.
to był piękny wieczór.
tak jak wszystkie jesienne wieczory w starej oliwie.
w leśnej knajpie na uboczu,
bez zbędnego towarzystwa, ludzkich planów i pośpiechów.
siedząc przy kominku,...
rozwiń
to był piękny wieczór.
tak jak wszystkie jesienne wieczory w starej oliwie.
w leśnej knajpie na uboczu,
bez zbędnego towarzystwa, ludzkich planów i pośpiechów.
siedząc przy kominku,
patrzyłam spokojnie jak kotka Mariolka wygrzewa się w jego cieple
balansując na krawędzi oparcia kanapy.
idąc do baru lawirowałam miedzy rozbrykanymi psami,
głaszcząc co chwilę ogromny łeb szpica.
wszystko, co pozostało za drzwiami tego przytulnego,
oświetlonego ogniem pomieszczenia
utonęło w mroku wieczoru i zupełnie przestało się liczyć.
a później już tylko niespieszny spacer w deszczu
mokrymi, pustymi ulicami uśpionej dzielnicy,
i ostatnie piwo przed ostatnim tramwajem
w tym malutkim, czerwonym pubie z wielkimi oknami.
zobacz wątek