Widok
@Aradash:
Dobrze zrozumiałeś, ale czemu by się nie podroczyć trochę z blondyną? ;)
Wypełnienie dwóch kuponów lotto podwaja szanse wygranej - o ile jest inny zestaw cyfr. W tym przypadku jest... dlatego wiem, skąd pomysł na drugi wątek :]
Choć tym razem brak kryterium IQ... ale poprzeczka nadal niedosiężna :D
@37-latka:
Masz dokładnie mój kolor oczu.
Niestety.. nie wezmę już ojca na spytki, co robił w 1978 roku :D
Dobrze zrozumiałeś, ale czemu by się nie podroczyć trochę z blondyną? ;)
Wypełnienie dwóch kuponów lotto podwaja szanse wygranej - o ile jest inny zestaw cyfr. W tym przypadku jest... dlatego wiem, skąd pomysł na drugi wątek :]
Choć tym razem brak kryterium IQ... ale poprzeczka nadal niedosiężna :D
@37-latka:
Masz dokładnie mój kolor oczu.
Niestety.. nie wezmę już ojca na spytki, co robił w 1978 roku :D
>(Jak gdyby teoria czegoś nie uwzględniała).
Owszem, nie uwzględnia - praktyki!:)
>Wycofałeś się nawet nie widząc tego pięciolatka.
Tylko zadałem pytanie i padło kilka złotych myśli, ale żadnej odpowiedzi. To o czymś świadczy;)
>Co to by było gdyby o 37-latkę zabiegał jakiś mężczyzna i musiałbyś z nim konkurować ?
Pikuś:)
W przypadku krwi z krwi to po prostu pułapka bez wyjścia, bo to jest, jak trochę niżej opisała Dorota, albo facet jest tym drugim (kobieta dla niego jest tą jedyną, a on tym drugim - niezbyt udany początek... i pewnie kiedyś zacznie się rozglądać za kobietą, dla której będzie najważniejszy) albo facet jest tym pierwszym, kosztem dziecka (ale który rozsądny facet chciałby być z kobietą, która w ten sposób traktuje swoje dziecko?).
Owszem, nie uwzględnia - praktyki!:)
>Wycofałeś się nawet nie widząc tego pięciolatka.
Tylko zadałem pytanie i padło kilka złotych myśli, ale żadnej odpowiedzi. To o czymś świadczy;)
>Co to by było gdyby o 37-latkę zabiegał jakiś mężczyzna i musiałbyś z nim konkurować ?
Pikuś:)
W przypadku krwi z krwi to po prostu pułapka bez wyjścia, bo to jest, jak trochę niżej opisała Dorota, albo facet jest tym drugim (kobieta dla niego jest tą jedyną, a on tym drugim - niezbyt udany początek... i pewnie kiedyś zacznie się rozglądać za kobietą, dla której będzie najważniejszy) albo facet jest tym pierwszym, kosztem dziecka (ale który rozsądny facet chciałby być z kobietą, która w ten sposób traktuje swoje dziecko?).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Owszem i jest to temat tabu, bo mówi się, że związki rozpadają się z powodu pieniędzy, zdrad i alkoholu, ale nikt nie ma odwagi powiedzieć, że zwykle kiedy kobieta zajdzie już w ciąże, to facet potrzebny jest jej tylko jako sługa i dostawca dóbr materialnych.
Dodatek do życia z dzieckiem, przynajmniej do czasu nim dojdzie do wniosku, że właściwie dodatek ten jej przeszkadza i same alimenty byłyby lepszym rozwiązaniem.
Dodatek do życia z dzieckiem, przynajmniej do czasu nim dojdzie do wniosku, że właściwie dodatek ten jej przeszkadza i same alimenty byłyby lepszym rozwiązaniem.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Byłem z dzieciatymi i mam sporo takich koleżanek (miłe dziewczyny, ale próba przejścia na inne relacje z góry skazana jest na mękę zakończoną porażką).
Właściwie nie znam żadnego małzeństwa/związku ze stażem powyżej 7 lat i dzieckiem 5+, gdzie byłoby tam szczęście w relacjach rodziców. Większość tych związków/małżeństw po prostu się skończyła. Inne funkcjonują na zasadzie wojny, z okresowym zawieszeniem broni.
Właściwie nie znam żadnego małzeństwa/związku ze stażem powyżej 7 lat i dzieckiem 5+, gdzie byłoby tam szczęście w relacjach rodziców. Większość tych związków/małżeństw po prostu się skończyła. Inne funkcjonują na zasadzie wojny, z okresowym zawieszeniem broni.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>Można też powiedzie, że mężczyzni wiążą się po to żeby mieć kochankę i sprzątaczkę i kucharkę w jednym ;) a i jeszcze pielęgniarkę na stare lata :)
Owszem, i powiedziałbym nawet, że tak właśnie o kobietach myśli większość. I stąd później ta "niezgodność charakterów", która jest bardziej "niezgodnością interesów". No ale tak to jest, gdy ludzie szukają kogoś do związku zamiast szukać miłości.
Mi wystarczy przyjaciółka i kochanka - taki niewymagający jestem:p
>Smutne to co piszesz.
Rzeczywistość jest jaka jest - już dawno przestałem oceniać ją uczuciami, wystarczy mi znać jej kształt, by jakoś sobie z nią radzić.
Owszem, i powiedziałbym nawet, że tak właśnie o kobietach myśli większość. I stąd później ta "niezgodność charakterów", która jest bardziej "niezgodnością interesów". No ale tak to jest, gdy ludzie szukają kogoś do związku zamiast szukać miłości.
Mi wystarczy przyjaciółka i kochanka - taki niewymagający jestem:p
>Smutne to co piszesz.
Rzeczywistość jest jaka jest - już dawno przestałem oceniać ją uczuciami, wystarczy mi znać jej kształt, by jakoś sobie z nią radzić.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Może istotny wpływ na taką sytuację mają też czasy, a jakich kto się wychował. Ty pewnie piszesz bardziej o ludziach w swoim wieku, ja w swoim.
Osoby w moim wieku mają więcej oczekiwań i mniej chęci do rozwiązywania problemów (raczej je pogłębiają, a później wymieniają partnera na nowego).
>zkoda ze jestes niski :-P
Mam 175 - to średni wzrost:p
Osoby w moim wieku mają więcej oczekiwań i mniej chęci do rozwiązywania problemów (raczej je pogłębiają, a później wymieniają partnera na nowego).
>zkoda ze jestes niski :-P
Mam 175 - to średni wzrost:p
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>Idziecie na latwizne, bo jestescie leniwi.
Idziemy, Moja Droga, bo to droga, którą podążają obie strony.
I w tych czasach, chyba częściej kobiety niż faceci (jeszcze z 15 lat było całkiem na odwrót).
>Wiek w milosci nie ma znaczenia jak pisal Michal:-).Zgadzam sie z tym calkowicie:-)
W miłości owszem, ale nim ona zaistnieje lub gdy jest to tylko związek, zakochanie czy wiele innych relacji łączących dwoje ludzi... No a miłość sama z siebie się nie bierze.
Idziemy, Moja Droga, bo to droga, którą podążają obie strony.
I w tych czasach, chyba częściej kobiety niż faceci (jeszcze z 15 lat było całkiem na odwrót).
>Wiek w milosci nie ma znaczenia jak pisal Michal:-).Zgadzam sie z tym calkowicie:-)
W miłości owszem, ale nim ona zaistnieje lub gdy jest to tylko związek, zakochanie czy wiele innych relacji łączących dwoje ludzi... No a miłość sama z siebie się nie bierze.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Ludzi otwartych ciągnie do ludzi i myślą, gdzie by się tu rozerwać - Niemcy od tygodnia mają tego aż w przesycie:d
Znaczenie nicku (bo słowo to wtenczas jeszcze nie istniało) dotyczy mojego sceptycznego nastawianie względem społecznego postrzegania różnych prawd: konsumpcjonizmu, poprawności politycznej, tolerancji, konformizmu... ale także fałszywej wiary, dobroczynności, seksualności czy sprowadzania miłości do związku partnerskiego.
I tutaj też masz tego przykład; inni lansują pogląd, że samotna matka ma takie same szanse/wzięcie co kobieta bez dzieci, oraz że wejście w taki związek jest równie proste i korzystne dla faceta, co bycie z kobietą bezdzietną. To właśnie myślenie społeczne, poprawne politycznie... i fałszywe.
Znaczenie nicku (bo słowo to wtenczas jeszcze nie istniało) dotyczy mojego sceptycznego nastawianie względem społecznego postrzegania różnych prawd: konsumpcjonizmu, poprawności politycznej, tolerancji, konformizmu... ale także fałszywej wiary, dobroczynności, seksualności czy sprowadzania miłości do związku partnerskiego.
I tutaj też masz tego przykład; inni lansują pogląd, że samotna matka ma takie same szanse/wzięcie co kobieta bez dzieci, oraz że wejście w taki związek jest równie proste i korzystne dla faceta, co bycie z kobietą bezdzietną. To właśnie myślenie społeczne, poprawne politycznie... i fałszywe.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
@dorota79 - wiele jest takich związków i jakoś ci faceci nie myślą "po co mam wychowywać cudze dzieci"....Jeżeli kocha kobietę, to dziecko nie stanowi problemu. Wydaje mi się, że większy problem mają kobiety, że partner zwróci uwagę ich dziecku, czegoś zabroni, ochrzani. Jeżeli jest się razem trzeba jakoś do tego przywyknąć. I działa to w obie strony.
Zgadzam się z tym, że kobiecie z dzieckiem trudniej znaleźć partnera, niż wolnej, bezdzietnej. Jednak Wy piszecie tak, jakby to było totalnie niemożliwe.
A ja znam dużo takich par i jakoś dają radę.
Zgadzam się z tym, że kobiecie z dzieckiem trudniej znaleźć partnera, niż wolnej, bezdzietnej. Jednak Wy piszecie tak, jakby to było totalnie niemożliwe.
A ja znam dużo takich par i jakoś dają radę.
... tego nie da się osadzić w jakieś ramy, bo każdy jest inny, ma inne cele, inne priorytety i inne marzenia .... po prostu odpowiedni partner musi trafić na odpowiednią partnerkę taką, aby te ich cele,priorytety nie kolidowały ze sobą - wtedy wszystko będzie OK.
Facetów, którzy chcieliby wychowywać własne dziecko jest na pewno więcej od tych którym to zwisa, ale są i tacy którzy prawdopodobnie wolą kobietę z dzieckiem , bo się obudzili i lampka im nagle się zapaliła że chcieli by mieć potomka ( a są na przykład dajmy bezpłodni czy za starzy na pieluchy).
Inny przypadek , częsty, ci co chcą mieć własne , a partnerka już ma to sobie dorabiają następne "swoje".
Inteligentni ludzie potrafią się dogadać, razem żyć i być szczęśliwi, problem jest w tym że coraz więcej osób to tzw. Dorosłe-dzieci zarówno faceci jak i kobiety: księciunie, księżniczki, poszukiwaczki milionerów i poszukiwacze służącej.
Facetów, którzy chcieliby wychowywać własne dziecko jest na pewno więcej od tych którym to zwisa, ale są i tacy którzy prawdopodobnie wolą kobietę z dzieckiem , bo się obudzili i lampka im nagle się zapaliła że chcieli by mieć potomka ( a są na przykład dajmy bezpłodni czy za starzy na pieluchy).
Inny przypadek , częsty, ci co chcą mieć własne , a partnerka już ma to sobie dorabiają następne "swoje".
Inteligentni ludzie potrafią się dogadać, razem żyć i być szczęśliwi, problem jest w tym że coraz więcej osób to tzw. Dorosłe-dzieci zarówno faceci jak i kobiety: księciunie, księżniczki, poszukiwaczki milionerów i poszukiwacze służącej.
Zgadzam się z Anty. Nie mówię, że to niemożliwe, ale bardzo trudne. Zawsze ktoś jest poszkodowany, albo facet niezadowolony, że nie poświęcasz mu więcej godzin, albo dziecko bo chciało z Tobą spędzić czas sam na sam. Można jeszcze zamieszkać razem. Gorzej jak po miesiącu coś Wam nie przypasuje i dojdziecie do wniosku, że to pomyłka, a dziecko już się zaprzyjazni z partnerem..
Nie mówię, że to niemożliwe tylko bardzo trudne. Czytajcie ze zrozumieniem :) I niech się wypowiadają osoby które to przeżyły, a nie takie co nie mają dzieci, albo np. wychowuje drugi rodzic. Niech się wypowie ten rodzic, który musi dziecko wyprawić do szkoły, odrobić z dzieckiem lekcje, iść do pracy, zrobić zakupy, ugotować obiad itd doba za mało. Chyba, że dziecko lata samopas po osiedlu i wychowuje je ulica, albo jest zapisane na wszystkie zajęcia pozalekcyjne.
>Nie mówię, że to niemożliwe tylko bardzo trudne.
I zwykle mało opłacalne dla drugiej strony. Zwłaszcza, że taki samotny rodzic ma gdzieś tam w podświadomości zakodowane, że dziecko jest z nim na zawsze, a partner tylko na jakiś czas - i choć udaje, że wcale tak nie jest, to daje to odczuć.
Ogólnie cały swój świat trzeba wtedy dostosować do życia innej osoby, a właściwie dwóch innych osób - czasem nawet kilku innych (drugiego rodzica, dziadków etc). I jest się takim piątym kołem u wozu.
Oczywiście miłość to kwestia woli. Można kochać każdego i być z nim szczęśliwym. Pytanie jednak, jak samemu będzie się kochanym - tak naprawdę - i czy wysiłek będzie tego warty? Bo jeśli niemal z każdą inną osobą będzie łatwiej, to po co wybierać trudną drogę?
Patrząc na to z drugiego punktu widzenia - strona z dzieckiem powinna dać z siebie więcej, dla wyrównania rachunku. Tylko, że akurat ta strona z założenia planuje dawać mniej... i tu pojawia się problem nie do pogodzenia.
I zwykle mało opłacalne dla drugiej strony. Zwłaszcza, że taki samotny rodzic ma gdzieś tam w podświadomości zakodowane, że dziecko jest z nim na zawsze, a partner tylko na jakiś czas - i choć udaje, że wcale tak nie jest, to daje to odczuć.
Ogólnie cały swój świat trzeba wtedy dostosować do życia innej osoby, a właściwie dwóch innych osób - czasem nawet kilku innych (drugiego rodzica, dziadków etc). I jest się takim piątym kołem u wozu.
Oczywiście miłość to kwestia woli. Można kochać każdego i być z nim szczęśliwym. Pytanie jednak, jak samemu będzie się kochanym - tak naprawdę - i czy wysiłek będzie tego warty? Bo jeśli niemal z każdą inną osobą będzie łatwiej, to po co wybierać trudną drogę?
Patrząc na to z drugiego punktu widzenia - strona z dzieckiem powinna dać z siebie więcej, dla wyrównania rachunku. Tylko, że akurat ta strona z założenia planuje dawać mniej... i tu pojawia się problem nie do pogodzenia.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Gdy przyjaźń się pogłębia to tworzy się bliskość (intymność), a ta powoduje pociąg seksualny, chęć bycia ze sobą więcej i częściej... bliższe to mojemu poczuciu miłości, niż pół roczna chemia, po której następuje spadek zainteresowania lub co gorzej, zwykły zakłopotanie, tym co to było i jak z tego się teraz wykręcić:d
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>Przeżywałem to w liceum :D
Pytanie tylko, czy Twoje późniejsze relacje w stosunku do tamtej były głębsze, czystsze i prawdziwsze czy nie?
>Od lat... chemia albo wali po łbie od wejścia.. albo już jej nie będzie.
Chemia oszukuje, więc się właśnie zastanawiam, czy w ogóle być powinna i czy jej zaistnienie choć przyjemne, nie jest szkodliwe?
Pytanie tylko, czy Twoje późniejsze relacje w stosunku do tamtej były głębsze, czystsze i prawdziwsze czy nie?
>Od lat... chemia albo wali po łbie od wejścia.. albo już jej nie będzie.
Chemia oszukuje, więc się właśnie zastanawiam, czy w ogóle być powinna i czy jej zaistnienie choć przyjemne, nie jest szkodliwe?
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
> czy Twoje późniejsze relacje w stosunku do tamtej były głębsze, czystsze i prawdziwsze czy nie?
Bywały i głębsze i czystsze i prawdziwsze. Czasami nawet jedna relacja łapała się na wszystkie te trzy określenia naraz ;]
> czy w ogóle być powinna i czy jej zaistnienie choć przyjemne, nie jest szkodliwe?
Chemia pozwala rzucić wszystko w kąt i zająć się drugą stroną. Poznać, polubić.. a może raczej w odwrotnej kolejności ;)
Pozwala zbudować fundamenty pod przyjaźń, bez której nie da się budować związku, kiedy chemia zdechnie.
Bywały i głębsze i czystsze i prawdziwsze. Czasami nawet jedna relacja łapała się na wszystkie te trzy określenia naraz ;]
> czy w ogóle być powinna i czy jej zaistnienie choć przyjemne, nie jest szkodliwe?
Chemia pozwala rzucić wszystko w kąt i zająć się drugą stroną. Poznać, polubić.. a może raczej w odwrotnej kolejności ;)
Pozwala zbudować fundamenty pod przyjaźń, bez której nie da się budować związku, kiedy chemia zdechnie.
>Anty, jak będziesz tak wszystko w życiu analizował, to Ci ono przeleci przed nosem i ani się obejrzysz, a będziesz starym, zgorzkniałym, samotnym Antym ;)
Nie grozi mi to, ale dziękuję za troskę:)
I lubię moje analizowanie, ono pozwala mi nie popełniać tych samych błędów ponownie lub nie popełniać ich wcale, kiedy uczę się na licznych błędach osób wokół. Uważam to za lepsze rozwiązanie niż powtarzanie ciągle tych samych schematów z nadzieją, że tym razem będzie inaczej.
>Chemia pozwala rzucić wszystko w kąt i zająć się drugą stroną.
Do tego wystarczy zwykła fascynacja;)
>Pozwala zbudować fundamenty pod przyjaźń, bez której nie da się budować związku, kiedy chemia zdechnie.
Na jakiej podstawie wysnuwasz ten wniosek?
Zwykle chemia pozwala doprowadzić dwie osoby do łóżka - taki jest cel jej istnienia. Potem istnieje szansa, że pojawi się przywiązanie. Czy zostaje tam miejsce na przyjaźń? Lub mówiąc inaczej, czy to trwały fundament dla przyjaźni?
Nie grozi mi to, ale dziękuję za troskę:)
I lubię moje analizowanie, ono pozwala mi nie popełniać tych samych błędów ponownie lub nie popełniać ich wcale, kiedy uczę się na licznych błędach osób wokół. Uważam to za lepsze rozwiązanie niż powtarzanie ciągle tych samych schematów z nadzieją, że tym razem będzie inaczej.
>Chemia pozwala rzucić wszystko w kąt i zająć się drugą stroną.
Do tego wystarczy zwykła fascynacja;)
>Pozwala zbudować fundamenty pod przyjaźń, bez której nie da się budować związku, kiedy chemia zdechnie.
Na jakiej podstawie wysnuwasz ten wniosek?
Zwykle chemia pozwala doprowadzić dwie osoby do łóżka - taki jest cel jej istnienia. Potem istnieje szansa, że pojawi się przywiązanie. Czy zostaje tam miejsce na przyjaźń? Lub mówiąc inaczej, czy to trwały fundament dla przyjaźni?
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
> Zwykle chemia pozwala doprowadzić dwie osoby do łóżka - taki jest cel jej istnienia.
Zgadza się.
> Potem istnieje szansa, że pojawi się przywiązanie.
To oksytocyna po dobrym orgazmie, ale zgadza się.
> Czy zostaje tam miejsce na przyjaźń?
Oczywiście.
Jak pisałem, powyższe redefiniuje nasze życie. Kontakt z drugą stroną jest priorytetem. Wtedy można się z nią zaprzyjaźnić. Albo nie.
Jeśli tak, to związek ma szanse trwać, jeśli nie, to lepiej szybko sobie o tym powiedzieć i się rozstać niż brnąć w coś, co przyszłości niie ma.
Zgadza się.
> Potem istnieje szansa, że pojawi się przywiązanie.
To oksytocyna po dobrym orgazmie, ale zgadza się.
> Czy zostaje tam miejsce na przyjaźń?
Oczywiście.
Jak pisałem, powyższe redefiniuje nasze życie. Kontakt z drugą stroną jest priorytetem. Wtedy można się z nią zaprzyjaźnić. Albo nie.
Jeśli tak, to związek ma szanse trwać, jeśli nie, to lepiej szybko sobie o tym powiedzieć i się rozstać niż brnąć w coś, co przyszłości niie ma.
>Jeśli tak, to związek ma szanse trwać, jeśli nie, to lepiej szybko sobie o tym powiedzieć i się rozstać niż brnąć w coś, co przyszłości niie ma.
Właściwie masz racje, problem jednak stanowi czas, bo mniej czasu zużyjesz na szukanie przyjaźni i zamienienie jej w miłość, niż szukanie chemii i zamienienie jej w przyjaźń a później w miłość. Zwłaszcza, że o chemię łatwo, a jej wypalenie zajmuje trochę czasu, i zwykle później się jeszcze trochę czeka, by się przekonać, jak to dalej będzie.
Życie zaś ma swój termin ważności.
>Nie ma za co, po prostu żal mi się Ciebie zrobiło ;))
Niepotrzebnie, jestem szczęśliwym człowiekiem i dzięki odpowiednim zabiegom myślowym moje szczęście z roku na rok jest coraz większe:)
Ale to miłe z Twojej strony, że poświęcasz swoje uczucia dla obcej osoby w necie:)
Właściwie masz racje, problem jednak stanowi czas, bo mniej czasu zużyjesz na szukanie przyjaźni i zamienienie jej w miłość, niż szukanie chemii i zamienienie jej w przyjaźń a później w miłość. Zwłaszcza, że o chemię łatwo, a jej wypalenie zajmuje trochę czasu, i zwykle później się jeszcze trochę czeka, by się przekonać, jak to dalej będzie.
Życie zaś ma swój termin ważności.
>Nie ma za co, po prostu żal mi się Ciebie zrobiło ;))
Niepotrzebnie, jestem szczęśliwym człowiekiem i dzięki odpowiednim zabiegom myślowym moje szczęście z roku na rok jest coraz większe:)
Ale to miłe z Twojej strony, że poświęcasz swoje uczucia dla obcej osoby w necie:)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
> bo mniej czasu zużyjesz na szukanie przyjaźni i zamienienie jej w miłość, niż szukanie chemii
Mam dokładnie odwrotne przekonanie, z wieloletniej autopsji ;)
Z jednym zastrzeżeniem: chemii się nie szuka, bo się jej nie da "znaleźć".
Chemia się trafia. Można tylko stworzyć podatny grunt na jej przyjęcie.
Mam dokładnie odwrotne przekonanie, z wieloletniej autopsji ;)
Z jednym zastrzeżeniem: chemii się nie szuka, bo się jej nie da "znaleźć".
Chemia się trafia. Można tylko stworzyć podatny grunt na jej przyjęcie.
@Anty
>>Gdy przyjaźń się pogłębia to tworzy się bliskość (intymność), a ta powoduje pociąg seksualny
EDIT: pół posta wrąbało bo oznaczyłem cytat odwróconymi podwójnymi trójkątnymi nawiasami. Już mi się nie chce pisać drugi raz o tej godzinie. (ani pomstować na jakość kodu;)
Po prostu: "Ludwiku Dorn i Sabo. Nie idźcie tą drogą"
>>Gdy przyjaźń się pogłębia to tworzy się bliskość (intymność), a ta powoduje pociąg seksualny
EDIT: pół posta wrąbało bo oznaczyłem cytat odwróconymi podwójnymi trójkątnymi nawiasami. Już mi się nie chce pisać drugi raz o tej godzinie. (ani pomstować na jakość kodu;)
Po prostu: "Ludwiku Dorn i Sabo. Nie idźcie tą drogą"
"Nie mówię, że to niemożliwe tylko bardzo trudne. Czytajcie ze zrozumieniem :) I niech się wypowiadają osoby które to przeżyły, a nie takie co nie mają dzieci, albo np. wychowuje drugi rodzic."
Zatem mogę się wypowiedzieć ja ;-) Faktycznie jest trudne, ale czy bardzo... raczej nie. Kluczowa jest tu kwestia podejścia drugiej strony i oczywiście akceptacji dziecka.
Można wszystko pogodzić. Nie uważam, żeby zawsze ktoś był poszkodowany (partner lub dziecko). Nigdy żadna matka nie poświęca 100% uwagi i czasu swojemu dziecku. A czy poświęca go na książkę, telewizję, aerobik, czy faceta, nie ma znaczenia. Po drugie musi być facet, który w pełni akceptuje fakt, że kobieta jest matką, oraz akceptuje jej dziecko/ci, które mu nie przeszkadza. Dlatego od dawien, dawna uważam, że lepszym partnerem dla kobiety z dzieckiem, jest facet, który też dziecko lub dzieci posiada.
Niestety wygląda to często tak, że mimo deklaracji ze strony faceta, iż dziecko zupełnie mu nie przeszkadza, jest odwrotnie. Nie widzi on przyjemności w spędzaniu czasu z ukochaną i jej pociechą. Często wręcz to dziecko przeszkadza.
A przytaczane tu porównania, że dla kobiet często dziecko jest ważniejsze od partnera, jest dla mnie śmieszne. Nie da się tego porównać. I bez urazy, ale chyba może to powiedzieć tylko ktoś, kto dzieci nie ma.
Zatem mogę się wypowiedzieć ja ;-) Faktycznie jest trudne, ale czy bardzo... raczej nie. Kluczowa jest tu kwestia podejścia drugiej strony i oczywiście akceptacji dziecka.
Można wszystko pogodzić. Nie uważam, żeby zawsze ktoś był poszkodowany (partner lub dziecko). Nigdy żadna matka nie poświęca 100% uwagi i czasu swojemu dziecku. A czy poświęca go na książkę, telewizję, aerobik, czy faceta, nie ma znaczenia. Po drugie musi być facet, który w pełni akceptuje fakt, że kobieta jest matką, oraz akceptuje jej dziecko/ci, które mu nie przeszkadza. Dlatego od dawien, dawna uważam, że lepszym partnerem dla kobiety z dzieckiem, jest facet, który też dziecko lub dzieci posiada.
Niestety wygląda to często tak, że mimo deklaracji ze strony faceta, iż dziecko zupełnie mu nie przeszkadza, jest odwrotnie. Nie widzi on przyjemności w spędzaniu czasu z ukochaną i jej pociechą. Często wręcz to dziecko przeszkadza.
A przytaczane tu porównania, że dla kobiet często dziecko jest ważniejsze od partnera, jest dla mnie śmieszne. Nie da się tego porównać. I bez urazy, ale chyba może to powiedzieć tylko ktoś, kto dzieci nie ma.
> uważam, że lepszym partnerem dla kobiety z dzieckiem, jest facet, który też dziecko lub dzieci posiada.
Z wpisów Doroty wynika, że taki związek jest techniczną niemożliwością, bo żadne nie miało będzie czasu, żeby chociażby się poznać.
Z wpisów Antego wynika, że taki związek będzie wieczną wojną o uwagę partnera ;D
Z życia wiem, że takie związki istnieją, rzadkoścą nie są i często mają się dobrze :)
A bezdzietność jednego z partnerów nie oznacza z automatu braku jego zrozumienia potrzeb i priorytetów dla drugiej połówki ;)
Z wpisów Doroty wynika, że taki związek jest techniczną niemożliwością, bo żadne nie miało będzie czasu, żeby chociażby się poznać.
