Widok
Sukces i prawie, że spowiedź ;)
Znacie mój optymizm i moje pozytywne podejście do życia i nigdy się jakoś nie zwierzałam szczególnie z jakichś ciężkich rzeczy tu-na forum... i dziś jakoś mnie tak wzięło na napisanie postu po tym, jak obejrzałam przecudowny wywiad Łukasza Jakóbiaka z Martyną Wojciechowską. Niezwykle mało ludzi jest w stanie mnie skutecznie zmotywować, zmienić sposób postrzegania pewnych spraw a po obejrzeniu tego wywiadu czuję się jakby piorun mnie strzelił ;)
link do wywiadu zostawiam tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=mhkWjAj1EN8
a odniosę się do poruszonej w wywiadzie kwestii sukcesu,pasji i doceniania rzeczy, o których się nie myśli. Post będzie długi więc polecam herbatkę i cierpliwość ;)
Wiecie, to nie jest tak, że jestem ustawioną w życiu jedynaczką, która miała wszystko zawsze podstawione pod nos. Miałam w gruncie rzeczy bardzo szczęśliwe dzieciństwo, choć cała moja rodzina od strony mamy to nauczyciele. Zawsze wymagali ode mnie tylko jednego- ucz się pilnie. A to było jedyne, czego ja nie chciałam robić. Nigdy nie kręciło mnie siedzenie w książkach, 9 lat młodości spędziłam w szkole muzycznej ćwicząc do egzaminów i zostając do późna w szkole zamiast bawić się z innymi dziećmi na podwórku. Poszłam do liceum i zderzyłam się z rzeczywistością- świat dżungli, w którym ja- grzeczna i dobrze wychowana dziewczynka zwyczajnie sobie nie radziłam. Byłam klasowym odrzutkiem, nie umiałam się bronić kiedy atakowano mnie słownie i psychicznie...bo przecież babcia uczyła, że nie wolno ludziom mówić brzydkich rzeczy i zawsze należy zachowywać się z klasą. Byłam trójkowa, całkowicie przeciętna...a przecież stać mnie na więcej, nie jestem głupia. Nie satysfakcjonowało mnie uczenie się tego, co mnie nie interesuje byle mieć dobre oceny. Nikt tego nie rozumiał bo przecież zaraz studia, trzeba się wykształcić... chciałam pójść na psychologię ze specjalizacją seksuologia. Nie ukrywam, od zawsze ciekawiły mnie te tematy, nie pod względem samego aktu ale pod względem ludzkiej psychiki, reakcji. Wiecie dlaczego nie poszłam? Bo bałam się reakcji najbliższych...bo na psychologię idą ci, którzy mają sami ze sobą problem, bo będę bezrobotna później... i wybrałam romanistykę, w sumie wydawała się lepszym wyborem z tych wszystkich gorszych. I to było najgorsze, co mogłam zrobić. Po 2 latach wiedziałam, że to nie to i zwyczajnie nie czuję się szczęśliwa a już absolutnie nie chcę pracować później jako tłumacz bo tego nie znoszę. Dałam się namówić na pozostanie na studiach bo "nie marnuj 2 lat, co ty będziesz teraz robić, zrób chociaż ten licencjat, miej papier, blokujesz sobie sama drogę do sukcesu" i zostałam na studiach do końca 3 roku, choć oblałam jeden przedmiot i musiałam rok powtórzyć. Pracę miałam napisaną do połowy kiedy zdałam sobie sprawę, że ja po prostu nie będę się dalej zmuszać. Rzuciłam to w cholerę i poszłam pracować na kuchnię, poszłam robić to, co czułam, że chcę robić, co sprawiało mi przyjemność. Wszyscy dookoła mówili mi "będziesz stać w garach? Tak się marnujesz! Możesz sobie w domu gotować. Praca nie jest po to, żeby ją lubić tylko żeby dawała pieniądze, na pasje jest czas po pracy". Nie było łatwo zmierzyć się z brakiem akceptacji najbliższych. Przetrwałam i robiłam to, co kocham, mimo wszystko.
I jestem teraz w Anglii. Pamiętacie jak kiedyś napisałam w poście o marzeniach, że marzę, by pracować w restauracji z gwiazdką michelin? Pracuję w takiej od 2 tygodni. Jestem bardzo szczęśliwa bo poziom jest niezwykle wysoki, pracuję na produktach, o których nawet nie miałam pojęcia, że istnieją... a mimo tego odczuwam ostatnio ogromny spadek motywacji i ogólnej radości z życia. Dlaczego?! Przecież odniosłam sukces! I wtedy dotarło do mnie, że sukcesem dla mnie nigdy nie był prestiż...że ja do tego prestiżu dążę ciągle tylko dlatego, że ktoś tego ode mnie wymagał, że chcę żeby moi bliscy byli ze mnie dumni, żeby mogli się pochwalić, żebym ja czuła się lepiej, że pracuję w prestiżowym miejscu i mimo, że nie spełniłam oczekiwań związanych ze studiami (naprawdę, reakcje na moje rzucenie studiów były porównywalne jakby ktoś im powiedział, że umarłam) to coś osiągnęłam...że jestem lepsza niż inni bo taką mam ambicję. Guzik prawda. Nie jestem lepsza od nikogo. Nie są mi potrzebne w życiu gwiazdki i dążenie do bycia najlepszą i osiągania sukcesów jeden po drugim. Co z tego, że pracuję w takim miejscu? Czym to jest obkupione? Byciem tu całkiem samą, zdaną tylko na siebie. Ucieczką kilka miesięcy po najcięższym rozstaniu, po którym dostałam takiej depresji, że nie byłam w stanie wyjść z łóżka, z człowiekiem, który jako jedyny w moim życiu sprawił, że na poważnie myślałam o założeniu rodziny...bo w sumie to był mój główny powód wyjazdu, nie praca, nie zarobki...ucieczka, zmiana otoczenia.
I po tym wywiadzie dotarło do mnie, że ja po prostu kocham to, co robię, niezależnie od tego gdzie to robię... że mogę robić super skomplikowane rzeczy w restauracji z gwiazdką ale równie szczęśliwa czuję się gotując rosół w małym bistro. To nie miejsce czyni mnie szczęśliwą a czynności. A sukces to nie zarabianie w funtach. Sukces dla mnie to wypracowanie w życiu balansu i harmonii pomiędzy szczęśliwym życiem zawodowym a prywatnym.
A dla Was czym jest sukces?
link do wywiadu zostawiam tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=mhkWjAj1EN8
a odniosę się do poruszonej w wywiadzie kwestii sukcesu,pasji i doceniania rzeczy, o których się nie myśli. Post będzie długi więc polecam herbatkę i cierpliwość ;)
Wiecie, to nie jest tak, że jestem ustawioną w życiu jedynaczką, która miała wszystko zawsze podstawione pod nos. Miałam w gruncie rzeczy bardzo szczęśliwe dzieciństwo, choć cała moja rodzina od strony mamy to nauczyciele. Zawsze wymagali ode mnie tylko jednego- ucz się pilnie. A to było jedyne, czego ja nie chciałam robić. Nigdy nie kręciło mnie siedzenie w książkach, 9 lat młodości spędziłam w szkole muzycznej ćwicząc do egzaminów i zostając do późna w szkole zamiast bawić się z innymi dziećmi na podwórku. Poszłam do liceum i zderzyłam się z rzeczywistością- świat dżungli, w którym ja- grzeczna i dobrze wychowana dziewczynka zwyczajnie sobie nie radziłam. Byłam klasowym odrzutkiem, nie umiałam się bronić kiedy atakowano mnie słownie i psychicznie...bo przecież babcia uczyła, że nie wolno ludziom mówić brzydkich rzeczy i zawsze należy zachowywać się z klasą. Byłam trójkowa, całkowicie przeciętna...a przecież stać mnie na więcej, nie jestem głupia. Nie satysfakcjonowało mnie uczenie się tego, co mnie nie interesuje byle mieć dobre oceny. Nikt tego nie rozumiał bo przecież zaraz studia, trzeba się wykształcić... chciałam pójść na psychologię ze specjalizacją seksuologia. Nie ukrywam, od zawsze ciekawiły mnie te tematy, nie pod względem samego aktu ale pod względem ludzkiej psychiki, reakcji. Wiecie dlaczego nie poszłam? Bo bałam się reakcji najbliższych...bo na psychologię idą ci, którzy mają sami ze sobą problem, bo będę bezrobotna później... i wybrałam romanistykę, w sumie wydawała się lepszym wyborem z tych wszystkich gorszych. I to było najgorsze, co mogłam zrobić. Po 2 latach wiedziałam, że to nie to i zwyczajnie nie czuję się szczęśliwa a już absolutnie nie chcę pracować później jako tłumacz bo tego nie znoszę. Dałam się namówić na pozostanie na studiach bo "nie marnuj 2 lat, co ty będziesz teraz robić, zrób chociaż ten licencjat, miej papier, blokujesz sobie sama drogę do sukcesu" i zostałam na studiach do końca 3 roku, choć oblałam jeden przedmiot i musiałam rok powtórzyć. Pracę miałam napisaną do połowy kiedy zdałam sobie sprawę, że ja po prostu nie będę się dalej zmuszać. Rzuciłam to w cholerę i poszłam pracować na kuchnię, poszłam robić to, co czułam, że chcę robić, co sprawiało mi przyjemność. Wszyscy dookoła mówili mi "będziesz stać w garach? Tak się marnujesz! Możesz sobie w domu gotować. Praca nie jest po to, żeby ją lubić tylko żeby dawała pieniądze, na pasje jest czas po pracy". Nie było łatwo zmierzyć się z brakiem akceptacji najbliższych. Przetrwałam i robiłam to, co kocham, mimo wszystko.
I jestem teraz w Anglii. Pamiętacie jak kiedyś napisałam w poście o marzeniach, że marzę, by pracować w restauracji z gwiazdką michelin? Pracuję w takiej od 2 tygodni. Jestem bardzo szczęśliwa bo poziom jest niezwykle wysoki, pracuję na produktach, o których nawet nie miałam pojęcia, że istnieją... a mimo tego odczuwam ostatnio ogromny spadek motywacji i ogólnej radości z życia. Dlaczego?! Przecież odniosłam sukces! I wtedy dotarło do mnie, że sukcesem dla mnie nigdy nie był prestiż...że ja do tego prestiżu dążę ciągle tylko dlatego, że ktoś tego ode mnie wymagał, że chcę żeby moi bliscy byli ze mnie dumni, żeby mogli się pochwalić, żebym ja czuła się lepiej, że pracuję w prestiżowym miejscu i mimo, że nie spełniłam oczekiwań związanych ze studiami (naprawdę, reakcje na moje rzucenie studiów były porównywalne jakby ktoś im powiedział, że umarłam) to coś osiągnęłam...że jestem lepsza niż inni bo taką mam ambicję. Guzik prawda. Nie jestem lepsza od nikogo. Nie są mi potrzebne w życiu gwiazdki i dążenie do bycia najlepszą i osiągania sukcesów jeden po drugim. Co z tego, że pracuję w takim miejscu? Czym to jest obkupione? Byciem tu całkiem samą, zdaną tylko na siebie. Ucieczką kilka miesięcy po najcięższym rozstaniu, po którym dostałam takiej depresji, że nie byłam w stanie wyjść z łóżka, z człowiekiem, który jako jedyny w moim życiu sprawił, że na poważnie myślałam o założeniu rodziny...bo w sumie to był mój główny powód wyjazdu, nie praca, nie zarobki...ucieczka, zmiana otoczenia.
I po tym wywiadzie dotarło do mnie, że ja po prostu kocham to, co robię, niezależnie od tego gdzie to robię... że mogę robić super skomplikowane rzeczy w restauracji z gwiazdką ale równie szczęśliwa czuję się gotując rosół w małym bistro. To nie miejsce czyni mnie szczęśliwą a czynności. A sukces to nie zarabianie w funtach. Sukces dla mnie to wypracowanie w życiu balansu i harmonii pomiędzy szczęśliwym życiem zawodowym a prywatnym.
A dla Was czym jest sukces?
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
>do tego prestiżu dążę ciągle tylko dlatego, że ktoś tego ode mnie wymagał, że chcę żeby moi bliscy byli ze mnie dumni, żeby mogli się pochwalić,
W ten sposób żyjemy życiem innych, a nie swoim.
Nigdy nie można dawać się kierować emocjami innych ani ich oczekiwaniami, nawet jeżeli to są najbliższe osoby.
>Nie jestem lepsza od nikogo. Nie są mi potrzebne w życiu gwiazdki i dążenie do bycia najlepszą i osiągania sukcesów jeden po drugim.
Ściganie się z innymi jest zupełnie bez sensu.
Obserwując życie wielu osób odnoszę wrażenie, że większość ludzi żyje z dnia na dzień.
Ludzie nie stawiają przez sobą celów, nie zastanawiają się co jest dla nich ważne.
Żyją z dnia na dzień, bez odpowiedzialności za siebie i swoją przyszłość.
Żyją życiem i emocjami innych,
Próbują się ścigać z innymi.
Realizują oczekiwania innych osób.
Trudno jest w takim przypadku mówić o sukcesie.
W życiu nie o to chodzi aby się ścigać z innymi. To nie ma sensu. Nawet jeżeli będziesz lepsza w czymś od innych, to na pewno będzie tysiąc innych rzeczy w których będziesz gorsza. Jedyny sens ścigania to ściganie z samym sobą. Czy ja jutro jestem lepszy od siebie wczoraj w tej dziedzinie, w której chcę być lepszy ? To jest jedyny wyścig, który ma sens.
Czym jest więc sukces ?
Sukces to realizacja kolejnych celów. Uważam, że każdy powinien znaleźć sobie te pola, które chce w sobie pielęgnować, a następnie rozwiać się w sposób świadomy w oparciu o zasadę ścigania się wyłącznie z sobą.
Dla mnie te pola to rodzina - praca - sport.
Chcę być lepszy w każdym z tych pól. Rozwój w jednym z nich nie może powodować szkody w drugim.
Dlatego sukces jest miara indywidualną.
Dla jednego sukcesem będzie osiągnięcie czegoś, co inny osiąga w sposób niezauważalny i bezwysiłkowy.
Najważniejsze jest jednak, aby kierunek, w którym chcemy zmierzać był świadomie obrany, a punkt do którego zmierzamy jasny i klarowny.
W ten sposób żyjemy życiem innych, a nie swoim.
Nigdy nie można dawać się kierować emocjami innych ani ich oczekiwaniami, nawet jeżeli to są najbliższe osoby.
>Nie jestem lepsza od nikogo. Nie są mi potrzebne w życiu gwiazdki i dążenie do bycia najlepszą i osiągania sukcesów jeden po drugim.
Ściganie się z innymi jest zupełnie bez sensu.
Obserwując życie wielu osób odnoszę wrażenie, że większość ludzi żyje z dnia na dzień.
Ludzie nie stawiają przez sobą celów, nie zastanawiają się co jest dla nich ważne.
Żyją z dnia na dzień, bez odpowiedzialności za siebie i swoją przyszłość.
Żyją życiem i emocjami innych,
Próbują się ścigać z innymi.
Realizują oczekiwania innych osób.
Trudno jest w takim przypadku mówić o sukcesie.
W życiu nie o to chodzi aby się ścigać z innymi. To nie ma sensu. Nawet jeżeli będziesz lepsza w czymś od innych, to na pewno będzie tysiąc innych rzeczy w których będziesz gorsza. Jedyny sens ścigania to ściganie z samym sobą. Czy ja jutro jestem lepszy od siebie wczoraj w tej dziedzinie, w której chcę być lepszy ? To jest jedyny wyścig, który ma sens.
Czym jest więc sukces ?
Sukces to realizacja kolejnych celów. Uważam, że każdy powinien znaleźć sobie te pola, które chce w sobie pielęgnować, a następnie rozwiać się w sposób świadomy w oparciu o zasadę ścigania się wyłącznie z sobą.
Dla mnie te pola to rodzina - praca - sport.
Chcę być lepszy w każdym z tych pól. Rozwój w jednym z nich nie może powodować szkody w drugim.
Dlatego sukces jest miara indywidualną.
Dla jednego sukcesem będzie osiągnięcie czegoś, co inny osiąga w sposób niezauważalny i bezwysiłkowy.
Najważniejsze jest jednak, aby kierunek, w którym chcemy zmierzać był świadomie obrany, a punkt do którego zmierzamy jasny i klarowny.
Tak, masz rację. Przez lata starałam się dowieść swojej wartości w oczach innych, widzieć ich zadowolenie w tym,jak żyję. Wynikało to pewnie z niskiego poczucia własnej wartości,nad którym też latami pracowałam, jak widać skutecznie skoro dochodzę do takich wniosków jak powyżej ;)
Z akceptacją to też trochę tak jest,że jeśli sami się nie akceptujemy to nikt nie będzie nas takze akceptowal.
Ściganie się samemu ze soba- piękna rzecz! Przesuwanie horyzontu. Głód nowych doświadczeń...ale też świadomość kiedy powiedzieć stop.
Zupełnie inną kwestią jest to,że ja nie zwracam uwagi na mały progres...jestem z siebie dumna tylko wtedy, kiedy progres jest ogromny i wynika z potężnej dawki pracy, nad czym swoją drogą również pracuję bo przecież na jedną dużą rzecz składa się setki małych i warto je zauważać,żeby dostarczać sobie dalszej motywacji i sięgnąć po to pozornie nieosiągalne.
Z akceptacją to też trochę tak jest,że jeśli sami się nie akceptujemy to nikt nie będzie nas takze akceptowal.
Ściganie się samemu ze soba- piękna rzecz! Przesuwanie horyzontu. Głód nowych doświadczeń...ale też świadomość kiedy powiedzieć stop.
Zupełnie inną kwestią jest to,że ja nie zwracam uwagi na mały progres...jestem z siebie dumna tylko wtedy, kiedy progres jest ogromny i wynika z potężnej dawki pracy, nad czym swoją drogą również pracuję bo przecież na jedną dużą rzecz składa się setki małych i warto je zauważać,żeby dostarczać sobie dalszej motywacji i sięgnąć po to pozornie nieosiągalne.
Takich historii jak opowieść autorki tematu jest bardzo wiele. Ze swojego otoczenia znam nieomal podobną - córka moich najbliższych przyjaciół przechodzi ten sam szlak życiowych dziejów. Jej nowym miejscem życia wprawdzie nie jest Londyn, lecz Warszawa. Ale historia ta sama. Na tym forum chociażby, znaleźć można podobnych bohaterów których wspólnym mianownikiem ich życiowych losów jest samotność. Nie wiem, czy nie oddali by oni wszystkich swoich sukcesów, by nie być samotnym. Popatrzmy na losy sławnych ludzi, na przykład artystów - M. Jackson, George Michel. F. Mercury . Czyż nie odnieśli sukcesu ? Byli jednak bardzo nieszczęśliwymi ludźmi, bo byli samotni. W miarę upływu lat, zmieniają nm się kryteria wartości miary sukcesu. Jedne cele przestają być już istotne, a pojawiają się inne, o których na starcie drogi życiowej nie zdawaliśmy sobie sprawy że mogą być aż tak cenne.
Widzisz jaq, to nie jest to,że ja sie czuje jakoś strasznie samotna. Jestem tu sama ale w zasadzie to był mój świadomy wybor,wiadomo, mam tu jakichś znajomych , z tym problemu nie ma....
Natomiast chodzi mi o to,że spójrz, pracuję w miejscu, gdzie chciałoby się znaleźć choć na staż większość kucharzy z Gdańska ;) i oczywiście, jestem z tego
faktu bardzo dumna i szczęśliwa. Ale ile rzeczy trzeba było poświęcić, ile cierpienia przyjąć na klatę,żeby życie ułożyło się tak,jak teraz. Coś tracisz, coś zyskujesz. Równowaga zachowana. I jakbym na to nie patrzyła to nie mogę powiedzieć,że odniosłam sukces,bo się facto jeszcze bardziej się od niego oddalilam ;)
Natomiast chodzi mi o to,że spójrz, pracuję w miejscu, gdzie chciałoby się znaleźć choć na staż większość kucharzy z Gdańska ;) i oczywiście, jestem z tego
faktu bardzo dumna i szczęśliwa. Ale ile rzeczy trzeba było poświęcić, ile cierpienia przyjąć na klatę,żeby życie ułożyło się tak,jak teraz. Coś tracisz, coś zyskujesz. Równowaga zachowana. I jakbym na to nie patrzyła to nie mogę powiedzieć,że odniosłam sukces,bo się facto jeszcze bardziej się od niego oddalilam ;)
Dziękuję bardzo za ciepłe słowa :)
Jeszcze za mało wiem,żeby napisać książkę ;) choć z drugiej strony co drugi "jutuber" książki pisze i się sprzedają więc może nie jest to pomysł całkowicie z kosmosu ;)
I nie, nie będę pisać o życiu seksualnym ślimaków, tym bardziej,że one mają dość nudne, raz na trzy miesiące i niezbyt urozmaicone, podyktowane wyłącznie instynktem przetrwania i przedłużenia gatunku ;)
Jeszcze za mało wiem,żeby napisać książkę ;) choć z drugiej strony co drugi "jutuber" książki pisze i się sprzedają więc może nie jest to pomysł całkowicie z kosmosu ;)
I nie, nie będę pisać o życiu seksualnym ślimaków, tym bardziej,że one mają dość nudne, raz na trzy miesiące i niezbyt urozmaicone, podyktowane wyłącznie instynktem przetrwania i przedłużenia gatunku ;)
Mam poszarpany życiorys ale chyba każdy ma, na różnych płaszczyznach a próba stabilizacji, cóż...mnie całkowita stabilność niepokoi bo z nią to zwykle jest jak z taką szalą z niedbale położoną stertą mandarynek...niby wszystkie się trzymają ale nigdy nie wiesz, kiedy jedna postanowi ci się sturlac, a za nią lawina innych,zanim jeszcze zdazysz zareagować na upadek tej pierwszej.
To rzeczy, których lepiej nie wiedzieć. Np. rodzinne tajemnice, że jesteś adoptowana czy też jesteś owocem romansu: https://www.youtube.com/watch?v=cddQn1mZRfI Albo że twoja rodzina coś knuje przeciw tobie z obcymi ludźmi. Albo ktoś cię obserwuje czy wykorzystuje do swoich celów. Chodzi o to, że ktoś tobą manipuluje. Jesteś sympatyczna, ale dość miękka wg mnie, jeszcze nieukształtowana, podatna na manipulacje. Albo masz wątpliwości moralne wobec jakichś swoich działań. To rzeczy, które ciągną cię w dół. Albo też ktoś chce cię chronić i ukrywa, jak zła jest twoja sytuacja. Może to być choroba (genetyczna?). Albo atakuje cię ktoś, komu ufałaś. Albo ktoś gra z tobą nie fair. Albo ktoś uwziął się na ciebie. Ale niektórzy cenią dobrych partnerów do szachów. Albo ludzie, w których wierzyłaś, okazali się słabsi, niż myślałaś.
No trochę poszalales z tymi spekulacjami xD
Nikt nie ma mojej sex tape, a szkoda bo to by się dopiero dobrze sprzedawało xD (czy ja choć na chwilę mogę być powazna?? XD )
Tak, czasem jestem podatna na manipulację, zwłaszcza na taką doskonałą, bazująca na moich ambicjach i celach.
Jeśli chodzi o wątpliwości moralne- ja mam bardzo szeroko rozstawione granice, których nie przekrocze. To się zresztą wydaje dziwne wielu ludziom bo wiąże się to z różnymi dość kontrowersyjnymi poglądami na wiele spraw. Uważam,że ludzie są hermetyczni w wielu kwestiach i zwyczajnie nie robią tego,co chcą przez widełki moralności. Moja moralność opiera się na tym,zeby nie krzywdzić ludzi dookoła i nie wyrządzać szkody. Wszystko inne- przyjęte normy, standardy- mnie nie interesuje.
Nie powiedziałabym,że jestem miękka. Tzn...jestem bardzo wrażliwa, łatwo mnie zranić jeśli dużo dla mnie znaczysz i jesteś mi bliski. choć chyba największym problemem jest to,że jestem zbyt ufna i naiwna...i wiecznie daje się wykorzystywać, nie otrzymując nic w zamian. I starałam się to zmienić, wypracować stanowcza asertywność kiedy znajduje się w takich sytuacjach ale zwyczajnie czuje się fatalnie z byciem zasadnicza i asertywna więc...cóż, raz po raz spotyka mnie ta sama lekcja xD może kiedyś się nauczę xD
Nikt nie ma mojej sex tape, a szkoda bo to by się dopiero dobrze sprzedawało xD (czy ja choć na chwilę mogę być powazna?? XD )
Tak, czasem jestem podatna na manipulację, zwłaszcza na taką doskonałą, bazująca na moich ambicjach i celach.
