Widok
Madama Butterfly
Opinie do spektaklu: Madama Butterfly.
Giacomo Puccini Madama Butterfly opera w 3 aktach Trudno spośród wielu oper mówiących o miłości (a opowiadają o niej niemal wszystkie) wskazać bardziej melodramatyczną historię. Nagromadzenie dramatycznych motywów i tragicznych spięć może wydawałoby się śmieszne, gdyby nie wyczucie smaku samego Pucciniego. Jego muzyka jest jak kojący balsam: melodyjna, płynna, poetycka, prowadzona szeroką ...
Przejdź do spektaklu.
Giacomo Puccini Madama Butterfly opera w 3 aktach Trudno spośród wielu oper mówiących o miłości (a opowiadają o niej niemal wszystkie) wskazać bardziej melodramatyczną historię. Nagromadzenie dramatycznych motywów i tragicznych spięć może wydawałoby się śmieszne, gdyby nie wyczucie smaku samego Pucciniego. Jego muzyka jest jak kojący balsam: melodyjna, płynna, poetycka, prowadzona szeroką ...
Przejdź do spektaklu.
"Toć by spuchł, Oni na Chińczyków mi nie za bardzo wyglądali, w tych farbowanych włosach i obsmarowani żółtym masłem i ze skośnymi oczami" - jeśli nie widzisz różnicy między Chińczykiem a Japończykiem to lepiej nie zabieraj głosu.
Opera bardzo mi się podobała, a zwłaszcza rewelacyjna Galina. Jeden minus - Butterfly popełniła seppuku używając wakizashi, a powinien to być sztylet tanto. Nie wpływa to oczywiści na jakoś opery, ale dla Mnie - fana kultury japońskiej - to istotny szczegół :)
Opera bardzo mi się podobała, a zwłaszcza rewelacyjna Galina. Jeden minus - Butterfly popełniła seppuku używając wakizashi, a powinien to być sztylet tanto. Nie wpływa to oczywiści na jakoś opery, ale dla Mnie - fana kultury japońskiej - to istotny szczegół :)
Madama Butterfly
opera jest prześliczna, bardzo kolorowa i romantyczna
zachwyciły mnie dwie arie: duet Butterfly i Pinkiertona z I aktu oraz "Un bel di vedremo" z aktu II
brawa dla wykonawców- potrafili oni tak realistycznie przedstawić dzieło, że przeniosłem się z widowni w prawdziwy świat
cudowna scenografia, cudowna muzyka- nie wątpię, iż to najpiękniejsza opera na świecie
Opera Bałtycka spisała się na medal
zachwyciły mnie dwie arie: duet Butterfly i Pinkiertona z I aktu oraz "Un bel di vedremo" z aktu II
brawa dla wykonawców- potrafili oni tak realistycznie przedstawić dzieło, że przeniosłem się z widowni w prawdziwy świat
cudowna scenografia, cudowna muzyka- nie wątpię, iż to najpiękniejsza opera na świecie
Opera Bałtycka spisała się na medal
Madama Butterfly
Znam poprzednią wersję tej opery z lat 70-siątych ubiegłego wieku ( nie jestem bynajmiej wiekową staruszką ).W tamtych latach byłam uczennicą jednego z gdańskich liceów i do Opery Bałtyckiej chodziłam bardzo często - śpiewałam w szkolnym chórze i w ramach zajęć umuzykalniających miełiśmy karnety do Opery na różne przedstawienia i koncerty.Z tamtych czasów pamiętam cudowną scenografię do "Madame Butterfly" ,piękne kolorowe kimona i rozsuwane papierowe japońskie ścianki domku Butterfly.Na tej operze byłam 5 razy i za każdym razem płakałam "jak bóbr" w ostatnim akcie.Jest to moja najukochańsza z oper.Teraz obejrzałam zdjęcia z obecnej wersji i co mie uderzyło to ten minimalizm.Nie widziałam spektaklu ale boję się w tej ascetycznej bieli i chyba tylko grze świateł ( no cóż nowoczesność ) gdzieś może zginąć ten tajemny czar i urok tego dzieła."Moja" Butterfly była jak japońska laleczka , porcelanowe cacko w ślicznym żywcem przeniesionym japońskim kimonie , poruszała się w urokliwym pełnym kwiatów świecie aż chciało się pojechać razem z nią do Japonii ... .A teraz? Będę musiała wybrać się na nowszą wersję tego operowego melodramatu i ocenić ... Co z tego wyjdzie? Nie wiem.Nie chcę żeby czar prysnął , a tego się obawiam .
ja tez pamietam z dziecimstwa tamta inscenizacje i dam wszystko, by jej wiecej nie ogladac, jako dziecko bylem zachwycowny, ale gdybym teraz zobaczyl znow to rozgwiezdzone niebo, te zaroweczki na materiale, ten osniezony, wulkan, mostek, i widok nagasaki, te przykurzone sztuczne kwiatki wisni to bym chyba uciekl z krzykiem z tetaru. niech zyje minimaliz!
genialne
zakochalem sie w tym przedstawieniu. i w galinie kuklinie w glownej roli. gdyby nie obecnosc znajomych, kto wie, czy bym sie troche nie poryczal. NIGDY mi sie to nie przytrafilo.!!!!!brawo dla wszystkich robiacych to przedstawienie. z zalozenie nie ogldam spektakl i filmow dwa razy, ale tu zrobie wyjatek. moja dziewczyna kaze mi napias, ze ona sie poryczala. no ale ona to zawsze ryczy
Kto wydał zgodę na koncert w sobotę 17 maja 2008 roku?
Nie było w sali opery nic słychać z Madame Butterfly, tylko łomot z Juvenaliów spod basenu Politechniki Gdańskiej. Kto zwróci za bilet? Dlaczego opera nie zainteresowała się, co będzie za hałas pod jej nosem? Posłuchałem muzyków na peronie SKM - wrzeszczeli do siebie, bo też nie było nic słychać tylko ten łomot big bitu - że co roku tak jest. To kpicie z publiczności?
moja ukochana opera
"Madama Butterfly" to moja ulubiona opera. Z tej racji byłem na niej już po raz trzeci - i czekało mnie sporo niespodzianek, niekoniecznie miłych...
Po pierwsze spektakl zaczął się w biegu - do fosy orkiestrowej wbiegł dyrygent, machnął pałeczką i momentalnie podniosła się kurtyna - bez odegrania tej przepięknej, romantycznej i bardzo nastrojowej uwertury!!! Potem zacięła się tablica z napisami - nie były mi one, co prawda, potrzebne, bo znam spektakl na pamięć, ale musiałem szeptem tłumaczyć znajomym, którzy pierwszy raz byli w Operze, o co biega. Za to zakończenie opery zostało mistrzowsko dopracowane - finałowa aria "Tu, tu, piccolo idio..." poprzedzająca śmierć Butterfly przyprawia o niesamowite dreszcze i wyciska łzy, podszyta tragicznym losem i skargą na niego. I krew wprowadzona do sceny z harakiri - lepiej ilustruje tragizm sytuacji. Z Opery tradycyjnie już wyszedłem uduchowiony. Choć wolałbym, żeby artystki zamieniły się rolami - wg mnie Magdalena Lewandowska ma mocniejszy głos, to ona powinna kreować postać Cho-cho-san. Troszeczkę za rzadko mamy okazję jej posłuchać.
Mimo wszystko, nadal uważam tę operę za wybitne dzieło. I wybieram się na nie po raz czwarty ;-)
Po pierwsze spektakl zaczął się w biegu - do fosy orkiestrowej wbiegł dyrygent, machnął pałeczką i momentalnie podniosła się kurtyna - bez odegrania tej przepięknej, romantycznej i bardzo nastrojowej uwertury!!! Potem zacięła się tablica z napisami - nie były mi one, co prawda, potrzebne, bo znam spektakl na pamięć, ale musiałem szeptem tłumaczyć znajomym, którzy pierwszy raz byli w Operze, o co biega. Za to zakończenie opery zostało mistrzowsko dopracowane - finałowa aria "Tu, tu, piccolo idio..." poprzedzająca śmierć Butterfly przyprawia o niesamowite dreszcze i wyciska łzy, podszyta tragicznym losem i skargą na niego. I krew wprowadzona do sceny z harakiri - lepiej ilustruje tragizm sytuacji. Z Opery tradycyjnie już wyszedłem uduchowiony. Choć wolałbym, żeby artystki zamieniły się rolami - wg mnie Magdalena Lewandowska ma mocniejszy głos, to ona powinna kreować postać Cho-cho-san. Troszeczkę za rzadko mamy okazję jej posłuchać.
Mimo wszystko, nadal uważam tę operę za wybitne dzieło. I wybieram się na nie po raz czwarty ;-)
no może niekoniecznie
"Choć wolałbym, żeby artystki zamieniły się rolami - wg mnie Magdalena Lewandowska ma mocniejszy głos, to ona powinna kreować postać Cho-cho-san."
No chyba niekoniecznie - choćby z prostej przyczyny: Cio cio san jest sopranem, a Lewandowska to ładny, dźwięczny lecz MEZZOsopran (z tendencją altową) i w górnych partiach się nie wyrabia...
No chyba niekoniecznie - choćby z prostej przyczyny: Cio cio san jest sopranem, a Lewandowska to ładny, dźwięczny lecz MEZZOsopran (z tendencją altową) i w górnych partiach się nie wyrabia...
Madama Butterfly
Fajna inscenizacja, dobra reżyseria. to nie byl Puccini, jakiego lubię - wszystko wydawało mi sie trochę za szybkie, nie było czasu na napawanie się każda nutą. myślę ze w tym wszystkim Pinkerton był na pierwszym planie. to on spowodował tragedię tej kobiety, i on cierpiał. kulminacyjnym momentem nie było samobójstwo Butterfly, ole skrucha Pinkertona. mimo wszystko, myślę że warto obejrzeć ten spektakl, choćby dla wspaniale wykonanej arii "Un bel di vedremo", która
sobota
Scenografia świetna, prawdziwa Japonia i prawdziwa kobieta japońska. Efekt płatków kwiatowych działa mocno. Dobra wymowa mocy uczucia określona czekaniem przed finałem.
Faktem jest, że Suzuki ma głos wspaniały. Jak na moje doświadczenie Batterfly wykazuje zbyt mało dystynkcji wyuczonej Gejszy (raczej laska) ale za to głos wyśmienity, pozwalający zapomnieć o dykcji. A kondycja - imponująca.
"Pinkerton" niestety ciągle demonstruje manierę z innych oper - jest śpiewakiem jednej arii, jak dla mnie to za mało. Znam jak dobrych tenorów mieliśmy na scenie dawniej.
Pomimo tych krytycznych uwag - warte posluchania i zobaczenia.
Faktem jest, że Suzuki ma głos wspaniały. Jak na moje doświadczenie Batterfly wykazuje zbyt mało dystynkcji wyuczonej Gejszy (raczej laska) ale za to głos wyśmienity, pozwalający zapomnieć o dykcji. A kondycja - imponująca.
"Pinkerton" niestety ciągle demonstruje manierę z innych oper - jest śpiewakiem jednej arii, jak dla mnie to za mało. Znam jak dobrych tenorów mieliśmy na scenie dawniej.
Pomimo tych krytycznych uwag - warte posluchania i zobaczenia.
sobota 29.11.2008
Opis spektaklu chętnie zacznę od pana Szymańskiego(pośrednik Goro). Jego gra i barwa głosu wydaje się idealną do zagranej roli,brawo. Pan Skałuba (Pinkerton) moim zdaniem wyrażnie lepiej czuje się w momentach dramatycznych (brawo za finał). Pani Kuklina(Cio-cio-san) niewątpliwie w roli tytułowej błyszczy swoim wielkim talentem. Pan Kępczyński(wuj Cio-cio-san) ma niezwykle dynamiczny głos i życzę mu większych ról. Jeśli chodzi o całość to mimo wszystko zabrako mi japońskiego kolorytu(wiśnia, krajobraz górski itd). Oryginalny pomysł zostawienia na scenie postaci Cio-cio-san w drugim antrakcie, wzbudziło spore zaskoczenie. To świetny pomysł na przedstawienie dramatyzmu i uczuć japońskiej bohaterki. Mimo pewnego chaosu w I akcie (napisy nie zawsze w porę), dramaturgia spektaklu rosła z każdą minutą. I dobrze, bo pewnie taki był zamysł Pucciniego. Ogólne wrażenie dobre choć rewelacji nie było.