Re: Do żon marynarzy - są tu takie?
Wojtek - ja jestem córką marynarza i z obserwacji w swojej rodzinie i innych widzę że żony marynarzy w większości takie są. Kiedy mój tata wypływał to w ten sam dzień sprowadzała się babcia...
rozwiń
Wojtek - ja jestem córką marynarza i z obserwacji w swojej rodzinie i innych widzę że żony marynarzy w większości takie są. Kiedy mój tata wypływał to w ten sam dzień sprowadzała się babcia (oczywiście mama mamy) co doprowadzało mnie do szału. Moja mam chyba nie potrafiła być sama ze mną. Babcia prowadziła dom, mama rozmyslała.
Osiem miesięcy to bardzo długo i nie dziw się że żona tęskni. Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć że jak się z tobą wiązała to wiedziała że jesteś marynarzem. I co z tego że wiedziała skoro jeszcze tego nie doświadczyła. Mój tata wypływał zazwyczaj na 4 -6 miesięczne rejsy to jeszcze jakoś szło, raz wypłynął na 9 miesięcy i to było dziwne bo aż się odzwyczaiłam od własnego rodzica.
Niestety nie pocieszę cię bo sytuacja się nie poprawi. Żona może się jeszcze bardziej trapić. Nie wiem czy pracuje? Jeśli nie to może praca pomogłaby na takie frustracje. Oczywiście żony marynarzy "nie muszą" pracować, ale chociaż dla samego zabicia czasu. Hobby przecież nawet kosztowne może mieć. Kurczę, aż się dziwie że nie poświęca się żadnej pasji (tak wnioskuję przynajmniej z opisu)Oczywiście nie daj sobie wmówić że potomek załatwi sprawę, bo większość pań z tego forum nie zna innych metod na kłopoty i na zycie w ogóle tylko dziecko.
Może wyjściem byłoby poszukanie sobie rejsów krótszych. Pod koniec mój ojciec pływał na statkach na których byli nurkowie, którzy dokonywali napraw platform wiertniczych. Tata pływał dwa miesiące na dwa w domu. A płacili mu za wszyskie.
zobacz wątek