Gdyby nie to że byli znajomi z chęcią bym wyszedł...
Nie podzielam poprzedniego zdania zachwyconego widza. Ja podobnie, nie znałem dokładnie treści i przyznaję, że musiałem po spektaklu dowiedzieć o czym to dokładnie było. Dzięki temu trafiłem na...
rozwiń
Nie podzielam poprzedniego zdania zachwyconego widza. Ja podobnie, nie znałem dokładnie treści i przyznaję, że musiałem po spektaklu dowiedzieć o czym to dokładnie było. Dzięki temu trafiłem na wspaniały spektakl teatru telewizji (z Anną Seniuk), który jeszcze pogrążył ten z konsulatu. Nacisk w gdyńskim przedstawieniu był położony głównie na to, że z bliżej nieznanej przyczyny jeden mężczyzna żąda od drugiego aby się ożenił. W oryginalnym utworze tak jak ja to rozumiem, chodziło o rodzaj rywalizacji, sporu między swatką, a przyjacielem głównego bohatera. Z przekory i być może z powodu dawnych urazów chciał jej utrzeć nosa, udowodnić, że sobie lepiej poradzi. Jego mniemanie o sobie i męskie ego były głównym motorem działania. W tej interpretacji zupełnie się to zagubiło. Liczyłem na to, że może w finale okaże się, z jakiego naprawdę powodu tak bardzo mu zależało na tym ślubie. Sądziłem, że będzie w tym jakaś intryga, może mroczna historia. Niestety zawiodłem się. Przeszkadzało mi też dużo rzeczy m. ni. że bardzo młodzi ludzie grali bohaterów i bohaterki w średnim wieku. Zupełnie nietrafiony, choć przyznaję zabawny był wg. mnie wątek homoseksualny. Agafia przedstawiona jak niezrównoważona nastolatka. Za dużo krzyków, egzaltacji, w tym również muzycznie ( requiem Mozarta - serio?). Aktorzy i aktorki bardzo sympatyczni i życzę im dużo powodzenia, ale może to jeszcze za wcześnie na takie nazwiska jak Gogol.
zobacz wątek