Widok
Czy na szkolne wyjście potrzebna jest zgoda rodziców?
Opinie do artykułu: Czy na szkolne wyjście potrzebna jest zgoda rodziców?.
Kiedy jedni rodzice narzekają, że przy każdym wyjściu ich dziecka z klasą do kina, teatru czy muzeum muszą wyrazić na to pisemną zgodę - w przeciwnym razie dziecko z zajęć poza szkołą zostanie wykluczone, inni skarżą się, że o taką zgodę nikt ich nie pyta. Przekonują, że w ten sposób nie mają wpływu na to, w jakich aktywnościach poza szkołą bierze udział ich dziecko. Kto ma rację? Czy szkoły powinny prosić rodziców o pozwolenie, czy nie, a jeśli tak, to w jakiej sytuacji? Postanowiliśmy to ...
Kiedy jedni rodzice narzekają, że przy każdym wyjściu ich dziecka z klasą do kina, teatru czy muzeum muszą wyrazić na to pisemną zgodę - w przeciwnym razie dziecko z zajęć poza szkołą zostanie wykluczone, inni skarżą się, że o taką zgodę nikt ich nie pyta. Przekonują, że w ten sposób nie mają wpływu na to, w jakich aktywnościach poza szkołą bierze udział ich dziecko. Kto ma rację? Czy szkoły powinny prosić rodziców o pozwolenie, czy nie, a jeśli tak, to w jakiej sytuacji? Postanowiliśmy to ...
Moim zdaniem to zgode na powrót do domu z zajeć szkolnych powinniśmy podpisywać codziennie w takim razie. Bo jezeli nauczyciel zabiera moje dziecko na wycieczkę to od momentu wyjścia ze szkoły i do momentu powrotu do szkoły to odpowiedzialny jest własnie ON. My, jako rodzice odpowiadamy dopiero jak dziecko opuści mury szkoły po skończonych zajęciach.
Jedna zgoda na wszystko
W szkole mojego dziecka na pierwszym zebraniu we wrześniu podpisywaliśmy jedną zgodę ogólnie na wszystkie wyjścia dziecka, zarówno w godzinach lekcyjnych jak i poza nimi. I wszystkim to pasuje. Dodam, że n-lka z wyprzedzeniem zawsze mówi kiedy i gdzie idą, o której wychodzą i wracają itd. Cała lista szczegółów jest dodatkowo wywieszana na tablicy informacyjnej przeznaczonej dla danego rocznika. Każdy zawsze może przeczytać.
Nic nie kapujesz.
Podpisuję jedną zgodę na wszystkie wyjścia. O wszystkim jesteśmy informowani z wyprzedzeniem, czyli jak na jakieś wyjście ktoś sie nie zgadza (np. na rekolekcje, które były w czasie godzin lekcyjnych) to zgłasza i jego dziecko zostało w świetlicy w czasie gdy reszta klasy poszła na rekolekcje. Jak ktoś sie nie zgodzi na muzeum to jego dziecko dołączy na zajęcia do innej klasy itd. Wystarczy zgłosić n-lce, że ok klasa idzie, ale ktoś nie i po sprawie. W ten sposób jak już jest jakieś wyjście to nie trzeba za każdym razem zbierać podpisów i pozwoleń rodziców, raz wystarczy.
Podpisuję jedną zgodę na wszystkie wyjścia. O wszystkim jesteśmy informowani z wyprzedzeniem, czyli jak na jakieś wyjście ktoś sie nie zgadza (np. na rekolekcje, które były w czasie godzin lekcyjnych) to zgłasza i jego dziecko zostało w świetlicy w czasie gdy reszta klasy poszła na rekolekcje. Jak ktoś sie nie zgodzi na muzeum to jego dziecko dołączy na zajęcia do innej klasy itd. Wystarczy zgłosić n-lce, że ok klasa idzie, ale ktoś nie i po sprawie. W ten sposób jak już jest jakieś wyjście to nie trzeba za każdym razem zbierać podpisów i pozwoleń rodziców, raz wystarczy.
O czym Ty mówisz?
Godzin zwykle się dokłada, bo trzeba dojechać. Tak jak ktoś wspomniał, dzieci często nie są zabierane na wystawy, koncerty, spektakle, czy warsztaty muzealne, bo rodzice nie mają na to pomysłu, czasu lub możliwości. Dodatkowa praca nauczyciela podczas takiej wycieczki to odpowiedzialność za każde dziecko, realizację każdego punktu wycieczki, organizację transportu, finansów, zgód, itp. Najczęściej po takim dniu jestem wykończona, zdecydowanie bardziej niż po zwykłym dniu w szkole. Zapraszam Cię, jako rodzica na jakąś szkolną wycieczkę u swojego dziecka. U mnie każdy rodzic biorący udział w wyjściu jako opiekun kończy ją słowami: podziwiam Panią. Nie wiem, jakie masz osobiste doświadczenia z pracą nauczyciela, ale by ją oceniać poznaj.
nauka poza szkołą - wskazana!
