Widok
Pan Czesław z Sopotu. Wspomnienie Parasolnika
Opinie do artykułu: Pan Czesław z Sopotu. Wspomnienie Parasolnika.
Zanim narodził się Parasolnik, najpierw był Czesław Bulczyński, urodzony w Poznaniu 26 kwietnia 1912 roku. W okresie międzywojennym pracował podobno w cyrku braci Staniewskich. W czasie wojny trafił podobno do niemieckiego obozu. To obozowe przejścia miały sprawić, że Bulczyński stracił pełnię zdrowia psychicznego. W siermiężnych czasach PRL, brodaty facet, przebierający się za kobietę, wikinga albo piec, był jedną z głównych atrakcji turystycznych Sopotu.
Na pewno Bulczyński w ...
Zanim narodził się Parasolnik, najpierw był Czesław Bulczyński, urodzony w Poznaniu 26 kwietnia 1912 roku. W okresie międzywojennym pracował podobno w cyrku braci Staniewskich. W czasie wojny trafił podobno do niemieckiego obozu. To obozowe przejścia miały sprawić, że Bulczyński stracił pełnię zdrowia psychicznego. W siermiężnych czasach PRL, brodaty facet, przebierający się za kobietę, wikinga albo piec, był jedną z głównych atrakcji turystycznych Sopotu.
Na pewno Bulczyński w ...
dobre wspomnienie,
faktycznie była to sopocka "osobowośc" nie do podrobienia, ana tle tych szarych czasów dodająca kolorytu. W latach osiemdziesiątych w Gdyni był taki oryginalny gośc "Jażyna Malaż" ( pisownia oryginalna) Dzisiaj takie osoby pozostałyby nie zauważone - bo coraz więcej przebierańców i coraz trudniej o oryginał ( parafrazując mistrza Rosiewicza)
Pamiętam ich doskonale.
Mam 60 lat,jestem mieszkanką Sopotu od urodzenia, Parasolnik,Peter,Kanada byli barwnymi postaciami tego miasta. Jak dzisiaj pamiętam ich, a Peter miał słabość do dziewczyn z długimi włosami. W kamienicy gdzie mieszkałam była starsza niż ja dziewczyna tzn ja miałam 10 lat, a ona 20...i to właśnie za nią przez jakiś czas szalał Peter oczywiście ona nie była tym zachwycona. Minęło kilka miesięcy i Peter skierował swoje zainteresowanie na inną dziewczynę. Sopot tamtych lat był znacznie piękniejszy pod każdym względem. Pozdrawia Agata.
Peter Konfederat zimową porą w latach 80-tych gonił kiedyś mnie i moją koleżankę przez cały Monciak z fuzją w ręku, tylko dlatego, że koleżanka miała na głowie lisią czapę z ogonem ( takie były kiedyś modne ) i wykrzykiwał :"Polowanie na rude lisy ! " . Nie było nam wcale do śmiechu, bo właził za nami do okolicznych sklepów. Najgorsza była ta fuzja w nas wycelowana.
Jako nastolatka nosiłam długie blond włosy.
Natknęłam się na Petera w zakładzie fotograficznym, który mieścił się kiedyś na Monciaka 43 albo 45 tam gdzie dzisiaj mieści się galeria .Peter nie chciał mnie z tamtąd wypuścić,włożył mi ma głowę swój kowbojski kapelusz ,trochę nie przestraszył,ale w końcu z uśmiechem tak jak to zwykle robił pozwolił mi iść.Trochę go potem omijałam łukiem.
Natknęłam się na Petera w zakładzie fotograficznym, który mieścił się kiedyś na Monciaka 43 albo 45 tam gdzie dzisiaj mieści się galeria .Peter nie chciał mnie z tamtąd wypuścić,włożył mi ma głowę swój kowbojski kapelusz ,trochę nie przestraszył,ale w końcu z uśmiechem tak jak to zwykle robił pozwolił mi iść.Trochę go potem omijałam łukiem.
Pan Czesio
Starszy miły i z dobrym humorem pozytywnie nastawiony do świata lat 80 starszy pan.
Nigdy nie słyszałam złego słowa zawsze miał miłe słowo dla innych.
Poznałam Go gdy przychodził na herbatkę do kierownika sklepu ( Pana Brauera starsi Sopocianie wiedzą gdzie był ten sklep) w 1983 roku byłam tam uczennicą.
Starszy miły i z dobrym humorem pozytywnie nastawiony do świata lat 80 starszy pan.
Nigdy nie słyszałam złego słowa zawsze miał miłe słowo dla innych.
Poznałam Go gdy przychodził na herbatkę do kierownika sklepu ( Pana Brauera starsi Sopocianie wiedzą gdzie był ten sklep) w 1983 roku byłam tam uczennicą.
barwne postacie Sopotu z lat 70tych jak je pamiętam
Parasolnik
Peter Konfederat
Dżordż kanada ( zawsze w kapeluszu kowbojskim)
Kossindżer - właściciel kawiarni/piwiarni przy 23 Marca - sobowtór Kossingera
Pani Gizela - woźna na Wydziale Transportu UG, zawsze, nawet jak miała z 70 lat jaksrawo wymalowana, kręciła się w hallu i znała wszystkich studentów
Peter Konfederat
Dżordż kanada ( zawsze w kapeluszu kowbojskim)
Kossindżer - właściciel kawiarni/piwiarni przy 23 Marca - sobowtór Kossingera
Pani Gizela - woźna na Wydziale Transportu UG, zawsze, nawet jak miała z 70 lat jaksrawo wymalowana, kręciła się w hallu i znała wszystkich studentów
A może mamy do czynienia ze zmianą obywatelstwa ???.
W latach 1980-1984 wielokrotnie spotykałem na Monciaku ubranego w czarny strój kowbojski z takimże kapeluszem " Dżony Amerykana ". Strój był wykonany ze skóry lub materiału skóropodobnego. Na plecach " bluzy ' miał chyba wymalowaną flagę USA. I często takąż wymachiwał. Jego ochroną byli turyści i zapewne nie4którzy sopocianie. Kanada sąsiaduje z USA. (Dżordż canada ???)
Pana Czesława też spotykałem często. Zachowywał się zawsze poprawnie. W jego spojrzeniu przebijała się życzliwość. Spacerował w towarzystwie kobiety. Oczywiście obwieszony parasolkami. Często w ręku dzierżył parasolkę z uszkodzonym " poszyciem " jak na "parasolnika" wypadalo.
Pana Czesława też spotykałem często. Zachowywał się zawsze poprawnie. W jego spojrzeniu przebijała się życzliwość. Spacerował w towarzystwie kobiety. Oczywiście obwieszony parasolkami. Często w ręku dzierżył parasolkę z uszkodzonym " poszyciem " jak na "parasolnika" wypadalo.
George Canada
Skoro nastepny o Peterze , to kolejny o Georgu Canadzie .
Lata 70 te w Trojmiescie to byly fajne czasy dla studentow , do dziś nie wiem dlaczego milicja ,az tak bardzo nas nie lubiła . A te fajne czasy zakończyły się 13 grudnia 1981 roku . Tak , jak i na innych uczelniach na sopockiej ekonomi i prawie od listopada trwaly strajki okupacyjne , najdlużej , bo do 14. tego na oliwskim Mat Fizie . Studenci w pizamach na uczelni , o tym się w ogole nie pisze , czemu ?
Lata 70 te w Trojmiescie to byly fajne czasy dla studentow , do dziś nie wiem dlaczego milicja ,az tak bardzo nas nie lubiła . A te fajne czasy zakończyły się 13 grudnia 1981 roku . Tak , jak i na innych uczelniach na sopockiej ekonomi i prawie od listopada trwaly strajki okupacyjne , najdlużej , bo do 14. tego na oliwskim Mat Fizie . Studenci w pizamach na uczelni , o tym się w ogole nie pisze , czemu ?
A ja sie pytam.
Duźo ludźi z Sopotu było by wspominać. Parasolnik, peter, kanada, mi lepiej sie podobał Sopot w latach 80-90 na Manciaku bylo wszystko i knajpy i sklepy co kawalek jakiś grajek a koło delikatesów lub za domem towarowym bryza gral zespoł z Peru Boliwi i Ekwadoru. Był bar pod wierzba pawilon no i super knajpka Fantom to byly czasy. Teraz to powinny wjechać ciezke maszyny zaorać ten Sopot i posadzić trawe co pan Karnowski zrobił z pieknym miastem Sopot. A ja sie pytam ile mam teraz sklepów spozywczych na maciaku. 3- 4 a gdzie źeźnik, rybny. Wedel , baltyk kino polonia bałtyk sklep z zabawkami a teraz kurka same knajpy i ogrodki ze kurka nawet przejśc nie idzie bo kurka z jednej strony ogrodek i z drugiej strony ogródek i Monciak kurka o połowe weźszy
Peter był ogarnięty dopóki żył jego ojciec,ale potem już nikt nad nim nie panował. Był brudny, spijał ludziom alkohol z kieliszków, co nie podobało się ,ani gościom, ani właścicielom lokali.Stawał się coraz bardziej uciążliwy,a przy tym również agresywny.Dlatego władze miasta umieściły go w zamkniętym ośrodku.Ponoć był z wizytą w Sopocie,bo bardzo tego pragnął, oczywiście w obstawie. Słyszałam, że bardzo to przeżył, ale ile tym prawdy?