Jeśli chodzi o wątpliwości moralne- ja mam bardzo szeroko rozstawione granice, których nie przekrocze. To się zresztą wydaje dziwne wielu ludziom bo wiąże się to z różnymi dość kontrowersyjnymi poglądami na wiele spraw. Uważam,że ludzie są hermetyczni w wielu kwestiach i zwyczajnie nie robią tego,co chcą przez widełki moralności. Moja moralność opiera się na tym,zeby nie krzywdzić ludzi dookoła i nie wyrządzać szkody. Wszystko inne- przyjęte normy, standardy- mnie nie interesuje.
Nie powiedziałabym,że jestem miękka. Tzn...jestem bardzo wrażliwa, łatwo mnie zranić jeśli dużo dla mnie znaczysz i jesteś mi bliski. choć chyba największym problemem jest to,że jestem zbyt ufna i naiwna...i wiecznie daje się wykorzystywać, nie otrzymując nic w zamian. I starałam się to zmienić, wypracować stanowcza asertywność kiedy znajduje się w takich sytuacjach ale zwyczajnie czuje się fatalnie z byciem zasadnicza i asertywna więc...cóż, raz po raz spotyka mnie ta sama lekcja xD może kiedyś się nauczę xD
Ciacho, po pierwsze buziak i gratulacje przyjmij. To co zrobiłaś jest bezspornie niesamowite ale najważniejsze jest to że spełniła swoje marzenie i to jest naprawdę duży sukces. Trzeba będzie zrobić jakąś imprezę, daj znać kiedy a ja coś tu zorganizuję :)
Niewielu ludzi ma odwagę podążać za swoimi marzeniami czy celami bo wymagają one często od nas poświęceń
Teraz już wiesz jak to jest więc pora znowu rozglądać się za nowym horyzontem
bo gdyby nie ta pogoń to by człowiek staną, mchem zarósł i znikł.
Niewielu ludzi ma odwagę podążać za swoimi marzeniami czy celami bo wymagają one często od nas poświęceń
Teraz już wiesz jak to jest więc pora znowu rozglądać się za nowym horyzontem
bo gdyby nie ta pogoń to by człowiek staną, mchem zarósł i znikł.
>ale zwyczajnie czuje się fatalnie z byciem zasadnicza i asertywna więc...cóż, raz po raz spotyka mnie ta sama lekcja xD może kiedyś się nauczę xD
Granica asertywności przebiega tam gdzie lezy intencja wyrządzenia krzywdy.
Jeżeli nie jest to intencjonalne działanie nastawione na wyrządzenie komuś krzywdy, to stanowczość w okazaniu swoich granic wynika z szacunku do samego siebie.
Jeżeli asertywność powoduje, ze czujesz się fatalnie, to zwyczajnie nie masz szacunku do swojej osoby.
Ktogo go zatem ma mieć, skoro nawet Ty nie masz?
Granica asertywności przebiega tam gdzie lezy intencja wyrządzenia krzywdy.
Jeżeli nie jest to intencjonalne działanie nastawione na wyrządzenie komuś krzywdy, to stanowczość w okazaniu swoich granic wynika z szacunku do samego siebie.
Jeżeli asertywność powoduje, ze czujesz się fatalnie, to zwyczajnie nie masz szacunku do swojej osoby.
Ktogo go zatem ma mieć, skoro nawet Ty nie masz?
fubu, nie przytłacza cię ilość obowiązków, odpowiedzialności i godzin pracy spadających na twoje barki? kiedyś bardzo chciałam być szefem kuchni, po tym jak byłam zastępcą wycofałam się absolutnie z tego pomysłu ;) jednak żadne pieniądze nie wynagrodzą stresu i braku życia prywatnego, czego właśnie doświadcza się zarządzając kuchnią.
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
>A sukces to nie zarabianie w funtach.
>Sukces dla mnie to wypracowanie w życiu balansu i harmonii pomiędzy szczęśliwym życiem zawodowym a prywatnym.
Ech ta frywolność sformułowań :)
Sukces to osiągnięcie celu w okolicznościach korzystnych dla osiągającego. A celem tym jest harmonia pomiędzy szczęśliwym życiem zawodowym i nie mniej szczęśliwym życiem prywatnym.
Ergo Ciacho pyta chyba o cele, a nie rozumienie pojęcia "sukces".
Em aj rong or kud bi, Kejk Monster??
>Sukces dla mnie to wypracowanie w życiu balansu i harmonii pomiędzy szczęśliwym życiem zawodowym a prywatnym.
Ech ta frywolność sformułowań :)
Sukces to osiągnięcie celu w okolicznościach korzystnych dla osiągającego. A celem tym jest harmonia pomiędzy szczęśliwym życiem zawodowym i nie mniej szczęśliwym życiem prywatnym.
Ergo Ciacho pyta chyba o cele, a nie rozumienie pojęcia "sukces".
Em aj rong or kud bi, Kejk Monster??
Trudno będzie uzyskać tren stan harmonii gdy nie osiągnie się równowagi w żadnym z tych stanów. Bez zebrania się do kupy i postawienia sobie celów zyciowyc czeka Cię przeciętność. Coś jest nie tak z Waszym pokoleniem. Nie ma wśród Was ani bohaterów ani romantykow. Nie macie swoich rewolucjonistow. Brak wam idei i wzorców. Tak ja to widzę.
Serwus Słodka, Dzielna Dziewczynko,
To, co teraz robisz to po prostu środek do realizacji planów. Punkt na osi czasu, który należy przeżyć by przesunąć się spokojnie do kolejnego punktu. Pieniądz jest dobry i potrzebujesz go jako środka do realizacji swoich celów.
Dwa tygodnie to mało by robić jakieś ruchu. Nie pomyl definicji i nie luzuj sobie. Na spokojnie. nie wracaj aż osiągniesz tym co teraz robisz zaplanowany cel (np. odpowiednia kwota na koncie).
Jednego miesiąca brałam ślub cywilny a następnego kończyłam 20 lat. Przez kolejne 14 lat nawet nie myślałam o Dzieciach a przez 7 pierwszych zapierdzielałam po drugiej stronie kontynentu jak dziki osioł... (?) ... na początku ale po 3 latach do końca to już był raczej luźny kłus wypasionej klaczy ;) Ruch, ruch i intensywność życia napędzały mnie.
O przyszłości Dzieci myślałam już wtedy gdy mając 15-16 lat, stałam w oknie mieszkanie moich Rodziców, w małym miasteczku, w mazowieckim. Stawałam w oknie i rozmyślałam jak ja to zrobię... podróże, latanie samolotem, wymarzona praca, własny dom, Mąż na całe życie.
Bywało nam ciężko. Oh kurczę! Jak ciężko. Chociaż wtedy miałam coś o czym NIKT mi nie powiedział. Byłam młoda, silna, bez bagażu i wolna jak świnia na zakręcie. Byliśmy bo gdy spotkałam Męża, byliśmy nierozłączni.
Żeby nie nudzić.
Siedzę sobie w szlafroku, we własnym Domu, patrzę na moje kochane Dzieci, których imiona wybierałam 25 lat temu. Popijam kawkę. W kącie drzemie Piesiulek :) Nie mam nałogów, zdrowie jeszcze jest, sprawność również.
W minionym tygodniu próbowano mnie zrobić na kasę i nie pierwszy raz usłyszałam od Sąsiada z dołu (starego, niedołężnego chama i prostaka, którego inni omijają), że jestem chora, od zawsze głupia, powinnam zmienić lekarza. Zwróciłam temu staremu cwaniakowi uwagę, że uniemożliwia mi korzystanie z mojego miejsca parkingowego. Żal mi go ponieważ ze swoim kulasem pewnie ma trudności wsiadania do auta .... Wszyscy mu ustępują a ten i tak przytula się do mojej strony tak, że muszę wysiadać od strony pasażera.
Ha ha ha :) Kochana, ile ja w życiu razy usłyszałam, że jestem głupia, że powinnam się leczyć, że jestem żałosna albo co....
Spływa to po mnie jak po kaczce.
Wszystko jest do przeżycia! Każda odpowiedź jest w Tobie. Jesteś Świątynią Boga :) Kumasz czaczę Słodka Dziewczyno?
Więc co to oznacza? To takie proste! :)
Kryzysy przychodzą i również uczą, są jak testowanie czy i ile jeszcze możesz. NIC ponad siły ale i nic poniżej możliwości.
Zapłata często przychodzi po czasie ale warto inwestować w siebie, w swoją przyszłość.
Nie znamy się. Nie wiem jaka jest Twoja sytuacja. Tylko Ty masz wszystkie dane potrzebne do podejmowania decyzji.
Nie idź na łatwiznę ale przede wszystkim pozostawaj w zgodzie z samą sobą.
W zgodzie z samą sobą, w prawdzie i uczciwości, w szacunku do siebie i innych.
Trzymaj się i Powstań!
To, co teraz robisz to po prostu środek do realizacji planów. Punkt na osi czasu, który należy przeżyć by przesunąć się spokojnie do kolejnego punktu. Pieniądz jest dobry i potrzebujesz go jako środka do realizacji swoich celów.
Dwa tygodnie to mało by robić jakieś ruchu. Nie pomyl definicji i nie luzuj sobie. Na spokojnie. nie wracaj aż osiągniesz tym co teraz robisz zaplanowany cel (np. odpowiednia kwota na koncie).
Jednego miesiąca brałam ślub cywilny a następnego kończyłam 20 lat. Przez kolejne 14 lat nawet nie myślałam o Dzieciach a przez 7 pierwszych zapierdzielałam po drugiej stronie kontynentu jak dziki osioł... (?) ... na początku ale po 3 latach do końca to już był raczej luźny kłus wypasionej klaczy ;) Ruch, ruch i intensywność życia napędzały mnie.
O przyszłości Dzieci myślałam już wtedy gdy mając 15-16 lat, stałam w oknie mieszkanie moich Rodziców, w małym miasteczku, w mazowieckim. Stawałam w oknie i rozmyślałam jak ja to zrobię... podróże, latanie samolotem, wymarzona praca, własny dom, Mąż na całe życie.
Bywało nam ciężko. Oh kurczę! Jak ciężko. Chociaż wtedy miałam coś o czym NIKT mi nie powiedział. Byłam młoda, silna, bez bagażu i wolna jak świnia na zakręcie. Byliśmy bo gdy spotkałam Męża, byliśmy nierozłączni.
Żeby nie nudzić.
Siedzę sobie w szlafroku, we własnym Domu, patrzę na moje kochane Dzieci, których imiona wybierałam 25 lat temu. Popijam kawkę. W kącie drzemie Piesiulek :) Nie mam nałogów, zdrowie jeszcze jest, sprawność również.
W minionym tygodniu próbowano mnie zrobić na kasę i nie pierwszy raz usłyszałam od Sąsiada z dołu (starego, niedołężnego chama i prostaka, którego inni omijają), że jestem chora, od zawsze głupia, powinnam zmienić lekarza. Zwróciłam temu staremu cwaniakowi uwagę, że uniemożliwia mi korzystanie z mojego miejsca parkingowego. Żal mi go ponieważ ze swoim kulasem pewnie ma trudności wsiadania do auta .... Wszyscy mu ustępują a ten i tak przytula się do mojej strony tak, że muszę wysiadać od strony pasażera.
Ha ha ha :) Kochana, ile ja w życiu razy usłyszałam, że jestem głupia, że powinnam się leczyć, że jestem żałosna albo co....
Spływa to po mnie jak po kaczce.
Wszystko jest do przeżycia! Każda odpowiedź jest w Tobie. Jesteś Świątynią Boga :) Kumasz czaczę Słodka Dziewczyno?
Więc co to oznacza? To takie proste! :)
Kryzysy przychodzą i również uczą, są jak testowanie czy i ile jeszcze możesz. NIC ponad siły ale i nic poniżej możliwości.
Zapłata często przychodzi po czasie ale warto inwestować w siebie, w swoją przyszłość.
Nie znamy się. Nie wiem jaka jest Twoja sytuacja. Tylko Ty masz wszystkie dane potrzebne do podejmowania decyzji.
Nie idź na łatwiznę ale przede wszystkim pozostawaj w zgodzie z samą sobą.
W zgodzie z samą sobą, w prawdzie i uczciwości, w szacunku do siebie i innych.
Trzymaj się i Powstań!
Hm... ach to Ty :)
Nie zaprzątaj sobie zajętej 11oma rewirami, VIPowskiej głowiny.