Dzieci uczą się nie tylko siedząc w ławkach, ale uczestnicząc w warsztatach , pokazach, zwiedzając wystawy lub odwiedzając różńe miejsca. A do teatru i opery też wychodzą ze szkołą bo tonajczęściej jedyne tego typu wyjścia w ich życiu. Potem to już tylko galerie ... handlowe :)
Tak, zgoda jest potrzebna.
Rodzice powinni decydować, w których wyjściach jego dziecko bierze dział. Może ja nie chcę, żeby jedna starsza pani zabierała 25 siedmiolatków na wycieczkę w głąb lasu, bo to jest poprostu niebezpieczne. A w dodatku chodzą przy każdej pogodzie nie zważając na to, że część dzieci wróciła właśnie po chorobie, albo jest nieodpowiednio ubrana na takie eskapady. Natomiast do kina i teatru chętnie będziemy chodzić z dziećmi, jeśli będą mieć mniej zadawane. Lepiej niech pracują w szkole zamiast włóczyć się po okolicy, a w domu mają czas na integrowanie się z rodziną!
Oczywiscie
Tylko ze taka postawa ma dwie strony. Druga jest to że wychowaniem tego dziecka trzeba się zająć. Poświęcić czas, zaangażować się. Tymczasem obecnie wygląda to tak że "dziecko jest moje, więc mam w cholere praw a już w ogóle to prawo do oceny pracy nauczyciela", ale gdy coś się spartoli to wina szkoły...
Kleszcza złapiesz na każdej trawie, w parku, na łące i tak gdzie drzewa liściaste. Możesz złapać kleszcza pakując zakupy pod biedronką, bo jakieś drzewo było parę set metrów dalej, a kleszcze świetnie lecą z wiatrem. W zeszłym roku tata złapał kleszcza myjąc auto na podjeździe gdzie nigdzie nie ma trawy a drzewa iglaste. A i tak jakiś się wbił, gdzieś z wiatrem go przyniosło. Tylko poczuł ukłucie i już siedział na łydce.
Tak więc zabarykaduj się w domu, bo kleszcz dopadnie cie wszędzie!!!
(PARANOJA...)
Tak więc zabarykaduj się w domu, bo kleszcz dopadnie cie wszędzie!!!
(PARANOJA...)
najlepiej schować pod kloszem
Integrować z konsolą. Będzie bardzo bezpiecznie i kleszcz nie ugryzie. Wspolczesni rodzice kwalifikja sie w wiekszosci do leczenia psychiatrycznego. Spasione roszczeniowe bachory z rekami przyrosnietymi fo smartfona co to w życiu w lesie nie były - wytwór filozofii wychowania takich pseudorodzicow. W wakacje byłam wychowawcą na obozie młodzieżowym - zaplanowałam jedno wyjście do pięknego średniowiecznego klasztoru Aladźa - 5 km przez las po prostej, nie dość że byki po dwa metry po dwóch kilometrach byli dosłownie jak dętki to jeszcze mamuśki wydzwanialy jak ja śmiem tak młodzież forsować i ze to nieodpowiedzialne! Widzicie ich np. na rajdzie harcerskim ????
moja córka też olewa szkolne wyjścia
w wieku 10 lat nie będę jej wysyłała do Multikina na teatrzyk o Koziołku Matołku, bo chętnie towarzyszy mi na dorosłych spektaklach teatralnych, operowych czy koncertach w filharmonii. Byłoby to zatem uwstecznianie dziecka (te objazdowe trupy prezentują z reguły show marnej jakości). Nie poślę jej też ze szkołą do Muzeum Narodowego, bo regularnie chodzimy tam razem, ani do fabryki cukierków, bo słodyczy nie lubi a ich produkcja jej nie interesuje (wolałaby wizytę w masarni, ale tam nikt dzieci nie zabiera). Ostatnio uczestniczyła w jakimś otwartym treningu w Ergo Arenie. Dowiedziałam się o tym, jak po powrocie pokazała mi koszulkę, którą tam dostała w prezencie. O wyrażenie żadnej zgody nikt nie prosił
Tego dnia syn wydzwaniał do mnie zdenerwowany, że klasa idzie do muzeum i jeśli nie wyrażę zgody, choćby SMS-em, to on zostanie w szkole i będzie miał lekcje z inną klasą. Musiałam zatrzymać samochód na poboczu i natychmiast taką zgodę mu wysłać. Przecież mój syn nie ma lat pięciu, tylko czternaście - dodaje.
