"Nauczyłem się kochać tajemniczość.
Ona jedna chyba może życie nasze uczynić niezwykłym i cudownym". No właśnie... nic dodać nic ująć. A właściwie to można coś dodać - "dosłowność zabija tajemnicę". Niestety, tej dosłowności był,...
rozwiń
Ona jedna chyba może życie nasze uczynić niezwykłym i cudownym". No właśnie... nic dodać nic ująć. A właściwie to można coś dodać - "dosłowność zabija tajemnicę". Niestety, tej dosłowności był, moim zdaniem, nadmiar w "Portrecie Doriana Graya" wystawianym na deskach Teatru Wybrzeże. Wielu treści, których po lekturze książki możemy się domyślać, wiele dwuznaczności i niedomówień, zostało wywleczonych na światło dzienne i potraktowanych dosyć płytko. Owszem odniosło to pewien, prawdopodobnie zamierzony, efekt - ukazane zostało zepsucie tytułowego bohatera i większości towarzystwa, w jakim się obracał. Myślę jednak, że widzowie, którzy przychodzą na Portret Doriana Graya są na tyle inteligentni, żeby niektórych rzeczy się domyślić, wyłowić prawdę z niedomówień, półsłówek, spojrzeń i gestów. Z pewnością byłoby to o wiele ciekawsze podejście do sprawy. Przyznam się, że nie przepadam za takim nowoczesnym teatrem, który, jak pisze Pani Justyna Świerczyńska, charakteryzuje ascetyczna scenografia, ahistoryczne kostiumy, elektroniczne gadżety oraz homoseksualna miłość. Dlatego, mimo niezłej kreacji lorda Henryka, uważam, że najlepszy w tej sztuce był Oskar Wilde.
zobacz wątek