Ps
Admin traktuje mnie jak "upośledzone dziecko" i ma silnie rozwinięty instynkt macierzyński.
Nie do końca docenia dobre kino i dobrą muzykę wiec filtruje mi youtobowy kawałek pod poranny dystans na rowerku stacjonarnym.
Wygrzebałam z prawie pustej szuflady barchanki przed kolana, z koronką, w kolorze beż. Jego ulubione.
Wyczyściłam najlepsze łyżki i jeszcze tylko waham się czy serwować zdrowy rosołek, czy może czarna polewkę.
Wrzuć sobie na przemęczone zwoje Deckard Shaw - Payback | Fast And Furious 7 Soundtrack.
Miłego dnia anonimie
ps
skąd wygrzebałeś basen? Nie. Nie, nie chcę wiedzieć :)
Nie zaprzątaj sobie zajętej 11oma rewirami, VIPowskiej głowiny.
Ps
Admin traktuje mnie jak "upośledzone dziecko" i ma silnie rozwinięty instynkt macierzyński.
Nie do końca docenia dobre kino i dobrą muzykę wiec filtruje mi youtobowy kawałek pod poranny dystans na rowerku stacjonarnym.
Wygrzebałam z prawie pustej szuflady barchanki przed kolana, z koronką, w kolorze beż. Jego ulubione.
Wyczyściłam najlepsze łyżki i jeszcze tylko waham się czy serwować zdrowy rosołek, czy może czarna polewkę.
Wrzuć sobie na przemęczone zwoje Deckard Shaw - Payback | Fast And Furious 7 Soundtrack.
Miłego dnia anonimie
ps
skąd wygrzebałeś basen? Nie. Nie, nie chcę wiedzieć :)
Widziałem ten film przypadkiem, ktoś zaprosił mnie do kina.
Wiem, że przysypiałem w drugiej połowie. Akcja szybka, ale wątła. Kolorowy i widowiskowy, dobre i to. Ten etap przerabiałem ok. 89 roku. Trzeba mieć rozeznanie w tych popularnych filmach: komiksy, katastroficzne, samochodowe, kryminalne, science fiction.
Obejrzałem najsłynniejszego "Batmana", "Hitmana", "Avatara". Czysta rozrywka, mogę to zrozumieć.
Teraz jednak mam drastyczne ograniczenia.
Wiem, że przysypiałem w drugiej połowie. Akcja szybka, ale wątła. Kolorowy i widowiskowy, dobre i to. Ten etap przerabiałem ok. 89 roku. Trzeba mieć rozeznanie w tych popularnych filmach: komiksy, katastroficzne, samochodowe, kryminalne, science fiction.
Obejrzałem najsłynniejszego "Batmana", "Hitmana", "Avatara". Czysta rozrywka, mogę to zrozumieć.
Teraz jednak mam drastyczne ograniczenia.
Czekaj. Wytrę ręce (robię sos do spagetti ).
Przypominam, że jesteśmy na forum. Nie w realu.
Ugryzę się w język i nie będę Cię "oświecała".
Lubię te luźne wymiany zdań więc pisz jak dotąd gdy i jak Ci czapka stanie.
Ps
Nie przeszkadza mi brak zrozumienia. Nie jest mi tutaj potrzebne.
Kończę obiad i czas na relaksacjĄ.
Miłego weekendu
Przypominam, że jesteśmy na forum. Nie w realu.
Ugryzę się w język i nie będę Cię "oświecała".
Lubię te luźne wymiany zdań więc pisz jak dotąd gdy i jak Ci czapka stanie.
Ps
Nie przeszkadza mi brak zrozumienia. Nie jest mi tutaj potrzebne.
Kończę obiad i czas na relaksacjĄ.
Miłego weekendu
"wspólne miejsce parkingowe" ? Hm... co raz lepiej.
Nie można mieć domu i mieszkanka, w którym się bywa? Główka tego nie obejmuje?
Może dlatego Sąsiad panoszy się gdyż wie, że do mieszkania wpadam rzadko i zza firanki delektuje się gdy "głupia" gimnastykuje się żeby wysiąść jak człowiek.
Ps
och, sorry bardzo. "Poprzewracało mi się w d..." i oczekuję, że będę mogła korzystać z mojego, własnego miejsca ....
Oj , lubicie być złośliwi ... bo nie uwierzę, że brak Wam inteligencji
Z drugiej strony czy może być, że przeceniam Wasze możliwości i dobre intencje? Nie, na to również nie chcę znać odp.
Nie można mieć domu i mieszkanka, w którym się bywa? Główka tego nie obejmuje?
Może dlatego Sąsiad panoszy się gdyż wie, że do mieszkania wpadam rzadko i zza firanki delektuje się gdy "głupia" gimnastykuje się żeby wysiąść jak człowiek.
Ps
och, sorry bardzo. "Poprzewracało mi się w d..." i oczekuję, że będę mogła korzystać z mojego, własnego miejsca ....
Oj , lubicie być złośliwi ... bo nie uwierzę, że brak Wam inteligencji
Z drugiej strony czy może być, że przeceniam Wasze możliwości i dobre intencje? Nie, na to również nie chcę znać odp.
Wg mnie to film dla ciebie, a nie dla mnie. Dlaczego prowadzę z tobą 50 dialogów? Żeby ich zmylić. Dali się zmylić i uznali, że jesteś szefową MTV na Europę Środkową. Teraz przyglądają ci się uważniej, aby przyłapać cię w momencie przekazywania meldunku. Założyli, że jesteśmy w tej samej organizacji MTV. Jak często chodzisz do kościoła?
Hm... potrafisz mnie rozbawić i to z samego rana. "50 dialogów anonima". Ja to mam szczęście :)))
20 lat temu i 10 lat temu nie podchodziłam pod "ich" zasady gry. Nie umiałam wpasować się. Dziś już mnie nie ma :)
Ps
Nie mydlij mi oczu tylko napisz dlaczego nie komentujesz sukcesu prezentacji konia trojańskiego, który pozuje na trzecie party i jedyny słuszny wybór?
20 lat temu i 10 lat temu nie podchodziłam pod "ich" zasady gry. Nie umiałam wpasować się. Dziś już mnie nie ma :)
Ps
Nie mydlij mi oczu tylko napisz dlaczego nie komentujesz sukcesu prezentacji konia trojańskiego, który pozuje na trzecie party i jedyny słuszny wybór?
Ja! Ja! Ja chcę skomentować :) Tyle wyszło z moich postanowień unikania politycznych polemik. Bardzo zaściankowy i nie postępowy ten giej. Aborcja do 3 miesiaca?! Toz to sto lat za Murzynami z New York. Tam jest postęp dopiero. Do 9 miesiąca można takiego dzieciaka żelastwem rozerwać. Zawsze mi się zdawało że ta ich statua to w istocie pomnik niosącego światło czyli samego Lucka. Oczywiście bardzo popopieram naszego gieja mimo że zaściankowy i wsteczniacki. Jest szansa, że całkiem dobije komunistów Włodka a niemieckiej agenturze uszczknie ladnych kilka procent. Czyli taki Rysiu ver. 2.0
Nie mam odbiornika TV, wiecie dlaczego: bo przy transmisjach na żywo wchodzę w interakcje z ludźmi z telewizora i przekazują mi informacje. Bardzo żałuję tego, oglądałbym na okrągło TVP Info, choć mam też w tej chwili zaburzenia wzroku (od dwóch lat). Potem to jest nie do nadrobienia, te bieżące wydarzenia, a ostatnio jakby trochę się dzieje w Polsce. Wiem, że pojawiła się taka partia z Onetu i na Facebooku mam ustawiony serwis "Polityki". Czytałem nawet jakieś wywiady z Biedroniem w naszej lokalnej gazecie. Na pewno dużo robi dobrego dla gejów polskich, młode pokolenie jest chyba rzeczywiście tolerancyjne. Znałem jednego geja i został księdzem. Geje najpierw współpracowali z SLD, a teraz Biedroń jest u Palikota, który też wywodzi się z PZPR. Czemu nie pasuje im Platforma? Biznesmeni są jednak religijni i może tradycyjni.
A to nie wiem. A do którego miesiąca zabijanie dzeci trzeba popierać żeby nie być zaściankowym? Aaa, sorki. Nikt nie popiera zabijania tylko wybór, żeby można było zabijać. Proliferzy są raczej bardziej nowocześni niż te wściekłe czarne dziewuchy. Bo ogarnęli coś takiego jak usg i wiedzą, do czego ten plastikowy produkt piarowców w istocie namawia.
Pomijając aspekty przerywania ciąży ( przecież nikt tego nie nakazuje) bo to jest indywidualna sprawa jak na to patrzymy, twoja zaściankowość wynika choćby z faktu podkreślania w sposób wymowny, orientacji seksualnej Biedronia. Nie interesuje Cię CO i JAK ?
Odnośnie komunistów i opcji niemieckiej : cóż, wstrzymam się z komentarzem przez grzeczność.
Zapewne Biedroń nie uszczknie nic z betonu PIS, ale zasilą go ci którzy we wzajemnej nawalance duopolisu nie widzieli przyszłości. Jednak czego można być pewnym : nie po drodze mu z PIS. I to mnie ogromnie cieszy.
Odnośnie komunistów i opcji niemieckiej : cóż, wstrzymam się z komentarzem przez grzeczność.
Zapewne Biedroń nie uszczknie nic z betonu PIS, ale zasilą go ci którzy we wzajemnej nawalance duopolisu nie widzieli przyszłości. Jednak czego można być pewnym : nie po drodze mu z PIS. I to mnie ogromnie cieszy.
Przypuszczam, że wątpię.
Sztuczne pompowanie Biedronia niewiele da.
Betonowi wyborcy PO czy PiS pozostaną oczywiście okopani na swoich pozycjach.
"Postępowe" lewactwo (głównie MWzWM) natomiast prędzej wybierze Zandberga niż bezpłciowego* Biedronia.
Problem będą mieli normalsi, którzy z zabijaniem dzieci nie chcą mieć nic wspólnego. Bo jedyną alternatywą pozostaną im narodowcy, niestety.
---
* "bezpłciowego" w sensie wizerunkowym, bo jego upodobania łóżkowe to jego prywatna sprawa.
Sztuczne pompowanie Biedronia niewiele da.
Betonowi wyborcy PO czy PiS pozostaną oczywiście okopani na swoich pozycjach.
"Postępowe" lewactwo (głównie MWzWM) natomiast prędzej wybierze Zandberga niż bezpłciowego* Biedronia.
Problem będą mieli normalsi, którzy z zabijaniem dzieci nie chcą mieć nic wspólnego. Bo jedyną alternatywą pozostaną im narodowcy, niestety.
---
* "bezpłciowego" w sensie wizerunkowym, bo jego upodobania łóżkowe to jego prywatna sprawa.
Nie ma orientacji. Jest norma i jest dewiacja. Nie każda dewiacja powinna być jednak penalizowana lub wykluczać z czegokolwiek. Homoseksualizm można porównac do daltonizmu. Jest to pewne odstępstwo od normy, ale nie może przekreślać praw publicznych. Natomiast fakt, ze daltonista nie może być pilotem w żadnym stopniu nie jest przejawem dyskryminacji czy nierównego traktowania. U Biedronia drażni mnie to, że to jeden z zawodowych gejów. On tylko na tym wypłynął i na tym zbudował karierę. W przeciwieństwie np. do Raczka, który jest po prostu niezłym recenzentem filmowym. Choć tu też mówiono, że wypromował go Kałużyński, z którym łączyła go wielolentnia przyjaźń. Standard. Jarek Iwaszkiewicz wielu chłopców promował. „Każda epoka ma swój styl, nawet w drobiazgach i w innej epoce nie można pewnych rzeczy realizować. Mogłem w maju 1936 roku chędożyć Czesia Miłosza w mickiewiczowskiej celi Konrada u Bazylianów w Wilnie. Była cudowna noc z księżycem i słowikiem”.
Zresztą, mało kto tak szkodzi tym spokojnym homoseksualistom jak zawodowi geje. Wypuszczają różnych prowokatorów typu męska prostytutka Rafalala na pierwszą linię frontu i zrażają ludzi do tej dewiacji budząc w nich zwyczajny lęk, by potem krzyczeć o dyskryminacji. To są takie marksistowskie zagrywki. Zawsze trzeba utrzymywać stan rewolucyjnego wrzenia i kogoś wyzwalać. Robotników się już nie da, bo przeciętny robotnik na zachodzie jeździ Toyotą albo Audi. No to gejów trzeba wyzwalać albo kobiety albo całą ludzkość przed dyktatem Watykanu. Tu się nic nie zmieniło. Widmo nadal krąży nad Europą.
