Jeśli nawet ktoś coś wie w tej sprawie (a w ten feralny dzień i jeszcze przez jakiś tydzień po) różne pogłoski krążyły wśród pracowników - zwłaszcza tych obecnych wtedy na miejscu), to raczej już...
rozwiń
Jeśli nawet ktoś coś wie w tej sprawie (a w ten feralny dzień i jeszcze przez jakiś tydzień po) różne pogłoski krążyły wśród pracowników - zwłaszcza tych obecnych wtedy na miejscu), to raczej już teraz nikt w BCT nie odważy się czegokolwiek powiedzieć.
Przywołam główny temat tego wątku (chociaż oczywiście kaliber - tj. efekt - tych dwóch spraw jest inny). Otóż facet, który w dosadnych słowach pożalił się na forum - na tym poprzednim, usuniętym wątku (mam zrzuty wpisów) na swoją panią kierownik a następnie potwierdził swoje żale w e-mailach do mnie prosząc o pomoc i radę - według jego słów, po rozmowie "wychowawczo-uświadamiającej" z prezesem - dostał stosowną reprymendę i zakaz kontaktowania się ze mną. Mało tego, ta rozmowa z prezesem na tyle go "uświadomiła", że ponoć z własnej, nieprzymuszonej woli pisemnie zaprzeczył swoim wcześniejszym żalom - ba - napisał swego rodzaju laurkę pani kierownik, obrażając mnie przy tym i zniesławiając (oczywiście rozesłał te swoje brednie do kilku osób, wyrażając zgodę na ich dalsze rozpowszechnianie).
Więc jak myślisz - czy ktoś, kto nawet miałby jakieś istotne i kto wie - może nawet niekoniecznie wygodne dla BCT - informacje na interesujący Cię temat, to podzieli się nimi z Tobą? To niestety przykre ale ja nie sadzę, żeby znalazł się taki odważny, bo strach robi swoje a wiem to chociażby stąd, że koleżanki, czy koledzy mojej żony (ofiary mobbingu, której już ponad rok temu pozbyto się z BCT), gdy spotykają ją przypadkowo na mieście, to owszem - miło porozmawiają - ale bywa, że rozglądają się, czy oby przypadkiem w pobliżu nie ma kogoś innego z BCT (w sensie kogoś, kto mógłby o taki spotkaniu uprzejmie donieść gdzie trzeba).
Ale bez względu na wszystko nie odpuszczaj, powodzenia.
zobacz wątek