Widok
Dwa razy w życiu słyszałam taką ciszę po zakończeniu seansu
Pierwszy to "Wielka cisza", paradokument o kamedułach - film bez listy dialogowej i bez dialogów (zakonnicy nie rozmawiają ze sobą). Drugi raz dzis, (20XI) po "Tryumfie serca". Nie było nerwowego trzaskania foteli tuż po ostatniej scenie. Wszystkich wmurowało.
Scenariusz - majstersztyk. Po filmie o Ojcu Kolbe spodziewać się można zakończenia w bunkrze śmierci, ale nie rozpoczęcia filmu. Prawie jak u Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Tyle, że tutaj nie chodziło o sensację i napięcie w takim stylu. To prawie antyczna tragedia z jednością czasu i miejsca (przełamywana retrospekcjami spoza celi śmierci) - napięcie rozgrywa się wewnątrz psychiki bohaterów i pomiędzy nimi, ale bez gwałtownych porywów; przemiana zachodzi subtelnie, bez spektakularnych zwrotów. Cela śmierci staje się mikroświatem, gdzie ostatecznie trymfuje dobro- malenkie wobec skali brutalnego świata obozowego, ale nieodparte, niezłomne, niezwyciężone. Szkoda, że tak niewiele kin film pokazuje.
Scenariusz - majstersztyk. Po filmie o Ojcu Kolbe spodziewać się można zakończenia w bunkrze śmierci, ale nie rozpoczęcia filmu. Prawie jak u Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Tyle, że tutaj nie chodziło o sensację i napięcie w takim stylu. To prawie antyczna tragedia z jednością czasu i miejsca (przełamywana retrospekcjami spoza celi śmierci) - napięcie rozgrywa się wewnątrz psychiki bohaterów i pomiędzy nimi, ale bez gwałtownych porywów; przemiana zachodzi subtelnie, bez spektakularnych zwrotów. Cela śmierci staje się mikroświatem, gdzie ostatecznie trymfuje dobro- malenkie wobec skali brutalnego świata obozowego, ale nieodparte, niezłomne, niezwyciężone. Szkoda, że tak niewiele kin film pokazuje.