Teraz mam 44 lata a z p.kujawą miałam "przyjemność" po raz pierwszy spotkać się ok 1995 roku, w przychodni endokrynologicznej na Katarzynki. Chodziłam nie z tarczycą bo na nią leczę się od 2005 roku (chociaż może już wtedy było też coś nie tak tylko p.kujawa to zbagatelizowała). Miałam bardzo nieregularne miesiączki i dlatego się u niej leczyłam. Chodziłam do niej regularnie 3-4 lata. Fatalnie dobierała leki, które miały bardzo złe skutki uboczne. Ale ją kojarzyłam jako miłą osobę. Coś mnie podkusilo w listopadzie 2013 aby iść zobaczyć co i jak. Przygotowywałam organizm do rozpoczęcia brania HTZ-dotychczas brałam hormony w innej postaci. Owa lekarka, bez zmrużenia oczu, rozwaliła po chamsku cały wcześniejszy tryb leczenia i przygotowywania organizmu a w moim przypadku każde wahanie hormonalne odzywa się mocno spotęgowane, mam bowiem inne schorzenie podstawowe wymagające utrzymywania hormonów na jednej linii. O czym ją poinformowałam. Chciała mi nie wiem po co ustawiać miesiączkę lekiem, który biorą młode kobiety przygotowujące się do zostania mamusiami. Tarczycą w ogóle nie była zainteresowana. Nie chce mi się o tej kobiecie więcej pisać. Nawet nie potrafi poprawnie wypełnić recept