Z dala od hollywoodu...
Projekcja z tego co wiem to rzutowanie siebie na innych czyli przypisywanie innym ludziom swoich własnych myśli czy postaw (nie istotne czy świadomych). Jeśli ktoś się na przykład boi wilków w...
rozwiń
Projekcja z tego co wiem to rzutowanie siebie na innych czyli przypisywanie innym ludziom swoich własnych myśli czy postaw (nie istotne czy świadomych). Jeśli ktoś się na przykład boi wilków w lesie to myśli, że inni też tak mają (i boją się wilków w lesie). Pisanie więc, że projekcja to " agresywna reakcja na postawę, którą się samemu prezentuje i której jest się nieświadomym" stanowi totalne spłycenie pojęcia (a ten wtręt na końcu o nieświdomości aż nadto brzydko pachnię zgniłym Freudem). Tylko co to ma w ogóle wspólnego z tą dyskują?
Wydaje się, że autorka tych postów żyje zbyt głęboko uwięziona w swoim świecie społecznych oczywistości tak, że nie może uwierzyć, że to o czym mówi spektakl w ogóle może być prawdą (dlatego pisze: " w to przedstawienie w ogóle się nie wierzy"). Wszak inaczej świat wygląda w podręcznikowych teoriach, w nagłówkach gazet brukowych tudzież w artykułach z pism kobiecych (o filmach hollywoodzkich nie wspominając). To świat swojski, w który się łatwo wierzy bo jest oczywisty, tak oczywisty, że lgnie się ku wszystkiemu co te oczywistości tkwiące w głowach potwierdza. Życiowe doświadczenia jednak boleśnie weryfikują te ideowe wyobrażenia społeczne. Jak autorka napisała wyżej: "owe "bebechy" o których mówią autorzy mają w prawdziwym życiu zupełnie inne przyczyny, inne źródło powstania oraz inaczej oddziałują na ludzi." a jeszcze wyżej pisze np. "I tak epizod psychoterapii staje się (...), przedstawieniem dosłownie tego, jak zwykły kowalski ową psychoterapię sobie wyobraża, ponieważ osoba, która była choć na jednej sesji wie że "tak nie jest". " Czy aby na pewno? A skąd autorka tego tekstu wie że "tak nie jest"? Tak bowiem "nie jest" bo w społecznym świecie, w którym się ona obraca, oficjalny dyskurs, jej środowisko twierdzi, że tak nie jest. I to jest własnie największa zaleta tego spektaklu, że twórcy przekraczają tą społeczną barierę "niedomówień" i mówią wprost jak jest. Teksty z uwagami jak powyższe moim zdaniem świadczą tylko o tym, że to co mają do powiedzenia nie jest więc banalne. Problem jest tylko w tym by nie zamykać się na przekaz spektaklu tak jak autorka powyższych post'ów. A może faktycznie sama autorka tych postów jest jedną z osób oferującą jakieś "rewelacyjne terapie psychologiczne" - stąd też i niewygoda psychiczna i zaprzeczanie na siłę, że "tak jednak nie jest!!".
Bo nie chodzi o to czy faktycznie aktorzy seplenią i jąkają się wypowiadając swoje kwestie, i nie o to jak dalece przedstawiane postacie są przejaskrawione lub karykaturalne. Chodzi o to czy wypowiadający się w ten czy inny sposób mają jednak coś istotnego do powiedzenia, coś co ma znaczącą moc objaśniania świata, w którym żyjemy. A moim zdaniem ma. Dlatego zamierzam pozostać obrońcą tego luzackiego widowiska.
zobacz wątek