W całej Polsce lało, a w Darłówku megapogoda była. Mają chyba jakiegoś farta organizatorzy. I zatrzęsienie ludzi – na głównym dukcie sznurek jak na Monciaku w Sopocie. Przebojem sportowo – rozrywkowym okazały się mecze kobiet w piłkę plażową (nożną, nożną!). Poziom lichy, bo i skąd wysoki, jak raczkują dopiero. Za to działacze jednej z drużyn kobiecych tworzyli show za showem. Sędzia gwiżdże karnego – na boisko wbiega działacz i wręcza sędziemu stówkę, żeby cofnął decyzję; sędzia pokazuje banknot widzom – gwizdy, że mała stawka; smutny działacz wraca na ławkę z banknotem. Albo prezentacja przed meczem: dwóch działaczy z flagą klubu i zabawkowymi mieczami wychodzi na środek boiska. I wbijają „te dwa nagie miecze” w piach, żeby przeciwniczki nie stchórzyły i wyszły na bój; te wychodzą, zabierają miecze „jako wróżbę zwycięstwa” i... faktycznie wygrywają dwucyfrowym nawet wynikiem. No fajnie było, i tyle!

Teraz nie odpuszczam – jadę 19.08 rano do Kołobrzegu na finały Pucharu Polski. Ma być znowu pokazówka Polska – Holandia (oj, ogląda się te przewrotki, nożyce i koronkowe akcje w powietrzu).

W górę Lecha! (po hiszp.: arriba Lech!)

AndrzejMa