Odpowiadasz na:

Umiłował mamonę

W aferze kościelnego wydawnictwa Stella Maris z lat 1999-2002 chodziło o wyprowadzanie pieniędzy z prywatnych spółek - głównie pod pozorem fikcyjnych usług konsultingowych - na łączną kwotę 65 mln... rozwiń

W aferze kościelnego wydawnictwa Stella Maris z lat 1999-2002 chodziło o wyprowadzanie pieniędzy z prywatnych spółek - głównie pod pozorem fikcyjnych usług konsultingowych - na łączną kwotę 65 mln zł. Wydawnictwem kierował zaprzyjaźniony z trójmiejskimi biznesmenami ks. Zbigniew Bryk, kapelan abp. Gocłowskiego. Za pomoc w wypompowywaniu pieniędzy z firm brał średnio 3-5 proc. prowizji.

- W niewielkim uproszczeniu wyglądało to tak: zawierali legalną umowę na zrealizowanie przez Stella Maris usługi konsultingowej, np. na komputeryzację jakiejś firmy za 1,2 mln zł. Takiej usługi nigdy nie wykonywano. Ksiądz dostawał 200 tys. na zapłacenie podatku VAT plus kilkadziesiąt tysięcy swojej cichej prowizji - mówi jeden z prokuratorów prowadzących sprawę. - Przedsiębiorcy to się opłacało, bo miał zaksięgowane, że wyszło z firmy 1,2 mln zł, czyli wciąż miał prawie milion na swoje lewe wydatki, np. łapówki przy ustawianych przetargach.

Najwięcej pieniędzy wyprowadzono z firmy Energobudowa, w sumie 31 mln zł. Z tego 7 mln zł Stella Maris przekazała skarbówce jako VAT. Szefem Energobudowy był gdański baron SLD Jerzy Jędykiewicz (dzisiaj jeden z oskarżonych)

Ksiądz Bryk przez ponad dwa lata sumiennie przekazywał do skarbówki podatek od lipnych transakcji. Z czasem zrobiło mu się tej gotówki szkoda i próbował zostawiać ją w kasie firmy. To wówczas Stella Maris zainteresowali się inspektorzy fiskusa, a następnie prokuratura.

zobacz wątek
9 lat temu
~o_Onufry

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry