Odpowiadasz na:

Wędrówka kosmicznego ludu
rozwiń

Wędrówka kosmicznego ludu
https://thetollonline.files.wordpress.com/2018/03/1_pass_toll-copy.jpg

Trwała wędrówka kosmicznego ludu. Unosiliśmy się w przestrzeni kosmicznej. Poruszaliśmy się wzdłuż strumienia patykopodobnych złotych obiektów. Każdy łamał te patyki, brałem nawet po kilka i je łamałem. Po dłuższym czasie stwierdziłem, co poinformowałem innych, że nie powinniśmy łamać wszystkich, bo to zaburzy równowagę, ale mnie nie słuchali. W pewnym momencie znaleźliśmy się na planecie, wędrowaliśmy wzdłuż brzegu morza po kamiennych płytach. Wiele osób szło po wodzie lub też unosiło się nisko nad nią. Spostrzegłem, że w wodzie znajdowało się wiele czegoś podłużnego, wystającego także w wielu miejscach na brzegu. Były jakby z gąbki i szarych szmat. Nikt nie zwracał na to uwagi, pewnie były to jakieś morskie wodorosty lub po prostu śmieci. Nagle jedno z tych, teraz wiadomo, że stworzeń, wynurzyło się i schwyciło jedną z unoszących się osób w pysk. Znowu się zanurzyło i popłynęło dalej. Zewsząd zaczęły się podnosić te stwory. Wyglądały jak wielkie tasiemce albo robale, np. dżdżownice, nie miały oczu. Nikt tego nie zauważył, szli dalej jak szli. Wiedziałem, że trzeba uciekać. Mogłem tylko zawrócić. Szybko biegłem i przeskakiwałem z miejsca na miejsce. Wydaje mi się, że to był jeden wielki stwór z wieloma odnóżami, które jak chciały mogły się odczepić i zostać osobnym organizmem. Wiele razy już prawie schwyciłby mnie za nogę, ale w porę wyskakiwałem do góry i biegłem, nie mogłem się unosić w powietrzu, oddychałem bardzo szybko. Dotarłem do jakichś zabudowań. Skoczyłem w górę na jakiś skalny blok i na następny wyżej. W chwili, gdy skoczyłem ostatni raz, zauważyłem odrywające się od moich stóp mrówki. Jestem pewien, że do tej pory byłem małym ludzikiem, a teraz w chwili skoku urosłem do normalnych rozmiarów. Mętnie pamiętam jeszcze, że żył tam już jakiś inny lud, który coś dla mnie przygotował, miały być trzy próby czegoś i przejście, gdzieś dalej.

http://i-sen.pl/images/isen/body.jpg

Akwatyści

Nie pamiętam jak się zaczęło, ale pamiętam od momentu, kiedy szedłem z tatą i wujkiem. Znalazłem kamień, bardziej przypominający białą cegłę. Tata z wujkiem szli przy ścianie, bo tam była wielka kałuża, mogłem obejść z drugiej strony, ale poszedłem za nimi. Okrążaliśmy domki i budki sklepowe. W każdym miejscu, w którym się zatrzymywaliśmy zostawiałem kawałek kamienia. Ktoś wychodził z jednej budki, a z tyłu domu ktoś inny siedział na krześle lub ławce. Szybko się stamtąd oddaliłem. Na koniec chociaż zostawiałem wszędzie te kawałki kamienia (nie wiem po co), zostało mi więcej niż miałem przedtem. Nie wiem w jakim celu tam chodziliśmy, czegoś szukaliśmy. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i się wracaliśmy. Mieliśmy iść na dworzec. Powiedziałem, że tymi drzwiami możemy pójść na skróty. Weszliśmy. Mówiłem im, że można iść dalej, ale oni uparli się, aby wejść do windy. W windzie zostawiłem resztę kamienia i wieszak na ubranie, który nie mam pojęcia skąd i kiedy znalazł mi się w ręku. Wychodząc spotkaliśmy znajomego wujka. Idziemy tunelem dworca. Wieje silny wiatr, przez co pióra ptaków znajdujące się w tunelu wirują w powietrzu. Pióra są pojedyncze lub w grupach. Trzeba uważać na to, aby ich nie dotknąć, bo mogą pociąć skórę. Zawiał wiatr i jedno pióro zbliżyło się do mnie. Akurat szła dziewczyna i to wleciało na nią i opadło jej na głowę. Okazało się, że to plastikowe żółte kółko. Nic się jej nie stało. Idę dalej. Koniec tunelu, zagrodzone siatą ogrodzenia, świeci słońce. Nie wiem czy widziałem co jest za ogrodzeniem. Znalazłem jasno brązowe pióro z brązowymi plamkami. Wziąłem je i pobiegłem w odwrotną stronę, śmiejąc się.

Jakoś wróciliśmy do domu, albo to był następny sen. Siedzę na krześle w dużym pokoju.Tata włączył na jedynkę, leciał jakiś film. Coś była mowa o roku 2012, więc był sprzed tamtego roku. Trochę mnie wciągnęło do środka. Wstałem, żeby zobaczyć jaki ma tytuł ten film, nie znalazłem. Chwilę popatrzyłem i poszedłem na balkon, zrobił się wieczór, a może noc. Przez chwilę tylko na balkonie byłem inną osobą. Telepatycznie widziałem i porozumiewałem się z trzema mnichami. Przez okno widziałem, że są rodzice i przyszła jakaś kobieta chyba z tego filmu. Ci mnisi chcieli dać inną misję, ale powiedziałem, że lepiej najpierw z nią o czymś tam porozmawiać, może się nada. Wszedłem do środka. Znalazłem się w tym filmie. W kuchni była żona z mężem (chyba). Wydaje mi się, że doszło do kłótni. Nagle obok kobiety pojawił się inny mężczyzna, był lekko przezroczysty. Jej mąż, czy kto to był, krzyknął na niego, aby nie pojawiał się znowu. Zniknął. Pewnie był to duch. Pojawił się jednak obok niego i znowu to samo. Pojawia się kobieta duch. Duchy wyglądały na trójwymiarową komputerową grafikę. Jeszcze inna kobieta popłynęła do góry i się zatrzymała. Spojrzałem na nią, uśmiechała się. Okazało się, że znajdujemy się głęboko pod wodą. Mogli oni normalnie oddychać i rozmawiać. Było tam też dużo normalnych ludzi. Całym tłumem wypływali na powierzchnię, ponieważ brakowało im już powietrza. Zwróciłem szczególną uwagę na dwóch chłopaków. Jeden starszy, drugi młodszy, bracia. Ten młodszy pytał się brata, będąc jeszcze w wodzie, kim oni są i jak oni oddychają. Wylatywały mu bąbelki. Starszy brat zakrył mu usta ręką, powie mu jak wypłyną. Już nad wodą powiedział mu, że to akwatyści (albo akwaniści, akłanie?) i dlatego mogą oddychać i rozmawiać swobodnie pod wodą. Też wyszedłem z wody na piach. Zauważyłem, że czekają już tam jacyś ludzie. Przygotowali różne maszyny. Wiedziałem, że chcą tam wjechać pod wodę i zniszczyć dom wodnych ludzi, pewnie także ich pozabijać. Chciałem tam wrócić i im pomóc. Nie mogłem jednak. Brzeg był pilnowany przez strażników i policję. Po prawej stronie miałem morze. Biegłem po plaży w celu znalezienia niepilnowanego przejścia do wody. Ale jak nie strażnicy z ich samochodami to jacyś inni ludzie blokowali dostęp do wody. W jednym miejscu szła zakonnica. Dalej jechały dwa autokary. Wywróciły się na wodzie. Wszystko chciało mnie powstrzymać przed wejściem pod wodę. Biegłem dalej. Gdy już myślałem, że wejdę do morza, okazało się, że dotarłem do miejsca, gdzie jest tylko wąski strumyczek. Dalej była wysypana góra czarnego piachu. Spotkałem kogoś chyba znajomego. Usiedliśmy przy stole. Bardzo chciało mi się pić, zaschło mi w buzi. Wyciągnąłem z plecaka kubeczek z lodem i butelkę wody mineralnej. Loda wyrzuciłem, ale zostały kawałki. Chciałem jak najszybciej się napić i pomieszałem razem z wodą. Było nie smaczne, wypiłem tylko łyka i wylałem. Pomyślałem, że mam mało czasu i trzeba wracać pomóc im pod wodą. Kolega poszedł. Zamierzałem pobiec po tym wąskim moście i wskoczyć do wody. Pojawiły mi się w ręku zimowe, czarne kozaki. Miały luźne sznurowadła i długo zajmowało założenie ich. Nie zdążyłem i się obudziłem. Zastanawiałem się po co mi były te buty skora miałem płynąc. A chciało mi się pić i wysechł mi język, bo pewnie oddychałem z otwartymi ustami.

zobacz wątek
4 lata temu
~noenek

Odpowiedź

Autor

Polityka prywatności
do góry