DEPRESJA?
mam depresje.
inaczej tego nie umiem nazwać. od ponad... roku? jakoś tak.
kiedyś mialam przyjacioł, fajnego faceta, a nawet jak juz go nie było to i tak bylam szczesliwa, wszystko...
rozwiń
mam depresje.
inaczej tego nie umiem nazwać. od ponad... roku? jakoś tak.
kiedyś mialam przyjacioł, fajnego faceta, a nawet jak juz go nie było to i tak bylam szczesliwa, wszystko mnie cieszyło, ludzie lgnęli do mnie.
korzystałam z zycia, często wychodziłam,bylam promieniejąca, praca mnie cieszyła.
teraz mysle tylko o jednym. non stop przesladuje mnie poczucie winy, zal do samej siebie, nie umiem sie normalnie wysłowić i nawet sie wstydze, czuję ze cofam się w rozwoju, pod kazdym wzgledem czuje sie gorsza od innych, a zal czuje do siebie o wszystko, o kontakty z ludzmi, o przeszlośc, mimo ze nic takiego zlego nie zrobiłam.
moze byłam troche egoistka, ale nie bardziej niz kazdy z nas jest...
czuję taki ogormny zal i to jest jak kamien na moim sercu ktory sprawia ze nie moge mówic i oddychac nroamnie, tylko chodze, mówie, siedze nerwowo bojącsie czegos. takie ogormne poczucie winy , zal do samej siebie za to jaka jestem i jak moje zycie wyglada i jak wyglądało i bezsensownośc tego, jak będzie wygladało. izoluję sie od ludzi, bo mnie draznia, mimo za bardzo ich kocham..
pragne ich obecności, czuc ze sa blisko, ze moge na nich polegac.. ale czuje ze nie moge, bo nie zasluguję. mam tak niskie poczucie własnej wartości, ze wstydze się nawet tu pisać, wstydze sie odezwać, poznawac nowe osoby, odezwać dostarych znajomych, mam ochote byc niezauwazona.
znam sie troche na psychologi, wiem ze nic sie nie zmieniło, ze to jest w mojej glowie, ze sama sobie szkodze takim mysleniem, ze chodzi o jakies schematy moich mysli, ale to jest bezpodstawne, bo nawet jak cos dobrego sie stanie, to mnie nie cieszy. nie odczuwam zadnych emocji poza zalem do samej siebie i poczuciem winy, jakbym kogos zabiła ,jakbym byla bezwartościowym przedmiotem ktory mozna kopnąc i który powinien byc wdzięczny ze ktos z nim rozmawia.
to jest we mnie, nikt tego nie widzi, bo nie pokazuje po siebie, usmiecham sie sztucznie i jakos brne coraz głebiej w bagno, bo nie umiem nawiązac głebszych relacji z ludźmi, nawiązac przyjazni, sa to tylko takie znajomości "pseudo" przyjaźnie jak dla mnie chociaz bardzo pragne bliskiego kontaktu, chcę tego, ale mam wrazenie ze ludzie patrza na mnie jak na nieudacznika i pozera, bo tak się czuje, wiem ze moze a raczej na pewno mysla co innego, i moze maja mnie za nadętego buca ze tak sie nie zbliżam, ale boję się odrzucenia mysląc o swojej beznadziejności i brzydocie. nie umiem, a bardzo chce, wstydze się, ale pragne tego!!!!
nie umiem powrucic do dawnych znajomości. zero emocjocji. siedze sama w domu. nie chce mi się wyjśc z grupa na piwo, boje sie takiej integracji, bo boje się ze kolejne osoby zobacza jaka jestem beznadziejna.
siedze w domu, na necie i dołuję sie, pije setki kaw- 5, 6 dziennie, chodze rozdygotana, patrze na siebie myslac jaka jestem gruba i brzydka, albo piję 2, 3 browary ktore podkradam rodzicom, pije je w samotności w pokoju w ciemności przy kompie przegłądając ogłoszenia ludzi na 3miasto, ale jak chce do kogos napisac to boje sie, oczuwam irracjonalny lek, ze ta osoba poczuje w mailu moja beznadziejnośc. to ze pomimo iz mam 22 latata, jestem gówniara, nieodpowiedzialna, glupia. to mnie boli, ta moja głupota, brak inteligencji, nie umem normalnie rozmawiac, tylko robic z siebie głupa.tak czuję.
nic innego nie wychodzi. nie umiem sie wysłowic, nie wiem co dzieje sie na swiecie, czuję sie jak dzikus. kiedys tak nie było.
mam poczucie winy wobec takich rzeczy o ktorych czlowiek normalny nie mysli, wobec pierdoł, czuje ze ja jestem winna złego samopoczucia każdej osoby,to jest jak taka panika ze mam ochotę podbiec i przeprszać, płakac.... ale umiem płakac, boje sie patrzec w oczy, mam ochote zeby każdy mnie pobił, chce zeby spotkala mnie kara i chce czuc sie oczyszczona. moze to opętanie? nie wiem czy iśc do tarocisty, egzorcysty, psychiatry? mam nawet ochote ze soba skończyć. nie mam nikogo na tyle bliskiego komu moglabym cos takiego powiedziec.
pisze to i jest to dla mnie wyzwanie. ogromne. zapisalam nr do psychologa, pojde do niego, ale boje sie ze on na mnie spojrzy jak na nieogarnięta gowniare, ktora wymysla sobie problemy. a ja nie mam ochoty zyc. dobija mnie samotnośc z ktorej nie potrafie wybrnąc, mimo ze sie staram, moze to cos gorszego niz depresja? topie to w kawie, alkocholu, i jedzieniu, bulimicznych napadach jedzenia. tyle. kocham was. ciekawe ile jeszcze tak pociągne. to smieszne i az sie w myslach usmiechnełam. mam ochote nawet napisać przepraszam ze zyje i dziekuje ze mnie jeszcze nie zabiliscie. masarkra;(
jak byście mnie zobaczyli, to nie powidzielibyście ze moge tak się czuć.
zobacz wątek