Widok
Krótki kurs ekonomii populistycznej
Inflacja, za którą odpowiada Rząd, wynosi dziś w Polsce 13,9%.
Oznacza to, że dziś zabierane jest wam, oczywiście poza podatkami, wynagrodzenie za 50 dni pracy w roku.
A jeszcze nie tak dawno, bo w 2015 roku, mieliśmy do czynienia z 0,9% deflacją, co oznacza, że poza wynagrodzeniem mogliśmy z tytułu zmiany cen dopisać sobie ekstra kasę za niemal 4 dni pracy w roku.
Jak widać nie ma darmowych obiadów, a Rząd nie ma rządowych pieniędzy, więc jeżeli wam je rozdaje w postaci 500 plus lub innych łapówek, to znaczy, że sami te pieniążki wcześniej jemu oddajecie, nawet nie za bardzo zdając sobie z tego sprawę.
Oznacza to, że dziś zabierane jest wam, oczywiście poza podatkami, wynagrodzenie za 50 dni pracy w roku.
A jeszcze nie tak dawno, bo w 2015 roku, mieliśmy do czynienia z 0,9% deflacją, co oznacza, że poza wynagrodzeniem mogliśmy z tytułu zmiany cen dopisać sobie ekstra kasę za niemal 4 dni pracy w roku.
Jak widać nie ma darmowych obiadów, a Rząd nie ma rządowych pieniędzy, więc jeżeli wam je rozdaje w postaci 500 plus lub innych łapówek, to znaczy, że sami te pieniążki wcześniej jemu oddajecie, nawet nie za bardzo zdając sobie z tego sprawę.
> Inflacja, za którą odpowiada Rząd
Poprawka: wysoka (i stale rosnąca) inflacja nie jest jedynie lokalną zgryzotą Polaków a zjawiskiem znacznie szerszym, bo dotykającym w zasadzie całą Europę i wiele innych krajów świata. Trudno zatem składać winę za nią wyłącznie na polski rząd (z małej).
Choc przyznać trzeba uczciwie, że wniósł on niebagatelny wkład w plasowaniu Polski w inflacyjnej czołówce (jeśli wręcz nie na samym jej szczycie - przynajmniej jeśli chodzi o Europę).
I nie jest to jedynie kwestia szaleńczego rozdawnictwa ale całokształtu jego działań (jak np. duszenia przedsiębiorczości)
Poprawka: wysoka (i stale rosnąca) inflacja nie jest jedynie lokalną zgryzotą Polaków a zjawiskiem znacznie szerszym, bo dotykającym w zasadzie całą Europę i wiele innych krajów świata. Trudno zatem składać winę za nią wyłącznie na polski rząd (z małej).
Choc przyznać trzeba uczciwie, że wniósł on niebagatelny wkład w plasowaniu Polski w inflacyjnej czołówce (jeśli wręcz nie na samym jej szczycie - przynajmniej jeśli chodzi o Europę).
I nie jest to jedynie kwestia szaleńczego rozdawnictwa ale całokształtu jego działań (jak np. duszenia przedsiębiorczości)
@chmurka
Nikogo nie chcę przekonywać, każdy niech sobie sam wyciąga wnioski.
Mój smutny wniosek jest taki, że brak edukacji ekonomicznej w szkołach skutkuje tym, że obywatele wybierający sobie władze, ufają hochsztaplerom i zwykłym krętaczom. A na koniec tego eksperymentu nawet nie wiedzą że padli ofiara oszustów.
Nikogo nie chcę przekonywać, każdy niech sobie sam wyciąga wnioski.
Mój smutny wniosek jest taki, że brak edukacji ekonomicznej w szkołach skutkuje tym, że obywatele wybierający sobie władze, ufają hochsztaplerom i zwykłym krętaczom. A na koniec tego eksperymentu nawet nie wiedzą że padli ofiara oszustów.
@ Sky:
Obywatele byli przekonani, że władza nie troszczy się o nich tylko o siebie, więc wybrali sobie taką, która coś im zaoferowała. Postaw się w sytuacji człowieka, któremu obiecywano gruszki na wierzbie, a któremu po 8 latach rządów poprzedniej władzy nadal ledwo wystarczało do pierwszego. Najlepsze co mogą zrobić ludzie z małych miasteczek, czy wsi to tam pozostać i mieszkać z rodzicami tak długo jak się da, a potem kupić działkę i wybudować dom. Bo w dużym mieście bez naprawdę dobrej pracy zderzą się ze ścianą. Policzyłam ostatnio, że po odjęciu składek, podatków, kosztów zakupu biletu miesięcznego i kosztów dachu nad głową zostaje mi mniej niż 23% tego co wydaje na moje zatrudnienie pracodawca. Od tego jeszcze trzeba odjąć VAT. Trudno się odbić od tej ściany. Mi się nie udało przez kilkanaście lat i nie dziwię się ludziom, którzy mieli dość.
Obywatele byli przekonani, że władza nie troszczy się o nich tylko o siebie, więc wybrali sobie taką, która coś im zaoferowała. Postaw się w sytuacji człowieka, któremu obiecywano gruszki na wierzbie, a któremu po 8 latach rządów poprzedniej władzy nadal ledwo wystarczało do pierwszego. Najlepsze co mogą zrobić ludzie z małych miasteczek, czy wsi to tam pozostać i mieszkać z rodzicami tak długo jak się da, a potem kupić działkę i wybudować dom. Bo w dużym mieście bez naprawdę dobrej pracy zderzą się ze ścianą. Policzyłam ostatnio, że po odjęciu składek, podatków, kosztów zakupu biletu miesięcznego i kosztów dachu nad głową zostaje mi mniej niż 23% tego co wydaje na moje zatrudnienie pracodawca. Od tego jeszcze trzeba odjąć VAT. Trudno się odbić od tej ściany. Mi się nie udało przez kilkanaście lat i nie dziwię się ludziom, którzy mieli dość.