tragedia jednym słowem, wysłać sms
tragedia jednym słowem, wysłać sms
Niestety dla wielu współczesnych rodziców to już wysiłek
Naprawdę większość tego typu "problemów" da się rozwiązać ogarniając siebie i swoje dziecko. Jakby mi 14 letni synek takie akcje urządzał to bym go nie tłumaczył roztargnieniem, tylko bym mu kazał ponieść konsewencje swojego zapominalstwa. A zgody na papierze powinny być, bo nigdy nie wiadomo, co sie może zdarzyc. Nie rozumiem, o co te pretensje, podpisanie tego to raczej nic bardzo pracochłonnego, zajmuje może minutę.
w kwestii roztrzepania
"Tego dnia syn wydzwaniał do mnie zdenerwowany, że klasa idzie do muzeum i jeśli nie wyrażę zgody, choćby SMS-em, to on zostanie w szkole i będzie miał lekcje z inną klasą. Musiałam zatrzymać samochód na poboczu i natychmiast taką zgodę mu wysłać. Przecież mój syn nie ma lat pięciu, tylko czternaście - dodaje."
No własnie, czternastolatek powinien "ogarniać". Jeśli jest tylko roztrzepany, to nie jest wina nauczyciela. A jeśli np. ma ADD albo ADHD, to powinien być zdiagnozowany, a wtedy nauczyciel będzie informował bezpośrednio rodziców, a nie liczył na pamięć dziecka.
No własnie, czternastolatek powinien "ogarniać". Jeśli jest tylko roztrzepany, to nie jest wina nauczyciela. A jeśli np. ma ADD albo ADHD, to powinien być zdiagnozowany, a wtedy nauczyciel będzie informował bezpośrednio rodziców, a nie liczył na pamięć dziecka.
Okropni rodzice
Drodzy rodzice jesteście jak Janusz z Grażyną. Pepki swiata. Trochę zaufania i mniej bezwzględnej kontroli. Samodzielności też trza się na uczyć. A od tych mamusiek na wiwiadowkach to mnie mdli. Tylko wielkie jedno roszczenie a sami się dziećmi nie zajmą. Nauczyciele za te grosze i tak dużo robią ,że im się chce.
Nie każdy rodzic ma ochotę, by jego dziecko ciągać do meczetów, czy do kościoła - takie jego prawo. Oddaje dziecko do szkoły i na przebywanie na terenie szkoły się domyślnie zgadza. Jakieś wyjścia do sąsiadującego ze szkołą parku, placu zabaw itp. nie powinno być problemów, ale każde inne wyjścia tematyczne powinny być z rodzicami konsultowane.
Dziennik elektorniczny
W komentarzach widać chyba niezrozumienie. Chyba nikt nie jest całkowicie przeciwny wyjściom dzieci poza szkołę, ale część rodziców chce mieć o takich wyjściach wiedzę oraz wyrażać (lub nie) na nie zgodę. I tu trochę kłopot z tym cholernym dziennikiem elektronicznym, który nie ma opcji wystawiania wniosków o pozwolenie, by dziecko uczestniczyło w dodatkowych (lub niestandardowych) zajęciach. I kiedy wreszcie ten dziennik elektroniczny zacznie funkcjonować w taki sposób, że znikną karteczki informacyjne? Dzisiaj nawet nie ma możliwości poinformowania nauczyciela, że dziecko się zrywa z ostatniej lekcji z jakiegoś powodu.
Dziennik elektroniczny na dzień dzisiejszy tylko jest żeby być.
Dziennik elektroniczny na dzień dzisiejszy tylko jest żeby być.
Ręce opadają
Dlaczego nauczyciel prosi i podpisanie zgody na samodzielny powrót dziecka z wyjścia poza szkołą? Tym samym nie biorąc odpowiedzialności? Jak rodzic,ktory jest w pracy ma wziąć odpowiedzialność kiedy go tam nie ma, i jest w pracy? Nauczycielom totalnie już przewraca się we łbach. Najlepiej za nic nie odpowiadać, dzieci niech mają same piątki, wzorowe zachowania a ono przychodziliby tylko do szkoły na 20 godzin i chrzanili wkoło jacy to oni są przepracowani-z trzema miesiącami wolnego i zarobkami jak inni, którzy za tą samą kasę pracują minimum 40.godzin tygodniowo
czy myślisz co piszesz?
