Ucieszyła mnie wiadomość o burgerowni w stylu slow food - jestem dużym fanem gatunku i w ogóle trendu przywrócenia burgerów polskiej ulicy w nowej, wyższej jakości. Niestety to co udało się w Warszawie, jeszcze nie działa w Trójmieście.
Lokal niby OK. ładnie, prosto, ciasno, czyli tak jak w zdecydowanej większości wyglądają burger bary - gwiazdą ma być przecież wołowina. I tu klops niestety. Przetestowałem ostrą wersję "Chłopaki nie płaczą" i... owszem, średnica buły robi wrażenie, ale to tyle z pozytywów. W środku znajdziecie imponująco duży, ale cienki jak w budach za 5-ka kotlet, który w związku z tym był wysmażony na wióry. Sos smakował jak jakaś wariacja Develey, pieczywo suche, łamliwe i bliskie marketowym wynalazkom, do tego sałata, którą znamy z lokali pod stacjami SKM. Zupełna klapa! Kompletnie nie zrozumiano istoty dobrego burgera - nie średnica, ale grubość! Mięso robi całą robotę i musi być wysmażone z wyczuciem. Do tego domowy sos i najlepiej taka też bułka pieczona pod burgera.Podsumowując: lokal wygląda jak solidny slow foodowy burger bar, ale jedzenie kompletnie zawodzi i jest mu zdecydowanie bliżej do starego, niedobrego fast food jakiego wszędzie dużo. Do poprawy