Re: Mamusie sierpniowo-wrześniowe 2012 8*
kurcze, tyle napisałam i nie ma :-/
agusp, też miałam inaczej. Co działo się ze mna byłam całkowicie świadoma, chociaż zasypiałam między skurczami to jak zbliżał się kolejny...
rozwiń
kurcze, tyle napisałam i nie ma :-/
agusp, też miałam inaczej. Co działo się ze mna byłam całkowicie świadoma, chociaż zasypiałam między skurczami to jak zbliżał się kolejny informowałam i przybierałam pozycję. Ale co się działo wokół mnie to słabo kojarzę, równie dobrze mogłabym faktycznie na ulicy rodzić. Nie wiem kto był na sali, ile osób...
Ale pamiętam jak bardzo mąż mi pomagał, masował mi brzuch, trzymał mnie tam gdzie miał trzymać, polewał prysznicem, liczył sekundy przy parciu, podpierał mi głowę, robił zimne okłady (na to sam wpadł, to było zarąbiste), podtrzymywał na duchu, ze dam radę, że jeszcze trochę, itp... wołał położną jak coś sie działo. Potem położne go chwaliły, że "wykazał się profesjonalnym podejściem do sprawy", hehe ;) Dla mnie ważne było to, że przede wszystkim nie czułam się sama. Że był ze mną przez cały czas. Tak jak Wam pisałam pod koniec zaczełam się strasznie bać, aż sie ze strachu trzęsłam, nie wiem co by było bez niego, chyba bym sie tam załamała.
Zrazić to absolutnie się nie zraził. Może własnie dobrze że był i widział, żeby potem nie gadał, że poród to pryszcz i żeby docenił. Może dzięki temu taki pomocny był później w domu, naprawdę dużo przy Madzi robił. Rozumiał dlaczego może mnie aż tak boleć, nie lekceważył tego. Przyznaje, ze było ciężko, że widział jak bardzo się męczyłam, a najgorsze było to, że nie mógł nic zrobić, ale to nie prawda, robił bardzo dużo. Nie wiem czy dałabym radę bez niego.
No ale to nie każdy się nadaje, jakby miał tylko przeszkadzać i denerwować to chyba lepiej żeby czekał na korytarzu.
zobacz wątek