te osoby przemawia Bóg.
>Wiara to jedno, ślepe podążanie za jakimiś utartymi teoriami ma niewiele współnego z wiarą.
Właśnie to jest wiarą.
Jeśli zaczynasz samemu kombinować, szukać uzasadnień, masz na to rozsądne argumenty i da się to jeszcze udowodnić, to mówimy o poglądach.
>Absolutnie jestem przekonany o istnieniu tzw Boga,
Dodanie "tzw" świadczy o tym, że wcale w niego nie wierzysz:d
>lecz nie przeszkadza mi to negować wybranych aspektów różnych religii.
Wręcz powinieneś negować inne religie, w końcu jeśli wierzysz, to inni się mylą.
Ludzie wybierający sobie, w co wierzą a w co nie, przez poprawne politycznie osoby wierzące nazywani są osobami posiadającymi "własną religią", przez mniej poprawne - heretykami.
Tak to właśnie wygląda.
Wynika to z tego, że te osoby, w kwestiach religijnych są nieomylne, bo przez te osoby przemawia Bóg.
>Wiara to jedno, ślepe podążanie za jakimiś utartymi teoriami ma niewiele współnego z wiarą.
Właśnie to jest wiarą.
Jeśli zaczynasz samemu kombinować, szukać uzasadnień, masz na to rozsądne argumenty i da się to jeszcze udowodnić, to mówimy o poglądach.
>Absolutnie jestem przekonany o istnieniu tzw Boga,
Dodanie "tzw" świadczy o tym, że wcale w niego nie wierzysz:d
>lecz nie przeszkadza mi to negować wybranych aspektów różnych religii.
Wręcz powinieneś negować inne religie, w końcu jeśli wierzysz, to inni się mylą.
Ludzie wybierający sobie, w co wierzą a w co nie, przez poprawne politycznie osoby wierzące nazywani są osobami posiadającymi "własną religią", przez mniej poprawne - heretykami.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"Bóg może sprostać tylko tym, którzy pragną zrezygnować z wolności, rozwoju i szczęścia, dla ułudy bezpieczeństwa wyrażonej w braku zmian..."
Zapewne wiesz kto to Kamil Stoch. On jest bardzo wierzący i... Bóg mu czegokolwiek zabrania z rozwoju itp.?
A wieża babel to pozytywna zazdrość Boga jak np. Męża o żonę - oczywiście w zdrowych granicach.
Zapewne wiesz kto to Kamil Stoch. On jest bardzo wierzący i... Bóg mu czegokolwiek zabrania z rozwoju itp.?
A wieża babel to pozytywna zazdrość Boga jak np. Męża o żonę - oczywiście w zdrowych granicach.
>Zapewne wiesz kto to Kamil Stoch. On jest bardzo wierzący
Nigdy z nim nie rozmawiałem o Bogu, nie mogę się zatem wypowiadać o jego wierze.
>Bóg mu czegokolwiek zabrania z rozwoju itp.?
Mnóstwa rzeczy, inna kwestia, jak on do tego podchodzi, czy lekceważy nakazy Boga i robi swoje, czy rezygnuje, by zachować nakazy - nie znam człowieka, więc nie wiem.
>A wieża babel to pozytywna zazdrość Boga jak np. Męża o żonę
Nie, bo mówimy o wieży Babel, czyli pragnieniu by być bliżej Boga.
Nie mówimy o czczeniu złotego cielca, a to byłoby przykładem zazdrości, która skończyła się krwawo (co skrzętnie pomija się w filmach, ale możesz znaleźć w Biblii).
>oczywiście w zdrowych granicach.
To nie miało najmniejszych oznak zdrowych granic.
Nigdy z nim nie rozmawiałem o Bogu, nie mogę się zatem wypowiadać o jego wierze.
>Bóg mu czegokolwiek zabrania z rozwoju itp.?
Mnóstwa rzeczy, inna kwestia, jak on do tego podchodzi, czy lekceważy nakazy Boga i robi swoje, czy rezygnuje, by zachować nakazy - nie znam człowieka, więc nie wiem.
>A wieża babel to pozytywna zazdrość Boga jak np. Męża o żonę
Nie, bo mówimy o wieży Babel, czyli pragnieniu by być bliżej Boga.
Nie mówimy o czczeniu złotego cielca, a to byłoby przykładem zazdrości, która skończyła się krwawo (co skrzętnie pomija się w filmach, ale możesz znaleźć w Biblii).
>oczywiście w zdrowych granicach.
To nie miało najmniejszych oznak zdrowych granic.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>Podać tytuł książki w której Kamil Stoch się jasno o tym wypowiada?
Nie czytam książek biograficznych, bo to dla mnie strata czasu.
Nie interesuje się prywatnym życiem ludzi, których nie znam osobiście.
Człowieka nie znam, kojarzę z nazwiska, że to jakiś skoczek, ale nawet nie wiem, jak on wygląda.
Sportu nie oglądam, nie przemawia do mnie taka forma rozrywki, choć intryguje mnie, dlaczego oglądanie sportu nie pobudza do sportu?
Podejrzewam, że sławni ludzie mają większe i grubsze maski niż cała reszta. I nawet jakbym przeczytał, co on mówi, to gdy nie mogę mu zadać pytania, to widzę tylko dobrze dobrane słowa, których w żaden sposób nie mogę zbadać.
>Anty co tj. dla Ciebie MIŁOŚĆ?
Dużo subtelności z pogranicza dobra, szczęścia, wolności, przyjaźni, zaufania etc
A dla Ciebie?
Nie czytam książek biograficznych, bo to dla mnie strata czasu.
Nie interesuje się prywatnym życiem ludzi, których nie znam osobiście.
Człowieka nie znam, kojarzę z nazwiska, że to jakiś skoczek, ale nawet nie wiem, jak on wygląda.
Sportu nie oglądam, nie przemawia do mnie taka forma rozrywki, choć intryguje mnie, dlaczego oglądanie sportu nie pobudza do sportu?
Podejrzewam, że sławni ludzie mają większe i grubsze maski niż cała reszta. I nawet jakbym przeczytał, co on mówi, to gdy nie mogę mu zadać pytania, to widzę tylko dobrze dobrane słowa, których w żaden sposób nie mogę zbadać.
>Anty co tj. dla Ciebie MIŁOŚĆ?
Dużo subtelności z pogranicza dobra, szczęścia, wolności, przyjaźni, zaufania etc
A dla Ciebie?
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
"Nie interesuje się prywatnym życiem ludzi, których nie znam osobiście...
Podejrzewam, że sławni ludzie mają większe i grubsze maski niż cała reszta. I nawet jakbym przeczytał, co on mówi, to gdy nie mogę mu zadać pytania, to widzę tylko dobrze dobrane słowa, których w żaden sposób nie mogę zbadać."
Skoro tak piszesz to zapewne też tak myślisz i robisz (choć to różnie bywa) więc... skoro się tak udzielasz na forum to znasz osobiście sporo osób
Podejrzewam, że sławni ludzie mają większe i grubsze maski niż cała reszta. I nawet jakbym przeczytał, co on mówi, to gdy nie mogę mu zadać pytania, to widzę tylko dobrze dobrane słowa, których w żaden sposób nie mogę zbadać."
Skoro tak piszesz to zapewne też tak myślisz i robisz (choć to różnie bywa) więc... skoro się tak udzielasz na forum to znasz osobiście sporo osób
Na forum ludzie przychodzą i odchodzą, dochodzi też definicja "znasz", bo dla jednego jest to spotkanie twarzą w twarz, nawet jeśli trwa kwadrans, a nie jest tym kilkuletnia rozmowa na publicznym forum, dla drugiego odwrotnie, dla innego wyznacznikiem nie jest czas ani forma, ale wartość interakcji.
Ale do czego zmierzasz?
Ale do czego zmierzasz?
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>Nie znam ich wielu, ale wydają się podobni; nie chcą naszego wzrostu ani dobra, jedynie posłuszeństwa.
OSHO (tzw. "przywódca duchowy") sprowadza ich wszystkich do jednej postaci, odczytując jakby od tyłu twierdzenie, że "Bóg jest Miłością". Twierdzi innymi słowy, że jedynym Bogiem tak naprawdę jest miłość i nie trzeba doszukiwać się żadnych innych bytów widzialnych, czy też niewidzialnych. Dość proste i oczywiste. Wydaje się też słuszne, bo przecież do Raju nie doprowadzą nas ani wojny, ani pomieszane języki, czy żadne nieporozumienia, a właśnie miłość i zgoda, dążenie do wzajemnego zrozumienia itd. Z drugiej strony kto chciałby się trzymać takich "zasad", kiedy łatwiej wybiórczo stosować te ze świętych pism...? Łatwiej jest nie kraść, czy nie zabijać, niż "kochać bliźniego jak siebie samego", szczególnie w trudnych chwilach. Chyba dlatego wyznajemy różne religie, zapominając o podstawach, w końcu łatwiej jest się czemuś podporządkować, odrzucając to, co nam nie pasuje, a jednocześnie mając czyste sumienie (zgodnie z zakładem Pascala: "Jeżeli Bóg istnieje, to my: wierząc w Niego, zyskujemy wieczność, nie wierząc w Niego, tracimy wszystko...").
OSHO (tzw. "przywódca duchowy") sprowadza ich wszystkich do jednej postaci, odczytując jakby od tyłu twierdzenie, że "Bóg jest Miłością". Twierdzi innymi słowy, że jedynym Bogiem tak naprawdę jest miłość i nie trzeba doszukiwać się żadnych innych bytów widzialnych, czy też niewidzialnych. Dość proste i oczywiste. Wydaje się też słuszne, bo przecież do Raju nie doprowadzą nas ani wojny, ani pomieszane języki, czy żadne nieporozumienia, a właśnie miłość i zgoda, dążenie do wzajemnego zrozumienia itd. Z drugiej strony kto chciałby się trzymać takich "zasad", kiedy łatwiej wybiórczo stosować te ze świętych pism...? Łatwiej jest nie kraść, czy nie zabijać, niż "kochać bliźniego jak siebie samego", szczególnie w trudnych chwilach. Chyba dlatego wyznajemy różne religie, zapominając o podstawach, w końcu łatwiej jest się czemuś podporządkować, odrzucając to, co nam nie pasuje, a jednocześnie mając czyste sumienie (zgodnie z zakładem Pascala: "Jeżeli Bóg istnieje, to my: wierząc w Niego, zyskujemy wieczność, nie wierząc w Niego, tracimy wszystko...").