Restauracja stylizuje się na ekskluzywny adres dla elitarnej klienteli. Czar prysł bardzo szybko, ustępując wrażeniu pospolitego snobizmu. Kelner spoufalający się z gośćmi i dopytujący co chwilę czy smakowało, na tarasie towarzystwo psa - wielkiego bydlaka przyprowadzonego do stolika przez innych gości i kłęby dymu tytoniowego - to namiastka tego elitarnego klimatu. Możnaby ewentualnie przymknąć na to wszystko oko jedząc kebaba w budzie na dworcu ale nigdy w miejscu, od którego oczekuje się minimum elegancji i bontonu. Gdyby w tej materii wszystko grało, może łatwiej byłoby wybaczyć niedociągnięcia na talerzu. Ale skoro najlepsze wrażenia wywołują samoobsługowe czekadełka, to czym tu się ekscytować? Oryginalnym wystrojem? Litości...