Widok
Zostać czy się rozstać...Lęk przed samotnością
Hej dziewczyny,
Od kilku lat jestem w związku. To są te "drugie" związki, oboje mamy dzieci z poprzednich relacji. Od mniej więcej dwóch lat przynajmniej raz w miesiącu zaczynam pakować swoje rzeczy i w ostateczności odpuszczam, bo nie wyobrażam sobie być bez niego, a on beze mnie. Atmosfera między nami jest ciągle napięta, są super momenty, lecz ich jest już jak na lekarstwo. Kiedyś wielkie uczucie, a teraz głównie odczuwam strach. Mam żal do siebie, że zawodzę dziecko, siebie samą i jego. Czuję ogromny strach, że oboje już straciłam. Dziecko ma do mnie pretensje, o zniszczenie życia tym związkiem i mówi, że nie chce ze mną mieszkać. A tak na dobrą sprawę to dla niej chciałam stworzyć tą rodzinę, bo do tej pory miała tylko mnie. On z kolei ma wszystkiego dosyć, już po prostu źle się czuje w naszym towarzystwie, jest wymagający i ciągle mu coś nie pasuje. On chodzi ciągle struty, zamyka się w pokoju, nie rozmawia, jest bierny. Ja inicjuję rozmowy, ale one nie dają nadziei na to, że będzie dobrze...Miłość, wierność i resztki szacunku pozostały...jednak to absolutnie nie gwarantuje udanego związku. Jestem myślami nieobecna, nie mogę spać, ciągle się martwię, że nie poradzę sobie sama. Że jest tyle "męskich" rzeczy, z którymi nie poradzę sobie bez niego. No i ostatecznie po prostu nie chcę być sama, nie umiem. Teraz jestem uwięziona w klatce, która mnie zabija i moją relację z dzieckiem, ale przynajmniej on jest w pobliżu. Ten sam on, od którego codziennie chcę uciec jak robi miny, gdy coś zrobię nie tak, jak krzyczy na moje dziecko, które przecież idealne nie jest. Ja przez to wybucham, nie chcę na to pozwalać, bo przez to dziecko już mi nie ufa, chce się ode mnie odciąć. Z kolei będąc z nim sam na sam też nie jest dobrze. Czuję coraz większy strach przed tym co będzie, zarówno przed życiem z nim jak i przed życiem bez niego. Czuję, że moje życie się już skończyło. Nic nie daje mi radości. Czy któraś z Was czuje/czuła coś podobnego?
Od kilku lat jestem w związku. To są te "drugie" związki, oboje mamy dzieci z poprzednich relacji. Od mniej więcej dwóch lat przynajmniej raz w miesiącu zaczynam pakować swoje rzeczy i w ostateczności odpuszczam, bo nie wyobrażam sobie być bez niego, a on beze mnie. Atmosfera między nami jest ciągle napięta, są super momenty, lecz ich jest już jak na lekarstwo. Kiedyś wielkie uczucie, a teraz głównie odczuwam strach. Mam żal do siebie, że zawodzę dziecko, siebie samą i jego. Czuję ogromny strach, że oboje już straciłam. Dziecko ma do mnie pretensje, o zniszczenie życia tym związkiem i mówi, że nie chce ze mną mieszkać. A tak na dobrą sprawę to dla niej chciałam stworzyć tą rodzinę, bo do tej pory miała tylko mnie. On z kolei ma wszystkiego dosyć, już po prostu źle się czuje w naszym towarzystwie, jest wymagający i ciągle mu coś nie pasuje. On chodzi ciągle struty, zamyka się w pokoju, nie rozmawia, jest bierny. Ja inicjuję rozmowy, ale one nie dają nadziei na to, że będzie dobrze...Miłość, wierność i resztki szacunku pozostały...jednak to absolutnie nie gwarantuje udanego związku. Jestem myślami nieobecna, nie mogę spać, ciągle się martwię, że nie poradzę sobie sama. Że jest tyle "męskich" rzeczy, z którymi nie poradzę sobie bez niego. No i ostatecznie po prostu nie chcę być sama, nie umiem. Teraz jestem uwięziona w klatce, która mnie zabija i moją relację z dzieckiem, ale przynajmniej on jest w pobliżu. Ten sam on, od którego codziennie chcę uciec jak robi miny, gdy coś zrobię nie tak, jak krzyczy na moje dziecko, które przecież idealne nie jest. Ja przez to wybucham, nie chcę na to pozwalać, bo przez to dziecko już mi nie ufa, chce się ode mnie odciąć. Z kolei będąc z nim sam na sam też nie jest dobrze. Czuję coraz większy strach przed tym co będzie, zarówno przed życiem z nim jak i przed życiem bez niego. Czuję, że moje życie się już skończyło. Nic nie daje mi radości. Czy któraś z Was czuje/czuła coś podobnego?