Re: co przystoi kobiecie a co facetowi w podrywie
>Z jednej strony ambiwalentny Bóg...... Z drugiej wierni, którzy wcale nie próbują być lepsi, bo uważają, że grzeszność jest naturalna i nie można się od niej uwolnić.
Znowu oceniasz...
rozwiń
>Z jednej strony ambiwalentny Bóg...... Z drugiej wierni, którzy wcale nie próbują być lepsi, bo uważają, że grzeszność jest naturalna i nie można się od niej uwolnić.
Znowu oceniasz Boga i ludzi wierzących....a wiary nie można ocenić, a przynajmniej nie powinno się tego robić.
>Piszesz "nierealna" - więc brak Ci idealnego wzorca do którego mogłabyś dążyć.
Idealny wzorzec, czyli jaki? Kto to ustala? Nie da się ślepo naśladować jakiegoś ideału, bo one nie istnieją. Czy para, która jest ze sobą 35 lat i dalej się przytula jest ideałem? Czy para, w której jedno umiera zaraz po drugim, z tęsknoty, jest ideałem? Nie wydaje mi się, żeby można to było tak łatwo określić.
>Więc jesteś naiwna, sądząc że nic się nigdy nie zmienia.
Kłapouchy, przestałam być naiwna wiele lat temu. Ja najpierw staram się poznać ludzi, wiem na co mogę sobie pozwolić aby nie zrozumiano mnie opatrznie. Jasno stawiam granice, nie daje nadziei na coś więcej, nie robię złudzeń. Nie zbliżam się na tyle, by ktoś mógł pomyśleć, że czegoś oczekuję. Jasne zasady, żadnych podtekstów.
>Kiedyś poznałem dziewczynę.....Pół roku później porozmawialiśmy ponownie i zaiskrzyło.
Zaiskrzyć po czasie może tylko wtedy jak ktoś wysyła sygnał. Widocznie, któreś z Was miało potrzebę czegoś więcej, a druga strona na to odpowiedziała.
Nie wysyłasz sygnałów nie iskrzy.
>Zdziwiłabyś się;)
Możliwe, ciągle mnie coś dziwi...
>Od słowa do słowa, od słowa do czynu.
Nie opowiada się kolegom, koleżankom o tym co się dzieje w domu. To jest zbyt niebezpieczne.
>Nawet nie wiesz, jak wielu co zdradziło mówi później "nie wiem jak to się stało".
Niech zgadnę, wszyscy? :)
>Nic nie pisałem o kontrolowaniu.
Ale ustalasz zasady, które są na granicy...
>Nie jest to jednak zaufanie wynikłe z pewności,
Czyli według Ciebie ufać można tylko ja ma się pewność? Toć to mija się z definicją zaufania.
>Nie szuka, co nie znaczy, że zdrada nie znajdzie go sama... zwłaszcza, gdy ciągle staje jej na drodze:)
Wiesz co, to tak jak wygrać na loterii. Niektórym się zdarza, ale bez przesady.
>I mało jest realnie szczęśliwych ludzi.
Szczęście rzecz względna i dla każdego znaczy coś innego.
>Seks trwa krotko, a długoletnim związkiem można spaprać komuś życie.
Oj jakże jesteś w błędzie. Krótkim seksem też możesz komuś spaprać życie, a nawet zniszczyć duszę.
>Czas, droga Ponti, jest w życiu najważniejszy:)
Nie wiem jak to rozumieć...przepraszam, ale nie wiem. Czas jest albo go nie ma. Jak może być najważniejszy?
>Flirt jest zatem jak macanko...
Patrzysz na ludzi przez pryzmat seksu...a nie każdy tak robi. Więc nie dla każdego flirt jest wstępem do zdrady.
>I odwracając sytuację, macanko czy całowanie, to też nie do końca zdrada, ale jakby się czuła druga strona wiedząc, że ktoś się tego dopuszcza, dla "rozrywki" czy zaspokojenia potrzeb wynikających z kompleksów?
Kwestia osobowości i zaufania. Trochę zazdrości nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
>W Twoim przypadku, nic nie jest tak oczywiste:D
Powinnam się obrazić? ;)
>Twoja bezsenność się pogłębia?
Martwisz się o innych, a może czas zadbać i o siebie?
Hm...nie sadzę by kogokolwiek to interesowało :)
zobacz wątek