Z wpisów Antego wynika, że taki związek będzie wieczną wojną o uwagę partnera ;D
Z życia wiem, że takie związki istnieją, rzadkoścą nie są i często mają się dobrze :)
A bezdzietność jednego z partnerów nie oznacza z automatu braku jego zrozumienia potrzeb i priorytetów dla drugiej połówki ;)
"A bezdzietność jednego z partnerów nie oznacza z automatu braku jego zrozumienia potrzeb i priorytetów dla drugiej połówki ;)"
Oczywiście, że nie, wszystko zależy od człowieka :-)
"Z wpisów Doroty wynika, że taki związek jest techniczną niemożliwością, bo żadne nie miało będzie czasu, żeby chociażby się poznać"
"Z wpisów Antego wynika, że taki związek będzie wieczną wojną o uwagę partnera ;D"
Jednemu i drugiemu zaprzeczam :-) Jak najbardziej taki związek jest technicznie możliwy i nie jest wieczną wojną (a przynajmniej nie musi być), wiem co mówię :-)
Oczywiście, że nie, wszystko zależy od człowieka :-)
"Z wpisów Doroty wynika, że taki związek jest techniczną niemożliwością, bo żadne nie miało będzie czasu, żeby chociażby się poznać"
"Z wpisów Antego wynika, że taki związek będzie wieczną wojną o uwagę partnera ;D"
Jednemu i drugiemu zaprzeczam :-) Jak najbardziej taki związek jest technicznie możliwy i nie jest wieczną wojną (a przynajmniej nie musi być), wiem co mówię :-)
>Opisz proszę tę twoją metodę
Musiałbyś najpierw przepisać na mnie cały swój majątek;)
>Mam wrażenie, że sparzyłeś się na jakimiś związku
Błędne wrażenie, po prostu doświadczyłem tyle chemii, że policja bierze mnie za narkotykowego bosa:p
Nigdy się jednak nie sparzyłem, bo zawsze było w tym więcej dobrego niż złego (tak 99/1)
>Tym razem nie będzie żadnej chemii i spontaniczności tylko zaplanowana, bezpieczna przyjaźń, z której możne coś się wykluje.
Trzeba próbować różnych sposobów;)
>Po prostu: "Ludwiku Dorn i Sabo. Nie idźcie tą drogą"
Więc mam cały czas korzystać z metody, która obiektywnie rzecz biorąc wydaje się nieefektywna?
>Dlatego od dawien, dawna uważam, że lepszym partnerem dla kobiety z dzieckiem, jest facet, który też dziecko lub dzieci posiada.
Mam kolegę, który posiada dwójkę dzieci - jest wdowcem, więc sytuacja jest prostsza, bo nie ma byłej zony. Kobiety jednak nie ma, bo wszystkie uciekają na wieść, że ma dziecko (a próbował głównie z samotnymi matkami). Te które w ogóle były zainteresowane szybko dały mu do zrozumienia, że hierarchę wartości powinien mieć: kobieta, jej dzieci, jej rodzina, jego dzieci.
>Z życia wiem, że takie związki istnieją, rzadkoścą nie są i często mają się dobrze :)
Co nie zmienia faktu, że albo są wojną, albo mają bardzo lekką formę (często nawet są to związki otwarte). Przypominają one bardziej małżeństwa z 20 letnim stażem niż związki w początkowej fazie. Czyli, że każdy robi co chce, oboje nie potrzebują wiele czułości, czasem się spotkają... ale najwięcej czasu spędzają ze sobą podczas snu i posiłków;)
>Ja też wiem. Anty, odszczekaj teraz swoją teorię ;P
Phii:p
Musiałbyś najpierw przepisać na mnie cały swój majątek;)
>Mam wrażenie, że sparzyłeś się na jakimiś związku
Błędne wrażenie, po prostu doświadczyłem tyle chemii, że policja bierze mnie za narkotykowego bosa:p
Nigdy się jednak nie sparzyłem, bo zawsze było w tym więcej dobrego niż złego (tak 99/1)
>Tym razem nie będzie żadnej chemii i spontaniczności tylko zaplanowana, bezpieczna przyjaźń, z której możne coś się wykluje.
Trzeba próbować różnych sposobów;)
>Po prostu: "Ludwiku Dorn i Sabo. Nie idźcie tą drogą"
Więc mam cały czas korzystać z metody, która obiektywnie rzecz biorąc wydaje się nieefektywna?
>Dlatego od dawien, dawna uważam, że lepszym partnerem dla kobiety z dzieckiem, jest facet, który też dziecko lub dzieci posiada.
Mam kolegę, który posiada dwójkę dzieci - jest wdowcem, więc sytuacja jest prostsza, bo nie ma byłej zony. Kobiety jednak nie ma, bo wszystkie uciekają na wieść, że ma dziecko (a próbował głównie z samotnymi matkami). Te które w ogóle były zainteresowane szybko dały mu do zrozumienia, że hierarchę wartości powinien mieć: kobieta, jej dzieci, jej rodzina, jego dzieci.
>Z życia wiem, że takie związki istnieją, rzadkoścą nie są i często mają się dobrze :)
Co nie zmienia faktu, że albo są wojną, albo mają bardzo lekką formę (często nawet są to związki otwarte). Przypominają one bardziej małżeństwa z 20 letnim stażem niż związki w początkowej fazie. Czyli, że każdy robi co chce, oboje nie potrzebują wiele czułości, czasem się spotkają... ale najwięcej czasu spędzają ze sobą podczas snu i posiłków;)
>Ja też wiem. Anty, odszczekaj teraz swoją teorię ;P
Phii:p
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>miłość to zawsze wysoki koszt
Miłość powinna przychodzić z łatwością, jeśli zaś wiele wymaga, to warto się zastanowić, z czym ją mylimy.
Wysoki koszt to wywołują toksyczne relacje - nie jest to moja definicja miłości.
>Gdy kochasz zazwyczaj druga osoba jest ważniejsza od wszystkiego :)
Owszem, lecz jeśli i ona kocha, to nie pozwala, być dla Ciebie ważniejszą od wszystkiego;)
Miłość powinna przychodzić z łatwością, jeśli zaś wiele wymaga, to warto się zastanowić, z czym ją mylimy.
Wysoki koszt to wywołują toksyczne relacje - nie jest to moja definicja miłości.
>Gdy kochasz zazwyczaj druga osoba jest ważniejsza od wszystkiego :)
Owszem, lecz jeśli i ona kocha, to nie pozwala, być dla Ciebie ważniejszą od wszystkiego;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
A myślałem, że jesteś idealistką;)
Większość ludzi nie potrafi kochać, bo są zbyt dużymi egoistami. Potrafią jedynie posiadać. Oni nie mogą doświadczyć miłości - są jedynie w stanie tworzyć związki. Te związki wymagają pracy i jest to zawsze duży koszt. Jest tak, bo związki te oparte są na walce, by jak najwięcej wziąć i jak najmniej dać.
Posmakowałem kiedyś miłości, więc wiem czego szukam. Inni nie wiedzą, więc biorą, co świat im daje, bez świadomości, że jest coś więcej.
Nie wiem, nad czyją sytuacją powinno się bardziej ubolewać.
Większość ludzi nie potrafi kochać, bo są zbyt dużymi egoistami. Potrafią jedynie posiadać. Oni nie mogą doświadczyć miłości - są jedynie w stanie tworzyć związki. Te związki wymagają pracy i jest to zawsze duży koszt. Jest tak, bo związki te oparte są na walce, by jak najwięcej wziąć i jak najmniej dać.
Posmakowałem kiedyś miłości, więc wiem czego szukam. Inni nie wiedzą, więc biorą, co świat im daje, bez świadomości, że jest coś więcej.
Nie wiem, nad czyją sytuacją powinno się bardziej ubolewać.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Moja wiara wielką nie jest, więc mi trudno uwierzyć.
Twoje słowa zaś kojarzą mi się z fragmentem książki De Mello:
" - "Spełnieniem miłości jest poświecenie, jej miarą brak egoizmu". Wspaniałe stwierdzenie.
Zapytałem ją: - Czy chciałabyś, abym cię kochał kosztem mego szczęścia?
- Tak - odparła.
Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem swego szczęścia, a ja kochałbym ją kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nieważne, niech żyje miłość.""
Twoje słowa zaś kojarzą mi się z fragmentem książki De Mello:
" - "Spełnieniem miłości jest poświecenie, jej miarą brak egoizmu". Wspaniałe stwierdzenie.
Zapytałem ją: - Czy chciałabyś, abym cię kochał kosztem mego szczęścia?
- Tak - odparła.
Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem swego szczęścia, a ja kochałbym ją kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nieważne, niech żyje miłość.""
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
>Jestem idealistką, potrafię kochać ludzi swoim kosztem, to jest prawdziwy idealizm Anty
Jesteś więc egoistką, bo jak oni mają kochać Ciebie, kiedy widzą, jak się dla nich poświęcasz?
Tobie to może sprawiać przyjemność (jeszcze, że egoistka, to masochistka), ale inni cierpią widzą, co robisz. I są w pułapce, Twojej pułapce, która sprawia, że nie mogą Cię kochać. No chyba, że kochaliby Cię tak jak Ty ich, ale tak jak pisał De Mello, cóż to byłaby za miłość, kiedy oboje robiliby to kosztem siebie?
Dla mnie to fałsz!
Taki sam, jak udawanie, że wady nam nie przeszkadzają, że kochamy pomimo tego - bo to zwykłe zwycięstwo plusów nad minusami, które określa poziom korzyści i sprawdza się np w przypadku pracy czy zakupów, ale nie w miłości (bo albo jest to, i nie ma miłości, albo jest miłość i nie ma "pomimo wad").
Jesteś więc egoistką, bo jak oni mają kochać Ciebie, kiedy widzą, jak się dla nich poświęcasz?
Tobie to może sprawiać przyjemność (jeszcze, że egoistka, to masochistka), ale inni cierpią widzą, co robisz. I są w pułapce, Twojej pułapce, która sprawia, że nie mogą Cię kochać. No chyba, że kochaliby Cię tak jak Ty ich, ale tak jak pisał De Mello, cóż to byłaby za miłość, kiedy oboje robiliby to kosztem siebie?
Dla mnie to fałsz!
Taki sam, jak udawanie, że wady nam nie przeszkadzają, że kochamy pomimo tego - bo to zwykłe zwycięstwo plusów nad minusami, które określa poziom korzyści i sprawdza się np w przypadku pracy czy zakupów, ale nie w miłości (bo albo jest to, i nie ma miłości, albo jest miłość i nie ma "pomimo wad").
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Mylisz się, to nie fałsz to prawdziwa miłość, dlatego to idealizm.Tak byłam masochistką w pewnym stopniu, ale dzięki temu, że kochałam i potrafiłam poświecić siebie teraz mam dystans do wszystkiego.To było mi potrzebne...Potrzebne do tego, żebym sama była ze sobą szczęśliwa, nie wszyscy to zrozumieją i potrafią.Ty pewnie nigdy Anty...Radość życia to dystans do siebie, tolerancja dla innych i cieszenie się z drobiazgów...
No muszę coś dorzucić bo nie wytrzymie ;-)
Miłość to dawanie siebie ale bez ofiarności.To nie jest wyrzekanie się swoich pragnień,ideałów ale przekazywanie ich drugiej stronie.To otwieranie się na drugiego człowieka nie podszyte żadnymi kalkulacjami.Akceptowanie również jego wad bo sami ideałami też nie jesteśmy.Nikt tu się nie powinien poświęcać bo prędzej czy później zaczną się wzajemne żale o skalę tego poświęcenia. Uzupełniajmy się i wspierajmy,w każdym momencie wspólnego życia.
Kobiety mają tendencję do poświęceń i nadopiekuńczości bo taka ich natura i nierzadko zasady wyniesione z domu.To my,kobiety,musimy nauczyć się żeby nie robić z siebie ofiary składanej miłości.
Miłość nie jest łatwa ale jest jedynym uczuciem dla którego jesteśmy w stanie wyzbyć się wrodzonego egoizmu i jesteśmy z tym szczęśliwi.
Miłość to dawanie siebie ale bez ofiarności.To nie jest wyrzekanie się swoich pragnień,ideałów ale przekazywanie ich drugiej stronie.To otwieranie się na drugiego człowieka nie podszyte żadnymi kalkulacjami.Akceptowanie również jego wad bo sami ideałami też nie jesteśmy.Nikt tu się nie powinien poświęcać bo prędzej czy później zaczną się wzajemne żale o skalę tego poświęcenia. Uzupełniajmy się i wspierajmy,w każdym momencie wspólnego życia.
Kobiety mają tendencję do poświęceń i nadopiekuńczości bo taka ich natura i nierzadko zasady wyniesione z domu.To my,kobiety,musimy nauczyć się żeby nie robić z siebie ofiary składanej miłości.
Miłość nie jest łatwa ale jest jedynym uczuciem dla którego jesteśmy w stanie wyzbyć się wrodzonego egoizmu i jesteśmy z tym szczęśliwi.
>Akceptowanie również jego wad bo sami ideałami też nie jesteśmy.
Zdefiniuj ideały i wady?
Spotkałem w swoim życiu kilka kobiet, w których nie dostrzegałem wad. Miały inny poglądy, podejmowały inne decyzje i myślały samodzielnie. Były zwyczajnie inne niż ja, ale nie łączyło się to z cechami, którym mógłbym nadać negatywny charakter. Myślę więc, że mogą istnieć ideały. Ideałem jest po prostu osoba dobrze do nas dopasowana. Jej cechy, które inni nazywają wadami, dla nas są neutralne lub nawet pozytywne. I wtedy relacje z taką osobą mają sens. Gdy przymykamy oko, czyli "kochamy mimo wad" to irytacja w nas zbiera i w końcu wybuchnie.
>ale dzięki temu, że kochałam i potrafiłam poświecić siebie teraz mam dystans do wszystkiego.
Cóż z tego, że masz dystans do siebie, kiedy nadal wierzysz, że miłość to poświęcenie. Nie rozumiesz, że jeśli druga osoba będzie Cię kochać, to będzie cierpieć widząc, jak się poświęcasz.
