Odpowiadasz na:

I ja liczę na Ravena w Twojej sprawie.
Osobiście nie mam złych wspomnień i jeśli cokolwiek powraca to na krótko. Owszem odnotowuję wspomnienia ale vortex myśli i zdarzeń tu i teraz na rzecz... rozwiń

I ja liczę na Ravena w Twojej sprawie.
Osobiście nie mam złych wspomnień i jeśli cokolwiek powraca to na krótko. Owszem odnotowuję wspomnienia ale vortex myśli i zdarzeń tu i teraz na rzecz teraz w przyszłości pochłania całą moją uwagę.
Nie neguję niczego z przeszłości. Czymże bym bez niej była? Wszystkie doświadczenia, przeżycia, wydarzenia... biorę za ważny element tego kim teraz jestem. Nie oceniam i nie rozczulam się w kategoriach własnej śmieszności, krzywdy, straty, niesprawiedliwości, sukcesu, wygranej, bólu, przyjemności... Nic z tego. Biorę życie takie jakie jest. Nie ma we mnie buty i bezczelności, które pozwalają oceniać co i kiedy jest dla kogo dobre. Bez względu na to czy to postać realna czy fikcyjna.
W wieku szkolnym również czytałam i lubiłam się uczyć. Z natury lubię pewien rodzaj dyscypliny, który pozwala mi obowiązki uczynić niewidzialnymi i w ten sposób oddawać się w całości własnym światom. W domu było bardzo dużo książek. Również miałam etap w życiu pożerania ich. Nastąpił jednak moment, w którym miałam wrażenie, że już gdzieś czytałam, że już to przerabiałam, że wnioski powtarzają się bez końca, że kręcę się jak gawno w przeręblu i wszystko to marnością. Potem chciałam i mogłam przeżyć coś na własnej skórze. Uczyłam się, że radości i umiejętności życia próżno szukać na zewnątrz i że pochodzą z naszego wnętrza. Odkryłam, że największej mocy słowa, modlitwy, gesty, czyny... są banalne i proste. W Prawdzie nie ma komplikacji, której dopatruje się człowiek. Istnieją jedynie granice rozumienia i są jak schody, po których wspinamy się przez całe życie. Gdy już docieramy na szczyt dokonujemy odkrycia, które zawstydza do tego stopnia, że trudno nam się do niego oficjalnie przyznać :) Osobiście tak właśnie mam.
Nie obnażę się tutaj z cennych dla mnie wniosków i sekretów, które dotyczą biblijnej prawdy, że niczym jest patrzenie bez widzenia, słuchanie bez słyszenia, poznanie (nawet najbardziej długotrwałe) bez rozumienia...
Bywało, że w drodze życia doświadczałam czegoś co w ludzkim języku jawiło się jako niepowodzenie, błąd, porażka, nieszczęście, krzywda, niesprawiedliwość... tymczasem czas płynął i przychodził moment, w którym dziękowałam Bogu za taki a nie inny obrót sprawy.
Ostatecznie Bóg zna swoje stworzenie najlepiej...

Wieczorem pikowałam pomidory do osobnych doniczek. Puszczałam im 423 hz. Dobrze się przy tym grzebie w ziemi. Niesamowity zapach wydzielają te młode sadzonki. Jedne wyjątkowo silne, górują nad innymi, sporo średniaków co to jakoś się bujają i dwie, trzy, które można by skazać na straty. Wszystkie potraktowałam tak samo - własna doniczka tej samej wielkości i ziemia tego samego rodzaju. Mam absolutną świadomość, że "historia" każdej z sadzonek jest zupełnie inna i każda już teraz inaczej odnajduje się w warunkach, które im zapewniam. Schodząc na herbatę (wirus jeszcze nie odpuszcza) musiałam zajść po słuchawki do pokoju, w którym mieszkają pomidory. Zdziwiłam się w jakiej dobrej są kondycji bo nawet najsłabsze podniosły się w górę. Czy to sukces? NIE! TO etap procesu, który dopiero gdy się zakończy obrodzeniem owoców lub klęska z jakiegoś powodu, będzie podstawą do wyciągnięcia wniosków ale nie takich, które miałby stać się regułami czy prawdami. Jest jeszcze miejsce dla niewidzialnego i niemożliwego. Z jakiegoś powodu ludzie, którzy rodzą się ze wszystkim co im do życia potrzebne, wikłają się w sieci definicji, pozorów, opinii (na Boga nie własnych)...
Muszę dolać wrzątku.
Spokojnego poniedziałku (uwielbiam poniedziałki!) i tygodnia

zobacz wątek
5 lat temu
~lukrecja

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry