Co tu dużo gadać, własnego kawałka ziemi nie ma większość ludzi, którzy mają psy. Jednocześnie ta masa ludzi, prócz psów ma też rodziny, pracę, inne aktywności, potrzebę robienia zakupów,...
rozwiń
Co tu dużo gadać, własnego kawałka ziemi nie ma większość ludzi, którzy mają psy. Jednocześnie ta masa ludzi, prócz psów ma też rodziny, pracę, inne aktywności, potrzebę robienia zakupów, odpoczywania itd itp. I dają radę.
W życiu zawsze coś czemuś będzie przeszkadzać: aprowizacja do domu - opiece nad osobą chorą, karmienie dziecka - wyjściu z psem, brak pieniędzy - wyjazdowi a wyjazd - pracy... Mimo to trzeba jakoś żyć i nie kosztem innej istoty. Jak się wiedziało, że się nie ogarnie, trzeba było zwierzęcia nie brać czy kolejnego dziecka nie płodzić a tak, to należy organizować sprawy, czasem jedną kosztem drugiej aż dojdzie się do wprawy.
Ja miałam dwa psy i dopiero urodziło się dziecko. (Psy miały porządne spacery, gdy dziecko spało.) Teraz dziecko jest w wieku szkolnym i doszedł szczeniak (tamte psy odeszły na zawsze, za to junior jest b.absorbujący, potrzebuje i sportu, i szkolenia a to są całe godziny dziennie). Miałam jeszcze w międzyczasie swojego raka, męża wyjazdy na długie miesiące, umieranie mamy, teraz niedołężność taty, pracę, prace dorywcze popołudniami. I co? Miałabym losowo eliminować bliskich, zrobić wyliczankę po psach, dzieciach, starszych w rodzinie, bo... ogródka nie mam? A, jest jeszcze domowy drobiazg (gryzonie, rybki) i też trzeba się nimi zająć, i też znaleźć rozwiązanie np na czas wyjazdu.
P.S. Wiem, że z drugim nie dałabym rady, nie mam warunków, to i dziecka nie robię. Przynajmniej tym jednym mogę się zająć przyzwoicie: zapewnić odpowiednią szkołę, wozić na zajęcia, zapewniać rozrywki.
Potem decydowałam, że pora na psa, i to samo - jak psu buda - należy się i jemu.
Ogólnie uważam, że jeśli ktoś kwestii odpowiedzialności za czyjeś życie nie ogarnia, to powinien stawiać na antykoncepcję a nie płodzić, bo "jakoś to będzie".
P.S. II Po Gdańsku biega obecnie pies, który został wzięty ze schroniska ale uciekł nowym opiekunom. Szuka. Nie daje się przywołać ani schwytać w inny sposób.
Myślę że każdy wie, co może mu się przydarzyć.
I co do innych psów nigdy nie wiemy, czy nie będą cierpieć, wciąż czekać, dążyć do okazji żeby dokądś biec, kogoś odnaleźć. I to choćby im zapewnić najlepsze warunki. A skąd można wiedzieć, że znajoma kogoś innego akurat naprawdę bardzo chce właśnie tego psa i o niczym innym nie marzy, żeby o czyjegoś psa bardzo dobrze zadbać?
Pies oderwany od swojej rodziny i wrzucony komuś do ogródka, to zawsze pies, który stał się ofiarą i pies zagrożony. I na to chce autorka skazać podopiecznego? Bo sobie kolejnych wyprodukowała?
To obrzydliwe.
I na tym kończę, bo już mi tylko mowa nienawiści do indywiduum pozostaje.
zobacz wątek
5 lat temu
~bardziej ogólnie