Ujmę inaczej co napisała inka; miłość to umiejętność dawania, które choć jest dzieleniem w rzeczywistości mnoży - bo obie strony zyskują, a nikt nic nie traci. Gdy traci, rodzi się w tej relacji coś toksycznego. I albo druga strona kocha i nie pozwoli, by składano jej ofiarę z samego siebie, albo nie kocha i zacznie wykorzystywać.
Zdefiniuj ideały i wady?
Spotkałem w swoim życiu kilka kobiet, w których nie dostrzegałem wad. Miały inny poglądy, podejmowały inne decyzje i myślały samodzielnie. Były zwyczajnie inne niż ja, ale nie łączyło się to z cechami, którym mógłbym nadać negatywny charakter. Myślę więc, że mogą istnieć ideały. Ideałem jest po prostu osoba dobrze do nas dopasowana. Jej cechy, które inni nazywają wadami, dla nas są neutralne lub nawet pozytywne. I wtedy relacje z taką osobą mają sens. Gdy przymykamy oko, czyli "kochamy mimo wad" to irytacja w nas zbiera i w końcu wybuchnie.
>ale dzięki temu, że kochałam i potrafiłam poświecić siebie teraz mam dystans do wszystkiego.
Cóż z tego, że masz dystans do siebie, kiedy nadal wierzysz, że miłość to poświęcenie. Nie rozumiesz, że jeśli druga osoba będzie Cię kochać, to będzie cierpieć widząc, jak się poświęcasz.
Ujmę inaczej co napisała inka; miłość to umiejętność dawania, które choć jest dzieleniem w rzeczywistości mnoży - bo obie strony zyskują, a nikt nic nie traci. Gdy traci, rodzi się w tej relacji coś toksycznego. I albo druga strona kocha i nie pozwoli, by składano jej ofiarę z samego siebie, albo nie kocha i zacznie wykorzystywać.
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Osoby które kochają za bardzo, nie kochają siebie. Poświęcają swoje potrzeby, marzenia, fantazje, plany, by komuś, tej jednej wybranej osobie, było najlepiej na świecie. Lepsze miejsce w łóżku, w samolocie od okna?
Odejmują sobie od ust, żeby komuś się przypodobać, utrzymać przy sobie?I chodzą potem smutni i sfrustrowani
Odejmują sobie od ust, żeby komuś się przypodobać, utrzymać przy sobie?I chodzą potem smutni i sfrustrowani
Człowiek bez wad to utopia ,tak jak związek bez "wybuchów".
Nie mogę Ci zdefiniować wad i zalet bo jak sam słusznie zauważyłeś ich postrzeganie jest sprawą osobniczą. Co dla mnie jest wadą,dla Ciebie może być zaletą i odwrotnie :-)
Mało tego. Nastrój chwili czyni wadę błahostką,innym razem przyczynkiem do dzikiej awantury ;-) Trzeba dobrze siebie wzajemnie poznać i mieć dużo dobrej woli żeby te różne wzloty i upadki dzielnie znieść a potem w zaciszu sypialni rechotać z wzajemnej głupoty ;-)
Nie mogę Ci zdefiniować wad i zalet bo jak sam słusznie zauważyłeś ich postrzeganie jest sprawą osobniczą. Co dla mnie jest wadą,dla Ciebie może być zaletą i odwrotnie :-)
Mało tego. Nastrój chwili czyni wadę błahostką,innym razem przyczynkiem do dzikiej awantury ;-) Trzeba dobrze siebie wzajemnie poznać i mieć dużo dobrej woli żeby te różne wzloty i upadki dzielnie znieść a potem w zaciszu sypialni rechotać z wzajemnej głupoty ;-)
Miałem takie związki, że jedyny wybuch był wybuchem końcowym - i nie był on po mojej stronie:p I był wynikiem "kocham mimo wad" - gdzie te wady się gromadziły, aż się zemściły (bo były to tak drobne rzeczy, że skarpetki na podłodze to niczym bomba atomowa w porównaniu do petardy).
>jak sam słusznie zauważyłeś ich postrzeganie jest sprawą osobniczą.
Tak, ale w równym stopniu od posiadacza cech, jak i od odbiorcy. Ludziom w tych czasach brak empatii i mądrości, bo trzeba myśleć, czy dane zachowanie u innych byłoby irytujące - i z mądrością pozbywać się takich cech (to jak kwestia dobrego wychowania).
I ludziom w tych czasach brak cierpliwości, irytują ich błahostki, to że ktoś je winogrona nie oskubując kiści po kolei, czy to, że układa szklanki w szafce do góry nogami;) Wtedy wszystko im przeszkadza i widzą same wady.
Ale tak jak to piszę często na tym forum, w większości związków wcale nie ma miłości - jest wiele innych uczuć i zależności, ale brak tam miłości. Jest za to sporo egoizmu - każdy chce, by było po jego myśli i tyle.
Gdy nie ma takiego podejścia, to nie potrzeba pracy, poświęcenia, kompromisów, ani kłótni.
Związek jest jak życie z samym sobą - jedni się kochają i wewnętrznie pozbawieni są konfliktów, a innymi targają silne emocje, kłócą się ze sobą, nie zgadzają, zarzucają oskarżeniami, poczuciem winy... wpadają w depresję albo wybuchają. I to nie jest tak, że raz jest jedno, raz drugie - żyje się albo w jednym stanie, albo w drugim (i zwykle osiągając ten pozytywny drzwi do negatywnego zamykają się na zawsze).
>jak sam słusznie zauważyłeś ich postrzeganie jest sprawą osobniczą.
Tak, ale w równym stopniu od posiadacza cech, jak i od odbiorcy. Ludziom w tych czasach brak empatii i mądrości, bo trzeba myśleć, czy dane zachowanie u innych byłoby irytujące - i z mądrością pozbywać się takich cech (to jak kwestia dobrego wychowania).
I ludziom w tych czasach brak cierpliwości, irytują ich błahostki, to że ktoś je winogrona nie oskubując kiści po kolei, czy to, że układa szklanki w szafce do góry nogami;) Wtedy wszystko im przeszkadza i widzą same wady.
Ale tak jak to piszę często na tym forum, w większości związków wcale nie ma miłości - jest wiele innych uczuć i zależności, ale brak tam miłości. Jest za to sporo egoizmu - każdy chce, by było po jego myśli i tyle.
Gdy nie ma takiego podejścia, to nie potrzeba pracy, poświęcenia, kompromisów, ani kłótni.
Związek jest jak życie z samym sobą - jedni się kochają i wewnętrznie pozbawieni są konfliktów, a innymi targają silne emocje, kłócą się ze sobą, nie zgadzają, zarzucają oskarżeniami, poczuciem winy... wpadają w depresję albo wybuchają. I to nie jest tak, że raz jest jedno, raz drugie - żyje się albo w jednym stanie, albo w drugim (i zwykle osiągając ten pozytywny drzwi do negatywnego zamykają się na zawsze).
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Związek który rozpada się z hukiem po jednej awanturce to zabawa we wspólne życie a nie poważna relacja. To lekcja bycia i życia razem z której obydwie strony na pewno coś wyniosą,przynajmniej powinny.W każdym związku dochodzi do spięć i to jest normalne bo oczyszcza atmosferę i pozwala jednej i drugiej stronie zrozumieć i poznać lepiej partnera.Groźne jest kumulowanie w sobie pretensji i żalów.Trzeba wyjaśniać na bieżąco nieporozumienia i mówić "co mnie gryzie".Miłość nie trwa bo tak, to nieustanny proces,ona się zmienia,ewoluuje.
Dobrze już dobrze nie roztrząsajcie tych moich poświęceń itd.Pijana byłam jak to napisałam ;).Piłaś, nie pisz hehehe. Prawda jest taka, że mam w sobie mało egoizmu i nie mam o to do nikogo pretensji.Akceptuję siebie i jednocześnie uczę się asertywności ;).Nie lubię tylko kłamstwa, bo tak jak wcześniej pisałam bez braku zaufania i szacunku niczego nie da się ani budować, ani naprawić.Mój związek legł w gruzach właśnie przez utracone zaufanie, resztę można sobie dopowiedzieć;).A zaufanie i szacunek wiążą się ze sobą.To tyle.Miłego dnia kochana lożo szyderców ;):)...
Niestety, nie spełniam jej oczekiwań. Jestem pesymistą, wręcz fanatycznym, do tego całkiem nietolerancyjnym (rasista, antysemita, seksista, homofob - i inne modne słówka:p), introwertyk, domator (najlepiej całe dnie spędzałbym w łóżku... z dziewczyną:p) i jak trafiam na inteligentną kobietę to zwyczajnie nie umiem się zamknąć.
Szpilek przy mnie też by nie założyła, i powierzchowność moja też do najprzyjemniejszych nie należy. Całkowite przeciwieństwo jej ideału.
Nawet idealistą jestem na swój własny, antyspołeczny sposób;)
Zresztą ona też nie spełnia moich oczekiwań - ma oczekiwania:d I do tego blondynka:p
Może i mnie kusi, aby sprawdzić, czy naprawdę jest idealistką, ale to zbyt mało by uciec z nią na priva i pozbawić Was mojego towarzystwa;)
Szpilek przy mnie też by nie założyła, i powierzchowność moja też do najprzyjemniejszych nie należy. Całkowite przeciwieństwo jej ideału.
Nawet idealistą jestem na swój własny, antyspołeczny sposób;)
Zresztą ona też nie spełnia moich oczekiwań - ma oczekiwania:d I do tego blondynka:p
Może i mnie kusi, aby sprawdzić, czy naprawdę jest idealistką, ale to zbyt mało by uciec z nią na priva i pozbawić Was mojego towarzystwa;)
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Anty ech ten pesymizm i nietolerancja są najgorsze w Tobie :p.Co do reszty: jestem domatorką, lubiącą czasem odmianę ;), to miłe od czasu do czasu spędzić dzień w łóżku ;), nie noszę szpilek, gdyż nie umiem w nich chodzić i czuję się jak żyrafa w nich hehehe, bo mam bardzo długie nogi ;), rzadko, który facet wygląda jak Clooney, bardziej liczy się to "coś" ;P, Cóż każdy ma oczekiwania...Koloru włosów, ani innych kwestii dotyczących wyglądu nie zmienię dla nikogo, ponieważ akceptuję siebie taką, jaką jestem:).Nie pozbawiaj nikogo swojego towarzystwa ,bo tłumy mogą cierpieć bez Ciebie ;):P.
Za dziesięć wątków będzie "37 latka+5 latek+pies+dwie roślinki+nowy rower". A jednocześnie jest tak skryta, że chce od razu uciekać z facetem na prive;)
Albo nas nie lubi i tyle?;)
>37 lat obchodzilam w kwietniu
PS: Którego kwietnia?
Albo nas nie lubi i tyle?;)
>37 lat obchodzilam w kwietniu
PS: Którego kwietnia?
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"
Mężczyźni z ideałami często są postrzegani jako ideały .Ja np byłem wegetarianinem z dziesięcioletnim stażem, wolontariuszem i co najgorsze ...umiałem sobie ugotować i posprzątać idealista to często perfekcjonista a to jest tak odbierane jako ( "chodzący") ideał Nie chodzi tylko o poglądy!.Też byłem nietuzinkowy wyróżniałem się i bylem zbyt niezależny .Dlatego kiedy sąsiadka zapytała mnie: kiedy się żenię- odpowiedziałem, że umiem gotować :) długo nie mogła zrozumieć jak można tak odpowiedzieć, do czasu aż jej synowie po kolei odchodzili od swoich żon i partnerek z powodu gastronomicznego .Chłopcy w młodym wieku decydują się na związek bo szukają takiej mamusi a dziewczynki tego nie rozumieją i wpadają w sidła .Ot ,dojrzałość .
Wady są tylko wtedy kiedy czegoś nie akceptujemy u siebie,a co widzimy w drugim człowieku , jeśli oboje z partnerem będziecie mieć te same odchylenia więc nazwą was związkiem idealnym bo dotartym dopasowanym ,czyż nie? Tak więc można stworzyć związek idealny oparty na wadach wystarczy że druga połówka będzie moja połową :)
Chmurko, powinnaś raczej przemyśleć : czy szukasz człowieka 'umysłu' (co stwarza grę umysłu) czy może 'serca' .Ja pozbyłem się tym antynomii uwolniłem się od wierzeń ideałów ego . Szukaj zwykłego człowieka który zechce dzielić z Tobą chwile .Każdy jest wystarczająco ciekawy by stworzyć wspólną opowieść nazywaną Życiem
Cieszę się, że w końcu jest jakaś nić porozumienia z Tobą, bo myślałam, że mnie zamordujesz dziś rano intelektualną maczetą ;).Zgadzam się wszyscy ludzie są ciekawi, jedni bardziej inni mniej, ale każdy jest jednostką i jakąś indywidualnością.Fajnie byłoby znaleźć osobę najbardziej pasującą po prostu:).Myślę, że każdy tego szuka, tylko, że poszukiwania czasem są pomyłkowe ;).
Chmurko .Osoba pasująca to ta, której TY jesteś w stanie coś zaoferować .ON jak lustro pokarze CI jaka jesteś, oddając TOBIE to co dla niego zrobiłaś . Jeśli będziesz jedynie nadzorować,kontrolować nazywając to OBAWAMI lub troską o partnera, to samo dostaniesz kontrolę i "troskę" aż do bólu. Twoje oczekiwania i leki jak ECHO wrócą do Ciebie .
>Zaufanie i szacunek to podstawa :).
Zaufanie? Co przez to rozumiesz? Przecież jeśli zrobiłaś kiedyś coś, czego się nie spodziewałaś, czego na chłodno nigdy byś nie zrobiła, to nie możesz ufać nawet samej sobie. A jeśli nie zrobiłaś, cóż... jesteś straszną nudziarą:p
Zaufanie? Co przez to rozumiesz? Przecież jeśli zrobiłaś kiedyś coś, czego się nie spodziewałaś, czego na chłodno nigdy byś nie zrobiła, to nie możesz ufać nawet samej sobie. A jeśli nie zrobiłaś, cóż... jesteś straszną nudziarą:p
"Zrozumiał, że nie tylko był jej bliski, ale nie wiedział gdzie on się kończy, a ona zaczyna"