Re: Poród w szpitalu w Kartuzach ?
Potwierdzam info o Kartuzach. Rodziłam w grudniu. Miałam zaświadczenie na cc, ale położna i tak chciała mnie przekonać do sn :(. Chyba była bardzo nie w sosie, ogólnie nie miła. Na szczęście...
rozwiń
Potwierdzam info o Kartuzach. Rodziłam w grudniu. Miałam zaświadczenie na cc, ale położna i tak chciała mnie przekonać do sn :(. Chyba była bardzo nie w sosie, ogólnie nie miła. Na szczęście przyszedł mój lekarz i naprostował sytuację:) Anestezjolog na miejscu więc od razu znieczulenie i na stół. Trwało to może 45 min max. Później już na sale pooperacyjna, która jest 2 osobowa. Nie wiem czy stety czy nie stety ale mogli wchodzić "goście" wiec w pewnym momencie do pani obok przyszedł tłum ehhhh. Mój maż tez przychodził więc w sumie nie zaliczam tego na minus. Na sali pooperacyjnej leży się dobę, po 8-10 godz każą wstać. Na szczęście nie zostawiają kobiety samej sobie i pomagają, dają leki przeciwbólowe. Pielęgniarki zachęcały mnie żebym się przeszła do dziecka zobaczyć je w inkubatorze i nie robiły żadnego problemu, że tam długo siedziałam.
Następnego dnia przeniosłam się na sale poporodową - 1 osobową z łazienką. Widziałam, że są tam sale 2-osobowe ale miałam szczęście i dostałam "jedynkę":) Kobieta, która ze mną leżała na pooperacyjnej też dostała taki pokój.
Nie było terroru laktacyjnego (pierwsze dziecko rodziłam w Gdyni i niestety tam położne mają na tym punkcie świra, strasznie wjeżdżały na mnie chociaż miałam bardzo mało pokarmu:*(). W Kartuzach same pytały się czy trzeba przynieść mleko lub czy chcę coś na ból. Faktycznie nie pomagają w zajmowaniu się dzieckiem, ale już jako mama jednego szkraba tego nie potrzebowałam. Nawet by mi to przeszkadzało.
Moja "współlokatorka" z pooperacyjnej przyjechała do szpitala jak stała. Dali jej piżamę, wkłady higieniczne. Mówiła, że przyjechała do szpitala ze skurczami w nocy i trafiła na bardzo wredna położną. Kompletnie nie mogła liczyć na jej pomoc. Męczyła się przez 3 godz. po czym wybłagała u lekarza cesarkę- zrobili jej bez problemu.
Jedzenie wiadomo...tragicznie szpitalne. Na minus (jeżeli miała bym się jeszcze czepiać) to trochę było chłodno i woda w prysznicu się długo nagrzewała.
Mogę śmiało stwierdzić, że szpital w Kartuzach daje naprawdę radę. Mam porównanie z Gdynią i to niebo a ziemia. Naprawdę żałuje, że pierwsze dziecko rodziłam w Gdyni :( Mniej bym sie stresowała, może mniej bym się nacierpiała a już na pewno rodziła bym w lepszym standardzie.
zobacz wątek