Pająki I Zombie
Jest lato, słonecznie i ciepło. Sen się zaczyna, gdy wchodzę do domku po schodach. W
rzeczywistości mam małe schodki prowadzące z balkonu mieszkania na trawnik....
rozwiń
Pająki I Zombie
Jest lato, słonecznie i ciepło. Sen się zaczyna, gdy wchodzę do domku po schodach. W
rzeczywistości mam małe schodki prowadzące z balkonu mieszkania na trawnik. Ale te są trochę większe schody, którymi można wejść do drzwi domku. Dom ten znajduje się nie wiadomo gdzie, gdzieś na łące. Jest to tak jakby letni domek. Gdy tak wchodzę po schodach, zatrzymuję się przed drzwiami i obracam się. Zauważyłem coś dziwnego, o kolorze czarnym, spadającego z nieba, z chmur. Spadło parę metrów od domu. Myślałem, że to meteoryt i pobiegłem sprawdzić co to takiego tam spadło. Gdy tam dotarłem, zobaczyłem, że to duży czarny, taki bardzo włochaty pająk. Wokoło pojawiały się inne, jeszcze większe pająki, wielkości dużych psów. Szybko chwyciłem jeden i drugi kamień, które tam leżały i zatłukłem tego pierwszego pająka, ale to i tak nic nie dało, bo pojawiało się coraz więcej tych pająków. Spadały z kosmosu. Pobiegłem, więc z powrotem do domku. Wychodziła właśnie z niego moja siostra. Powiedziałem jej o pająkach, i że na zewnątrz jest teraz niebezpiecznie. Nagle z domu wybiegły dwie nasze kotki (trójkolorowe). Jedna, ta młodsza, pobiegła w stronę pająków, ale szybko ją znaleźliśmy. Była za drogą, w ciemnym miejscu niedaleko pająków. Dogoniliśmy ją i zanieśliśmy do domku. Mama pytała się co z drugą, że może ją już te pająki złapały i zeżarły. Jednak znaleźliśmy i ją. Była po drugiej stronie za domem przy krzaku. Siostra musiała złapać ją aż za ogon, bo inaczej by ta uciekła. Ja wróciłem po te kamienie. Jeden był cały w pajęczynie, to go wypuściłem. Wszędzie zwisały wielkie pająki na pajęczynach zaczepionych, gdzieś do chmur. Na ścieżce przy naszym domu stał mały chłopczyk i pytał się mnie co tu tak przyozdobione wszystko. Mówię mu, że to nie są żadne ozdoby tylko pełno pajęczyn jest w powietrzu. Niektóre były takie cienkie, że nie było ich widać, ale można było je wyczuć. Potem pobiegłem z dużą grupą osób, aby wyszukiwać te pająki i je pozabijać. Miałem ze sobą tamten kamień, wziąłem jednak także ten drugi, większy, który był oblepiony pajęczyną. Chodziliśmy po jakichś ciemnych drogach, czy korytarzach. Wyglądało to trochę jak labirynt, takie wszystko zaplątane. Trafiłem do ciemnego korytarza, a może to było, gdzieś między krzakami. Musiałem wycofać się stamtąd, ponieważ nie było dalej żadnego przejścia. Trochę się zaklinowałem i nie mogłem stamtąd wyjść. Teraz chyba się obudziłem, a może przeskoczyło do innego snu, który teraz opiszę, ale nie wiem czy to dobra kolejność i może ten poprzedni sen jakoś inaczej się zakończył, czy raczej zapauzował.
Leżę w łóżku pod kocem, jest dzień i jest jasno. Pokój wydaje się o wiele większy,
przestrzenniejszy od mojego i jest pusty. Stoi tylko łóżko, na którym teraz leżę. Przychodzi kotka i wchodzi mi pod koc. Wstaję i siadam na oparciu, które się nagle pojawiło, teraz kanapy, a nie łóżka. Spod koca wychodzi nie kotka, ale teraz już jakaś dziewczyna. Siada na oparciu po mojej lewej stronie i przytula się do mnie.
Znowu wracam do wcześniejszego snu, ale tak jakby zaczynał się od nowa. Udaję mi się wyjść z tamtej ciasnej ciemnej ścieżki. Po drodze niedaleko domu idzie moja siostra z koleżankami. I teraz właśnie dopiero spada tamten pierwszy pająk. Zdejmuję kapcia i próbuję go nim zgnieść. To jest trochę dziwne, bo ten pająk wcale nie ucieka, ale za każdym razem, gdy już mam uderzyć tego pająka, moje ruchy spowalniają. Po którymś razie jednak odwrotnie przekładam w ręku kapeć i bardziej się koncentruję, aż udaje mi się dostatecznie silnie uderzyć w pająka i go zabić. Dzięki temu więcej pająków już się nie pojawia. Ale nie znaczy to, że zagrożenie minęło - tylko się jedynie zmieniło. Dotarłem do miejsca przypominającego duży sklep, galerię z szerokim korytarzem.
Siedziałem u góry na murku i przyglądałem się jak zbierają się w grupy. Mieliśmy polować na zombie. Wstałem i poszedłem z jedną z grup. Doszliśmy do miejsca podobnego do placu zabaw przed moim blokiem. Wszędzie chaos, jedni ludzie uciekają przed zombie, a inni z nimi walczą. Jest ciemno, wieczór i chyba pada deszcz. Po chodniku idzie Japończyk. Mówię mu, żeby uciekał. Ucieka, ale w złą stronę. Jest tu niedaleko miejsce gangu, który rządzi całą dzielnicą. Z tego lokalu wybiega szef gangu, teraz przemieniony w zombie. Biegnie na tego Japończyka. Próbuję przejść przez ogrodzenie na drugą uliczkę. Nie zdążyłem, bo tamten wielkolud przygniata go łapą i zaczyna zagryzać. Zamiast przechodzić przez ogrodzenie, po prostu okrążam końcówkę ulicy (czemu o tym wcześniej nie pomyślałem?) i kopię z całej siły tego zombie, chyba go zabijam. Wchodzę do tamtego lokalu (normalnie wszedłbym do klatki schodowej do bloku na przeciwko) i widzę ludzi z gangu. Miejsce składa się ze sklepu odzieżowego po lewej i z baru (trochę przyciemnionego) po prawej stronie, gdzie siedzą ci ludzie. Spomiędzy stoisk wychodzi dziewczyna poprzedniego szefa, ładna. Teraz, jako, że niby to ja jestem ich szefem, muszę się nią zajmować, to znaczy kochać się z nią wink Dziewczyna chwyta mnie rękoma i oplata moje biodra nogami. Dziwnie się trochę czuję, bo wszyscy nas tam widzą i przenoszę ją tak w głąb tego ich domu. Przechodzę z nią przez jedne i drugie drzwi kierując się na prawo. Dalej nie możemy iść, bo dalej jest jakiś zniszczony szary korytarz, zastawiony czymś zardzewiałym. Usadawiam ją na kanapie, albo jakiejś ławeczce. Sam też siadam obok niej, z prawej jej strony. Nagle przychodzi jakiś mężczyzna. We śnie wiem, że to był wspólnik już nieżyjącego szefa. Głaszcze on dziewczynę i dotyka on jej zębów. Wiem, że to może trochę boleć i aż sam wyczuwam lekki ból zębów. Przestaje i mówi, że to tak ona lubi się kochać, to znaczy, gdy ona śpi. Patrzę na nią, ma przymknięte powieki i chyba rzeczywiście śpi teraz na siedząco. Scena się nagle przenika i łączy z tamtym wielkim oświetlonym korytarzem z marketu, tam gdzie wszyscy zbierali się w grupy. Przyjechała stamtąd samochodem jedna z kobiet i idzie w naszą stronę po białych kafelkach. Wygląda mi to na superrealistyczną animację 3D. Ale wygląda to jakoś bardzo dziwnie, co mnie niepokoi, tak dziwnie się wszystko porusza, animuje. Zatrzymuje się, cofa się, przewija w drugą stronę i z powrotem, drga. Nie wiem jak to dokładnie opisać. Gdy tamta kobieta jest już blisko nas, wpływam myślami na nią i szybko cofa się z powrotem. Robię pauzę. Mówię tamtemu mężczyźnie, że widziałem już coś podobnego, w którymś anime o zombie (w rzeczywistości nigdy nie oglądałem żadnego anime o zombie), więc podaję mu adres strony o anime i tytuł. On daje mi telefon komórkowy, abym sam mu wyszukał to anime, bo mu coś nie wychodzi. Jest to dotykowy smartfon, ale jego klawiatura wydaje się fizyczna, niektóre klawisze zostały wyrwane i nie mogę wpisać wszystkiego. Oddaję mu telefon, a on mi mówi, że i tak nic by z tego nie wyszło, bo okazało się, że nie ma już pieniędzy na koncie. Ja mu mówię, że po tej katastrofie to internet i wiele innych rzeczy powinny być za darmo, że w ogóle pieniądze nie mają już żadnej wartości i wymyślam taką mądrość, że pieniądze teraz to tak jakby mieć papier toaletowy, a nie móc się podetrzeć big_smile I w ogóle przecież teraz to oni, czyli my, rządzimy w mieście.
Sen się powoli zaczął kończyć i się obudziłem.
zobacz wątek