Widok
Legendy 3miejskie
Witam!
Poszukuję współczesnych legend trójmiejskich. Historii opowiadanych w tramwajach, przy stole i tych po cichu - żeby nikt przypadkiem nie usłyszał. Chodzi mi o takie historie jak ta z ufo w basenie portowym w Gdyni czy o domu na kamiennej górze (a tu mała niespodziewanka, bo dotarłem do oryginalnej opowieści o tym domu, której autorką jest córka przedwojennego właściciela!). Będę niezmiernie zobowiązany jeśli ktokolwiek podeśle mi coś ciekawego.
Poszukuję współczesnych legend trójmiejskich. Historii opowiadanych w tramwajach, przy stole i tych po cichu - żeby nikt przypadkiem nie usłyszał. Chodzi mi o takie historie jak ta z ufo w basenie portowym w Gdyni czy o domu na kamiennej górze (a tu mała niespodziewanka, bo dotarłem do oryginalnej opowieści o tym domu, której autorką jest córka przedwojennego właściciela!). Będę niezmiernie zobowiązany jeśli ktokolwiek podeśle mi coś ciekawego.
Pozdrawiam
Bolek
Bolek
Witam.Co do kamiennej gory w Gdyni to mam wspomnienia związane ze slużbą wojskową.Mialem slużby w latach 1984-86. W komendzie wsw na ulicy korzeniowskiego.Bylo to podobno tam dawne wiezienie gestapo.Ale mialem raz na warcie w ciągu dnia dziwną przygodę.Stając na warcie zobaczzylem między tzw.willą admirala Janczyszyna a drzewami silne świecące światło w postaci kuli.Słońce bylo jesze z lewej stony a to coćbyło zupelnie nisko.Nie wiem do dziś co to bylo.Mialem świadka .mojego kolegę.on też to widzial.To tyle na razie.Pozdrawiam
Oryginał to historia opowiedziana przez córkę przedwojennego właściciela tej willi, w której w czasie wojny mieściło się gestapo. Tę wersję opowiedziałą mojemu ojcu, z którym się znała, a on z kolei mnie.
Podobno ona i jej ojciec wrócili niemal rok po wojnie do Gdyni i od razu wrócili na swoje pielesze. Dom był rozszabrowany ale cały, więc od biedy mogli w nim zamieszkać i to bez lokatorów, bo jeszcze władza nie dokwaterowywała w tamtym czasie. Zamieszkali więc tam we dwójkę. Nic mi nie wiadomo o tym, jakie odczucia miała ta pani przez ten okres - czy latały tam jakieś szklanki, skrzypiały drzwi i tym podobne. Jednakże w rocznicę wyzwolenia Gdyni, w nocy, podczas gdy na Świętojańskiej "rządzili" sołdaci sowieccy, owa pani (wtedy jeszcze młoda dziewczyna) nagle przebudziła się i z przerażeniem zobaczyła wchodzącego do jej pokoju esesmana w długim, skrwawionym płaszczu. W prawej ręce trzymał pistolet.
Otaczała go taka błękitna poświata. Przeszedł przez cały pokój i zniknął za drzwiami, jednak nie otwierając ich.
Następnego dnia zaczęli starania o znalezienie nowego lokum.
Po '56 roku jednak kontakt ojca z tą kobietą urwał się i nie wiem co się z nimi stało. To tyle co wiem na ten temat...
I jak?
Podobno ona i jej ojciec wrócili niemal rok po wojnie do Gdyni i od razu wrócili na swoje pielesze. Dom był rozszabrowany ale cały, więc od biedy mogli w nim zamieszkać i to bez lokatorów, bo jeszcze władza nie dokwaterowywała w tamtym czasie. Zamieszkali więc tam we dwójkę. Nic mi nie wiadomo o tym, jakie odczucia miała ta pani przez ten okres - czy latały tam jakieś szklanki, skrzypiały drzwi i tym podobne. Jednakże w rocznicę wyzwolenia Gdyni, w nocy, podczas gdy na Świętojańskiej "rządzili" sołdaci sowieccy, owa pani (wtedy jeszcze młoda dziewczyna) nagle przebudziła się i z przerażeniem zobaczyła wchodzącego do jej pokoju esesmana w długim, skrwawionym płaszczu. W prawej ręce trzymał pistolet.
Otaczała go taka błękitna poświata. Przeszedł przez cały pokój i zniknął za drzwiami, jednak nie otwierając ich.
Następnego dnia zaczęli starania o znalezienie nowego lokum.
Po '56 roku jednak kontakt ojca z tą kobietą urwał się i nie wiem co się z nimi stało. To tyle co wiem na ten temat...
I jak?
Pozdrawiam
Bolek
Bolek
A ten dom jescze istnieje? Który to dom?
Ja słyszałam o Zakonie, któr mieścił sie na Łysej Gorze w Chylonii. Teraz juz tej łysiny z ul. Morskiej nie widać, bo drzewa są za wysokie. Ale na jej szcyczie jest taka "łysa" piaszczysta polana. Podobno kiedyś stał tam budynek zakonu. W piasku jeszcze do niedawna można było znaleźć kawałki cegieł. Ale nic wiecej nie wiem i nie wiem ile w tym prawdy. Sama chętnie bym posłuchała czegoś.
Kiedyś w Wieczorze Wybrzeża był artykół nt. podziemnych tuneli jakimi jest podobno naszpikowana cała Gdynia (Płytw Redłowska). Potem juz nic wiecej o tym też nie słyszałam.
Ja słyszałam o Zakonie, któr mieścił sie na Łysej Gorze w Chylonii. Teraz juz tej łysiny z ul. Morskiej nie widać, bo drzewa są za wysokie. Ale na jej szcyczie jest taka "łysa" piaszczysta polana. Podobno kiedyś stał tam budynek zakonu. W piasku jeszcze do niedawna można było znaleźć kawałki cegieł. Ale nic wiecej nie wiem i nie wiem ile w tym prawdy. Sama chętnie bym posłuchała czegoś.
Kiedyś w Wieczorze Wybrzeża był artykół nt. podziemnych tuneli jakimi jest podobno naszpikowana cała Gdynia (Płytw Redłowska). Potem juz nic wiecej o tym też nie słyszałam.
A kiedy będziesz?
A tak poważnie - może słyszał ktoś o takiej opowiastce (bo to chyab jeszcze nie była taka prawdziwa legenda) o przekleństwie, które jakoby na miasto Gdańsk miał rzucić gdzieś w XVII w jakiś bliżej nieznany żydowski kabalista. Przekleństwo miało się odnosić do wszystkich czterech żywiołów, a jej skutkami miały być - katastrofa autobusu w Kokoszkach (ziemia), pożar hali stoczni (ogień), wybuch gazu w wieżowcu na Wojska Polskiego (powietrze), oraz powódź na Oruni (woda).
Czy kotś słyszał o takiej opowiastce?
A tak poważnie - może słyszał ktoś o takiej opowiastce (bo to chyab jeszcze nie była taka prawdziwa legenda) o przekleństwie, które jakoby na miasto Gdańsk miał rzucić gdzieś w XVII w jakiś bliżej nieznany żydowski kabalista. Przekleństwo miało się odnosić do wszystkich czterech żywiołów, a jej skutkami miały być - katastrofa autobusu w Kokoszkach (ziemia), pożar hali stoczni (ogień), wybuch gazu w wieżowcu na Wojska Polskiego (powietrze), oraz powódź na Oruni (woda).
Czy kotś słyszał o takiej opowiastce?
Pozdrawiam
Bolek
Bolek
Jest taka historia: w pewnym domu w latach pięćdziesiątych powiesił się facet w ten sposób: Chciał zobaczyć jak to jest w momencie skoku i wziął sobie 4 kolegów żeby go pilnowali i złapali jak skoczy z krzesła. Gdy skakał to tych 4 kolegów zobaczyło przez okno że dom obok się pali więc wybiegli żeby go gasić a w tym czasie tamten się powiesił. Jak wybiegli z budynku w którym byli to okazało się, że nic się nie pali. Wrócili i widząc że ich kolega się powiesił nie mogli uwierzyć i nagle zobaczyli diabła-tak zeznawali.
współczesną -teraźniejszą , co najważniejsze żywą legendą trójmiejską .pl jest Hal zwany Halewiczem, jego przeróżne historie ,opowieści ,mrożące krew w żyłach relacje (min. z otwarcia jakiegoś marketu-sklepu?) znajdziesz na tym portalu , człowiek który gdyby nie byłby mężczyzna na pewno byłby kobieta:),zbrojny w pióro rycerz PO ,zabójca troli, niedościgniony wzór dla zetjotów i innych, nasz Hal można się z nim nie zgadzać , ale trza oddać królowi co królewskie ,żywa legenda
@Bolek - niedaleko Pustek Cisowskich jest wzgórze, nazywane przez miejscowych Jakobce. Tam w czasie II WŚ stał polowy szpital Kriegsmarine, bunkry szpitalne i umocnienia. Gdy Sowieci zajęli ten teren, a w szpitalu było jeszcze wielu rannych (w bunkrach szpitalnych), Sowieci wysadzili w powietrze wejścia i żywcem pogrzebali rannych Niemców. Miejscowi opowiadali, że jeszcze w czerwcu 1945 roku było słychać spod ziemi wycie ludzie.
Nikomu nie udało się dostać do tych podziemi i sprawdzić, czy faktycznie pochowano tam żywcem rannych żołnierzy.
Nikomu nie udało się dostać do tych podziemi i sprawdzić, czy faktycznie pochowano tam żywcem rannych żołnierzy.
Mój ojciec jako dzieciak po wojnie widział jak na placu w Gdańsku tam gdzie kiedyś był Cricoland a obecnie koncerty i lodowisko, zbierano wszystkie niewybuchy, niewypały, amunicję itp i zakopywano wszystko w tym jednym miejscu. Dlatego ten plac mimo takiej atrakcyjnej lokalizacji nie jest zabudowany przez żadne bloki czy hotel. Tam nie wolno robić wykopów. Bardzo ciekawy temat, wypytam jeszcze ojca i coś podeślę ciekawego :)
A tu bym się nie zdziwił, gdyby tak było:) Koszt usunięcia tego zrzutowiska byłby niebotyczny. Faktycznie, że na tym placu nigdy nie było żadnych robót budowlanych, nawet prób prywatyzacji tej działki. A to trochę dziwne, bo gdyby ją sprzedali za jakieś horrendalne pieniądze, to mieliby problem z głowy, bo to inwestora musiałby na własny koszt zrobić z tym śmietnikiem porządek.
to o czym pisze Halewicz to lazaret z Marszewa który nie istniał jak się później okazało. Owszem, ludzie gadali bo widzieli rannych ale jako tako lazaretu tam nie było. To kolejna bajka. Potwierdzone dokumentami niemieckimi zawierającymi info o celu owych budowli ( wcale to nie było takie duże ) oraz opowieściami naocznych świadków a raczej pracowników przymusowych z tego niby lazaretu. Potwierdzone chociażby tym, że znałam jednego właśnie z tych pracowników.