Zresztą, mało kto tak szkodzi tym spokojnym homoseksualistom jak zawodowi geje. Wypuszczają różnych prowokatorów typu męska prostytutka Rafalala na pierwszą linię frontu i zrażają ludzi do tej dewiacji budząc w nich zwyczajny lęk, by potem krzyczeć o dyskryminacji. To są takie marksistowskie zagrywki. Zawsze trzeba utrzymywać stan rewolucyjnego wrzenia i kogoś wyzwalać. Robotników się już nie da, bo przeciętny robotnik na zachodzie jeździ Toyotą albo Audi. No to gejów trzeba wyzwalać albo kobiety albo całą ludzkość przed dyktatem Watykanu. Tu się nic nie zmieniło. Widmo nadal krąży nad Europą.
Eh Ty :) The Raven ... aż mi się bazyliszkowa gębusia w uśmiechu wykrzywia a bazyliszkowe, stalowe ślepia iskrzą :)))))
https://www.youtube.com/watch?v=gb-B3lsgEfA
Ps
Ciężkie bywa życie na forum ;)
https://www.youtube.com/watch?v=gb-B3lsgEfA
Ps
Ciężkie bywa życie na forum ;)
W sumie racja, sadyl. Jest taki nienawistnik, co rzuca mięsem co drugie słowo. Nazywa się Wątły i pracuje w superstacji. Skrajny lewak, przez którego księża będą niedługo bici a nawet mordowani. Słucham go często w ramach researchu wrogiego obozu. Jest wściekły na Biedronia. Ponoć Biedroń banuje każdego, kto merytorycznie go krytykuje. Teraz to są w ogóle jaja bo na Twitterze zbanował Tomasza Lisa. A centrowa i niezyt, imo, lotna intelektualnie bloggerka kataryna odkryła że ma bana mimo, że nigdy do niego nic nie pisała. Albo straszny bufon pozujący tylko na otwartego luzaka albo ma złych doradców
Nie pozostaje nic innego jak obserwować rozwój wypadków. Nie mogę się doczekać kolejnego ruchu na szachownicy.
Tak w ogóle to muszę nadrobić towarzysko i relaksacyjnie. Tak mi się przypomniał Barry ... no i ferie przed nami.
https://www.youtube.com/watch?v=WA0dFM8iEpk
Tak w ogóle to muszę nadrobić towarzysko i relaksacyjnie. Tak mi się przypomniał Barry ... no i ferie przed nami.
https://www.youtube.com/watch?v=WA0dFM8iEpk
Dawaj Raveninio... Kurczak dochodzi. Polewam merlota. Moja ulubiona "dieta" ;)
https://www.youtube.com/watch?v=eLdSYF0WxyE
https://www.youtube.com/watch?v=eLdSYF0WxyE
Kultura językowa się kłania: nie ma czegoś takiego jak "orientacja seksualna". Skąd ten idiotyczny pomysł z "orientacją " ? Orientacja może być w terenie albo dezorientacja. To jest po prostu złodziejstwo językowe.
W seksualności mamy do czynienia z popędem seksualnym w dwóch wersjach, męskiej i kobiecej lub z dewiacją popędu o podłożu hormonalnym lub chromosomalnym, a czasami dołącza podłoże psychiczne. Czynniki są doskonale znane w nauce, a nauki nie należy mieszać z lewacką ideologią.
W seksualności mamy do czynienia z popędem seksualnym w dwóch wersjach, męskiej i kobiecej lub z dewiacją popędu o podłożu hormonalnym lub chromosomalnym, a czasami dołącza podłoże psychiczne. Czynniki są doskonale znane w nauce, a nauki nie należy mieszać z lewacką ideologią.
Młodsi nie szanują starszych.
Tak, ty pochodzisz spod Warszawy, co jest dziwne.
Jestem w podobnej sytuacji, w mniejszej skali. Nigdy nie będę miejscowym, nawet po 30 latach. Przez to zawsze jestem trochę jak turysta. Ale ci rzekomo miejscowi to przesiedleńcy sprzed 70 lat, a raczej ich potomkowie. Też nie są na swoim.
Tak, ty pochodzisz spod Warszawy, co jest dziwne.
Jestem w podobnej sytuacji, w mniejszej skali. Nigdy nie będę miejscowym, nawet po 30 latach. Przez to zawsze jestem trochę jak turysta. Ale ci rzekomo miejscowi to przesiedleńcy sprzed 70 lat, a raczej ich potomkowie. Też nie są na swoim.
Skąd wiedziałeś, że tu wojna? Natychmiast dajcie temu człowiekowi gorącą herbatę i koc termiczny. Po wysadzeniu w powietrze czternastu kolubryn, okopaniu szańca saperką, opatrzeniu rannych i zrobieniu najciężej poszkodowanemu tracheotomii przy pomocy rurki od długopisu zaległ w punkcie dowodzenia i zdał raport. Dobrze, że wczoraj dostał mój podpis. Coś jednak w tej wojnie zrobiłem. Mogę spać spokojnie. Szczęść Boże
https://youtu.be/3D8cavAoD9o
https://youtu.be/3D8cavAoD9o
"Młodsi nie szanują starszych"
Nie generalizuj. Wielu starych chamów pozwala sobie zbyt swobodnie z młodszymi od siebie i bywa, że młode cielęta wierzgają i kozaczą ku uciesze i rozbawieniu siwych głów.
Co jest "dziwnego" w byciu spoza Trójmiasta? Wszędzie jest życie i procesy ewolucyjne, związane z nimi błędy i potknięcia często wychodzą na dobre "kozim wólkom" i zabitym dechami dziurom.
Ja tam olewam s k r a j n o ś ci. Wiem do kogo i czego przynależę od zawsze i na zawsze, bez trzymania się współrzędnych geograficznych.
Nie generalizuj. Wielu starych chamów pozwala sobie zbyt swobodnie z młodszymi od siebie i bywa, że młode cielęta wierzgają i kozaczą ku uciesze i rozbawieniu siwych głów.
Co jest "dziwnego" w byciu spoza Trójmiasta? Wszędzie jest życie i procesy ewolucyjne, związane z nimi błędy i potknięcia często wychodzą na dobre "kozim wólkom" i zabitym dechami dziurom.
Ja tam olewam s k r a j n o ś ci. Wiem do kogo i czego przynależę od zawsze i na zawsze, bez trzymania się współrzędnych geograficznych.
Bóg zapłać... tylko mam obawy. Przydałby się spec od marketingu i wizerunku oraz barista dostępny 24/7 z mocnym espresso.
Już się golił jak człowiek a teraz znowu dziadunia z siebie robi. Chciałoby się zakrzyknąć "z życiem Grześku, z życiem..."
Owszem, wnętrze i umysł porywające ale tu się gra znaczonymi kartami i z użyciem psychologii tłumu.
Już się golił jak człowiek a teraz znowu dziadunia z siebie robi. Chciałoby się zakrzyknąć "z życiem Grześku, z życiem..."
Owszem, wnętrze i umysł porywające ale tu się gra znaczonymi kartami i z użyciem psychologii tłumu.
A Grzesiu tak specjalnie bez życia tym razem. Grobowym głosem odczytał raport z oblężonego miasta. Ja go w ogóle lubię, bo choć głupoty czasem mówi, to robi to piękną, kwiecistą polszczyzną.
Apropo głupot, to Ewa K. coś plotła ponoć o dinozaurach i wszyscy się z niej naśmiewają. A to przecież prawda. Albo ludzie żyli dawniej, niż sądzą naukowcy, albo dinozaury nie wyginęły tak od razu. Tu odcisk luidzkiej stopy obok łapy dinozaura
A tu rysunek diplodoka na ścianie. Jeśli tego lord Hokus Pokus nie namalował, to znaczy że jaskiniowcy znali dinozaury
To jest dopiero sztuka w wykonaniu Ewy K. Powiedzieć prawdę z głupoty.
Apropo głupot, to Ewa K. coś plotła ponoć o dinozaurach i wszyscy się z niej naśmiewają. A to przecież prawda. Albo ludzie żyli dawniej, niż sądzą naukowcy, albo dinozaury nie wyginęły tak od razu. Tu odcisk luidzkiej stopy obok łapy dinozaura
A tu rysunek diplodoka na ścianie. Jeśli tego lord Hokus Pokus nie namalował, to znaczy że jaskiniowcy znali dinozaury
To jest dopiero sztuka w wykonaniu Ewy K. Powiedzieć prawdę z głupoty.
Czym się kieruje ta sympatyczna istota w swoich zachowaniach? Chce błyszczeć, szuka mocnych wrażeń, kieruje nią zazdrość czy ogólne niezadowolenie? Może dostała rozkaz z góry przeciw tobie? Myślę, że to jakaś zawikłana kombinacja, gdzie każdy ma ukryte interesy, a dokładnych konsekwencji nikt nie przewidział. Wiem na pewno, że plan miał zakończyć się między innymi atakiem na Żydów. Też atakiem na mnie, ale po to, żeby kwitł interes niemiecki. Atakiem na Pana, by kwitł interes niemiecki.
Chwilami brakuje Ci hamulców :)
Łamiesz zasady panujące na forum i panujące w realu.
Nie rób tego. Nie przesuwaj granicy.
Krótko pisząc nie pozwalaj sobie na więcej niż wypada. Nie testuj granic możliwości i wytrzymałości.
https://www.youtube.com/watch?v=dLauqDChQGs
bez odbioru
Łamiesz zasady panujące na forum i panujące w realu.
Nie rób tego. Nie przesuwaj granicy.
Krótko pisząc nie pozwalaj sobie na więcej niż wypada. Nie testuj granic możliwości i wytrzymałości.
https://www.youtube.com/watch?v=dLauqDChQGs
bez odbioru
No właśnie, ale jednak taki bardziej wyluzowany ton nadawała forum nasza femme fatale.
Moja umiejętność z kolei polega na panowaniu nad chaosem.
Była śliczna w liceum (liberalnie) i jako 35-latka (nacjonalistycznie). Nie mogę się też skarżyć, że nie przebywaliśmy razem.
Wiem, że znajduje się w czerwonym piekle, a winnym jestem oczywiście ja.
Wiem, że jest w sztucznie stworzonej sytuacji, jednak sytuacja ta jest prawdziwa, póki się nie zmieni.
Miałem koleżanki, które strasznie mnie zwodziły, po 10 latach liścików okazywało się, że jestem jednym z 10. Udawały, że mają wobec mnie poważne zamiary, ale była ta bariera i nie czyniły dalszych kroków. Sztuczne chyba znajomości i tylko chciały wyciągać ode mnie informacje. Myślą, że to taka zabawa.
Moja umiejętność z kolei polega na panowaniu nad chaosem.
Była śliczna w liceum (liberalnie) i jako 35-latka (nacjonalistycznie). Nie mogę się też skarżyć, że nie przebywaliśmy razem.
Wiem, że znajduje się w czerwonym piekle, a winnym jestem oczywiście ja.
Wiem, że jest w sztucznie stworzonej sytuacji, jednak sytuacja ta jest prawdziwa, póki się nie zmieni.
Miałem koleżanki, które strasznie mnie zwodziły, po 10 latach liścików okazywało się, że jestem jednym z 10. Udawały, że mają wobec mnie poważne zamiary, ale była ta bariera i nie czyniły dalszych kroków. Sztuczne chyba znajomości i tylko chciały wyciągać ode mnie informacje. Myślą, że to taka zabawa.
Nie no, człowieku...Twój "bardziej wyluzowany ton" to nie moje standardy.
Cały jesteś chaosem. W ogóle bardziej jesteś z wierzchu... potem jest jakieś uszkodzenie i żadnych oznak, że jest coś głębiej.
Nie wiem co jest z tymi ckliwymi wspominkami. Osobiście nie mam takich symptomów. W ogóle nie oglądam się za siebie chyba, że jakaś info jest użyteczna na bieżąco.
Wszelkie liczby mnogie i cięte uwagi "przydu*asów na posyłki" do zbierania ochłapów typu "ona siedzi przed kompem a on przegląda płyty winylowe", "ale znajomych to nie masz" albo "bo w windzie trzeba wyjąć baterię z telefonu", "zauważyłaś to w autobusie".... itd. sr*nie w banie. Nawet swoją aktywność w sieci można fejkować i komu co do tego :)
Całe to forum i bytność na nim to "bardziej wyluzowany ton". Praktykuję to od 20 lat. Jedni chlają, inni idą na siłkę itd.
