Widok
Jemy na mieście: Canis - pięknie i pysznie
Opinie do artykułu: Jemy na mieście: Canis - pięknie i pysznie.
Artykuł z cyklu: Jemy na mieście
Jemy na mieście to cykl artykułów, w których opisujemy trójmiejskie restauracje. Testowane dania zamawiamy na własny koszt i nie zapowiadamy naszej wizyty. Piszemy szczerze, lekko i unikając nadmiernej pretensjonalności. Dziś recenzujemy Canis Restaurant w Gdańsku. W poprzednim odcinku jedliśmy w Borowej Ciotce w Gdyni, która niestety nas nie zachwyciła. Za dwa tygodnie w środę ocenimy El Regreso w Sopocie - już tam byliśmy.
W zabytkowej gdańskiej kamienicy przy Ogarnej 27/28 , w ...
Artykuł z cyklu: Jemy na mieście
Jemy na mieście to cykl artykułów, w których opisujemy trójmiejskie restauracje. Testowane dania zamawiamy na własny koszt i nie zapowiadamy naszej wizyty. Piszemy szczerze, lekko i unikając nadmiernej pretensjonalności. Dziś recenzujemy Canis Restaurant w Gdańsku. W poprzednim odcinku jedliśmy w Borowej Ciotce w Gdyni, która niestety nas nie zachwyciła. Za dwa tygodnie w środę ocenimy El Regreso w Sopocie - już tam byliśmy.
W zabytkowej gdańskiej kamienicy przy Ogarnej 27/28 , w ...
troche przesada
byłam tam, i tym, że jest pięknie muszę się oczywiście zgodzić. Miejsce bardzo klimatyczne i przyjmne, na kolajcę ze znajommi, na wino lub szampana. Ale z tym "pysznie" to przesada. W szczegolnosci stosunek jakosci do ceny. Dania nie są złe ale nie są też pyszne. Za tą cenę mozna spodziewac sie czegos lepszego.
No tak...
Bo lepiej jest spedzic 4 godziny na zakupach, przygotowaniu i sprzataniu po takim obiedzie... Niektorzy szanuja swoj czas, bo wlasnie nie sa na tyle glupi.
Przy okazji, pani Haponiuk to serio ma mozliwsci, ja to zazwyczaj zupa i danie, lub przystawka i danie i jestem napchany na nastepne kilka godzin... A tu jeszcze salatki, desery... Ale z takimi mozliwsciami to znowu nie ma sie co ludzic, ze miniaturka zdjecia sugeruje to co sugeruje.
Przy okazji, pani Haponiuk to serio ma mozliwsci, ja to zazwyczaj zupa i danie, lub przystawka i danie i jestem napchany na nastepne kilka godzin... A tu jeszcze salatki, desery... Ale z takimi mozliwsciami to znowu nie ma sie co ludzic, ze miniaturka zdjecia sugeruje to co sugeruje.
Policzki są śmiesznie drogie ale jeszcze 30 lat temu kupowało się je dla psa żeby nie jadł samej kaszy.
Brukiew czy czarna rzepa a nawet dynia, to były produkty które były synonimem biedy albo domowych oszczędności. Nie tak dawno modny topinambur (już stał się passe?) przed laty był podstawową paszą dla świń i bydła.
Tak więc te bary mleczne tradycyjnie podają to co zawsze było podstawą kuchni polskiej, tu wstydu nie ma że taką kuchnię wciąż kultywują, no ale jeśli ktoś się tego wstydzi, to cóż zrobić.
Brukiew czy czarna rzepa a nawet dynia, to były produkty które były synonimem biedy albo domowych oszczędności. Nie tak dawno modny topinambur (już stał się passe?) przed laty był podstawową paszą dla świń i bydła.
Tak więc te bary mleczne tradycyjnie podają to co zawsze było podstawą kuchni polskiej, tu wstydu nie ma że taką kuchnię wciąż kultywują, no ale jeśli ktoś się tego wstydzi, to cóż zrobić.
Byłem w tym lokalu trzy razy
wczesną wiosną kiedy poszedłem z ciekawości i kolejno dwukrotnie będąc tam proszonym.
I jest tak, wygląd lokalu to rzecz gustu, w tym przypadku niewątpliwym plusem było, uwzględnienie oryginalności budynku i pomieszczeń, dzięki temu nie ma sztampy jak w innych opisywanych lokalach i wielkie podziękowania dla projektanta że nie spartolił tego co było w naturze.
Co do dań, przyznać trzeba że są smaczne ale tu można rzec że naocznie, w końcu dostrzegłem różnicę w tym co lubię i tym co jednak mnie irytuje kulinarnie.
Problem bowiem w tym, że niektóre wizualki dań są zupełnie zbędne tak jak część dodatków które niby to mają wzbogacać smaki a mym zdaniem jedynie tłumią to co powinno dominować.
I właśnie w tym lokalu tknęło mnie dlaczego tak jest tu i także w innych lokalach gdzie głównie uderza się po oczach, otóż tym elementem jest struktura klientów.
Jak pisałem z początku, byłem tam trzykrotnie a i jako że mieszkam w pobliżu, przechodzę obok w różnych porach minimum 4 razy w tygodniu i stwierdzam co następuje, lokal jest (a i wiele innych także) stworzony głównie pod klienta będącego ... kobietą.
80% (a bywa że całość) tutejszej klienteli stanowią właśnie one, mężczyzn tam jak na lekarstwo.
Może komuś wydawać się to bez znaczenia ale tu nie chodzi o seksistowki podtekst ale stwierdzenie, że lokal opanowały panie i będzie trudno ten trend zmienić.
Czy ma to jakiś aspekt ano ma, bowiem panie najczęściej kierują się modami i kiedy minie euforia nowego przybytku, gremialne swe preferencje przerzucą na kolejny lokal.
Ale to nie moje zmartwienie.
p.s. w historii obiektu pominięto rzecz najważniejszą czyli kto wybudował ten obiekt a był nim bank pn Danziger Bank-Verein, kolejnym właścicielem byłą spółka kolejowa działająca na Powiślu i okolicach, Marienburg-Mlawkaer Eisenbahn-Gesellschaft. Hotel Germania czy Warszawski Bank Zjednoczony to ledwie mrugnięcie okiem dla budynku mającego już 146 lat, choć ten ostatni wymalował szyld pomiędzy parterem a pietrem i do tej pory (choć mało czytelnie) jest widoczny po dziś dzień.
p.s.2 O cenach się nie wypowiem acz znając realia ile kosztują produkty i samemu będąc kiedyś w branży, bywa że trudno przełknąć niektóre kęsy.
Jeśli ktoś więc napisze skąpstwo to odpowiem pazerność.
I tyle w temacie
I jest tak, wygląd lokalu to rzecz gustu, w tym przypadku niewątpliwym plusem było, uwzględnienie oryginalności budynku i pomieszczeń, dzięki temu nie ma sztampy jak w innych opisywanych lokalach i wielkie podziękowania dla projektanta że nie spartolił tego co było w naturze.
Co do dań, przyznać trzeba że są smaczne ale tu można rzec że naocznie, w końcu dostrzegłem różnicę w tym co lubię i tym co jednak mnie irytuje kulinarnie.
Problem bowiem w tym, że niektóre wizualki dań są zupełnie zbędne tak jak część dodatków które niby to mają wzbogacać smaki a mym zdaniem jedynie tłumią to co powinno dominować.
I właśnie w tym lokalu tknęło mnie dlaczego tak jest tu i także w innych lokalach gdzie głównie uderza się po oczach, otóż tym elementem jest struktura klientów.
Jak pisałem z początku, byłem tam trzykrotnie a i jako że mieszkam w pobliżu, przechodzę obok w różnych porach minimum 4 razy w tygodniu i stwierdzam co następuje, lokal jest (a i wiele innych także) stworzony głównie pod klienta będącego ... kobietą.
80% (a bywa że całość) tutejszej klienteli stanowią właśnie one, mężczyzn tam jak na lekarstwo.
Może komuś wydawać się to bez znaczenia ale tu nie chodzi o seksistowki podtekst ale stwierdzenie, że lokal opanowały panie i będzie trudno ten trend zmienić.
Czy ma to jakiś aspekt ano ma, bowiem panie najczęściej kierują się modami i kiedy minie euforia nowego przybytku, gremialne swe preferencje przerzucą na kolejny lokal.
Ale to nie moje zmartwienie.
p.s. w historii obiektu pominięto rzecz najważniejszą czyli kto wybudował ten obiekt a był nim bank pn Danziger Bank-Verein, kolejnym właścicielem byłą spółka kolejowa działająca na Powiślu i okolicach, Marienburg-Mlawkaer Eisenbahn-Gesellschaft. Hotel Germania czy Warszawski Bank Zjednoczony to ledwie mrugnięcie okiem dla budynku mającego już 146 lat, choć ten ostatni wymalował szyld pomiędzy parterem a pietrem i do tej pory (choć mało czytelnie) jest widoczny po dziś dzień.
p.s.2 O cenach się nie wypowiem acz znając realia ile kosztują produkty i samemu będąc kiedyś w branży, bywa że trudno przełknąć niektóre kęsy.
