W drugiej dobie po zabiegu dostałam informację że nasz kot Borysio może wyjść do domu. Został mi wydany o 21 i jego stan wzbudził moje zaniepokojenie, ciężko oddychał. Pani Z.Śmiejan stwierdziła że to stres, zbagatelizowała temat. Byliśmy w domu 5 minut i od razu jechaliśmy z powrotem. Kotek był już w agonii. Jak można było zbagatelizować duszności? Borysio uzyskał pomoc po godzinie. O 1 w nocy odszedł. Rano ciało wydawała też ww pani Śmiejan, która kilka godzin przed jego śmiercią twierdziła że wszystko gra. Przy składaniu kondolencji skłamała, że pogorszenie stanu nastąpiło w domu. Nie wierzę że nie pamiętała naszej rozmowy sprzed kilkunastu godzin. Nie wiemy czy Boryś byłby z nami, ale szansa na przeżycie byłyby większa. Z dokumentacji wynika że ostatnie badanie Borysia wykonano godzinie 8:00, a został nam wydany ponad 12 godzin później. W nadziei na najlepszą opiekę, zostawiliśmy w klinice 7000 zł. Jakim cudem nikt nie zauważył, że potrzebował pomocy? Czy to jest zaniedbanie i niekompetencja, która kosztowała naszego Borysia życie - wnioski można wyciągnąć samemu.