Wszystko odbywało się w zasadzie w całkowitej ciszy. Ale podczas mycia obok mnie siedziała klientka w bardzo sędziwym wieku z odpowiednio małą ilością włosów - czego nie powstrzymała się skomentować dość głośno fryzjerka myjąca jej głowę! Nadchodził moment strzyżenia - w zasadzie żadnej konsultacji. Mimo krótkich włosów poinformowałam, że chcę zapuszczać włosy, ale proszę o cieniowanie gdyż pomoże mi to przetrwać "ciężki" okres zapuszczania. Nożyczki do poszły w ruch. 3 razy uderzona czubkiem w głowę zaczęłam się bać. Tył fryzury nie spełnił moich oczekiwań, ale przód - to już przeszło wszystko - teraz z gęstych włosów wyszła mi fryzura cokolwiek wyliniała. Jak po chemioterapii. A układanie to po prostu kpina. Zasugerowałam, że proszę o nałożenie wosku lub gumy usłyszałam jednak, że do krótkich włosów stosuje się lakier - jest najlepszy, a jak mi się nie podoba to mogę go sobie wyczesać! Fryzurę ułożono mi na szczotce elektrycznej. Mam 29 lat i chęć wyglądania na swój wiek i pomna, że mamy XXI wiek ze spaloną skórą głowy, wściekła i chcąca się ukryć przed ludzkim wzrokiem opuściłam ten zakład. Ja do niego nie wrócę!