Do sopocianina
Ktory pyta o Petera i Kanade. W 2007 roku słuchalem w radiu i była zapowiedź ze bedzie rozmowa z Peteren konfederatem z Sopotu. W 2007 jak sie wypowiadal Peter to przebywał w Domu Pomocy Społecznej w Strzebielinku za Wejherowem mówił źe tęskni za monciakiem i ze jego marzeniem jest przejśc sie po monciaku a teraz co sie znim dzieje niewiem masz telefon to dzwon do strzebielinka i pytaj o Petera z Sopotu i daj znać
Parasolnik z mojego dzieciństwa
Idealnie pamiętam, że Parasolnik miał dwa psy (ok 1970 rok). Jeden był mały i czarny, drugi biały pudel miniaturowy. Czesiu nazwał go Lalka. To bzdura, że bały się Go dzieci. Miałam wtedy kilka lat, a do dziś pamiętam jakim był sympatycznym człowiekiem. Miałam to szczęście, że wychowywałam się na ul. Emilii Plater. Czyli po sąsiedzku. Piękne czasy :)
W latach 70-tych XX wieku na monciaku pojawił się PETER KONFEDERAT.....
Peter Konfederat siedział na ławeczce i na zamówienie, na konkretny temat pisał wiersz. Pisał ręcznie i podbijał lakową pieczęcią. Za wiersz brał 10 zł. Ludzie stali w kolejce. Ten facet miał talent. Po sezonie "Wieczór Wybrzeża" roznosił do sklepów i barów na monciaku. A jak nie chcieli kupić to groził zabytkowym pistoletem lub bagnetem.
Zostawiłam sobie artykuł o Parasolniku z dodatku Duży Format do GW. Mam sentyment do tej postaci. W internecie wyszukałam piękne wpisy o Czesiu Bulczyńskim. Nie znam ich autorów, ale zazdroszczę lekkości pióra. Oto dwa fragmenty, które szczególnie mi się podobają: "Mieszkał bodaj na końcu ulicy Grunwaldzkiej, w jednym ze starych domów rybackich, w okolicy słynącej z wódczanych barów o niezapomnianej atmosferze. Pamiętam kilka nazw: „Costarica”, „Tempo”, „Ludowa”. Sanktuaria alkoholowej transcendencji, niebieskie od tytoniowego dymu oszołomienie po pierwszej setce z porterowym dopalaczem".
"(...) a legenda rodziła się w danym czasie, na oczach pewnej grupy ludzi i tego się nie przywróci. Czegokolwiek byśmy nie zrobili postać Parasolnika jest dana określonej grupie jednej epoki. Ja miałem szczęście. Żyłem w czasach naocznych świadków. Mnóstwo ludzi, którzy od niedawna przyjeżdżają do Sopotu, nie mają pojęcia, kim był. Nie czują tego klimatu. I trudno opowiedzieć im o duszy tamtego Sopotu i starym człowieku w za dużych butach, co tej duszy był wcieleniem. W żaden sposób nie przekażemy tamtej atmosfery miasta nowemu pokoleniu. Bo to są inni ludzie. Parasolnik zostanie stałym elementem naszej pamięci. Nikt nie potrafił zrobić takiego buntu przeciwko rzeczywistości, jak potrafił to on. Był wiatrem, wolnością..."
"(...) a legenda rodziła się w danym czasie, na oczach pewnej grupy ludzi i tego się nie przywróci. Czegokolwiek byśmy nie zrobili postać Parasolnika jest dana określonej grupie jednej epoki. Ja miałem szczęście. Żyłem w czasach naocznych świadków. Mnóstwo ludzi, którzy od niedawna przyjeżdżają do Sopotu, nie mają pojęcia, kim był. Nie czują tego klimatu. I trudno opowiedzieć im o duszy tamtego Sopotu i starym człowieku w za dużych butach, co tej duszy był wcieleniem. W żaden sposób nie przekażemy tamtej atmosfery miasta nowemu pokoleniu. Bo to są inni ludzie. Parasolnik zostanie stałym elementem naszej pamięci. Nikt nie potrafił zrobić takiego buntu przeciwko rzeczywistości, jak potrafił to on. Był wiatrem, wolnością..."
George Kanada
Mieszkał w Kanadzie był właścicielem zamku i stadniny koni, kiedy pojawiał się w Sopocie po długiej nieobecności opowiadał że właśnie wrócił z Kanady gdzie toczy swoje boje z siostrą o spadek ów zamek i stadninę koni a tak naprawdę to przez te kilka miesięcy kiedy go nie było przebywał w szpitalu psychiatrycznym,George Kanada niestety nie wybudził się po operacji i zmarł to był gościu zawsze z klasą czysty schludny pachnący grzeczny z rodowym sygnetem i zawsze w ujmujący sposób prosił o wsparcie na herbatę żeby mógł posiedzieć sobie w ulu, poza tym fantastycznie opowiadał o astronomii myślę że to była jego wielka pasja.
Szpitalny dziadek
ożesz, nie wiedziałam, że miał tak burzliwą historię. Dla mnie był dziadkiem szpitalnym, kiedy przebywaliśmy na okulistyce w Gdyni. Rozśmieszał dzieciaki, opowiadał historie, rozdawał cukierki. Póżniej kiedy spotykałam go na Monciaku witał mnie serdecznie. Pięknie dziękuję za przywołanie tych wspomnień.
Źycie lat 70-80 tych miało swoje klimaty. Chociaż była komuna to niektóre rzeczy człowiek będzie pamiętał zawsze np takie Ogórki z przyczepami, saturatory na ulicach, grę w kapsle czy noźa w piasownicy. W tym roku pokazałem swoim dzieciom jak kiedyś grało się w kapsle zrobilem trase dalem im po kapslu i ..... tych zdziwionych min dzieci które były na placu zabaw nie zapomnę. Popatrzyły popatrzyly i poszły w kącik ogladac swoje smartfony i tablety. To juź inne czasy a tamte nie wroca nigdy. Szkoda.
Beztroskie dzieciństwo
Do Sopotu przyjeżdżałam z mamą z małego miasta w środku Polski w latach 70-tych. Zawsze latem, zawsze na cały miesiąc. To było wydarzenie! Czekałam na pobyt w magicznym Sopocie,na spacery monciakiem, na wieczorne molo, na coca colę w Złotym Ulu, atmosferę festiwalu i "polowanie" przed Grandem na autografy gwiazd. Na ciastka w cukierni na ul.Podjazd,na słońce,ciepłe (naprawdę) morze pełne meduz... Parasolnik to była już wtedy sopocka legenda, a dla mnie postać z tego niezwykłego, wakacyjnego świata...
Dziś podobnych przebierańców jest na pęczki.
Czytaj więcej na:
https://historia.trojmiasto.pl/Pan-Czeslaw-z-Sopotu-Wspomnienie-Parasolnika-n118029.html?fbclid=IwAR35lNTV52vAyblV2HcrGyMftq-Czm9VniyQ-0mPJdF_ymA5z8v9SOKuzG8#tri
oj nie ma juz takich
Czytaj więcej na:
https://historia.trojmiasto.pl/Pan-Czeslaw-z-Sopotu-Wspomnienie-Parasolnika-n118029.html?fbclid=IwAR35lNTV52vAyblV2HcrGyMftq-Czm9VniyQ-0mPJdF_ymA5z8v9SOKuzG8#tri
oj nie ma juz takich
Czy to prawda
Podobno jak milicja przyjechała pod dom Petera by wygarnąć mu z chaty te prawdziwe czy też domniemane elementy militarne to Konfederat wytoczył się na balkon z pociskiem moździerzowym którego zrzuceniem groził milicjantom?Legenda głosi,że milicja się wycofała,przynajmniej na jakiś czas:))Nie widziałem tego,kolesie z Sopotu opowiadali.
To były fajne czasy
Lata 70 te w Sopocie to były dla nas studentów z Transportu , Produkcji ,oraz Prawa ciekawe , pełne towarzyskich przygód czasy . Sopot był zupełnie innym miastem niż obecnie . Knajpy Górnego / Parkowa / i Dolnego / Turystyczna , Danusia ,Ludowa / Sopotu były pełne studentów w dzień ,a wieczorami w akademikach / 7 , 8 , 9 / Jest co wspominać .
Szkoda ,że żadna ksiązka lub film o tym nie powstały . Ten okres zakończył się jesienią 1981 strajkami okupacyjnymi studentów w budynkach uczelnianych przy obecnie Armii Krajowej , grudniowym koncertem Naszej Basi Kochanej z Jerzym Filarem w wypełnionej Auli Ocieszyńskiego na Transporcie . Połowa studentów była w piżamach . Gdybym nie był naocznym świadkiem to bym nie uwierzył , bo przez 40 lat o tym zupełnie się zapomniało . Czemu ?
Szkoda ,że żadna ksiązka lub film o tym nie powstały . Ten okres zakończył się jesienią 1981 strajkami okupacyjnymi studentów w budynkach uczelnianych przy obecnie Armii Krajowej , grudniowym koncertem Naszej Basi Kochanej z Jerzym Filarem w wypełnionej Auli Ocieszyńskiego na Transporcie . Połowa studentów była w piżamach . Gdybym nie był naocznym świadkiem to bym nie uwierzył , bo przez 40 lat o tym zupełnie się zapomniało . Czemu ?