Jeśli o mnie chodzi to poczytuję Twe opowieści różnej treści "na luzie".
Nie posiadasz żadnych informacji, którymi byłabym zainteresowana.
Korzystam z dystansu tych "50 dialogów" żeby odsapnąć od vortexu.
Ps
Have "f...king" fun https://www.youtube.com/watch?v=ZD24VY0YWdQ ;)
Cały jesteś chaosem. W ogóle bardziej jesteś z wierzchu... potem jest jakieś uszkodzenie i żadnych oznak, że jest coś głębiej.
Nie wiem co jest z tymi ckliwymi wspominkami. Osobiście nie mam takich symptomów. W ogóle nie oglądam się za siebie chyba, że jakaś info jest użyteczna na bieżąco.
Wszelkie liczby mnogie i cięte uwagi "przydu*asów na posyłki" do zbierania ochłapów typu "ona siedzi przed kompem a on przegląda płyty winylowe", "ale znajomych to nie masz" albo "bo w windzie trzeba wyjąć baterię z telefonu", "zauważyłaś to w autobusie".... itd. sr*nie w banie. Nawet swoją aktywność w sieci można fejkować i komu co do tego :)
Całe to forum i bytność na nim to "bardziej wyluzowany ton". Praktykuję to od 20 lat. Jedni chlają, inni idą na siłkę itd.
Jeśli o mnie chodzi to poczytuję Twe opowieści różnej treści "na luzie".
Nie posiadasz żadnych informacji, którymi byłabym zainteresowana.
Korzystam z dystansu tych "50 dialogów" żeby odsapnąć od vortexu.
Ps
Have "f...king" fun https://www.youtube.com/watch?v=ZD24VY0YWdQ ;)
Nie bierz mnie pod włos i nie wkładaj w usta stwierdzeń, których nie użyłam.
Nic nie należy myśleć a tym bardzie oceniać "Interlokutorów". Możemy pracować jedynie na treści ich wpisów.
Nie mam podwładnych. Musiałabym harować na nich. Takie mam dobre serce i jak raz na czymś położę łapę, oswoję i przygarnę to dbam jak o własną źrenicę oka.
Tak. Wbrew różnym szalonym opiniom, posiadam poczucie humoru.
Ps
"dość dobry" ~:)
Ogólnie tracę przy bliższym poznaniu ale tutaj to bez znaczenia.
Nic nie należy myśleć a tym bardzie oceniać "Interlokutorów". Możemy pracować jedynie na treści ich wpisów.
Nie mam podwładnych. Musiałabym harować na nich. Takie mam dobre serce i jak raz na czymś położę łapę, oswoję i przygarnę to dbam jak o własną źrenicę oka.
Tak. Wbrew różnym szalonym opiniom, posiadam poczucie humoru.
Ps
"dość dobry" ~:)
Ogólnie tracę przy bliższym poznaniu ale tutaj to bez znaczenia.
Dobry Boże, jak grochem o ścianę...
Uduszenie lukrecji i zastąpienie jej jakimś straszydłem z Wikipedii a potem triumfalne machanie tym straszydłem na kanale Piotra.
https://www.youtube.com/watch?v=UhPvy-QUh0w
Uduszenie lukrecji i zastąpienie jej jakimś straszydłem z Wikipedii a potem triumfalne machanie tym straszydłem na kanale Piotra.
https://www.youtube.com/watch?v=UhPvy-QUh0w
Tu masz fotosy:
http://forum.nostalgia.pl/viewtopic.php?t=700
http://forum.nostalgia.pl/viewtopic.php?t=700
"Wszystko to pod warunkiem, że lukrecja jest górą i czuje się pewnie."
Pier...olisz, że się nie golisz farfoclu w dekiel trącany.
Ps
FYI Ja jestem miłą, kulturalną, sympatyczną osobą dopóki ktoś nie próbuje tego wykorzystać.
Zawsze jestem wyluzowana. Skupiona i zajęta ale wyluzowana.
"Szara codzienność"? co to jest?
Tak... wiesz, że nic nie wiesz.
Pier...olisz, że się nie golisz farfoclu w dekiel trącany.
Ps
FYI Ja jestem miłą, kulturalną, sympatyczną osobą dopóki ktoś nie próbuje tego wykorzystać.
Zawsze jestem wyluzowana. Skupiona i zajęta ale wyluzowana.
"Szara codzienność"? co to jest?
Tak... wiesz, że nic nie wiesz.
Pracował wewnątrz góry.
Ja też zasuwałem i przewaliłem tony materiału.
Podziękowania to: okradzenie przez własnego bajecznie zamożnego pracodawcę i jakieś żałośnie lokalne propozycje od bajecznie zamożnych przeciwników. Pocieszę was, że znalazłem się w warunkach znacznie gorszych niż w normalnym systemie.
Ustaliłem też, że nie mogę się poddać i nigdy to nie nastąpi, jestem spokojny w tym względzie.
Ja też zasuwałem i przewaliłem tony materiału.
Podziękowania to: okradzenie przez własnego bajecznie zamożnego pracodawcę i jakieś żałośnie lokalne propozycje od bajecznie zamożnych przeciwników. Pocieszę was, że znalazłem się w warunkach znacznie gorszych niż w normalnym systemie.
Ustaliłem też, że nie mogę się poddać i nigdy to nie nastąpi, jestem spokojny w tym względzie.
Szczęściarz - Jim Szczęściarz to książka, którą próbowałem czytać, gdy byłem w Trójmieście.
Ale Kiejstut nie jest aż tak oczytany. Wygląda na to, że pan M. wysłał go do mnie.
Wszędzie jest pan M - podkłada mi książki w antykwariatach i księgarniach, każdy chce dla niego pracować. Zależy mu na tym, żeby dana osoba go popierała.
Właściwie mam dużą zgodność z jego sposobem myślenia, ale jest zbyt łagodny, a jak chce być okrutny, to wychodzi to karykaturalnie. Teraz już bym się krępował brać kasę od ludzi przez niego wyznaczonych.
Poza tym Jim - na teledysku Morrisona dwa tygodnie temu.
Ale Kiejstut nie jest aż tak oczytany. Wygląda na to, że pan M. wysłał go do mnie.
Wszędzie jest pan M - podkłada mi książki w antykwariatach i księgarniach, każdy chce dla niego pracować. Zależy mu na tym, żeby dana osoba go popierała.
Właściwie mam dużą zgodność z jego sposobem myślenia, ale jest zbyt łagodny, a jak chce być okrutny, to wychodzi to karykaturalnie. Teraz już bym się krępował brać kasę od ludzi przez niego wyznaczonych.
Poza tym Jim - na teledysku Morrisona dwa tygodnie temu.
Ogromnie zamożny pan M z wielkiego miasta znalazł upodobanie w pilnowaniu, żebym był skrajnie ubogi w małym miasteczku.
Tylko dlatego, że jestem na widoku.
Myśli, że jego zadaniem jest polowanie na mnie w różnych miejscach. Ja mam inne problemy, jak np. sztuczność tej całej sytuacji, gdzie oficjalnie nie istnieję. Tak możemy się ścigać długo po omacku.
Jego nowy pomysł to sprowadzenie sytuacji do "normalności", co się nie uda.
Tylko dlatego, że jestem na widoku.
Myśli, że jego zadaniem jest polowanie na mnie w różnych miejscach. Ja mam inne problemy, jak np. sztuczność tej całej sytuacji, gdzie oficjalnie nie istnieję. Tak możemy się ścigać długo po omacku.
Jego nowy pomysł to sprowadzenie sytuacji do "normalności", co się nie uda.
Jedna z sytuacji, których nie rozumiałem w latach 90.
Używało się tych kart telefonicznych. Miały w sobie 20 czy 30 jednostek.
Na dużej poczcie w Gdańsku był często facet koło 50 z dwoma chłopcami po 10 lat. Gdy ktoś kończył dzwonić (w kabinie?), chłopcy podchodzili i żebrali o niewykończoną kartę. Dostawali karty, na których zostało 5 czy 3 jednostki. Po co im były te karty? Wiem, że kwitło nawet kolekcjonerstwo, a wzory były najróżniejsze.
Używało się tych kart telefonicznych. Miały w sobie 20 czy 30 jednostek.
Na dużej poczcie w Gdańsku był często facet koło 50 z dwoma chłopcami po 10 lat. Gdy ktoś kończył dzwonić (w kabinie?), chłopcy podchodzili i żebrali o niewykończoną kartę. Dostawali karty, na których zostało 5 czy 3 jednostki. Po co im były te karty? Wiem, że kwitło nawet kolekcjonerstwo, a wzory były najróżniejsze.
Przypomnieliście mi o kartach telefonicznych... prawie o nich zapomniałem.
Wcześniej były żetony. A, B (mało popularne) i C o "wartości" odpowiednio: 1, 5 i 10 "impulsów". Nazywaliśmy je atony, betony i cetony ;)
Ich cena się zmieniała, bo inflacja szalała. Dlatego też zostały wprowadzone, bo będące wówczas w obiegu monety nie nadążały za inflacją i nie było czego wrzucać do automatów w budkach telefonicznych.
I całkiem niedawno taka sytuacja w sklepie, przy kasie: wywalam z kieszeni drobniaki i odliczam "końcówkę". Bez okularów to i nieco po omacku. I pani oddaje mi coś, co wziąłem za 5 gr. Oczywiście od razu poznałem, że to żeton A. I pytam się Pani, czy wie, co to jest?
Oczywiście... nie wiedziała. Podejrzewam, że wyszły z obiegu jak jej jeszcze na świecie nie było :D
Ale zastanowiło mnie, skąd ten żeton się wziął w mojej kieszeni. Oczywiście... musiałem dostać jako resztę w jakimś sklepie. Ale skąd się w nim wziął?
Jedyne logiczne wytłumaczenie, to jakaś skarbonka nie opróżniana od przynajmniej ćwierć wieku, do której ktoś go wrzucił przypadkowo.
Wcześniej były żetony. A, B (mało popularne) i C o "wartości" odpowiednio: 1, 5 i 10 "impulsów". Nazywaliśmy je atony, betony i cetony ;)
Ich cena się zmieniała, bo inflacja szalała. Dlatego też zostały wprowadzone, bo będące wówczas w obiegu monety nie nadążały za inflacją i nie było czego wrzucać do automatów w budkach telefonicznych.
I całkiem niedawno taka sytuacja w sklepie, przy kasie: wywalam z kieszeni drobniaki i odliczam "końcówkę". Bez okularów to i nieco po omacku. I pani oddaje mi coś, co wziąłem za 5 gr. Oczywiście od razu poznałem, że to żeton A. I pytam się Pani, czy wie, co to jest?
Oczywiście... nie wiedziała. Podejrzewam, że wyszły z obiegu jak jej jeszcze na świecie nie było :D
Ale zastanowiło mnie, skąd ten żeton się wziął w mojej kieszeni. Oczywiście... musiałem dostać jako resztę w jakimś sklepie. Ale skąd się w nim wziął?
Jedyne logiczne wytłumaczenie, to jakaś skarbonka nie opróżniana od przynajmniej ćwierć wieku, do której ktoś go wrzucił przypadkowo.
Inflacja szalała jeszcze po tym, jak cztery zera obcięto. W efekcie koszt produkcji rudej forsy zaczął przewyższać jej nominalną wartość. Za kilogram groszówek można było dostać 10 zł na skupie złomu, a nominalna wartość wynosiła 6,10 zł. Dlatego NBP zaczął bić monetę ze stali jakości gorszej niż kapsle od piwa.
I tu jest ciekawa sprawa. Dobre misie zorganizowały akcję "góra grosza". Dzieci w szkołach zbierały 1,2 i 5-groszówki rzekomo na pomoc domom dziecka. Podejrzewam, że ta góra grosza była potem traktowana magnesem. To chyba każdy wie, że stalowe groszaki przywierają np. do głośnika telefonu komórkowego, a te z lepszego kruszcu nie. Podejrzewam zatem, że stalowy szmelc faktycznie szedł na pomoc domom dziecka, a ten lepszy prosto do skupów złomu. Na każdym milionie złotych z jednogroszówek było 400 tysiecy czystego zysku. Wartość nominalną oczywiście też można było przeznaczyć na sierocińce, ale wątpę w stuprocentową szczelność tego systemu. Chyba żaden biznes nie daje takich możliwości zarabiania jak dobroczynność. Tutaj było podwójnie perfidnie bo wszystko rączkami naiwnych dzieci. Mogę się oczywiście mylić. Ze względów procesowych zaznaczam, ze to tylko teoria. To, że ma ręce i nogi nie musi oznaczać, ze jest prawdziwa. Bardzo to jest ciekawe, czemu zbierano tylko te rude monety, a srebrnymi nikt nie był zainteresowany.
I tu jest ciekawa sprawa. Dobre misie zorganizowały akcję "góra grosza". Dzieci w szkołach zbierały 1,2 i 5-groszówki rzekomo na pomoc domom dziecka. Podejrzewam, że ta góra grosza była potem traktowana magnesem. To chyba każdy wie, że stalowe groszaki przywierają np. do głośnika telefonu komórkowego, a te z lepszego kruszcu nie. Podejrzewam zatem, że stalowy szmelc faktycznie szedł na pomoc domom dziecka, a ten lepszy prosto do skupów złomu. Na każdym milionie złotych z jednogroszówek było 400 tysiecy czystego zysku. Wartość nominalną oczywiście też można było przeznaczyć na sierocińce, ale wątpę w stuprocentową szczelność tego systemu. Chyba żaden biznes nie daje takich możliwości zarabiania jak dobroczynność. Tutaj było podwójnie perfidnie bo wszystko rączkami naiwnych dzieci. Mogę się oczywiście mylić. Ze względów procesowych zaznaczam, ze to tylko teoria. To, że ma ręce i nogi nie musi oznaczać, ze jest prawdziwa. Bardzo to jest ciekawe, czemu zbierano tylko te rude monety, a srebrnymi nikt nie był zainteresowany.
Daj spokojnie zjeść rosołku :))) i popić kawki.
Nie mam pytań i w ogóle nic nie chcę wiedzieć.
Ps
Już nie mogę się doczekać https://www.youtube.com/watch?v=qaB1zWyijso
Nie mam pytań i w ogóle nic nie chcę wiedzieć.
Ps
Już nie mogę się doczekać https://www.youtube.com/watch?v=qaB1zWyijso
Od kilku dni marzę o porcji ciemnego chleba z masłem i czosnkiem. Sól, pieprz, chili.
W przeciwnym wypadku będę chrząkała kolejny tydzień.
Dopiero dziś mogę. Jutro i w piżamach mogę obrócić.
Mogłabym szukać słów by opisać rajską energię, która mnie otacza i wprowadza w stan euforii. Wypełnia mnie zachwytem i wdzięcznością...i tak byś nie skumał.
Ktoś mnie jednak dobrze zna ;)
https://youtu.be/FfmnnjLUj1k
W przeciwnym wypadku będę chrząkała kolejny tydzień.
Dopiero dziś mogę. Jutro i w piżamach mogę obrócić.
Mogłabym szukać słów by opisać rajską energię, która mnie otacza i wprowadza w stan euforii. Wypełnia mnie zachwytem i wdzięcznością...i tak byś nie skumał.
Ktoś mnie jednak dobrze zna ;)
https://youtu.be/FfmnnjLUj1k
Oni jednak nie zajmują się drobiazgami, tylko sprawami w swojej skali.
Na Polskę może nie mają wpływu. Powiedzieli mi tak: "Trucicielu, znaleźliśmy cię".
To motyw z jednego chińskiego filmu. https://pl.wikipedia.org/wiki/Cesarzowa_(film)
Na Polskę może nie mają wpływu. Powiedzieli mi tak: "Trucicielu, znaleźliśmy cię".
To motyw z jednego chińskiego filmu. https://pl.wikipedia.org/wiki/Cesarzowa_(film)
"Żal mi go ponieważ ze swoim kulasem pewnie ma trudności wsiadania do auta .... Wszyscy mu ustępują a ten i tak przytula się do mojej strony tak, że muszę wysiadać od strony pasażera"
Czy zajmuje choćby minimalną część Twojego miejsca parkingowego ? ... jeżeli nie, to parkuj swoje auto bliżej skrajnej linii i nie ubliżaj człowiekowi
Czy zajmuje choćby minimalną część Twojego miejsca parkingowego ? ... jeżeli nie, to parkuj swoje auto bliżej skrajnej linii i nie ubliżaj człowiekowi
Furia, nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło po tym komentarzu :)
tak, ludzie zawsze będą gadać i można być całkowicie świętym a i tak znajdzie się ktoś, komu ta świętość będzie przeszkadzać ;) także nie przejmuję się opinią obcych mi osób ale bliscy to już inny temat.
oh gdybym tylko była wyposażona w cierpliwość ;) to jednak moja bolączka, chciałabym wszystko już i natychmiast, może stąd też nagłe potrzeby zmian od razu po tym, jak widzę, że coś jest nie tak i nie satysfakcjonuje mnie w 100%. Ogarnia mnie frustracja, kiedy widzę, że poświęcam na coś swój czas a to może zaprocentuje mi za rok ;) choć z drugiej strony czas tak czy siak przeminie, dlatego też ostatnio w zasadzie zmuszam się do patrzenia perspektywicznego i uspokajania samej siebie, że nie od razu Rzym zbudowano ;)
tak, ludzie zawsze będą gadać i można być całkowicie świętym a i tak znajdzie się ktoś, komu ta świętość będzie przeszkadzać ;) także nie przejmuję się opinią obcych mi osób ale bliscy to już inny temat.
oh gdybym tylko była wyposażona w cierpliwość ;) to jednak moja bolączka, chciałabym wszystko już i natychmiast, może stąd też nagłe potrzeby zmian od razu po tym, jak widzę, że coś jest nie tak i nie satysfakcjonuje mnie w 100%. Ogarnia mnie frustracja, kiedy widzę, że poświęcam na coś swój czas a to może zaprocentuje mi za rok ;) choć z drugiej strony czas tak czy siak przeminie, dlatego też ostatnio w zasadzie zmuszam się do patrzenia perspektywicznego i uspokajania samej siebie, że nie od razu Rzym zbudowano ;)
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Drogie ciachozkremem,
Twój wątek został "przejęty" (ale czy aby napewno? ;))
Zostawiam Ci to i zmykam.
https://youtu.be/r7cYsgB4G1s
Trzymaj się!
Kochająca furia ♡
Twój wątek został "przejęty" (ale czy aby napewno? ;))
Zostawiam Ci to i zmykam.
https://youtu.be/r7cYsgB4G1s
Trzymaj się!
Kochająca furia ♡
Zupełnym przypadkiem tak się jakoś zbiegło, że wypowiedź Ciacha wskazała mi pewną nową ścieżkę interpretacji zjawiska lemingów.
Wydawało mi się, że temat lemingów został już doszczętnie wyeksploatowany, ale pewne głosy zwróciły mą uwagę na pewien aspekt dotychczas pomijany. Otóż wyjaśnienia wymaga to jak dobrze radzą sobie Polacy w Wieliej Brytanii czy Irlandii. Czym to wytłumaczyć, że są lepsi od tambylców ?
Musimy wziąć pod uwagę dwie rzeczy - system demoliberalny na Zachodzie, wskutek paru wad strukturalnch utracił mozliwośc rozwojowe, doprowadzająć do rozkladu społecznego i utraty dynamiki przez żyjącą tam populację. Mechanika systemu ukształtowanego przez stulecia, jest w niezłym stanie, ale ludzie nie mają motywacji do jej wydajnego wykorzystania. Jedynym rozwiązaniem, z którego korzystają obficie Amerykanie jest import ambitnej, wykształconej siły roboczej, np Azjatów.
I tu się znalazło miejsce dla Polaków. Wykształcone w duchu propagandy demoliberalnej lat 90tych i późniejszych, pokolenia lemingów uwierzyły w uproszczoną wizję społeczeństwa i koniec historii, przyjęły indywidualistyczną koncepcję życia i doskonale nadają się na części zamienne do pracującego na jałowym biegu systemu zachodniego. System ma gotowe struktury gospodarcze, które trzeba tylko wypełnić gotową, ambitną siłą roboczą. Polskie lemingi same struktur takich by nie stworzyły, ale mają silną motywację i niewielkie wymagania, ograniczone do konsumpcji, są wykorzenieni z polskiej kultury, więc znakomicie się zaaklimatyzowali i odnaleźli się doskonale w roli trybików systemu konsumpcjonistycznego. Na razie to wystarcza, ale na dłuższą metę, system demoliberalny nie może przetrwać.
Wydawało mi się, że temat lemingów został już doszczętnie wyeksploatowany, ale pewne głosy zwróciły mą uwagę na pewien aspekt dotychczas pomijany. Otóż wyjaśnienia wymaga to jak dobrze radzą sobie Polacy w Wieliej Brytanii czy Irlandii. Czym to wytłumaczyć, że są lepsi od tambylców ?
Musimy wziąć pod uwagę dwie rzeczy - system demoliberalny na Zachodzie, wskutek paru wad strukturalnch utracił mozliwośc rozwojowe, doprowadzająć do rozkladu społecznego i utraty dynamiki przez żyjącą tam populację. Mechanika systemu ukształtowanego przez stulecia, jest w niezłym stanie, ale ludzie nie mają motywacji do jej wydajnego wykorzystania. Jedynym rozwiązaniem, z którego korzystają obficie Amerykanie jest import ambitnej, wykształconej siły roboczej, np Azjatów.
I tu się znalazło miejsce dla Polaków. Wykształcone w duchu propagandy demoliberalnej lat 90tych i późniejszych, pokolenia lemingów uwierzyły w uproszczoną wizję społeczeństwa i koniec historii, przyjęły indywidualistyczną koncepcję życia i doskonale nadają się na części zamienne do pracującego na jałowym biegu systemu zachodniego. System ma gotowe struktury gospodarcze, które trzeba tylko wypełnić gotową, ambitną siłą roboczą. Polskie lemingi same struktur takich by nie stworzyły, ale mają silną motywację i niewielkie wymagania, ograniczone do konsumpcji, są wykorzenieni z polskiej kultury, więc znakomicie się zaaklimatyzowali i odnaleźli się doskonale w roli trybików systemu konsumpcjonistycznego. Na razie to wystarcza, ale na dłuższą metę, system demoliberalny nie może przetrwać.
zamienilabym "sukces"
na "poczucie "spelniania sie"
niby pochodzi od "satysfakcji"
ale "sukces" czuje jako -parcie ,stres,cos o co trzeba walczyc,zbyt ambicjonalne,
zbyt...wlasnie ,zeby pokazac cos komus
takie bum a bum moze prysnac
i wtedy jest strach
spelnianie sie jest sciezka
na ktorej spodziewasz sie zmian
i nie zaskocza niemile tak mocno
jak dojscie do wniosku,ze to co uwazalo sie za sukces nie bylo nim
widze ze radosc z podazania drogami i zmiana a nie cel daje szczescie
sukces-cel
a spelnienie-droga
tak ja to czuje
na "poczucie "spelniania sie"
niby pochodzi od "satysfakcji"
ale "sukces" czuje jako -parcie ,stres,cos o co trzeba walczyc,zbyt ambicjonalne,
zbyt...wlasnie ,zeby pokazac cos komus
takie bum a bum moze prysnac
i wtedy jest strach
spelnianie sie jest sciezka
na ktorej spodziewasz sie zmian
i nie zaskocza niemile tak mocno
jak dojscie do wniosku,ze to co uwazalo sie za sukces nie bylo nim
widze ze radosc z podazania drogami i zmiana a nie cel daje szczescie
sukces-cel
a spelnienie-droga
tak ja to czuje
Naprawdę dużo osób wyemigrowało. Z mojej rodziny, ze szkół, w których się uczyłem, z mojego miasteczka. Mogę uwierzyć w ogólną liczbę np. 3 milionów. Wielu też jednak wraca, gdy stać ich już na mieszkanie czy dom w Polsce. Więc może 2 mln. Na poczcie ludzie wysyłają mnóstwo listów i kartek za granicę, często w sklepach rozmawiają o swoich krewnych emigrantach. To masowe zjawisko.
łowco, dokładnie tak to wygląda. Brytyjczycy uwielbiają pracować z Polakami bo jesteśmy dokładni, pracowici i całkiem tani ;) Jest ogromny problem z pracownikami jeśli chodzi o prace przy zbiorach, całą gastronomię czy handel. Brytyjczycy zwyczajnie nie chcą pracować w tych branżach bo zarobki nie są jakieś powalające w porównaniu do nakładu pracy, jaki musisz poświęcić, by zarobić.
Najniższa krajowa na ten moment to 7.83/h netto (kurs oscyluje w okolicach 1 funt=5zł). Koszty życia nie są jakieś bardzo wysokie. Dla przykładu kilogram piersi z kurczaka to koszt około 6 funtów, mleko 1,30, jajka 12szt 2 funty, szampon czy żel pod prysznic 1 funt. Za pokój płacę 90/tydz i jest to ładny, zadbany, nowoczesny pokój w dobrej lokalizacji. Porównując to do polskich kosztów życia, robi różnicę kiedy najniższa krajowa to około 11zł/h netto, kilogram kurczaka kosztuje w okolicach 16zł/kg, jajka czy szampon także oscylują w granicach 10zł. Nic więc dziwnego, że Polacy zwyczajnie z pocałowaniem ręki podejmują się pracy nawet za te niegodziwe jak dla Brytyjczyków pieniądze, tu jest całkiem inny standard życia nawet, jak obiektywnie nie zarabiasz dużo ;) dlatego Brexit jest tak złym pomysłem bo będzie całkowity paraliż ekonomiczny. Tubylcy podali do opinii publicznej, że nie zamierzają pracować na stanowiskach, na których pracują imigranci, za bardzo się cenią.
Najniższa krajowa na ten moment to 7.83/h netto (kurs oscyluje w okolicach 1 funt=5zł). Koszty życia nie są jakieś bardzo wysokie. Dla przykładu kilogram piersi z kurczaka to koszt około 6 funtów, mleko 1,30, jajka 12szt 2 funty, szampon czy żel pod prysznic 1 funt. Za pokój płacę 90/tydz i jest to ładny, zadbany, nowoczesny pokój w dobrej lokalizacji. Porównując to do polskich kosztów życia, robi różnicę kiedy najniższa krajowa to około 11zł/h netto, kilogram kurczaka kosztuje w okolicach 16zł/kg, jajka czy szampon także oscylują w granicach 10zł. Nic więc dziwnego, że Polacy zwyczajnie z pocałowaniem ręki podejmują się pracy nawet za te niegodziwe jak dla Brytyjczyków pieniądze, tu jest całkiem inny standard życia nawet, jak obiektywnie nie zarabiasz dużo ;) dlatego Brexit jest tak złym pomysłem bo będzie całkowity paraliż ekonomiczny. Tubylcy podali do opinii publicznej, że nie zamierzają pracować na stanowiskach, na których pracują imigranci, za bardzo się cenią.
INSTAGRAM: unbake_my_heart_
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Soundcloud: https://soundcloud.com/inga-koz-owska
Dlaczego biedne kraje są biedne? Bo są drogie...
Więc mówisz żeby opłacić mieszkanie (pokój ) pracujesz prawie całe dwa dni? To w miesiącu tydzień wychodzi
W takim razie w Polsce byś musiała płacić za pokój nie więcej niż 450pln, albo zarabiać powyżej 3500-4000 żeby byl6taki sam przelicznik
I że za godzinę pracy mozna kupić ponad kilo piersi z kurczaka
W takim razie stawka godzinowa minimalna w Polsce powinna wynosić 18pln lub piersi z kurczaka powinny być nie drożej niż 10pln
A za pół godziny pracy cztery żele pod prysznic?
W takim razie albo żele powinny kosztować ze 2 zeta albo stawką minimalna powinna wynosić 16-18pln
Teraz pytanie co w Polsce jest nie tak?
Stawka godzinowa czy ceny produktów?
Więc mówisz żeby opłacić mieszkanie (pokój ) pracujesz prawie całe dwa dni? To w miesiącu tydzień wychodzi
W takim razie w Polsce byś musiała płacić za pokój nie więcej niż 450pln, albo zarabiać powyżej 3500-4000 żeby byl6taki sam przelicznik
I że za godzinę pracy mozna kupić ponad kilo piersi z kurczaka
W takim razie stawka godzinowa minimalna w Polsce powinna wynosić 18pln lub piersi z kurczaka powinny być nie drożej niż 10pln
A za pół godziny pracy cztery żele pod prysznic?
W takim razie albo żele powinny kosztować ze 2 zeta albo stawką minimalna powinna wynosić 16-18pln
Teraz pytanie co w Polsce jest nie tak?
Stawka godzinowa czy ceny produktów?
Ale ceny są podobne. Jeśli w Irlandii robisz zakupy w Aldi lub w Lidlu to płacisz tyle, co w Polsce. Jeśli oczywiście umiejętnie poszukasz. Znacznie droższe są natomiast restauracje, bary, kawiarnie. Można się obyć bez tego, choć akurat bez chodzenia do barów w Irlandii życie całkiek sens traci. Benzyna w podobnej cenie, co w Polsce. A zarobki 3-4 razy niższe u nas. Dlaczego tak jest to temat na długi referat. Plan dla Polski został napisany w jedną noc w 1989 przez bodajże Sorosa i Sachsa, lecz myślę, że jego zrębów trzeba by szukać w spotkaniu Jaruzelski-Rockefeller w połowie lat 80-tych. Wykonane zostało to rękoma polskich zdrajców i usłużnych idiotów. Gdyby tak z nami pojechano za PRLu, to byłąba fala strajków i zamieszki na ulicach, jak w grudniu 70 czy sierpniu 80. O tym też pomyślano, gdyż pojawił się bezpiecznik w postaci możliwości emigracji zarobkowej. 3 do 5 milionów najbardziej aktywnych i zdlonych wyjechało zamiast bić się o swoje. Bo z kim mieli się bić? Z demokratycznie wybraną władzą? Teraz zarobki powinny teoretycznie rosnąć, bo pojawiła się podaż na pracowników, ale to zostało zahamowane przez wpuszczenie 2 do 3 (może nawet więcej) Ukraińców. Jeśli oni wyjadą do Niemeic, to nie wiadomo, czy sprawy drgną, bo już się mówi o Filipińczykach, Uzbekach etc. Bardzo potężni gracze czuwają nad tym, żeby w obszarze Wisły nie było tubylcom zbyt dobrze.
Inna sprawa to rozwalenie przemysłu. Bo kłamstwem jest, ze Polsa ma przemysł. Polska ma montownie, często bardzo profesjonalne. Lecz w montowniach tych pracują maszyny niemiecki, francuskie, koreańskie, coraz częściej chińskie. A prawdziwy przemysł byłby, gdybyśmy produkowali właśnie maszyny, które szły by na eksport i pracowały u nas. To też było celowe działanie. Padały z tego powodu trupy, szły też olbrzymie łapówki.
Dlatego coraz bardziej krystalizuje mi się w głowie teza, że niejaki Aleksander Łukaszenka jest przywódcą lepszym od każdego z naszych premierów i prezydentów w stopniu wręcz nieporównywalnym. I to dosłownie od każdego, łącznie ze zmarłym niedawno premierem Olszewskim, któremu po prostu zabrakło sprytu politycznego i skuteczności. Zresztą... Klub Krzywego Koła, loża Kopernik... Mądrej głowie dość dwie słowie ;)
Inna sprawa to rozwalenie przemysłu. Bo kłamstwem jest, ze Polsa ma przemysł. Polska ma montownie, często bardzo profesjonalne. Lecz w montowniach tych pracują maszyny niemiecki, francuskie, koreańskie, coraz częściej chińskie. A prawdziwy przemysł byłby, gdybyśmy produkowali właśnie maszyny, które szły by na eksport i pracowały u nas. To też było celowe działanie. Padały z tego powodu trupy, szły też olbrzymie łapówki.
Dlatego coraz bardziej krystalizuje mi się w głowie teza, że niejaki Aleksander Łukaszenka jest przywódcą lepszym od każdego z naszych premierów i prezydentów w stopniu wręcz nieporównywalnym. I to dosłownie od każdego, łącznie ze zmarłym niedawno premierem Olszewskim, któremu po prostu zabrakło sprytu politycznego i skuteczności. Zresztą... Klub Krzywego Koła, loża Kopernik... Mądrej głowie dość dwie słowie ;)
Też kiedyś chciałam o tym napisać, a dokładniej o pułapce spełniania marzeń czy wyobrażeń.....
Czasami jest tak że coś jest dla nas nieosiągalne, poza zasięgiem. Z czasem pragnienie staje się mocniejsze aż w końcu mówimy sobie dość i decydujemy się na spełnienie marzenia co wymaga odwagi i nie małych, czasem wieloletnich poświęceń czy przygotowań.
Kreujemy sobie wizję co będzie kiedy będzie, cieszmy się z tego co ma nadejść a jak już nadchodzi to okazuje się być rozczarowujace, nie takie, zupełnie inne niż chcieliśmy albo myśleliśmy że jest. Czasem sam droga do spełnienia marzenia bywa tak ciernista że osiągamy cel ale na metę dociera wrak człowieka....i wszystkim dookoła możemy obwieścić zwycięstwo ale okazuje się że po drugiej stronie tęczy nie ma garnka ze złotem ani elfów. Czyli sukces jest ale może on ze sobą przynieść rozczarowanie
Tak samo jak biedny człowiek staje się bogaty a tu okazuje się że to nie pieniądze szczęście dają tylko coś zupełnie innego go cieszy, ale z drugiej strony gdyby nie stał się bogaty to by do końca życia myślał że jest nieszczęśliwy tylko dlatego że jest biedny XD
W moim życiu nie jest najważniejszy sukces tylko spełnienie i radość, opinię innych mam gdzieś dopóki to nie oni płacą moje rachunki :P
Nasze pokolenie zostało skrzywienie resztkami post komunistycznego myślenia. Idei pracy jako wartości samej w sobie. Bogactwa jako automatu do szczęścia i dobrego wykształcenia/ciągłego samo-rozwoju które miało nam zapewnić sukces ale nie szczęście
Mam wrażenie że ludzie boją się być szczęśliwi, boją się żyć swoim życiem , boją się budować swoje zasady i realizować marzenia
A gdyby ktoś cię zapytał ciacho czy warto było zrobić to co zrobiłaś to co byś odpowiedziała?
Jeśli tak, to znaczy że warto było, ale to nie jest koniec twojej drogi tylko początek w spełnianiu się na innych polach
Czasami jest tak że coś jest dla nas nieosiągalne, poza zasięgiem. Z czasem pragnienie staje się mocniejsze aż w końcu mówimy sobie dość i decydujemy się na spełnienie marzenia co wymaga odwagi i nie małych, czasem wieloletnich poświęceń czy przygotowań.
Kreujemy sobie wizję co będzie kiedy będzie, cieszmy się z tego co ma nadejść a jak już nadchodzi to okazuje się być rozczarowujace, nie takie, zupełnie inne niż chcieliśmy albo myśleliśmy że jest. Czasem sam droga do spełnienia marzenia bywa tak ciernista że osiągamy cel ale na metę dociera wrak człowieka....i wszystkim dookoła możemy obwieścić zwycięstwo ale okazuje się że po drugiej stronie tęczy nie ma garnka ze złotem ani elfów. Czyli sukces jest ale może on ze sobą przynieść rozczarowanie
Tak samo jak biedny człowiek staje się bogaty a tu okazuje się że to nie pieniądze szczęście dają tylko coś zupełnie innego go cieszy, ale z drugiej strony gdyby nie stał się bogaty to by do końca życia myślał że jest nieszczęśliwy tylko dlatego że jest biedny XD
W moim życiu nie jest najważniejszy sukces tylko spełnienie i radość, opinię innych mam gdzieś dopóki to nie oni płacą moje rachunki :P
Nasze pokolenie zostało skrzywienie resztkami post komunistycznego myślenia. Idei pracy jako wartości samej w sobie. Bogactwa jako automatu do szczęścia i dobrego wykształcenia/ciągłego samo-rozwoju które miało nam zapewnić sukces ale nie szczęście
Mam wrażenie że ludzie boją się być szczęśliwi, boją się żyć swoim życiem , boją się budować swoje zasady i realizować marzenia
A gdyby ktoś cię zapytał ciacho czy warto było zrobić to co zrobiłaś to co byś odpowiedziała?
Jeśli tak, to znaczy że warto było, ale to nie jest koniec twojej drogi tylko początek w spełnianiu się na innych polach
O tak. Niczego nie żałować. Przeżyć, żyć, zapisać w pamięci swojego DNA i podać dalej :)
I co najważniejsze ;) zmierzać spokojnie do celu bez zwracania uwagi na szczekające, wściekłe psy.
Obejść je albo przejść po nich.
https://www.youtube.com/watch?v=WFfunARTAQo
I co najważniejsze ;) zmierzać spokojnie do celu bez zwracania uwagi na szczekające, wściekłe psy.
Obejść je albo przejść po nich.
https://www.youtube.com/watch?v=WFfunARTAQo