Re: Mamusie majowo-czerwcowe 2014 *27*
Hejka,
Powracam do równowagi.
Kiedy rodziłam na Klinicznej pierwsze dziecko, było niemal idealnie - pomijam warunki sanitarne i posiłki ;) Dlatego tak mocno upierałam się,...
rozwiń
Hejka,
Powracam do równowagi.
Kiedy rodziłam na Klinicznej pierwsze dziecko, było niemal idealnie - pomijam warunki sanitarne i posiłki ;) Dlatego tak mocno upierałam się, by rodzić tam ponownie.
Mam też pytanie do dziewczyn po cc. Dostałyście jakieś zastrzyki w brzuch po porodzie? Bo z tego, co słyszę od koleżanek i swojej położnej, to powinnam dostać 3 zastrzyki - chyba związane jest to z blizną i krzepliwością krwi.
A teraz perełki z Klinicznej ciąg dalszy.
Po porannej operacji, gdzieś o 21:00 kazano mi wstać i zmienić pokój, bo potrzebowano łóżka dla kolejnej po cc. Z tego co wiem i pamiętam, to leży się ok. 24h plackiem. Jak widać na załączonym obrazku niektórzy tego nie praktykują. I chyba wiem skąd te ciągłe migreny teraz.
To że w szpitalach bieda, wiadomo. Ale wyobraźcie sobie, że na 30 leżących po porodzie dziewczyn, w niedzielę po południu, było do dyspozycji tylko 6 tabletek przeciwbólowych. I teraz pytanie: czy mamy losować metodą rzutu kostką czy ciągnąć losy?? Paranoja prawda? To nawet nie jest śmieszne. Jako że wiem jak bywa w szpitalach - tabletki wszystkie miałam swoje, ale później okazało się też, że dziewczyny z niedoczynnością tarczycy czy innymi problemami zdrowotnymi, które zapomniały zabrać leki z domu nie miały szans, by dostać albo pożyczyć takowe w szpitalu.
Na 3 dobę podczas obchodu jedna z asystentek (?) głównego lekarza spoglądając w moją kartę stwierdziła, że chyba zapomniano mi podawać antybiotyk zaraz po porodzie... Jako że ręce mi opadły już od początku, to tym razem opadły mi jeszcze cycki z bezsilności.
Bo kurde jak można przeoczyć podawanie dość ważnych leków? I nagle słyszę - A to pani sobie kupi i będzie już w domu kończyć kurację. Zaczęłam popadać w paranoję, czy może to wszystko jest jakoś ukartowane z góry i szpitale w ten sposób oszczędzają. Niech pacjent płaci, skoro coś mu dolega.
Kolejna rzecz, która wkurzyła nie tylko mnie, to dawanie nadziei na wyjście do domu, po czym udawanie, że nie było takiego tematu i że jeszcze cię nie wypiszą. Przeżyłam to poprzednio. Teraz świetnie rozumiałam szlochy dziewczyn z pokoju, którym codziennie mówiono, że na pewno wyjdą, a później kazano czekać jeszcze dzień, dwa, trzy... Same wiecie jak to jest, kiedy się na coś nastawisz, na coś dobrego, a potem dostaniesz wiadro zimnej wody na głowę.
Dziewczyna obok dostała infekcji żylaków (żyły jej wybiły po porodzie, bolało, porobiły się zaczerwienienia itd). Na porannym obchodzie lekarz kazał pielęgniarce dać jej zastrzyk. Przypomniano sobie o niej późnym wieczorem... po jej wielokrotnym nachodzeniu dyżurki.
A wieczorne obchody na Klinicznej to prawdziwa błyskawica. "Dobry wieczór. Czują się panie dobrze? To dobrze. Dobranoc".
Zszyta jestem jak kawałek mięsa na roladę.
Po szpitalnych posiłkach czyści mnie do dziś. ;(
Ściskam i gratuluję rozpakowanym. Chwila spokoju minęła i lecę dawać cyca ;) Dobrze, że szybko uporałam się z laktacją choć i tak musimy jeszcze dobijać mm :)
zobacz wątek