Odpowiadasz na:

bezpieczny, niestotny teatr

Spektakl w Miejskim to mdła zupka, w której zabrakło choćby odrobiny pieprzu. Sposób podjęcia tematu przez autora razi taką stereotypowością, że trudno o wywołanie jakichkolwiek emocji. Do tego... rozwiń

Spektakl w Miejskim to mdła zupka, w której zabrakło choćby odrobiny pieprzu. Sposób podjęcia tematu przez autora razi taką stereotypowością, że trudno o wywołanie jakichkolwiek emocji. Do tego wszystkiego Villqist-reżyser, nie wiadomo z jakich powodów, złagodził wymowę swojego "dzieła",
redukując go do poziomu serialu obyczajowego. W obu
częściach ważnym kontekstem jest ostracyzm purytańskiego
społeczeństwa, któremu poddani są bohaterowie. To z jego powodu
Młodsza czuje do siebie wstręt po każdym stosunku z kochanką.
Ba, Villqist-autor sugeruje wyraźnie, że jej kalectwo, ujawnione na końcu,
jest czymś w rodzaju kary/ napiętnowania za chorą miłość. Tyle że te
znaczenia znikają przez nieudolną grę Iwasiuty, która aż do finałowej
sceny bryka wesoło w łóżku, nie zmagając się w ogóle ze swoim
ciałem. Z kolei gra Frątczaka w drugiej części sprowadza
się do stworzenia karykatury miękkiego faceta, co prowadzi całość w
kierunku prymitywnej farsy. Nawet zdrada partnera, ujawniona w
finale, przestaje być ważna, bo aktor nie jest w stanie tego zagrać.
Jednym słowem: jeśli ktoś chce dotknąć za sprawą teatru tematu
inności seksualnej w całym jego dramatyzmie i szerokim kontekście
społecznym, obyczajowym, a nawet politycznym, polecam sztuki
Tony'ego Kuschnera, a zwłaszcza "Anioły w Ameryce" w interpretacji
Warlikowskiego. To jest dopiero przykład teatru istotnego. Ze spektaklu Villqista nic nie wynika - nie jest on w stanie sprowokować do przemyślenia problemu, który - wbrew pozorom - budzi wciąż kontrowersje.

zobacz wątek
14 lat temu
~widz

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry