Re: Mamy Marcowe i Kwietniowe 2011 - 15
To dziewczyny melduję się w wątku 15! Tak jak już Wam pisałam 12.03.2011 o 9.50 przyszła na świat moja córeczka Helenka.
A wszystko zaczęło się 1.30 w nocy, kiedy to zaczęły mi odchodzić...
rozwiń
To dziewczyny melduję się w wątku 15! Tak jak już Wam pisałam 12.03.2011 o 9.50 przyszła na świat moja córeczka Helenka.
A wszystko zaczęło się 1.30 w nocy, kiedy to zaczęły mi odchodzić wody płodowe. Nie było ich dużo, ale została podjęta decyzja o jechaniu do szpitala. Oprócz sączenia wód nie odczuwałam żadnych dolegliwości, skurczy. O 3 dojechaliśmy do szpitala, podłączyli mnie pod ktg i zostałam skierowana na porodówkę. Ponieważ akcja skurczowa nie występowała, rozwarcie minimalne, a wody nadal się sączyły, o 4 zostałam podłączona do pompy z oksytocyną, która miała skończyć się o 9. Do 8 nie odczuwałam nadal żadnych skurczy, a więc po prostu siedzieliśmy sobie z mężem w sali porodowej. Było bardzo spokojnie, w ogóle nie czułam się jakbym była w szpitalu i rodziła. Wszyscy mówili, że to jeszcze potrwa. Mówiłam, że z pierwszą córką też tak było - długo, długo nic, a potem raz dwa i była na świecie, ale raczej wszyscy słuchali tego z niedowierzaniem. O 8 pojawił się pierwszy skurcz, ale taki delikatny, raczej mało bolesny. I tak było do 9 - delikatne skurcze co jakiś czas. Rozwarcie nadal nie postępowało. O 9 pojawiły się już mocne skurcze, które bardzo przyspieszyły na intensywności i częstotliwości. I nagle zrobiło się prawie całkowite rozwarcie, następnie 2 skurcze parte i Helenka była na świecie. Tak więc u mnie cały ból trwał tak naprawdę 50 minut! Tak więc nie było źle :) Panie położne stwierdziły, że jestem stworzona do rodzenia dzieci :) Udało się urodzić siłami natury, bez nacięcia, a więc teraz już praktycznie nie odczuwam przebytego porodu. Oprócz brzuszka, który niestety jeszcze został... Ale mam nadzieję, że z nim też uda mi się jakoś uporać.
Z opieki w szpitalu Wojewódzkim jestem zadowolona naprawdę w 100%! Po prostu wszystko odbyło się w takiej spokojnej i miłej atmosferze, że aż byłam w szoku. Opieka na położnictwie też rewelacyjna. A najbardziej byłam zszokowana izbą przyjęć, z którą miałam złe wspomnienia z poprzedniego porodu, a tym razem po prostu super. Pomimo, że przyjechaliśmy w nocy i musieliśmy obudzić panią położną na izbie.
Paciorkowiec, którego tak się bałam na szczęście nie przeszedł na Helenkę, a więc też pozytywnie. Tylko przez niego musiałyśmy zostać do wczoraj, bo normalnie byśmy wyszły już w poniedziałek. Ale lepiej było wszystko dokładnie sprawdzić.
Od wczoraj jesteśmy w domku. Helenka jest bardzo spokojna. Tylko je i śpi. Karmię ją tylko piersią, póki co bez problemów. Budzi się jak w zegarku, co 3 godziny. Czasami w dzień co 2 godzinki. Niestety na nasz powrót starsza córka zachorowała - wczoraj gorączka 39,9, a więc wieczór był dosyć intensywny. Ale daliśmy radę. Dzisiaj już jest lepiej, mam nadzieję, że Mała nic nie podłapie.
Dobra lecę karmić :) bo Helenka daje o sobie znać!
zobacz wątek