Do lekarza trafiłam w 6. miesiącu ciąży (poprzedni lekarz prowadzący zmienił miejsce pracy) i jedyne co mnie powstrzymało przed zmianą lekarza to wizyty i badania dla kobiet w ciąży w ramach NFZ - ale chyba nie warto... Po kilku wizytach wolę już wydawać pieniądze na innego ginekologa prywatnie. Lekarz na pytania pacjenta czy próbę dyskusji się oburza, niewiele mówi o obecnym stanie pacjenta, udowadnia swoją wyższość - w ogólnym kontakcie bardzo niemiły. A pod koniec ciąży nie daje zwolnienia i każe brać urlop. A to czas, który wiadomo, że chciałoby się spędzić z dzieckiem. Zarzuca naszemu Państwu "zbytnią opiekuńczość" - polityka prorodzinna po prostu kwitnie... Zgadzam się z poprzedniczkami - nie musisz, nie idź; a po ciąży zdecydowanie inny lekarz.