Odpowiadasz na:

Na przełomie 1998 i 1999 roku - jeszcze w trakcie trwania procesu "parszywej dwunastki" - część mężczyzn, zwolnionych wcześniej z aresztu, związała się z grupą Thomasa K. "Klapy". Tak powstał... rozwiń

Na przełomie 1998 i 1999 roku - jeszcze w trakcie trwania procesu "parszywej dwunastki" - część mężczyzn, zwolnionych wcześniej z aresztu, związała się z grupą Thomasa K. "Klapy". Tak powstał kolejny - zdaniem policjantów - bardzo groźny gang, specjalizujący się w porwaniach bogatych ludzi dla okupu. W skład grupy "Klapy" mieli wchodzić m.in. Waldemar M. "Terminator", Krzysztof P. "Pasza", Andrzej L. "Boryna", Tomasz Romanow "Mario" (do tej pory poszukiwany listem gończym), Tomasz K. "Klimas", Jacek R. "Rynna", Leszek F. "Fąfel". Gangsterzy nie przebierali w środkach. Jak wynika z akt sprawy, pod paznokcie ofiar wbijali gwoździe, łamali nogi, a gdy trzeba było - zabijali.
Niewiele brakowało, by w grudniu 2000 roku z ich rąk nie zginęli dwaj konwojenci, którzy podjechali z utargiem zebranym z okolicznych sklepów pod bank PKO w Gdańsku Wrzeszczu. Gdy wyszli z samochodu, nagle padły strzały z broni maszynowej. Obaj zostali ranni w nogi, kula dosięgnęła też przypadkowego przechodnia. Napastnicy uciekli skradzionym wcześniej samochodem, unosząc ze sobą 200 tysięcy złotych. Tym razem wszyscy przeżyli.
Takiego szczęścia nie miał Sławomir M., uważany za jednego z najważniejszych gangsterów w Gdyni. Gang "Klapy" miała zainteresować plotka, jakoby M. miał na kontach w Szwajcarii złożoną pokaźną gotówkę. By wydobyć z niego potrzebne informacje, w czerwcu 2000 roku gangsterzy uprowadzili go z przyczepy kempingowej w Chałupach, gdzie urlopował. Wszystko działo się na oczach konkubiny (która zresztą kilka miesięcy później zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach) i dwójki dzieci. Gangsterzy byli przygotowani na każdą ewentualność. Wynajęli nawet ponton, by w razie policyjnej obławy przewieźć nim M. przez zatokę do kryjówki, którą dla niego przygotowali.
Napastnicy wrzucili Sławomira M. do bagażnika i wywieźli do domku w Sulęczynie na Kaszubach. Tam, w garażowym kanale prowadzili brutalne "przesłuchania". Sławomir M., albo nie chciał podać numerów szwajcarskich kont, albo ich wcale nie posiadał. Gangsterzy więc rozpoczęli tortury. Pod paznokcie wbijano mu gwoździe, był bity i kopano, przestrzelono mu bark i kolano. Nie wytrzymał tortur, po kilkunastu godzinach zmarł. Po jego śmierci oprawcy zrobili wypad do Lęborka, gdzie kupili drelichy robocze, łopaty i kilof, by zakopać ciało. Mieli to robić "Klapa", "Mario" i "Cielak". Zwłok Sławomira M. nigdy nie znaleziono. Śledczym udało się przesłuchać "Cielaka", który przyznał, że kopał grób, ale nie mógł sobie przypomnieć miejsca pochówku. A że nie ma trupa, to nie ma sprawy, nikomu z grupy nie postawiono zarzutu ani zabójstwa, ani nieumyślnego spowodowania śmierci. Mimo, że Sławomir M. już nie żył, gangsterom udało się wyciągnąć od jego rodziny 250 tys. dolarów okupu.

zobacz wątek
10 lat temu
~

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry