Odpowiadasz na:

Co tutaj tłumaczyć?

"Wziać się w garść... To znaczy? Złożyć pozew? Dać żonie ultymatywny termin co do jej zachowania?"

Pozew? Przecież szalejesz za nią. Nikogo nie... rozwiń

Co tutaj tłumaczyć?

"Wziać się w garść... To znaczy? Złożyć pozew? Dać żonie ultymatywny termin co do jej zachowania?"

Pozew? Przecież szalejesz za nią. Nikogo nie znalazłaś. Nikogo, kto by rozpalił Cię na nowo, przy kim nogi uginają się i motyle w brzuchu odbierają oddech... Termin jaki? :) Nie rozśmieszaj mnie, proszę. Chyba sam w to nie wierzysz ;) (?)

"Bo zaczyna się u mnie całkiem rozjazdowo. Żony nie ma, nie odzywa się - traktuję życie tak, jakby jej nie było, szukając nowych znajomości (co ciekawe, na razie wychodzą relacje przyjacielskie, ale za to na jakim poziomie...)."

Życie. Człowiek zmienia się i transformuje. Od nowa i od nowa.

"Gdzieś się żona objawia przy wymianie opieki nad dziećmi - mówię, że gdyby się postarała, to jest szansa. Ona niby przytakuje, że jestem ważny - ale nic z tego nie wynika. Sama o rozwód nie wystąpi i wcale tak kategoryczna co do braku moich szans u niej nie jest jak np. dwa lata temu. Ale żeby coś zrobiła z siebie, o; to już nie."

Uhm. No tak... "gdyby się postarała" :D Szansa jest zawsze i na wszystko. Tylko czas musi być odpowiedni... i CHĘCI, motywacja.
Oczywiście, że nie wystąpi o rozwód. Nie potrzebuje go i ja to rozumiem, jako Żona Faceta Idealnego, przyjaciela i Człowieka, który wszystko rozumie. Żona to żona. Jeśli facet chce odejść, to robi to, po prostu. W czym problem? Chcesz odejść. Śmiało. Rozwiedź ją. Ja mojemu, bez problemu, dałabym wolną drogę. Mnie, nie jest rozwód potrzebny. Musiałoby nastąpić trzęsienie ziemi i zjawić ktoś, dla kogo warto zmienić wszystko, rzucić wszystko i zacząć od zera.
Po dwóch latach, ze wszystkiego człowiek wyleczy się. Wierz mi.
Bierz poprawkę na nasz wiek i doświadczenie życiowe, dzieci i prawdy, których nie zmienimy. Relaks ;)

"Ja też z kolei zaprzestałem stawania na głowie; żebranie o miłość jest i upokarzajace, i dewastujące poczucie własnej wartości. Może mam i za miękkie serce, dajac się jej co i rusz podpuszczać. Nie wiem, zaburzona jakaś, psychopatka, narcyz?"

To jest normalne. Nikt nie jest niczyjim podnóżkiem. Kochać trzeba innych, jak siebie samego. Czasami to nie wystarczy i trzeba kochać na odległość.
Kochasz ją. Cały czas, myśli i uwagę, a i kasę pewnie, walisz w nią. Czekasz. Wierzysz. Życie.

Ps
Jest taki moment w życiu człowieka, kiedy coś w nim pęka i doznaje olśnienia, które zmienia wszystko na proste, łatwe i przyjemne :)
NIGDY nie żałuj tego, jaki jesteś. Ciesz się wolnością, na którą ciężko pracujesz. Reszta niech się dzieje.

zobacz wątek
1 rok temu
~Trolinka

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry