Widok
Czy Wam też jest zimno w mieszkaniach?
Odwieczny problem we wrześniu: w nocy temperatura spada, wieją wiatry, padają deszcze, a ogrzewanie nie jest włączone w blokach. Telefon, za telefonem, jeden odsyła do drugiego, ostatecznie trzeba chodzić i żebrać , za własne pieniądze, żeby mieć ciepło w mieszkaniu (żeby zostało włączone ogrzewanie). Co roku jest tak samo i trzeba czekać na łaskę, a do tego niektórzy traktują petenta "z góry" (mieszkańcy takim ludziom płacą pensję - są opłacani z czynszu - a niektórzy traktują lokatorów jak zło konieczne). To jest chore, a i ludzie chorują od zimna. XXI wiek miasto wojewódzkie, Europa. Ręce opadają...
Teraz już grzeją, to jest cieplej, ale przed moim postem w mieszkaniach było zimno, na dworze niskie temperatury (noc), deszcze i wiatry, a spółdzielnia nie włączała ogrzewania. Zawsze trzeba żebrać o swoje... I tak jest co roku. Dzieci, starsi ludzie, młodsi, też zwyczajnie są zmarznięci. Nie każdy ma Farelkę, żeby dogrzać się na prąd. A potem lekarz, apteka, koszty materialne, ale i zdrowotne (leki mają skutki uboczne). Człowiek płaci czynsz i musi prosić o łaskawe włączenie ogrzewania.
Tyle teorii, ale np. w PSM "Przymorzu" nadal trzeba o wszystko żebrać, a w odpowiedzi słyszy się, że nikomu nic nie przeszkadza, nikt nic nie chce, tylko ja marudzę, co nie jest prawdą, bo sąsiedzi też robią zgłoszenia, proszą o włączenie ogrzewania, i co roku, zanim włącza, to wiele osób już zdąży się poprzeziębiać. Ale do tego, żeby im płacić, to pierwsi.
Fakt, zanim powłączają ogrzewania, to człowiek przemarznie, denerwuje się, ma straty na zdrowiu i w finansach (leki na przeziębienie kosztują, zwolnienie w pracy). I widzę, że czy spółdzielnia, czy wspólnota, to takie same problemy. No my jesteśmy dla nich, czy oni dla nas? Denerwujące jest to, że utrzymujemy ludzi, którzy średnio o nas dbają. Tak na marginesie, pociesz się tym, że mieszkasz w ładniejszym budynku niż mój (Twój jest nowy, mój blok ma 55 lat). Ale to taka dygresja na poprawę humoru. Aneczko, (i wszystkim, którym zimno) wszystkiego ciepłego.
Dzięki za pozdrowienia. Ja to tak po sąsiedzku (dawna Dąbrowszczaków małe numery, czyli bliżej Piastowskiej). Z tego, co wiem, to jest takie urządzenie w budynkach zwane "pogodynką" - ono reguluje ciepło w kaloryferach i zależnie od temperatury na dworze, czyli jak termometr za oknem wskazuje 12 st. C, to "przykręca" ciepło płynące do kaloryferów, a gdy jest np. 8 st. C, to wpuszcza cieplejszą wodę do kaloryferów. Oczywiście temperatury przykładowe, ale tak działa ten system. Niestety, nie jest doskonały - np. teraz jest ok. 13 st. C noc, kaloryfery w naszym bloku letniutkie i trochę zimno, a do tego pranie wolniej schnie; niby ogrzewanie włączone, a chłodno i nieprzyjemnie). O, i takie "przyjemności".
Dzwoniłem w sobotę na Pogotowie Ciepłownicze i powiedziano mi że jak jest 14 stopni lub wyżej to termostaty znajdujące się na zewnątrz wstrzymują dostawy ciepła.
System ten do tej pory nie był zły, ale nie przewiduje on dwóch rzeczy:
- Inaczej odczuwa się 14 stopni kiedy jest sucho i słonecznie, inaczej jak pada i wieje, obecnie od dość dawna jest wilgotno i to wilgoć sprawia że temperatura odczuwalna, ta co ją nie pokazują termometry jest dużo niższa i to właśnie owa wilgoć z dworu powoduje odczuwanie zimna w mieszkaniach.
- Nawet jak jest to 14 stopni to zwykle bywa też i cieplej np. 20 stopni, a do tego trochę słoneczka. Obecnie od dość dawna mamy zbliżoną temperaturę, która czasami się obniża i wtedy też zaczynają grzać grzejniki, po to by zaraz się wyłączyć bo znów mamy owe 14.
Pozdrawiam
System ten do tej pory nie był zły, ale nie przewiduje on dwóch rzeczy:
- Inaczej odczuwa się 14 stopni kiedy jest sucho i słonecznie, inaczej jak pada i wieje, obecnie od dość dawna jest wilgotno i to wilgoć sprawia że temperatura odczuwalna, ta co ją nie pokazują termometry jest dużo niższa i to właśnie owa wilgoć z dworu powoduje odczuwanie zimna w mieszkaniach.
- Nawet jak jest to 14 stopni to zwykle bywa też i cieplej np. 20 stopni, a do tego trochę słoneczka. Obecnie od dość dawna mamy zbliżoną temperaturę, która czasami się obniża i wtedy też zaczynają grzać grzejniki, po to by zaraz się wyłączyć bo znów mamy owe 14.
Pozdrawiam
A co zarządca na to? Bo to już przesada. Nawet za PRL-u (takie dawne czasy ;-) ), gdy na dworze wieczorem było poniżej 10 st. C (przez trzy noce z rzędu), to ogrzewanie zostawało włączone i pracowało cały czas. Tu, tak sadzę, ktoś źle ustawił system dla Waszego budynku. Trzeba naciskać na zarządcę, niech się tym zajmie, bo przecież płacicie i za jego pracę, i za ogrzewanie. Nie możecie marznąć, bo to szkodzi zdrowiu ( koszty finansowe leków, ich skutki uboczne, zwolnienia), ale i ma efekt domina - ludzie się nie wyśpią, bo zimno, w pracy są nieprzytomni, co daje mniejszą efektywność, niebezpieczeństwo (np. nie wyśpi się jakiś sąsiad lekarz, czy kierowca autobusu, to może być tragedia). Oby szybko Wam to poprawiono. Dalej życzę ciepełka. :-)
Dokładnie tak - niby za oknem cieplej wg termometru, a człowiekowi ciarki chodzą po plecach, bo wilgoć zmienia odczuwanie danej temperatury. I to samo dziś w moim bloku przy ul. Dąbrowszczaków/Kaczyńskiego - kaloryfery były lodowate przez cały dzień, dopiero gdy termometr za oknem pokazał mniej niż 10 st. C, system włączył ogrzewanie. Przez ten czas, kiedy kaloryfery były wyłączone przez system, mieszkanie się wychłodziło i zrobiło się bardziej wilgotno. A jak w takich warunkach wysuszyć pranie (nie mamy balkonów tarasowych, tylko francuskie, czyli okno balkonowe z kratką/balustradą do połowy, pralko-suszarki)? Dobrze, że w naszym budynku jest gaz, to wysuszy trochę i powietrze, i pranie, i ogrzeje mieszkanie, choć część mieszkańców przeszła na kuchenki elektryczne, i teraz cierpią. A propos, wiele nowych budynków (w tym ten Ani - tak sądzę - nie ma gazu, tylko kuchenki, płyty elektryczne, indukcyjne, etc., więc się nie dogrzeją, chyba że kupią farelkę, kaloryfer na prąd, etc. Koszmar z tym ogrzewaniem. Dygresja. Ostatnio, to ogólnie jakiś horror. Dziś odmówiło nam posłuszeństwa oświetlenie na klatce schodowej - lampy ledowe, które mają czujnik ruchu; włączają się, gdy ktoś wchodzi do klatki, i wyłączają po minucie. Dziś nastały ciemności egipskie, bo system nie włączał lamp. Dobrze, że większość u nas ma latarki w telefonach, bo inaczej zbieralibyśmy zęby ze schodów. I tak to jest z tymi udogodnieniami - system miał o nas dbać, a serwuje nam zimne kaloryfery, czujki miały włączać lampy, a tym czasem człowiek musi chodzić niczym Harry Potter z własnym światełkiem podręcznym. Miało być na plus, a jest na minus.