Wybraliśmy to miejsce na spotkanie i kolację ze znajomymi z Gdańska i blamaż wyszedł niestety. Stolik zarezerwowany z dużym wyprzedzeniem.

Najpierw pani zapytała czy wolimy taras czy werandę, do wyboru, bo i tu i tu jest stolik, to powiedzieliśmy, że chętnie zobaczymy werandę. Po pięciu minutach rzekomego szykowania stolika pani wróciła z informacją o braku sukcesu i zaprosiła na taras.

Obsługa przyniosła dania obiadowe w wymiarze porcji dziecięcych, lasagne były letnie, prawie zimne. Co ciekawe musiałem osobno prosić kelnera o łaskawe zabranie talerzyka po apetizer, został mi wówczas zabrany jedyny widelec, bo obsługa nie przewidziała osobnych sztućców do dania głównego lub chociaż aby komuś dać widelec gdy już traci stary do dopiero co przyniesionej zimnej lasagne.

Mieliśmy zostać na deser i alkohole, ale w atmosferze wiejskiej potupajki i konieczności dalszego przekrzykiwania się przy małym stoliku zdecydowaliśmy się, wciąż głodni, zmienić lokal po uiszczeniu ponad 300 PLN za te rewelacje.

Absolutnie nie tak wspominałem to miejsce sprzed lat i złotówki już tam nie zostawię. Mogę tylko żałować, iż nie zaprowadziliśmy znajomych choćby do baru mlecznego czy Burger Kinga.