Jeśli ktoś więc napisze skąpstwo to odpowiem pazerność.
I tyle w temacie
masz problem czytania ze zrozumieniem, typ napisał 120zł za jedną osobę w tej restauracji...
120zł miesiecznie na randki?
z brzydulami może albo jak masz jesteś 30lat żonaty, albo jak masz 16lat i spotykasz się z koleżanką z klasy...
ładne kobiety chcą by za nie płacono, 120zł miesiecznie to nie starczy nawet na wyjście do teatru...
widać, że nie miałeś nigdy kobiety
z brzydulami może albo jak masz jesteś 30lat żonaty, albo jak masz 16lat i spotykasz się z koleżanką z klasy...
ładne kobiety chcą by za nie płacono, 120zł miesiecznie to nie starczy nawet na wyjście do teatru...
widać, że nie miałeś nigdy kobiety
Nie siedzi się blisko bo to wielki lokal, którego podzielić się nie da i nawet mowy nie ma by konserwator dał na to zgodę, więc uwaga z gatunku nieco idiotycznych.
Poza tym tłoku nie ma i stoliki są zawsze jakieś wolne. Jak się zacznie tłok, wtedy się może zmienić i zachwytów nad swobodą może zabraknąć.
Poza tym tłoku nie ma i stoliki są zawsze jakieś wolne. Jak się zacznie tłok, wtedy się może zmienić i zachwytów nad swobodą może zabraknąć.
a ja bardzo lubię Pani artykuły
i proszę je kontynuować dalej. Zawsze to coś innego niż tragedie i polityka, chociaż jedno i drugie ma ze sobą wiele wspólnego. Tylko trolle komentujące się nie zmieniają.
A co do restauracji to nie byłem jeszcze i nie wypowiem się o jakości, ale planuję się tam wybrać. ALE! w końcu coś ciekawego i jak na lekarstwo jest restauracji z muzyką na żywo. Brakuje w trójmieście takich miejsc więc więc za to duuuuuży PLUS :)
A co do restauracji to nie byłem jeszcze i nie wypowiem się o jakości, ale planuję się tam wybrać. ALE! w końcu coś ciekawego i jak na lekarstwo jest restauracji z muzyką na żywo. Brakuje w trójmieście takich miejsc więc więc za to duuuuuży PLUS :)
Napisał matoł, podobnego stylu jak ten co wymyślił nazwę rezydencja Wintera, sugerującą że Leopold von Winter coś w tym miejscu miał.
Nawiązanie do Winterplatz czyli Targu Maślanego, jest dokładnie takie samo, jak krytykowanie przez znafcuuf robienia wszędzie skwerów im. Kaczyńskiego.
Nazwanie tego placu imieniem b. burmistrza było li tylko zwykłym lizydupstwem
Nawiązanie do Winterplatz czyli Targu Maślanego, jest dokładnie takie samo, jak krytykowanie przez znafcuuf robienia wszędzie skwerów im. Kaczyńskiego.
Nazwanie tego placu imieniem b. burmistrza było li tylko zwykłym lizydupstwem
Kuchnia jest otwarta...
Szanowna Pani Agnieszko,
ja odnośnie tego fragmentu teksu:
"Kuchnia, jak to teraz w modzie, jest otwarta, a dodatkowo można usiąść przy tzw. chef's table i obserwować, jak powstają dania, które zamawiamy"
A zapachy gotowanego/smażonego/pieczonego jedzenia z tej kuchni? Siedząc i czekając na danie, czy ubranie nie przejdzie zapachem tego "gotowania"... Idąc na kolację/obiad, chciałabym wyjść z restauracji (bo to jest restauracja) bez "wynoszenia" zapachu jedzenia na sobie. Rozumiem, że obieg powietrza zapewnia komfort?
ja odnośnie tego fragmentu teksu:
"Kuchnia, jak to teraz w modzie, jest otwarta, a dodatkowo można usiąść przy tzw. chef's table i obserwować, jak powstają dania, które zamawiamy"
A zapachy gotowanego/smażonego/pieczonego jedzenia z tej kuchni? Siedząc i czekając na danie, czy ubranie nie przejdzie zapachem tego "gotowania"... Idąc na kolację/obiad, chciałabym wyjść z restauracji (bo to jest restauracja) bez "wynoszenia" zapachu jedzenia na sobie. Rozumiem, że obieg powietrza zapewnia komfort?