Moje pierwsze spotkanie z przychodnią miało miejsce w gabinecie ginekologicznym, kiedy to przemiły pan doktor powiedział: -"Wskakuj mała na samolocik i nogi w procę", poczucie humoru-rozumiem. Wizyta "na NFZ", ale za badanie laboratoryjne przemiły pan doktor zażyczył sobie 30 zł, a następnie i tak pobrał próbki- jednak dało się je zrobić z refundacją.
Lekarz pierwszego kontaktu najpierw kazał na siebie czekać ponad godzinę, tylko po to by poinformować mnie, że "od gorączki się nie umiera, a to co pani ma na skórze, nie wiem, co to jest, dam pani taki lek, który nic nie zmieni, ale niech go pani kupi.
Stomatolog, przy moim spóźnieniu 5 minutowym wskazała palcem na zegarek i powiedziała: "Wiesz co to jest? Do widzenia!" Nie dało się wytłumaczyć, że to tylko przegląd jamy ustnej. Skierowano mnie do rejestracji specjalistycznej, skąd z powrotem do okienka przy stomatologii ... Zarejestrować się na drugi termin też się nie dało rejestracja jedynie na 7 dni do przodu. Jednak najgorzej wypał przy tym wszystkim gabinet- późny PRL, panujący półmrok i skrzypiące, wyposażenie.
Jedyne co mi zostało,. to wypełnić ankietę i życzyć, żeby coś wyrwało tę przychodnie z lat 80' w XXI w