tak właśnie było
Ruszyłem spokojnie rowerem spod opery kiedy zapaliło się zielone, zerknąwszy przedtem czy nic mi z lewej nie jedzie. Nie jechało.
Po przejechaniu około 1/3 szerokości przejazdu usłyszałem...
rozwiń
Ruszyłem spokojnie rowerem spod opery kiedy zapaliło się zielone, zerknąwszy przedtem czy nic mi z lewej nie jedzie. Nie jechało.
Po przejechaniu około 1/3 szerokości przejazdu usłyszałem szum z lewej i.... za chwilę leżalem na asfalcie. Dziadyga kierujący samochodem stwierdził w pewnym momencie że " wjechałem mu przed maskę". Jego szczęście bylo że nic mi się nie stalo (potłuczenia wyszły dopiero nastepnego dnia), i BARDZO nie chciało mi się czekać na policję. Rower generalnie nie doznal jakiejś szkody (o dziwo). W końcu machnąlem ręką na to i pojechałem dalej. Trzeba uważać mimo jazdy na "swoim" zielonym.
Opowieść ku przestrodze wszystkim.
zobacz wątek