Nauczyciel nie prosi o zgodę na samodzielny powrót. Jeśli ktoś chce a rodzic się zgadza to niech rodzic bierze odpowiedzialność za to na co się zgadza. Niech się nie zgadza jesli nie może zapewnić opieki.Niektórym rodzicom przewraca sie we łbach i myślą że posiadanie dzieci to tylko korzystanie z 500 plus. Wydaje im się ze narobili sobie dzieci i państwo bedzie utrzymywać, edukowac a oni rodzice beda tylko żądać i wymagać od wszystkich.Bo sa zapracowani albo nawet nie. Bo przejaw tych krązących mamusiek bez pracy po okolicy szkoły to jakas plaga w ostatnich latach. Taka baba zajmuje się wszystkim tylko nie swoim dzieckiem.
Ręce opadają...
Ja uważam że to rodzicom w głowach się poprzewracało i zrzucają odpowiedzialność za wychowanie dzieci na szkołę. Jak chodzę na wywiadówki i słucham nawiedzonych mamusi czego to nie powinna a co powinna szkoła to aż słabo się robi... a w domu takie dziecko cały dzień siedzi z nosem w telefonie... Myślę że najlepiej byłoby żeby po skończonej wycieczce nauczyciel każdego ucznia odprowadził za rączkę do domu. Ludzie ogarnijcie się, bo rośnie nam pokolenie nieudaczników życiowych. Uczmy dzieci samodzielności i pozwólmy im decydować o sobie. Niech popełniają błędy bo wtedy najlepiej się uczą i najlepiej zapamiętują.... a przede wszystkim rozmawiajmy z dziećmi i poświęcajmy im chociaż minimum czasu...
Duża część rodziców wychowuje kaleki życiowe - w zeszłym roku miałem niebywałą przyjemność uczestniczyć w szkolnym zebraniu dotyczącym wyjazdu I klasy gimnazjum na zieloną szkołę. Połowa toksycznych mamuś z obłędem w oczach rwała włosy z głowy, że ich 14-to letnie pociechy po raz pierwszy spędzą dwie noce poza domem i zamęczały wychowawczynię prośbami aby zwróciła szczególną uwagę na jej małego Krzysia czy przed spaniem ząbki dokładnie umył, nie rozkopał się w nocy a w dzień nie lata z gilami do pasa. Dramat. Prawie dorosłe dzieciaki nadal przyssane do maminego cycka.
Od pierwszej klasy szkoły podstawowej moja córa jeździła na kolonie, obozy i zimowiska - po powrocie do domu musiałem jedynie wrzucić ją tak jak stała do wanny aby po odmoczeniu sprawdzić czy to na pewno moje dziecko wyłoni się spod warstw brudu i tyle, nigdy nic się złego nie stało, od odrobiny brudu nikt jeszcze nie zmarł a doświadczenie życiowe i nauka samodzielności wyniesiona z obozów bezcenna.
Obecnie od paru lat wyjeżdża kilka razy do roku ze swoim klubem sportowym na treningi, zgrupowania czy zawody - tam dopiero jest szkoła życia, bo rolą trenerów absolutnie nie jest niańczenie cudzych dzieci, zawodnicy maja sporo luzu ale gdy coś zawalą (np. zaśpią na śniadanie bo zamiast pójść spać o przyzwoitej porze wygłupiali się do północy) trener zdrowo opierniczy i zarządzi karne pompeczki, pajacyki i poranne bieganie o pustym żołądku. I bardzo dobrze, drugi raz na śniadanie już nie zaśpią.
A wszystkim toksycznym mamusiom małych Krzysiów powodzenia życzę, postępujcie tak dalej a będziecie miały na utrzymaniu 40-to letnich niezaradnych życiowo wałkoni.
Od pierwszej klasy szkoły podstawowej moja córa jeździła na kolonie, obozy i zimowiska - po powrocie do domu musiałem jedynie wrzucić ją tak jak stała do wanny aby po odmoczeniu sprawdzić czy to na pewno moje dziecko wyłoni się spod warstw brudu i tyle, nigdy nic się złego nie stało, od odrobiny brudu nikt jeszcze nie zmarł a doświadczenie życiowe i nauka samodzielności wyniesiona z obozów bezcenna.
Obecnie od paru lat wyjeżdża kilka razy do roku ze swoim klubem sportowym na treningi, zgrupowania czy zawody - tam dopiero jest szkoła życia, bo rolą trenerów absolutnie nie jest niańczenie cudzych dzieci, zawodnicy maja sporo luzu ale gdy coś zawalą (np. zaśpią na śniadanie bo zamiast pójść spać o przyzwoitej porze wygłupiali się do północy) trener zdrowo opierniczy i zarządzi karne pompeczki, pajacyki i poranne bieganie o pustym żołądku. I bardzo dobrze, drugi raz na śniadanie już nie zaśpią.
A wszystkim toksycznym mamusiom małych Krzysiów powodzenia życzę, postępujcie tak dalej a będziecie miały na utrzymaniu 40-to letnich niezaradnych życiowo wałkoni.