Widok
Powrót do jazdy rowerem po wodzie w kolanie.
Witam
Mam takie pytanie. Przez ok. 4 miesiące zmagałem się z urazem jakim była woda w kolanie ( z resztą nadal się z nim zmagam bo chodzę na rehabilitacje). Uraz ten uniemożliwił mi jazdę na rowerze. Zakazał jej mi lekarz. Teraz chcę powoli wrócić , ale jak to zrobić by ten uraz mi się nie odnowił. Niestety w Internecie brak jakichkolwiek informacji na ten temat. Bardzo proszę tylko o poważne odpowiedzi , bo to dla mnie bardzo ważne
Mam takie pytanie. Przez ok. 4 miesiące zmagałem się z urazem jakim była woda w kolanie ( z resztą nadal się z nim zmagam bo chodzę na rehabilitacje). Uraz ten uniemożliwił mi jazdę na rowerze. Zakazał jej mi lekarz. Teraz chcę powoli wrócić , ale jak to zrobić by ten uraz mi się nie odnowił. Niestety w Internecie brak jakichkolwiek informacji na ten temat. Bardzo proszę tylko o poważne odpowiedzi , bo to dla mnie bardzo ważne
Idź do fachowca, a nie szukaj porad w sieci - poza tą na początku zdania. Ludzi którzy myślą, że im się wydaje, że coś wiedzą jest na pęczki - a to coś przeczytali kątem oka na forum, a to cos usłyszeli na imprezie, a to pania Ania z księgowosci opowiadała, że jej mąż miał kolegę i tego kolegi syn... Zaszkodzić niedzwiedzią przysługą można sobie banalnie łatwo. Lekarz lub fizjoterapeuta i tyle w temacie.
Mam wrażenie, że dramatycznie poszukujesz lekarza, który powie Ci to, co pragniesz usłyszeć, czyli że można jeździć do woli. Może raczej poszukaj specjalisty od rehabilitacji, bo lekarze ortopedzi znają się na tym mniej niż rehabilitanci. Dla lekarza jesteś wyleczony, to ze masz pewne drobne dysfunkcje to nieważne. Zrozum ich, na co dzień spotykają się z naprawdę dramatycznymi przypadkami i Twoje problemy z rowerem są nieistotne.
https://plus.google.com/103435937234886475456/about?gl=pl&hl=pl
Może lekarze mają jakieś zasadnicze uwagi to tego typu urazów, ale ja miałem już kilka 'nieprzyjemnych zdarzeń' i wyżej wspomniany lekarz przez duże SZ zawsze powtarzał że dla kolana zbawienny jest ruch i rower jest najlepszy . Tylko siodełko musi być wysoko ( ale nie za wysoko - wiadomo ;-) )
Życzę zdrowia !!!
ps. a jak będą jakieś uwagi od młodych to trzeba im cytować ' pana ordynatora ' .. ;-)
Może lekarze mają jakieś zasadnicze uwagi to tego typu urazów, ale ja miałem już kilka 'nieprzyjemnych zdarzeń' i wyżej wspomniany lekarz przez duże SZ zawsze powtarzał że dla kolana zbawienny jest ruch i rower jest najlepszy . Tylko siodełko musi być wysoko ( ale nie za wysoko - wiadomo ;-) )
Życzę zdrowia !!!
ps. a jak będą jakieś uwagi od młodych to trzeba im cytować ' pana ordynatora ' .. ;-)
Naprawdę w tym położeniu trzeba mieć jeszcze piętę w dole? Zawsze myślałem, że pięta w dole jest na samej górze, w poziomym położeniu korby stopy też poziomo, a do dołu palce w dół. Albo w ogóle od płasko na górze, do palce w dole na dole, jak w foot-flex.
Ja tam mało macham stopami, ale takie opuszczenie pięty jak na tym obrazku trochę mnie dziwi.
Ja tam mało macham stopami, ale takie opuszczenie pięty jak na tym obrazku trochę mnie dziwi.
Jest ruch i ruch. Jazda na rowerze sama w sobie odciąża biodra i zapewnia ruch kolan, ale:
- twarde przełożenia i ciśnięcie na góry powoduje duże obciążenie kolan i bioder, jak dźwiganie sztangi.
- nawet miękkie przełożenie i wysoka kadencja w ilości solidnej, może powodować nadwyrężenie ścięgien. Taka kadencja 90/min to jest 5400/h, czyli na 5-godzinnej wycieczce (realna średnia będzie jakieś 83 rpm) mamy 25 tysięcy zgięć każdego kolana!
Więc na chore kolana rowerek, ale bez przesady. Dopiero jak nie boli, to można po trochu dociskać.
- twarde przełożenia i ciśnięcie na góry powoduje duże obciążenie kolan i bioder, jak dźwiganie sztangi.
- nawet miękkie przełożenie i wysoka kadencja w ilości solidnej, może powodować nadwyrężenie ścięgien. Taka kadencja 90/min to jest 5400/h, czyli na 5-godzinnej wycieczce (realna średnia będzie jakieś 83 rpm) mamy 25 tysięcy zgięć każdego kolana!
Więc na chore kolana rowerek, ale bez przesady. Dopiero jak nie boli, to można po trochu dociskać.
Ja go rozumiem, że d*psko się pali do siodełka, ale kolano nie pozwala. Nie da sobie wyleczyć tego kolana a jeździ cały czas, zresztą to jego problem. Na jego miejscu dawno bym był u jakiegoś lekarza sportowego, aby na wiosnę wystartować w pełni sił.
Wojtek jedź do Sopotu Żabianka AWF i tam Ci pomogą. Jest tam pani rehabilitantka sportowa, która być może Ci pomoże, trzeba coś próbować a nie jeździć i ciągle narzekać.
Amadeos 882 063 734
Wojtek jedź do Sopotu Żabianka AWF i tam Ci pomogą. Jest tam pani rehabilitantka sportowa, która być może Ci pomoże, trzeba coś próbować a nie jeździć i ciągle narzekać.
Amadeos 882 063 734
Zapewne w tym przypadku lekarz sportowy będzie się znał lepiej, bo chodzi o uprawianie (amatorskie, bo amatorskie) sportu i o kontuzję też nieobcą sportowcom.
Niemniej zawodowiec różni się od amatora tym, że amator chodzi do szkoły, albo pracuje i część, albo całość wolnego czasu poświęca zabawom/treningom/wyścigom, czyli jeździ na rowerze. Zawodowiec jeździ na rowerze (trenuje, ćwiczy inne sporty, odpoczywa i leczy się w celu jeżdżenia na rowerze), a pozostały wolny czas przeznacza na szkołę lub inne rozrywki. Czas poświęcony, oraz cele są diametralnie inne. A, że zawodowiec ma za sobą sztab ludzi i pieniądze, których celem jest doskonalenie zawodowca, to jest on zwykle doprowadzony do pełni/granic/poza granice jakie daje mu to ciało, w którym się urodził. Z amatora można by zwykle wycisnąć więcej niż stan do którego doprowadza się sam, czy pod okiem trenerów trenujących amatorów.
Kiedy miałem 13 lat, zaproponowano mi wstąpienie do klubu kolarskiego. Wiem, że nigdy bym nie osiągnął oszałamiających wyników (nie te predyspozycje), kusiła jednak mnie możliwość dosiadania bardzo dobrego (jak na tamte czasy) sprzętu, ale wystraszyłem się, że znienawidzę jazdę na rowerze, kiedy stanie się codziennym obowiązkiem.
Niemniej zawodowiec różni się od amatora tym, że amator chodzi do szkoły, albo pracuje i część, albo całość wolnego czasu poświęca zabawom/treningom/wyścigom, czyli jeździ na rowerze. Zawodowiec jeździ na rowerze (trenuje, ćwiczy inne sporty, odpoczywa i leczy się w celu jeżdżenia na rowerze), a pozostały wolny czas przeznacza na szkołę lub inne rozrywki. Czas poświęcony, oraz cele są diametralnie inne. A, że zawodowiec ma za sobą sztab ludzi i pieniądze, których celem jest doskonalenie zawodowca, to jest on zwykle doprowadzony do pełni/granic/poza granice jakie daje mu to ciało, w którym się urodził. Z amatora można by zwykle wycisnąć więcej niż stan do którego doprowadza się sam, czy pod okiem trenerów trenujących amatorów.
Kiedy miałem 13 lat, zaproponowano mi wstąpienie do klubu kolarskiego. Wiem, że nigdy bym nie osiągnął oszałamiających wyników (nie te predyspozycje), kusiła jednak mnie możliwość dosiadania bardzo dobrego (jak na tamte czasy) sprzętu, ale wystraszyłem się, że znienawidzę jazdę na rowerze, kiedy stanie się codziennym obowiązkiem.