Odpowiadasz na:

Pomarańczowy szal w środku pustyni.

Woda starałem się sprawdzić jej dwa stany płynny jak i stały. Dziwne, dotarcie do jednej jak i do drugiej zabrało mi sporo czasu i wysiłku. A różnica między wodą a wodą może być tak ogromna. A ja... rozwiń

Woda starałem się sprawdzić jej dwa stany płynny jak i stały. Dziwne, dotarcie do jednej jak i do drugiej zabrało mi sporo czasu i wysiłku. A różnica między wodą a wodą może być tak ogromna. A ja w jednej i drugiej sytuacji byłem równie odmienny od tego, który to właśnie pisze. Słona ciepła woda, do której by się dostać musiałem przemierzyć rozpalone piaski, skacząc sobie z nogi na nogę. By dostać się do zmrożonej wody musiałem wdrapywać się na nieco wyższe wysokości nad poziomem morza. Słone w tym przypadku były jedynie moje łzy i pot spływający z czoła do oczu. Wskakiwanie do gęstej solanki było czymś wręcz bajkowym, szybko wsuwałem maskę i pod wodę. Dotarcie do lodospadu nie było takie proste, nogi ginące w lodowych szczelinach, plecak utrudniający wydostanie i wznowienie podróży. Pod wodą jeżowce, mnóstwo ryb i muszli, które obiecałem dla kilku wybranek. Wodospad a tam widok zasługujący na wydobycie aparatu z dna plecaka. Szczyty, doliny pokryte płaszczem królowej zimy. Pod zamarzniętym lodospadem spokój chwila odpoczynku, gorąca herbata. Pod wodą cisza, jestem sam, a nurkuję w towarzystwie, wewnętrznie krzyczę jak tu cudownie, dlaczego tu jestem, komu o tym powiem, w górach nieco inaczej kłębię, zabijam emocje by tylko nie krzyknąć, by tylko nie popełnić jakiegoś błędu, by nie wyzwolić większej energii przeciwko sobie. Pierwsza muszla w siatce i pierwsza ogromna meduza przepływająca w niewielkiej odległości. Raki przypięte już do obuwia, czekan w ręku, śruby przy pasie. Najwyższa pora wystartować w przeciwnym kierunku niż pod wodą. Przed sobą mam niezidentyfikowany brązowy obiekt, ale to musi być wielka muszla, wyciągam rękę już chcę łapać, muszla z dynamizmem nietoperza ucieka pozostawiając po sobie ciemną plamę unoszącą się nad dnem i serce chcące wyskoczyć mi z piersi. Kilka śrub udało mi się wkręcić przemieszczam się w pionie, uderzam kolejny raz czekanem, lud pęka powstaje szczelina, z której tryska woda wprost na mój kask. Robie dwa kroki w bok by odsunąć się od rany i ominąć ścieżkę, płynnej cieczy. Szybko również oddaliłem się z miejsca czarnej plamy i udałem w dalsze poszukiwania, udało się, rozgwiazda, do siatki, która powoli robi się pełna. Najwyższa pora wracać na obiad, w końcu nie można sobie pozwalać na tak długie przebywanie w tak pięknym otoczeniu, bo rzeczywistość okazała by się okrutna. Po wdrapaniu się na szczyt zmarzlucha, szybka herbatka i dwie godzinki w śniegu po szyję i jestem w śpiworze, oby nie czekał mnie nocleg w jamie, bo nie mam ochoty przekopywać się w śniegu jak kret. Znowu ten gorący piasek w sumie trochę zmarzłem pod wodą nie ma, co, dziesięć minut na gorącym piasku w słońcu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. W końcu dotarłem do schroniska, dawno tak nie zmarzłem, mokre rękawiczki zamarzły, nie mogę nawet wstawić czajnika na palenisko. Śpiwór, gdzie jest mój śpiwór. Zostawiłem go przecież na krześle niedaleko pieca, jest, cholera mój mokry plecak i lina na nim leżą. Szlag by to trafił wszystko mokre to się wyspałem a ręce z zimna mi drętwieją. Dobra wstaję, bo jeszcze udaru dostanę i obiadek szybciej ucieknie mi z żołądka niż tam się dostanie. To lubię, arbuz po kilkugodzinnym nurkowaniu. A na obiad uciekinierka. Co by tu zjeść, wiem, że zabrałem same lekkie rzeczy by nie targać zbyt ciężkiego plecaka. Oczywiście zupka, bo jak by inaczej, do tego chleb i kabanos w rękę. Uwielbiam ją za to, że wrzuciła mi do plecaka tą pomarańczową kulkę. Tak wspólnym cytrusowym akcentem, dzielę się z wami i znikam.

zobacz wątek
18 lat temu
~525-2

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry