Pan M i jego koledzy postkomuniści są jakby odpowiednikiem tych Państwa w Polsce. Jednak to specyficzny przypadek, kiedy jednocześnie ufają mu Amerykanie jako duchowemu szefowi struktur...
rozwiń
Pan M i jego koledzy postkomuniści są jakby odpowiednikiem tych Państwa w Polsce. Jednak to specyficzny przypadek, kiedy jednocześnie ufają mu Amerykanie jako duchowemu szefowi struktur prawicowych. Przy tym ataku z dwóch stron on jakby jest szefem tego podwójnego ataku.
Gdy wpisywałem się na jego forum, było kulturalnie, ale przegoniono mnie w końcu, żeby "zdławić opozycję".
Ale opozycję wobec czego? Tego dwustronnego układu, z którego wyłączonych jest tylko kilka milionów młodych komunistów i pegierowców? Do pegierowców jego otoczenie jest wyjątkowo agresywnie nastawione, PIS-owcy zresztą też. Ale chyba "miastowi", którzy nie znają ich na co dzień, bo jest też wiele mieszanych małżeństw PIS-PGR.
Prawdopodobnie mamy (bez emigrantów) ok. 27 mln solidarnościowców obu rodzajów, 4 mln komunistów i pegierowców (z których jakiś procent ma stałą pracę, może z 20-30%) i 4 mln mieszańców (dopiero wchodzą na rynek pracy, zobaczymy, jak będą traktowani, na razie źle). Czyli ta maltretowana grupa jest marginalna, ok. 12% społeczeństwa.
Jestem w niej niestety, inaczej bym tu nie kwękał.
Przypuszczam, że taki układ sił jest rozłożony równomiernie w całym kraju, czyli wszędzie ta masa prawicowa maltretuje małe grupki lewicy. Tak jest w moim miasteczku. I faktycznie jest nas tutaj kilkaset osób.
Jest to rodzaj getta z ciężkimi warunkami życia.
Czy w końcu ci "Żydzi" się jakoś zorganizują?
zobacz wątek